4 października 2017

Nie wystarczy patrzeć w niebo. Trzeba do niego iść

Październik jest miesiącem różańca – wie o tym każdy katolik. Ale w październiku bieżącego roku możemy wziąć udział w innej niż przywykliśmy różańcowej akcji modlitewnej. Czy w sobotę, siódmego października, znajdziesz czas by zabrać rodzinę do jednego z kościołów na granicy twojej ojczyzny, by wraz z tysiącami innych pomodlić się za nią?

 

Od samego początku swego istnienia ludzkość wpatruje się w niebo, aby odnaleźć swój sens i cel. Rozświetlone na czarnym firmamencie konstelacje rzeczywiście mają w sobie coś, co nakazuje uznać człowiekowi swoją kruchość i małość oraz szukać pomocy. Problemem nas wszystkich jest jednak to, że ratunku wypatrujemy nie w tym niebie, w którym powinniśmy, bo tlące się na czarnym sklepieniu majestatyczne punktu nie przybliżą nas do zbawienia. Na pewno nie tak skutecznie, jak skromne paciorki różańca.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Augustyn z Hippony, ojciec i doktor Kościoła żyjący na przełomie IV i V wieku widział zależność, nad którą niezwykle ubolewał: już współcześni mu ludzie skupiali się jedynie na zewnętrznym pięknie świata stworzonego. – I chodzą ludzie podziwiać szczyty gór i wzdęte fale morza, i szerokie nurty rzek, i przestwór oceanu, i kręgi gwiezdne, a siebie zaniedbują – miał powiedzieć święty. Od jego czasów nic się nie zmieniło.

 

Każdemu zaćmieniu Słońca towarzyszy masowe zainteresowanie niemalże całej ludzkiej populacji, bez względu na szerokość geograficzną. Media tak zwanego głównego nurtu najpierw zapowiadają je niczym epokowe wydarzenie a następnie – przy udziale astronomów, fizyków i innych ekspertów – relacjonują je niemal z każdego zakątka naszej planety. Nic dziwnego, że wobec tak potężnego lansowania ludzie wpadają w prawdziwy zaćmieniowy szał: zakupują specjalne okulary ochronne, by móc obejrzeć to – trzeba przyznać – niecodzienne zjawisko, a co więksi pasjonaci przemierząją pół globu, by tylko dać się przykryć księżycowym cieniem z dużo większą intensywnością.

 

Podobne zachowania można zauważyć chociażby przy okazji przelotu komet. Ludzie poświęcają wiele starań, czasu i pieniędzy, a samych siebie zaniedbują.

 

To udawadnia tylko, że wciąż uzanajemy własną kruchość oraz – mimo bycia szczytem stworzenia –  odczuwamy potrzebę odnalezienia swojej tożsamości i potwierdzenia jej w majestatycznej tajemnicy. Zasadniczym problemem jest natomiast fakt, iż ową tajemnicą jest dla ludzkości stworzenie, nie zaś jego Stwórca. Z tego powod Bóg niejednokrotnie posługiwał się naturą, aby okazać swoją wielką potęgę: przed uciekającym z Egiptu Izraelem otworzył morze, na oczach Amorytów zatrzymał Księżyc i Słońce, nie zachodzące przez cały dzień, a narodzinom Jego Syna towarzyszyła wielka gwiazda ze Wschodu sprowadzająca do betlejemskiej prowincji mędrców.

 

Po śmierci Jezusa Chrystusa (nazywanego w Piśmie Świętym „z wysoka Wschodzącym Słońcem”) i jego Zmartwychwstaniu tego typu cuda stały się rzadsze, choć nie zniknęły w ogóle. Niejako w opowiedzi na pogaństwo, przybierające dla niepoznaki imiona materializmu, liberalizmu i scjentycyzmu, w 1917 roku, w niewielkiej portugalskiej wiosce, Matka Boża zapowiedziała Wielki Cud mający się wydarzyć 13 października.

 

Nawet sceptycznie nastawieni do wiary katolickiej świadkowie nie mogli wyjść wówczas z podziwu. „Deszcz pada nieustannie, lecz nikt nie traci nadziei. (…) Grupki wiernych klęczą w błocie, a Łucja prosi ich, żeby złożyli parasole. Jej polecenie zostaje przekazane z ust do ust i ludzie wypełniają je natychmiast, bez najmniejszego ociągania. (…) Dziewczynka oznajamia, że Pani przemówiła do niej znowu, a niebo, wciąż ciemne, zaczyna się przejaśniać. Deszcz przestaje padać i czujemy, że słońce zaraz zaleje światłem scenerię, którą chłodny ranek uczynił jeszcze smutniejszą. (…) I wtem jesteśmy świadkami czegoś widowiskowego, unikatowego i niewiarygodnego dla kogoś, kto nie widział (…) Słońce wyglądało jak dysk matowego srebra. Można było nań patrzeć bez najmniejszego wysiłku. Nie oślepiało ani nie paliło w oczy. (…) Zdumieni ludzie, których postawa przeniosła nas w czasy biblijne, pobladli z grozy, z odkrytymi głowami wpatrywali się w słońce, widząc, jak drży i wykonuje bezładne ruchy niezgodne z żadnymi kosmicznymi prawami – słońce zdawało się dosłownie tańczyć na niebie” – relacjonował w tekście pod tytułem “Przerażające wydarzenia. Jak w południe słońce tańczyło w Fatimie” Avelin de Almeida z antyklerykalnego dziennika „O Seculo”. Świadkami tego niezwykłego zjawiska było 40 tysięcy ludzi.

 

Tego samego dnia Maryja wskazała prawdziwy ratunek dla świata wobec jego słabości i upadku: Różaniec. Domagała się od ludzkości, aby ta – jeśli chce uniknać ognia piekielnego – zamiast kontemplować tajemnice natury, rozważała Tajemnice z życia Jej Syna i Jej samej, a majstetatu szukała nie w wielkich gwiazdach, a skromnych paciorkach przesuwanych w dłoniach. Dała do zrozumienia – wbrew podnoszącemu od połowy XIX wieku coraz wyżej głowę scjentyzmowi – że celem ludzkiego życia nie jest niebo, a Niebo. Powtarzała to za każdym razem, gdy na Boży rozkaz objawiała się ludziom: w Lourdes, La Salette czy Gietrzwałdzie.

 

Kiedy sobie o tym przypominać jak nie w październiku, miesiącu Różańca?

 

Mateusz Ochman

 

Cytat artykułu „O Seculo” za: Luiz Sergio Solimeo, Fatima. Orędzie aktualne jak nigdy dotąd, przeł. Patrycja Zarawska, Instytut Edukacji Społecznej i Religijnej im. Ks. Piotra Skargi.

 

 

JUŻ W SOBOTĘ 7 PAŹDZIERNIKA POLSKA ZOSTANIE OTOCZONA MODLITWĄ RÓŻAŃCOWĄ W RAMACH AKCJI RÓŻANIEC DO GRANIC. 

 

Więcej czytaj w: Potężna broń duchowa ma uchronić Polskę przed islamizacją.

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie