26 marca 2013

New Age-lia Ebena

(Fot. sxc.hu)

Tytuł – „Dowód”. Podtytuł – „Prawdziwa historia neurochirurga, który przekroczył granicę śmierci i odkrył Niebo”. Wydawnictwo Znak, wciąż uchodzące – dzięki swojej pierwotnej działalności, kiedy publikowało głównie literaturę katolicką i filozoficzną – za katolickie właśnie. Wszystko to sprawiło, że brałam do ręki tę książkę, głęboko wierząc, że znajdę w niej kolejny dowód na istnienie Boga. Tym bardziej cenny – zwłaszcza w konfrontacji ze sceptykami, których spotykam niemało – że spisany ręką człowieka nauki. Nic bardziej mylnego. Książka ta, w moim przekonaniu, ma niewiele wspólnego ani z nauczaniem Kościoła, ani z samym Bogiem. Jest ezoteryką w czystej postaci.

 

Eben Alexander, autor wspomnień, znakomity neurochirurg, przez wiele lat pozostawał agnostykiem. „Do kościoła chodziliśmy od wielkiego dzwonu – niewiele częściej niż na Boże Narodzenie i na Wielkanoc. Chociaż przypominałem synom o odmawianiu wieczornych modlitw, zdecydowanie nie zasługiwałem w naszym domu na miano duchowego przywódcy” – przyznaje. Zapadł na śpiączkę w wyniku zapalenia opon mózgowych wywołanych przez pałeczkę okrężnicy. Należał do grupy pacjentów zagrożonych wysokim ryzykiem zgonu, ponieważ choroba zniszczyła jego korę mózgową.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Przyznam, że to wszystko zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Człowiek uczony, świadomy nędzy swojego życia wewnętrznego, którego Pan Bóg wybrał, by przemówić przez niego do współczesnego, oderwanego od sacrum człowieka – pomyślałam. Lektura z każdą stroną wciągała i wzruszała mnie coraz bardziej. Opisane doświadczenia były nie tylko niezwykle ciekawe. Przede wszystkim miały kontekst naukowy, doskonale wyjaśniony przez autora. Jakby tego było mało, okazało się, że mężczyzna został w dzieciństwie adoptowany i po wielu perypetiach udało mu się dotrzeć do biologicznej rodziny. Gotowa historia na scenariusz.

 

Dystansu do książkowej historii zaczęłam nabierać, gdy pojawiły się opisy zaświatów. Kraina Widziana z Perspektywy Dżdżownicy. Zanurzenie w błotnistej galarecie, z której „raz za razem wychylały się karykaturalne, zwierzęce twarze”, które „jęczały lub skrzeczały”. Lot na skrzydle barwnego motyla obok pięknej nieznajomej, który nasunął mi od razu skojarzenia ze znaną z dzieciństwa „Cudowną podróżą” Selmy Lagerlöf. Jeśli nie pamiętają jej Państwo, przypomnę, że opowiada ona o przygodach szwedzkiego nastolatka o złym usposobieniu. Pewnego dnia chłopiec odmawia pójścia wraz z rodzicami do kościoła. Ojciec zezwala mu na niesubordynację, ale stawia warunek – syn musi przeczytać fragment Biblii.

 

Młodzieniec miast oddać się lekturze, przeszukuje starą skrzynię, w której znajduje krasnoludka. Ten, źle traktowany przez chłopca, odpłaca mu pięknym za nadobne – zmniejsza go do swoich rozmiarów i pozwala, by zwierzęta, nad którymi dotąd niesforny nastolatek się znęcał, odwdzięczyły się. Z kłopotów ratuje chłopca gąsior Marcin, który zabiera go w podróż do Laponii na swoim grzbiecie. W jej trakcie młodzieniec przeżywa metamorfozę i wraca do domu zupełnie odmieniony. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym więcej podobieństw dostrzegam między obiema opowieściami…

 

No i wreszcie Jądro, które – według Ebena Alexandra – jest Bogiem, nazywanym przez niego Omem. Warto zaznaczyć, że Om uznawany jest za symbol religii hinduistycznej. To najważniejszy dla wyznawców Wisznu dźwięk, będący składnikiem wielu mantr, który według nich towarzyszył powstaniu świata.

 

Ale to nie wszystko. Gdy dobrnęłam już prawie do końca, odebrałam kolejny cios, moim zdaniem całkowicie pogrążający autora „Dowodu”. Otóż przyznaje on, że po wybudzeniu się ze śpiączki zaczął sięgać po jedną z metod medytacji, opracowaną przez niejakiego Roberta A. Monroe, znaną jako hemi-sync lub synchronizacja półkul mózgowych, a którą zaliczyć można do nurtu New Age. „Metoda hemi-sync umożliwiła mi powrót do krainy podobnej do tej, którą odwiedziłem, będąc w śpiączce, lecz bez konieczności zapadnięcia na śmiertelną chorobę” – wyznaje w swej szczerości Eben Alexander. Tym samym podważa wiarygodność swoich doświadczeń. Przypomina mi to zjawisko doznania ludzi, którzy doświadczają projekcji astralnych. Jak wiadomo, takie praktyki są uznawane przez Kościół katolicki za element technik okultystycznych. Autor zmierza zatem w rejony aktywności umysłu niebezpieczne i niezbadane, mogące doprowadzić do demonicznego zniewolenia.

 

Odkąd skończyłam lekturę, zastanawiam się, dowodem na co ma być książka Alexandra. Dowodem na istnienie Boga czy życia po śmierci? A może próbą naukowego udowodnienia istnienia świata pozagrobowego? Bo jak dla mnie jest kolejnym przykładem skoku na kasę. Przykładem kolejnej pozycji, która zanim zagości na półkach księgarni, będzie obwołana bestsellerem. Zastanawia także czas jej promocji – Wielki Tydzień. Dla katolików czas szczególny, w którym myśli powinny kierować się ku kontemplacji największej tajemnicy chrześcijaństwa, a nie być absorbowane przez wizjonerskie doświadczenia z pogranicza życia i śmierci.

 

Swego czasu w Wielkim Tygodniu bardzo wpływowa gazeta zaserwowała nam „Ewangelię Judasza”. Tym razem przyszedł czas na New Age-lię Ebena.

 

Renata Ziomek

 

Eben Aleksander, Dowód. Prawdziwa historia neurochirurga, który przekroczył granicę śmierci i odkrył NIEBO. Wydawnictwo Znak, Kraków 2013 r.

 

{galeria}

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie