10 stycznia 2020

Troska o niepełnosprawnych umysłowo miarą człowieczeństwa [ROZMOWA PCH24.PL]

(fot. Artyom Geodakyan/TASS)

Kwestia finansowania edukacji niepełnosprawnych, zauważania ich praw nierozerwalnie łączy się z kwestią podejścia do aborcji eugenicznej (…) ludzie są przekonani, że „dla naszego dobra lepiej będzie, żeby to chore dziecko się nie urodziło”. Dlatego podstawą naszej pracy jest ukazywanie wartości i godności każdej OSOBY ludzkiej – o powołaniu, pracy z niepełnosprawnymi intelektualnie i mierze naszego człowieczeństwa opowiada s. Michalina Dalasińska ze zgromadzenia Sióstr Świętego Józefa.

 

Jak znalazłaś się w tym miejscu; zakon, praca z niepełnosprawnymi intelektualnie, katecheza?

Wesprzyj nas już teraz!

Sytuacja była bardzo prosta, będąc w gimnazjum poznałam nowego księdza katechetę, który zaproponował nam wyjazd na rekolekcje. A że pochodziłam z rodziny wierzącej i praktykującej – kwestia rekolekcji nie była mi straszna

 

Chciałam zobaczyć jak wygląda klasztor. Było nas 30 dziewczyn i zapowiadała się po prostu świetna zabawa; było tak fajnie, że postanowiłam jeździć co miesiąc na cyklicznie odbywające się tam wydarzenia dla młodzieży. Tak naprawdę już podczas drugiego spotkania uderzyło mnie świadectwo ludzi młodych, dla których Bóg jest żywą osobą. Ze jest to ktoś z kim ja rozmawiam, z kim dzielę codzienność, słucham jego słów w Piśmie Świętym…dla mnie to był tak totalny wywrót – doświadczyć Boga jako żywej osoby, kogoś tak fascynującego, że ja w moim – 15 letnim – sercu odkryłam, że nie wyobrażałam spotkać w życiu nikogo bardziej fascynującego od Niego.

 

To nie chodzi o to, że nie chciałam mieć męża, rodziny – oczywiście, chciałam! Wtedy jednak poczułam, że moje serce może wypełnić tylko Bóg. Później poszłam do ogólniaka, ale to doświadczenie towarzyszyło mi już całe życie. Jezusa jako osoby, która może porwać serce człowieka w każdym stanie; męża, żony, osoby samotnej, siostry, kapłana. Po takim doświadczeniu życie nie jest już takie same. Oczywiście, możesz wrócić do starych przyzwyczajeń, ale one już nigdy nie dadzą ci poczucia spełnienia.

 

Od początku  planowałaś pracę z niepełnosprawnymi?

Będąc już w zakonie podjęłam studia katechetyczne, a równocześnie zaczęłam pracę jako pomoc wychowawcy w ośrodku wychowawczym dla dzieci niepełnosprawnych intelektualnie. Pomoc wspominam bardzo fajnie, ale chciałam po zakończeniu studiów iść do pracy jako katechetka w „normalnej” szkole; osiągać z moimi dziećmi sukcesy, patrzeć jak wzrastają, inspirować ich rozwój.

 

Ale po studiach przydzielono Cię jednak do dalszej pracy z niepełnosprawnymi.

Dla mnie było kompletnie nie po mojej myśli. To był dla mnie niezwykle wstrząsający moment. Ale przełom nastąpił już pierwszego dnia pracy.

 

Kiedy pierwszy raz przekroczyłam próg nowej placówki, przywitało ją dziecko z zespołem Downa. Byłam tam pierwszy raz, a on spojrzał na mnie tak jakby spotkał starą znajomą i po prostu mnie przytulił. Chciałam pracować z kimś lepszym i fajniejszym niż takie dzieci, a ile z takich ludzi autentycznie ucieszyłoby się na mój widok jak to dziecko? Zastanowiłam się wtedy ilu mądrzejszych, inteligentniejszych, sprawniejszych, potrafi w taki sam sposób okazywać czułość i miłość jak oni?

Wtedy dopiero dostrzegłam, że całe moje pragnienie pójścia do normalnej szkoły było pragnieniem pychy. Że JA będę odnosić sukcesy, że JA mam zapał po studiach, że mam chęć i pragnienie robienia nowych wspaniałych rzeczy. Wtedy zrozumiałam, że Chrystus umarł za każdego człowieka, bez względu na jego iloraz inteligencji. Tak naprawdę nasze określenie niepełnosprawności umysłowej jest determinowane jedynie różnicą ilorazu inteligencji. Niczym więcej. Wtedy zrozumiałam, że i ja mogę mówić o Jego miłości każdemu.

 

To co mnie zachwyciło w tych dzieciach, to fakt niezwykłej prostoty i czułości przeżywanej wiary. Mogłabym z nimi pracować całe życie, jeżeli zajdzie taka potrzeba.

 

Kim są dzieci z niepełnosprawnością intelektualną?

Wiele z tych dzieci wychowało się w rodzinach dysfunkcyjnych i nigdzie nie otrzymało odpowiedniego wzorca postępowania. Często w szkole masowej, zwykłej uchodzą po prostu za niegrzeczne dzieci. A są niegrzeczne bo często są ostatnie w klasie pod względem ocen. Cięgle słyszą; jedynka, jedynka, jedynka, najgorzej itd., a one mają jedynie potrzebę odnoszenia sukcesów na swoją miarę.

 

Mam w pamięci taką dziewczynkę, która ze względu na niepowodzenia w szkole normalnej całkowicie przestała mówić. To tylko pogłębiało jej zamknięcie. Kiedy trafiła do naszej szkoły, nagle zaczęła przynosić dobre oceny, stała się najlepszą uczennicą w klasie, zaczęła brać udział w przedstawieniach. Tylko dlatego, że obniżono jej wymagania. Tak ją to otworzyło, że skończyła szkołę, zdobyła zawód i dzisiaj świetnie sobie w życiu radzi. Wystarczyło jej jedynie doświadczenie, że ona też coś potrafi. Że nie jest najgorsza.

 

Jak wygląda edukacja w takiej szkole?

W szkole specjalnej dostają możliwość nauki podstawowych czynności przydatnych w codziennym życiu. Często nie wiedzą jak się zachować na poczcie, w banku czy w hotelu. W zwyczajnej szkole dostają zaawansowaną wiedzę z zakresu chemii, biologii, historii podczas gdy one nie potrafią załatwić najprostszych rzeczy – nikt ich tego nie nauczył.

 

Dlatego zajęcia w szkole obejmuję też zajęcia praktyczne. Nawiązujemy współpracę z technikami zawodowymi przygotowującymi do pracy w branży hotelarskiej, gastronomicznej czy turystycznej. Oni mają zajęcia praktyczne, a nasze dzieci są wtedy ich „klientami”. Nam jest dużo łatwiej odnaleźć się w nowym środowisku ponieważ uczymy się na zasadzie obserwacji innych osób. Oni mają tę umiejętność bardzo ograniczoną, dlatego ciężko jest im się zachować np. na poczcie, w biurze czy w hotelu.

 

Uczymy ich czynności przydatnych w życiu, np. podliczania paragonów, korzystania z kalkulatora, telefonu. Po prostu chcemy ich przygotować do dorosłego życia.

W skład naszej placówki (Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Polanicy oraz Fundacja Szansa) wchodzi szkoła podstawowa (55 wychowanków w klasach I-VIII), szkoła przysposabiająca do pracy, internat oraz prowadzone są zajęcia z wczesnego wspomaganie rozwoju i wyrównywania szans dla dzieci od 1 do 6 roku życia.

 

A jak wygląda życie absolwentów waszej placówki?

Ile dzieci tyle historii; niektórzy doskonale radzą sobie w życiu, dzięki pracowitości i sumienności zdobywają zawód, zakładają rodziny, a często ich dzieci chodzą później do placówki w Polanicy. Są też historie mniej optymistyczne; kiedy dzieciaki wracają do środowiska patologicznego i w nim już zostają. Czasem nawet nie chcą nawet skończyć podstawówki.

 

Podczas naszej pierwszej rozmowy wspominałaś, że nie jest wam lekko. Państwo nie pomaga w wystarczający sposób.

Placówkom niepublicznym oferującym edukację dla dzieci niepełnosprawnych intelektualnie jest dzisiaj w Polsce bardzo ciężko. A te w większości przypadków są prowadzone przez podmioty kościelne – nawet jeżeli nie są szkołami stricte katolickimi.

 

Sytuacja prawna w oświacie sprawia, że te szkoły są dotowane dużo skromniej. Nasi nauczyciele, mimo że pracują o 4h więcej niż w publicznych placówkach, zarabiają mniej od swoich kolegów. Różnica wynosi nawet do 700 zł, co w zawodzie nauczyciela jest wyraźnie zauważalne.

 

A przecież to jest dużo trudniejsza praca i to właśnie na nią powinny być kierowane wszelkiego rodzaju dodatki. Jakie w ogóle ma to znaczenie, czy jest to placówka publiczna, czy nie? Pracują ci sami obywatele, tak naprawdę z praktycznego punktu widzenia nie ma znaczenia czy pracujesz w placówce publicznej czy niepublicznej.

 

Od kiedy panuje taka sytuacja?

O edukację (w tym dzieci niepełnosprawnych) zgodnie z Konstytucją RP powinno się troszczyć przede wszystkim państwo. Ten obowiązek z racji naszej historii został nieco zepchnięty na podmioty kościelne, w tym zgromadzenia zakonne. Uwidaczniają się tutaj konsekwencje komunizmu, gdzie władza pragnęła wychować obywateli w jedynym słusznym duchu i dlatego zabierała „zdrowych” wychowanków Kościołowi. Placówki edukacyjne prowadzone przez podmioty kościelne ograniczono do wychowania osób z wszelakimi niepełnosprawnościami.

 

Praktyka komunistów była taka, że przecież Kościół nie może indoktrynować młodej tkanki Polski Ludowej więc siostrom zabierano zdrowe dzieci, a dawano pod opiekę niepełnosprawne. Z jednej strony Bogu dzięki, że pozwolono nam pracować z takimi dziećmi, ale z drugiej to nie oznacza, że obowiązek opieki nad nimi dzisiaj należy zrzucać na zgromadzenia.

 

Mówiąc czysto brutalnie; z punktu widzenia ekonomii państwa dotowanie takich placówek jest nieopłacalne. Po co przeznaczać większe środki na wychowanie osób niepełnosprawnych – przecież państwo nie będzie mieć z nich większego pożytku. Niezależnie od tego, która opcja dojdzie do władzy, mechanizmy są podobne.

 

Z kwestią niepełnosprawności intelektualnej bardzo mocno związana jest sprawa aborcji eugenicznej. Dzisiaj w świetle prawa w Polsce można zabić nienarodzone dziecko w przypadku jedynie podejrzenia nieuleczalnej choroby np. zespołu Downa.

Nie wiem czy widziałeś taki film „Eugenika. W imię postępu”?

 

Grzegorza Brauna? Oczywiście.

No właśnie! Przecież zaczyna się od eugeniki – mówi się o zarodku, płodzie a nie dziecku, przekonuje się, że nie zabijamy człowieka. Kończy się natomiast na komorach gazowych i obozach koncentracyjnych – to są dwa końce tego samego procesu.

 

Kwestia finansowania edukacji niepełnosprawnych, zauważania ich praw nierozerwalnie łączy się z kwestią podejścia do aborcji eugenicznej. Najgorsze, że nie widać dalekosiężnych skutków niedostrzegania tych problemów. W skali społecznej praktycznie tego nie dostrzegamy, a przecież największe spustoszenie niesie ze sobą zmiana mentalności. Ludzie są przekonani, że „dla naszego dobra lepiej będzie, żeby to chore dziecko się nie urodziło”.

 

W pamięci mam zawarte w tym filmie plakaty z III Rzeszy. „Obywatelu! Ten człowiek kosztuje ciebie tyle i tyle…”, a wtedy taki człowiek sobie myśli – no przecież ja mam np. dziurawą drogę w miejscowości, a tu państwo chce łożyć na osoby, z których nie ma żadnego pożytku.  

Dlatego podstawą naszego życia i pracy jest ukazywania wartości i godności OSOBY ludzkiej.

 

Konkretny przykład; od dwóch lat organizujemy jasełka i zapraszamy do nich zdrowe dzieci z okolicznych szkół, by pokazać, że z tym niepełnosprawnymi też da się coś stworzyć, że są to osoby takie jak ty i ja. Że nie gryzą, że można z nimi wejść w relacje, zaprosić do znajomych na Facebooku.

To, że dostajemy nieco mniej pieniążków to jest skutek pewnego myślenia, ale nam wcale nie o to chodzi. Bóg się zatroszczy o nasze finanse. Chcemy po prostu mieć możliwość pokazania wartości osób niepełnosprawnych, które jak my wszyscy – potrzebują zauważania i właściwego odebrania w społeczeństwie.

 

I jeszcze jedno; praca z tymi dziećmi uczy mnie patrzenia tak, jak patrzy Bóg. On nie patrzy na nasz iloraz inteligencji, predyspozycje, pozycję zawodową, ale na nasze serce. W Jego oczach każdy z nas jest wyjątkowy i ukochany. Staram się tego uczyć każdego dnia.

 

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Piotr Relich

    

 

[Pracownicy placówki pragną w tym roku zorganizować wyjazd rekolekcyjno-wakacyjny za granicę. Dla tych dzieci może to być jedyna okazja dalszego wyjazdu poza Polskę. Na stronie www.osrodekpolanica.pl można otrzymać wskazówki dotyczące wsparcia projektu] 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie