16 lutego 2019

Niesmak i niestrawność. „Plusy ujemne” konferencji o Bliskim Wschodzie

(Fot. Andrzej Hulimka/ Forum)

Bliskowschodnia konferencja za nami. Zgodnie z przewidywaniami, obchody warszawskiej wasaliady pozostawiły po sobie poczucie niesmaku. Niesmak jest nawet głębszy, niż można było pierwotnie zakładać, gdyż stopień kompromitacji polskich elit przeszedł chyba dotychczasowe wyobrażenia. Obok niesmaku daje się jednak wyodrębnić jeszcze jedno odczucie na podniebieniu. Jest to gorzki smak lekcji, jaką dzięki owej nieszczęsnej konferencji wszyscy odebraliśmy. Jak to była lekcja?

 

Na wstępie warto powiedzieć kilka słów o samym wydarzeniu. Trudno odmówić racji szefowi irańskiej dyplomacji, kiedy mówił, że konferencja jest martwa, zanim się jeszcze zaczęła. Rzeczywiście, nie sposób nie odnieść wrażenia, że nie o realną dyskusję na temat pokoju na Bliskim Wschodzie chodziło. Nie o szukanie pokojowych metod rozwiązywania konfliktów. Obrady prowadzone w niepełnym składzie, za zamkniętym drzwiami, podsumowane sporządzeniem dokumentu, z którego absolutnie nic nie wynikało; wszystko to przyjęte bez zdziwienia przez międzynarodową opinię publiczną. Konferencja nie przyniosła widocznych rezultatów, bo nie taki był jej cel. Poza stworzeniem dogodnych warunków do spotkania wysokiego szczebla polityków Arabii Saudyjskiej, USA i Izraela, wydaje się, że trudno mówić o jakimkolwiek innym poważnym zamierzeniu organizatorów konferencji. Warunki zostały stworzone, spotkanie zapewne się odbyło i można powątpiewać, by w jego trakcie nadużywano takich słów, jak „pokój” czy „pojednanie”. Wygląda więc na to, że polskie władze przyłożyły rękę do czegoś bardzo złego. Tyle domysłów. Niestety, konferencja przyniosła ze sobą znaczenie więcej konkretów dotyczących polskiej areny.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Do historii polskiej dyplomacji przejdzie obraz z polsko-amerykańskiej konferencji prasowej organizowanej po spotkaniu polskiego szefa MSZ i jego amerykańskiego odpowiednika, Michaela Pompeo. Szef amerykańskiej dyplomacji tradycyjnie wyraził nadzieję, że Polska „miejmy nadzieję niedługo” będzie w stanie dołączyć do grupy państw, których obywatele mogą wjeżdżać do USA bez konieczności posiadania wizy. Na tym sakramentalnym wyznaniu połączonym z kordialnym poklepywaniem po ramieniu tym razem się nie skończyło. Bezpośrednio w następnym zdaniu padła bowiem fraza, która całą konferencję obróciła w wizerunkową katastrofę dla polityków PiSu. Sekretarz Pompeo wezwał Polaków do uchwalenia ustaw umożliwiających restytucję prywatnego mienia osób, które utraciły majątek w, jak się wyraził: „erze Holokaustu”. Jako przykład „nieposkromionego polskiego ducha” P. Pompeo był łaskaw wymienić Franka Bleichmana, w czasach wojny bandytę, a po wojnie ubeckiego kolaboranta, który w swoich dziennikach nie omieszkał pochwalić się zabójstwami żołnierzy AK. To ważne, bo słowa amerykańskiego polityka padły 14 lutego, a więc dokładnie w 77 rocznicę założenia AK. Po spotkaniu PAP opublikowało depeszę w języku angielskim, w której o powyższych kwestiach nie wspomniano ani słowem. W ostatniej części konferencji sekretarz Pompeo wyraził opinię, zgodnie z którą USA nigdy nie rozmieszczą swojego sprzętu (wojskowego) w miejscu narażonym na ryzyko chińskich działań szpiegowskich.

 

Z krótkiego wystąpienia amerykańskiego urzędnika lekcje wyciągać można po wielokroć. Po pierwsze, wbrew zapewnieniom polityków partii rządzącej Ustawa 447 Just nie jest i nie będzie martwym przepisem. Przeciwnie, została stworzona w konkretnym celu i bez wątpienia będzie wykorzystywana w przyszłości w trakcie rozmów o ewentualnym zwiększeniu amerykańskiej obecności militarnej w Polsce, o dostawach amerykańskiej broni czy amerykańskiego gazu.

 

Po drugie, amerykańska oferta sojuszu ma charakter bezalternatywny i jest ofertą na wyłączność. Jakakolwiek obecność infrastruktury technicznej innej niż amerykańska bądź przez amerykanów rekomendowana, będzie postrzegana jako pogwałcenie warunków sojuszu i postawić może pod znakiem zapytania dalszą realizację amerykańskich obowiązani sojuszniczych.

 

Po trzecie, Amerykanie zdają się coraz bardziej dostrzegać konkurencyjność i zaawansowanie technologiczne ich chińskiego adwersarza. Posunięcie się do otwartego szantażu wobec swoich partnerów zdaje się pokazywać, że Amerykanie są świadomi tego, że nie proponują lub już za chwilę nie będą w stanie zaproponować najbardziej konkurencyjnych rozwiązań w zakresie technicznej infrastruktury. Jednoznaczne ultimatum przewidujące wypchnięcie z Polski chińskiego Huawei za cenę obietnicy dostaw amerykańskiego sprzętu w przyszłości jest tego dowodem.

 

Po czwarte, pod znakiem zapytania po raz kolejny stanęło istnienie w obecnym kształcie organizacji takich, jak Polska Agencja Prasowa, czy tzw. „media publiczne”.   

 

Wreszcie, widać jak postępuje wpływ żydowskiego lobby na postrzeganie rzeczywistości przez politycznych decydentów USA. W 2017r. prezydent Trump w trakcie swojego warszawskiego przemówienia sprowadził powstanie warszawskie do walk o Aleje Jerozolimskie. Dziś reprezentantem polskiej niezłomności staje się ubecki kolaborant, prawdopodobnie zabójca żołnierzy AK. Okres II wojny światowej staje się zaś „erą Holokaustu”.   

 

Stopień upowszechnienia zakłamanej wersji historii w kręgach politycznych amerykańskich i żydowskich to kolejna lekcja płynąca z bliskowschodniej konferencji. Izraelski Premier oświadczający na spotkaniu z żydowskimi dziennikarzami w muzeum Polin, że Polacy kolaborowali z Niemcami (to sformułowanie okazać się miało „błędem w tłumaczeniu”). W tym samym miejscu, podczas rozmowy z wiceprezydentem USA stwierdzający, że żydzi w trakcie powstania w getcie warszawskim znikąd nie uzyskali pomocy. Amerykańska dziennikarka (prywatnie żona Alan Greenspana, byłego szefa amerykańskiego banku centralnego) w trakcie relacji na żywo ze szczytu mówi o żydowskich powstańcach walczących z polskim i nazistowskim reżimem. Skandaliczne słowa sekretarza Pompeo zostały już tutaj wcześniej wspomniane. Polacy stają się kolaborantami nazistów, względnie nazistami ery Holokaustu, zwalczanymi przez niezłomnych żydowskich partyzantów i warszawskich powstańców.    

 

Lekcją, najbardziej chyba bolesną, był fakt, że wszystko to odbyło się bez jakiejkolwiek reakcji przedstawicieli władz polskich, biorących bezpośredni udział w większości z opisywanych tu wydarzeń. O jakąkolwiek reakcję woła nie tylko sama przyzwoitość, ale wymagają jej przepisy prawa. Prezydent RP np. zobowiązany jest przecież konstytucyjnie „niezłomnie strzec” godności Narodu. 

 

Bliskowschodnia konferencja stała się także cennym źródłem wiedzy na temat rozmieszczenia wojsk amerykańskich na terenie państw sojuszniczych. Przy tej okazji warto nadmienić, że zagrożony z każdej strony Izrael posiada na swoim terytorium jedną amerykańską bazę radarową (Dimona Radar Facility) zatrudniającą ok. 100 żołnierzy (od 2017 roku). Żydzi rozumiejąc, że obce wojsko na własnym terytorium nie wygrywa wojen, stanowi jedynie źródło politycznego nacisku, nigdy na amerykańskie bazy na swoim terytorium specjalnie nie nalegali. Przeciwnie, zawsze naciskali na maksymalną rozbudowę i wzmocnienie własnych sił wojskowych.

 

Polska tymczasem swoją siłę militarną uparcie usiłuje budować na amerykańskich bagnetach. Tymczasem, w trakcie bliskowschodniej konferencji rzecznik prasowy Pentagonu, Eric Pahon, poinformował, że spekulacje o zwiększeniu obecności wojsk amerykańskich w Polsce są w tej chwili „pozbawione podstaw”. Zareagował on w ten sposób na wywiad udzielony dziennikowi Financial Times przez Ambasador USA w Polsce, P. Georgette Mosbacher. Pani Ambasador w wywiadzie mówiła o zwiększeniu liczebności amerykańskich oddziałów stacjonujących w Polsce, choć zastrzegała, że o stworzeniu stałej amerykańskiej bazy nie ma na razie mowy. Pokazuje to, jak odległe od realizacji są zabiegi polskiego rządu mające na celu strategiczne związanie Amerykanów w tej części Europy. Niekompetencja amerykańskiej ambasador nawet na tym polu w zasadzie już nawet nie dziwi.

 

Bliskowschodnia konferencja warszawska pozostawiła po sobie niesmak który długo jeszcze pozostanie w ustach. Miało być „tylko” antyirańsko. Wyszło antypolsko. Bez wątpienia przyczyni się to do znacznego przyśpieszenia erozji sympatii dla USA i sojuszu z tym krajem w polskim społeczeństwie.

A także dla amerykańsko-żydowskiego stronnictwa w Polsce. Nie sposób przewidzieć, jak poważne przetasowania w polskiej polityce w bieżącym roku wyborczym mogą nas czekać. Wiadomo natomiast, że członkowie rządzącej elity ukazali tę twarz, którą za wszelką cenę starali się dotychczas ukryć – twarz pokornych lokajów.

 

Wiarygodność PiSu wraz z mitem silnego naczelnika prysły. Jeśli bowiem nie są oni w stanie obronić siebie przed przyjaciółmi i sojusznikami, to jak zamierzają obronić nas przed wrogami?

 

Ksawery Jankowski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie