– Przeciwko samochodom jest prowadzona wojna kulturowa. Zielonym i związanym z nimi stowarzyszeniom wcale nie chodzi o czyste powietrze czy klimat. Chodzi im o reedukację społeczeństwa i zniszczenie przemysłu samochodowego – powiedział w rozmowie z dziennikiem „Bild” Christian Lindner, szef partii FDP – „czwartej siły” w niemieckim Bundestagu.
Lindner podkreślił, że Niemcy powinny „zawiesić przestrzeganie” ustalonych i narzuconych przez Brukselę limitów związanych z zanieczyszczeniami powietrza. W jego ocenie powinny one zostać zrewidowane, a specjalna, niezależna komisja powinna zbadać zasadność unijnych norm środowiskowych i ich zgodność z niemieckim prawem.
Wesprzyj nas już teraz!
– Idzie tutaj o ograniczenie naszej wolności. Pradawne ideologiczne uprzedzenia zostały inaczej opakowane. To całkowicie niezrozumiałe, że chadecja i SPD pozwalają się zapędzać Zielonym w kozi róg – stwierdził lider FDP. Dodał, że wprowadzanie przez wiele niemieckich miast, m.in. Berlin, Kolonię, Hamburg czy Frankfurt, ograniczenia dla ruchu aut z silnikami Diesla jest czymś oburzającym i nie może być na to zgody.
„Anty-dieslowe” decyzje zostały uzasadnione na podstawie norm związanych z dwutlenkiem azotu, jakie w roku 2010 zaproponowała Unia Europejska. Zgodnie z nimi zawartość dwutlenku azotu w metrze sześciennym powietrza w skali roku nie może przekroczyć 40 mikrogramów. – Adwentowa świeca emituje więcej tlenku azotu, niż dopuszcza to Unia w przypadku silników Diesla – kpił Lindner. W jego ocenie tego typu praktyki doprowadzą do „śmierci silnika spalinowego”. – Jesteśmy świadkami politycznej furii – ocenił szef liberałów.
Źródło: tvp.info / bild.de
TK