22 marca 2013

Aborcyjne lobby żongluje sondażami i ukrywa prawdę

(lunar caustic / cc licence / wikimedia.commons.pl)

Obrońcy życia nie mają wątpliwości, że media manipulując sondażami, wyolbrzymiają poparcie opinii publicznej dla tzw. aborcji. Odnosząc się do sondaży opublikowanych w związku z 40 rocznicą legalizacji tego procederu w USA, pokazujących rzekome poparcie większości Amerykanów dla zabijania dzieci w łonie matek, wskazują, że miały one charakter incydentalny i nie ukazują stałego trendu, który wskazuje raczej na rosnące poparcie opinii publicznej w Ameryce dla zaostrzenia ograniczeń dotyczących aborcji.

 

Amerykańscy obrońcy życia oskarżają media głównego nurtu, że często, a nawet zbyt często, nie wyjaśniają odbiorcom, że wyniki badań sondażowych w temacie tzw. aborcji są nie tylko sprzeczne, ale też mylące. Jednocześnie koncerny medialne prawie w ogóle nie informują o wynikach badań naukowców wskazujących, że tzw. aborcja stanowi ogromne niebezpieczeństwo dla zdrowia i życia kobiet.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Popierają chociaż nie wiedzą co

 

Eksperci z ruchu społecznego National Right to Life zwracają uwagę, że spośród 1502 osób, które wzięły udział w styczniowej ankiecie ośrodka badawczego Pew Research Center na temat kazusu Roe v. Wade, w oparciu o który Sąd Najwyższy zalegalizował na terenie całych Stanów Zjednoczonych zabijanie dzieci poczętych, „tylko 62 proc. wiedziało, że badanie dotyczyło aborcji”. Siedemnaście procent domyślało się nieprawidłowo, a 20 proc. w ogóle nie wiedziało, czego ta sprawa dotyczyła. Tymczasem 7 proc. badanych było przekonanych, że sprawa dotyczy szkolnej desegregacji, zaś 5 proc., że kary śmierci lub ochrony środowiska.

Raport na temat sondażu Pew Research Center, zatytułowany: „Roe v. Wade po 40 latach: Większość sprzeciwia się obalaniu decyzji o aborcji”, pokazuje również, że wśród osób poniżej 30 roku życia tylko 44 proc. wiedziało, że sprawa dotyczyła aborcji, podczas gdy 16 proc. stwierdziło, że chodzi o szkolną desegregację, zaś 41 proc. uznało, że chodzi o inny temat (kara śmierci lub ochrona środowiska) lub odpowiedziało, że po prostu nie wie czego dotyczył kazus „Roe v. Wade”.

Wśród tych, którzy odpowiedzieli na pytanie Pew Research Center o to, czy dokonywanie tzw. aborcji jest moralnie dopuszczalne, 47 proc. stwierdziło, że aborcja jest złem moralnym, a tylko 13 proc. stwierdziło, że jest moralnie dopuszczalna, zaś 27 proc. odpowiedziało, że aborcja nie jest kwestią podlegającą ocenie moralnej, a 9 proc., że zależy to od sytuacji.

O ile tylko 62 proc. badanych przez Pew Research Center wie, że sprawa Roe v. Wade dotyczy tzw. aborcji, to sondaże cytowane przez podmioty medialne, takie jak MSNBC, CNN i Fox News, czy nawet Wall Street Journal i Washington Post podają tylko część prawdy. Odnosząc się do styczniowego sondażu periodyk „First Things” opublikował artykuł, zatytułowany „Małe zmiany w nastawieniu do aborcji”, którego autor Michael New wykazuje stronniczość mediów referujących sondaże, które rzekomo dowodzą, że coraz więcej Amerykanów popiera proceder zabijania dzieci poczętych.

Autor artykułu, odnosząc się do upowszechniania przezmedialnych gigantów informacji na temat wyników sondażu sugerujących, że 70 proc. Amerykanów sprzeciwia obaleniu Roe v. Wade, stwierdził, że „aby poważnie analizować wahania opinii publicznej na temat aborcji, trzeba wziąć pod uwagę odpowiedzi udzielone na to samo pytanie, najlepiej zadane przez tę samą firmę sondażową, w dłuższym okresie czasu”. New podkreślił przy tym, że treść zadawanych pytań w ankiecie dotyczącej sprawy Roe v. Wade nie jest zgodna porównując badania z poszczególnych lat, i takie przypadkowe badanie często powoduje niedokładne wyniki, które media podają jako fakty.

To co niepokoi w ankietach twierdzących, że 70 proc. Amerykanów sprzeciwia się obaleniu Roe v. Wade, to liczba osób ujętych w wynikach ankiety, które w rzeczywistości nie wiedzą, że sprawa dotyczy punktu zwrotnego dla legalizacji procederu dzieci poczętych. – Winię dorosłych w domach i media za to, że nie wyjaśniają, jak historyczną chwilą był kazus Roe v. Wade dla naszego kraju i jaki jest prawdziwy zasięg ruchu obrony życia. To od rodziców i wychowawców zależy, aby nasze dzieci rozumieli prawdziwe znaczenie sprawy Roe v. Wade – powiedziała Penny Nance, prezes i dyrektor generalny organizacji Concerned Women for America.

Także i ona zwróciła uwagę na dezinformowanie opinii publicznej przez medialnych gigantów. – Kiedy widzimy takie rzeczy jak Marsz dla Życia, gdy w połowie stycznia na ulice amerykańskich miast wylega setki tysięcy ludzi aby upamiętnić ofiary aborcji, a media praktycznie to ignorują, myślę, że nam, jako narodowi nie udało się przedstawić obu stron dyskusji i rzetelnie poinformować opinię publiczną na ten temat – powiedziała Penny Nance.

 

Nic nowego

 

Ale manipulowanie sondażami przez aborcyjnych lobbystów nie jest niczym nowym. Opowiadał o tym podczas wizyty w Polsce kilka lat temu były lobbysta aborcyjny dr Bernard Nathanson, który przyznał się do uśmiercenia 75 tys. dzieci nienarodzonych. Wśród najważniejszych sposobów na legalizację zabijania dzieci poczętych w USA wymienił manipulowanie sondażami. – W 1968 roku wiedzieliśmy, że uczciwe przeprowadzenie wśród Amerykanów ankiety na temat przerywania ciąży oznaczałoby dla nas druzgocącą klęskę. Zdecydowaliśmy się więc działać inaczej: posługując się środkami masowego przekazu, rozpowszechnialiśmy wyniki przeprowadzanych przez nas rzekomo ankiet, twierdząc, że 50 lub 60 proc. Amerykanów chce legalizacji przerywania ciąży – wyznał Nathanson.

Ponadto fałszowano dane na temat wielkości tzw. podziemia aborcyjnego, wielokrotne zawyżając liczbę zgonów wśród kobiet, które zdecydowały się na nielegalną aborcję. – Wiedzieliśmy również, że jeśli dostatecznie udramatyzujemy sytuację, wzbudzimy dość sympatii, aby sprzedać nasz program legalizacji sztucznych poronień. Dlatego sfałszowaliśmy dane na temat nielegalnych zabiegów przerywania ciąży wykonywanych każdego roku w USA. Mass mediom i opinii publicznej przekazywaliśmy informacje, że rocznie przeprowadza się w Stanach ok. miliona aborcji, chociaż wiedzieliśmy, że naprawdę jest ich ok. 100 tysięcy – mówił autor poruszającego filmu „Niemy Krzyk”.

 

O czym nie chcą wiedzieć aborcjoniści

 

Obok manipulacji sondażami jedną z najważniejszych technik wpływania na opinię publiczną jest ukrywanie prawdy o negatywnych konsekwencjach procederu zabijania dzieci poczętych. O ile amerykańskie media szeroko rozpisywały się o wspomnianych badaniach sondażowych, to jednocześnie całkowicie zignorowały spotkanie ekspertów medycznych w Komisji ONZ ds. Statusu Kobiet, w Nowym Jorku.

Zebrani z różnych krajów eksperci przekonywali przedstawicieli ONZ, że z medycznego punktu widzenia aborcja nie tylko nie może być traktowana jako instrument promowania zdrowia kobiet ale ostrzegli, że dokonywanie jej zamiast pomóc kobietom może im bardzo zaszkodzić. – Prawdziwa opieka medyczna zmniejsza śmiertelność matek, aborcja nie – powiedziała dr Donna J. Harrison, dyrektor badań i polityki publicznej w Amerykańskim Stowarzyszeniu Położnictwa i Ginekologii Pro-Life.

Lekarze zakwestionowali jako fałszywe przyjęte przez zwolenników aborcji założenie, że rozwój opieki zdrowotnej i respektowanie praw kobiet wymaga rozszerzenia zakresu aborcji. Podkreślili oni, że ciąże – nawet te uważane za wysokiego ryzyka – nie oznaczają konfliktu między potrzebami matki a dziecka. Dlatego zamiast zabijać dziecko, należy stosować innowacyjne rozwiązania, które przysłużą się zdrowiu wszystkich zaangażowanych.

Z kolei dr Eoghan de Faoite, członek zarządu działającej w Irlandii Komisji na rzecz Wysokiej Jakości Macierzyńskiej Opieki Zdrowotnej (Committee on Excellence in Maternal Healthcare), skrytykował międzynarodowe ataki na obowiązujący w Irlandii zakaz zabijania dzieci poczętych. Stwierdził – o czym milczą media głównego nurtu, że kraj ten ma jeden z najniższych wskaźników zgonów matek wśród krajów rozwiniętych, i nie odnotowuje się tutaj „wzrostu śmiertelności”, co można zaobserwować w innych krajach zachodnich, które zalegalizowały ten odrażający proceder.

W swoim wystąpieniu oparł się na badaniach, których wyniki przeczyły tezie, że legalizacja tzw. aborcji przyczyniła się do zmniejszenia śmiertelności wśród matek. Na podstawie tych sprawozdań Komisja na rzecz Doskonałości Macierzyńskiej Opieki Zdrowotnej oświadczyła, że aborcja nie jest procedurą konieczną z medycznego punktu widzenia. De Faoite wyjaśnił, że czasami konieczne jest dokonanie wyboru w sytuacji konieczności ratowania życia matki, ale w takich przypadkach podejmowane są wysiłki, których celem jest zarówno ocalenie życia dziecka, jak i matki.

Dalej idące wnioski przedstawił dr Elard Koch z Centrum Medycyny Embrionalnej i Zdrowia Macierzyńskiego w Chile. Zaprezentował on dane wykazujące na to, że po legalizacji tzw. aborcji, w krajach gdzie tego dokonano nastąpił wzrost zgonów wśród matek. Wyjaśnił, że wzrost ten jest spowodowany komplikacjami poaborcyjnymi, dodając, że delegalizacja w 1989 r. aborcji w Chile zbiegła się ze spadkiem liczby zabójstw dzieci poczętych. Dr Koch twierdził, że umieralność matek można skutecznie zmniejszyć nie poprzez dokonywanie aborcji, lecz poprzez edukację, stosowanie zaawansowanych technik porodowych i dostęp do wysokiej klasy personelu i dobrze wyposażonego zaplecza.

Ponadto dr Harrison zwróciła uwagę słuchaczy na niebezpieczeństwa związane ze stosowaniem pigułek poronnych, co prowadzi do „wyższego odsetka powikłań poaborcyjnych”, które są „o wiele bardziej niebezpieczne”. Zwróciła ona uwagę na fakt, że ich stosowanie często odbywa się bez nadzoru lekarza. Jest to szczególnie niebezpieczne w krajach słabo rozwiniętych, ponieważ – jak wyjaśniła – to, co byłoby powikłaniem na Zachodzie „staje się śmiercią” w krajach rozwijających się. Wskazała w tym miejscu, że brak dostępu do natychmiastowej opieki jest szczególnie niebezpieczny w takich przypadkach, jak ciężki krwotok i tzw. aborcja częściowa.

Donna J. Harrison zwróciła uwagę na cynizm aborcyjnych lobbystów, zauważając, że rozprzestrzenianie pigułek wywołujących poronienie jest spowodowane tym, że „o wiele łatwiej rozprzestrzeniać je, niż dokonywać aborcji chirurgicznej” oraz dlatego, że „taniej dla dostawcy aborcji jest dostarczyć kobiecie pigułkę, niż opiekować się nią po zabiegu chirurgicznym lub być dostępnym dla niej w przypadku, gdy pojawią się komplikacje”.

Promowanie procederu zabijania dzieci poczętych w ramach polityki poprawy „zdrowia reprodukcyjnego” w krajach rozwijających się jest w przekonaniu dr Harrison zarówno „niebezpieczne” jak i „nieodpowiedzialne”. Ostrzegła ona, że spowoduje to „wzrost zgonów i powikłań proaborcyjnych u kobiet”. Zgodziła się z dr Kochem, że nieporównanie lepszym sposobem na zmniejszenie śmiertelności okołoporodowej jest skoncentrowanie się na zapobieganiu powikłaniom, takim jak krwotoki, nadciśnienie i infekcje, mając do dyspozycji wykwalifikowaną kadrę położniczą, odpowiednie zaplecze i opiekę prenatalną.

Krzysztof Warecki, Christian Post, CNA

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie