W Niemczech obowiązuje bezwzględny obowiązek szkolny. Dzieci nie mogą uczyć się w domu, nie ma też możliwości rezygnacji z obowiązkowych zajęć, np. tak zwanej edukacji seksualnej. Rodzice wagarujących uczniów muszą płacić grzywny – chyba, że chodzi o klimat. W tym wypadku wagary okazują się bezkarne.
W niemieckim Mannheim, tak jak w pozostałych miastach kraju, od kilku miesięcy wielu uczniów nie chodzi do szkoły w piątki. Idąc za przykładem nastoletniej Szwedki Grety Thunberg, zamiast uczęszczać na lekcje, protestują na rzecz klimatu. W związku z niedopełnieniem przez uczniów obowiązku szkolnego rodzice czterech nieletnich w Mannheim zostali obłożeni zwyczajową w takim wypadku w Niemczech grzywną. Każda z rodzin miała zapłacić po 88,50 euro – po 1 euro za każdą minutę nieobecności na lekcji.
Wesprzyj nas już teraz!
Sprawę nagłośniła jednak lokalna prasa. W efekcie władze Mannheim zmieniły zdanie i wycofały karę grzywny. Jak podano w oficjalnym komunikacie, są jeszcze inne dostępne środki nacisku na rodziców i one zostaną najpierw wykorzystane.
Rzecz ma wymiar głęboko polityczny. Jeszcze w marcu tego roku wagarowanie celem protestowania na rzecz klimatu poparła kanclerz Angela Merkel. Jak stwierdziła w jednej z wypowiedzi, obowiązek szkolny to jedna sprawa, ale są jeszcze „inne względy”. Merkel wyraziła swoją radość ze społecznego zaangażowania uczniów.
Jak widać Niemcy przestrzegają prawa tak długo, jak nie chodzi o lewicową agendę. Wówczas wszelkie ustawy i zwyczajowe działania muszą ustąpić miejsca ideologii. Szkoda, że podobnej łaskawości miasta nie wykazują wobec tych rodziców, którzy nie posyłają swoich dzieci na dewiacyjne lekcje „edukacji” seksualnej. W takich przypadkach po grzywny sięga się nader chętnie albo dzieci po prostu czasowo odbiera Jugendamt.
Źródło: jungefreiheit.de
Pach