29 września 2013

Oddać hołd Żołnierzom Niezłomnym

(Powązki, czerwiec 2013. Tymczasowy pochówek szczątków patriotów zamordowanych przez komunistów. Fot. F. Błażejowski/Gazeta Polska/Forum)

Na „Łączce” spotkałam chłopaka 13-letniego, jak i osoby w wieku „mocno dojrzałym”, po siedemdziesiątce. Środowiska rozmaite: studenci, uczniowie, harcerze, pasjonaci historii, osoby zaangażowane w działalność obywatelską, kibice. Coś, co ich łączyło, to ogromny szacunek dla polskości, patriotyzmu – mówi w rozmowie z PCh24.pl Magdalena Maria Stulgis, wolontariuszka przy pracach ekshumacyjnych prowadzonych na Powązkach.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

 

W lipcu zeszłego roku dr hab. Krzysztof Szwagrzyk z Instytutu Pamięci Narodowej wraz z zespołem rozpoczął prace ekshumacyjne na tzw. Łączce. Gdzie znajduje się ta kwatera, jak to się stało, że dołączyłaś do grupy?

 

– Kwatera „Ł”, czyli tzw. Łączka, to obszar usytuowany wzdłuż muru cmentarnego Powązek Wojskowych. Jest to jedno z wielu miejsc na terenie Warszawy, w których potajemnie chowano ofiary zamordowane przez komunistycznych oprawców w latach 1948-1956.

Pierwszego sierpnia 2012 wraz z kolegami z Grupy Historycznej „Zgrupowanie Radosław”, do której należę, pełniliśmy naszą coroczną służbę na kwaterach powstańczych. Wiedząc o rozpoczęciu prac poszukiwawczych na „Łączce”, wybraliśmy się tam w wolnej chwili. Widok, który tam zastaliśmy, zrobił na nas ogromne wrażenie. Jedno z pierwszych pytań, jakie mi się nasunęło, brzmiało: „Jak można pomóc?”. Nie byłam jedyna – błyskawicznie zebraliśmy grupę osób chętnych (czy wręcz: rwących się) do tej pracy. Uczestniczyłam wraz z osobami z mojej Grupy w obydwu etapach prac ekshumacyjnych. Na Łączce bywałam kilka razy w tygodniu po kilka godzin. Tyle, ile tylko się dało, mając jednocześnie na głowie pracę zarobkową, studia, rodzinę, pasję…

 

Jak radziłaś sobie w tym czasie z pracą i studiami?

 

– Sama się nad tym zastanawiam. Rzeczywiście, nie był to łatwy czas – mimo już i tak napiętego grafiku nagle trzeba było wygospodarować (czy też wyczarować) kilka dodatkowych godzin. Zazwyczaj chodziłam pomagać na „Łączce” rano, od 7.00 do 10.00, przed wyjściem do pracy. Potem biegłam do drugiej pracy, a po powrocie, wieczorami, uczyłam się i pisałam pracę dyplomową. Jak wspominam ten okres, to aż nie chce mi się wierzyć, że można było funkcjonować na tak wysokich obrotach. To chyba Anioł Stróż czuwał nade mną, że mi się to wszystko udało poukładać.

 

Co Cię skłoniło do tej – dodajmy, że bezpłatnej – pracy?

 

– Głębokie wewnętrzne przekonanie i potrzeba duchowa. Nie mogłam przecierpieć tego, że ci ludzie tam spoczywający wyznawali i realizowali to wszystko, w co i ja wierzę, a skończyli tak tragicznie. Motywowało mnie jakieś nieokreślone i ciche poczucie solidarności z nimi wszystkimi, którzy tam zginęli. Oni nas nie znali, rzecz jasna. Ale jak sobie człowiek uświadomi, że oni tak się zaparli samych siebie, swojego życia, po to, żebyśmy my teraz mogli żyć swobodnie, w wolnym kraju… Aż wstyd marnować czas na błahostki.

 

Moja praca na „Łączce” miała na celu oddanie hołdu pochowanym tam Żołnierzom Niezłomnym, zarówno w wymiarze najwyższym – uczczenia i przywrócenia ich do panteonu narodowej pamięci, jak i w tym wymiarze ludzkim – pochowania ich w należyty sposób, z udziałem rodzin i bliskich.

 

A inne osoby co skłoniło?

 

– Najczęściej określali to krótko: „tu jest miejsce każdego patrioty, każdego Polaka”. Wielu ludzi mówiło o hołdzie, uhonorowaniu pamięci ofiar, dla których wszyscy mamy olbrzymi szacunek. Praca na kwaterze to szansa na zetknięcie z relikwiami Bohaterów. Ale jeden z kolegów swój wkład motywował to też chęcią „zepsucia planów tym skurczybykom” –oczywiście, chodziło mu o oprawców. Zatem jak widać, w znacznej większości były to względy patriotyczne.

 

W pierwszym etapie pracowało kilkunastu wolontariuszy, maksymalnie 20-30 osób. W drugim etapie niemal codziennie był ktoś nowy, nawet ostatniego dnia. Nie znam dokładnych statystyk, ale nie zdziwiłabym się, jakby liczba wolontariuszy sięgnęła setki. Rozpiętość wiekowa była bardzo szeroka, spotkałam chłopaka 13-letniego, jak i osoby w wieku „mocno dojrzałym”, po siedemdziesiątce. Środowiska rozmaite: studenci, uczniowie, harcerze, pasjonaci historii, osoby zaangażowane w działalność obywatelską, kibice. Coś, co ich łączyło, to ogromny szacunek dla polskości, patriotyzmu. Byłam pod wrażeniem osób z zespołu – ich podejście łączyło wielki profesjonalizm z ideowością. To bardzo nas wszystkich inspirowało.

 

Na czym polegała Twoja praca?

 

– Najczęściej były to zwykłe prace, jak grabienie, przerzucanie ziemi, porządkowanie terenu prac. Czasami miałam ten honor (dokładnie tak to odczuwałam!), że mogłam pomagać bezpośrednio przy wydobywaniu szczątków z ziemi, potem także przy ich czyszczeniu. Każda praca, choćby najdrobniejsza, wykonywana na Łączce była doceniana, i my także mieliśmy poczucie, że uczestniczymy w czymś ważnym.

 

Jeszcze przed rozpoczęciem miałam pewne obawy. Nie wiedziałam, jak zareaguję na widok kości, ciał. Tym bardziej, że to nie były zwyczajne pochówki. Ofiary wrzucano do dołów w sposób bezładny, często po kilka naraz, przez co nie mieściły się w grobach. Skrępowane dłonie, przestrzelone czaszki… W pierwszym etapie było kilka takich obrazów, które szczególnie zapadły mi w pamięć. Na przykład, korzenie, które wrosły w jedną z czaszek ofiar, w taki sposób, że wyglądała na rozdartą ostatnim krzykiem. To z jednej strony mogło przerażać, ale jednocześnie skłaniało do zadumy, modlitwy, która dawała otuchę.

  

Widzisz setki doczesnych szczątków bohaterów podziemia niepodległościowego, mordowanych strzałem w tył głowy, chowane pod murem, często w mundurach niemieckich, posypywane wapnem. Jak radzisz sobie psychicznie z tym doświadczeniem? Również z tą bezsilnością, że ich oprawcy pozostali bezkarni?

 

– To doświadczenie, jakim była praca na kwaterze „Ł”, nie niszczy mnie wewnętrznie. Wręcz przeciwnie – utwierdza mnie w tym co robię, stanowi motywację do dalszego działania w sferze patriotycznej czy obywatelskiej. Oczywiście, z jednej strony bardzo to przeżywam – boli mnie, że ludzie są w stanie wyświadczyć bliźnim tyle zła. Poczucie, że sprawcy dotychczas nie zostali ukarani, nie obezwładnia mnie jednak, a zachęca do odkłamywania historii, do upowszechniania jej prawdziwej wersji. W tej chwili już nawet nie tyle chodzi o to, żeby tych starców, którzy zachowali się jak bestie, zamknąć w więzieniach. Ale żeby zostali potępieni i skazani na ostracyzm społeczny. By odebrano im niezasłużone przywileje.

 

Pomagałaś również podczas wstępnych prac ekshumacyjnych w Białymstoku.

 

– Tak, to prawda. Pochodzę z tamtych okolic, więc ogromnie się ucieszyłam na wieść, że także tam mają zostać przeprowadzone prace poszukiwawcze. Na Białostocczyźnie podziemie antykomunistyczne działało bardzo prężnie. Wielu żołnierzy zostało zamordowanych. Teren obecnego białostockiego aresztu, czyli dawnego więzienia przy ul. Kopernika, jest jednym z lepiej udokumentowanych miejsc egzekucji. Przypuszcza się, że w ziemi leżą szczątki od kilkudziesięciu do ponad dwustu osób. Dlatego też tutaj również prowadziliśmy prace sondażowe, a w przyszłości – miejmy nadzieję – ekshumacyjne. Znaleźliśmy szczątki ludzkie, różne przedmioty osobiste. Wstrząsające jest samo miejsce, gdzie się znajdowały – pod psiarnią, gdzie stały wcześniej chlewy, gdzie chowano padłe zwierzęta… Ilość kości – czy to ludzkich, czy zwierzęcych – nie do zliczenia. Na „Łączce” kaci pokładli się na ofiarach – tutaj zasypali je śmieciami, zalali betonem i postawili na nich budynki gospodarcze.

 

Jak można przekonać współczesną młodzież, że warto być dumnym z historii Polski?

– Przede wszystkim – uświadamiać. Jak młodzi ludzie mogą być dumni z naszej historii, jeśli jej zwyczajnie nie znają? Ważne, by jednak mówić o niej w sposób, który do nich dotrze, ich językiem. Jeśli ktoś z domu nie wyniósł poszanowania dla patriotyzmu, Boga, wolności, to ciągłym używaniem wielkich haseł nie przekonamy go. Warto wskazać młodym, że powstańcy warszawscy czy żołnierze wyklęci to byli ludzie tacy sami jak oni dzisiaj. Mieli swoje problemy, plany i pomysły na życie, zakochiwali się, chcieli robić karierę i być szczęśliwymi. Nagle im to odebrano – i w tym momencie wystarczy zapytać tę młodzież: „Co Wy byście czuli na ich miejscu? Siedzielibyście cicho w domu, czy bylibyście wściekli i chcieli walczyć?”. Dopiero kiedy zostanie zadzierzgnięta taka nić zrozumienia, możemy próbować przejść dalej. Inną bardzo ważną sprawą w popularyzacji naszej historii wśród ludzi młodych jest konieczność wykorzystania nowych technologii i atrakcyjnej formy, która ich zachęci. Ale to już materiał na dłuższą rozmowę.

 

Dziękuję za rozmowę!

 

Rozmawiał Kajetan Rajski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie