17 kwietnia 2019

Neverending brexit, czyli czy z Unii Europejskiej można wyjść?

(REUTERS/Eddie Keogh / FORUM)

Jesteśmy świadkami burzliwego procesu wychodzenia Wielkiej Brytanii ze struktur Unii Europejskiej, ochrzczonego pod nazwą „brexit”. Wydaje się, że przyczyny, dla których Brytyjczycy z Unii wychodzą wciąż jeszcze budzą wątpliwości. Jeszcze większe wątpliwości powstają przy próbie wytłumaczenia komplikacji, jakie obserwujemy w ostatnich tygodniach, na ostatniej prostej przed finalizacją procesu.

 

Osią, wokół której sprawy europejskie się toczą jest współpraca ekonomiczna i polityczna Berlina, Paryża i Londynu. Jeśli spojrzeć na mapę ekonomicznych wpływów poszczególnych stolic, sytuacja staje się dość czytelna. Nie może być tajemnicą, że Niemcy dominują ekonomicznie w Europie Środkowo-Wschodniej i na Bałkanach, wykazują także dużą aktywność w innych częściach Europy. Francja, choć jej wpływy w Europie słabną, to utrzymuje swoją dominację ekonomiczną w obszarze Afryki Północnej i w państwach nieszczęśliwie wchodzących w skład unii walutowej franka CFA. W związku z powyższym, słabnące wpływy na ternie kontynentalnej Europy Francja wetuje sobie poprzez niemieszanie się Niemiec do francuskich interesów w Afryce. Mitteleuropa za Afrykę. Brytyjczycy na otarcie łez otrzymali schedę po imperium w postaci przerośniętego londyńskiego City, jako ośrodka finansującego w pewnym stopniu ekspansję europejskiego biznesu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Nawet jeśli w teorii układ ten wydaje się interesujący dla każdej ze stolic reprezentujących niegdysiejsze mocarstwa, to w praktyce bynajmniej tak nie jest, co szczególnie odczuwają Brytyjczycy. Do dziś w Wielkiej Brytanii żyją ludzie, którzy doskonale pamiętają czasy, kiedy nad Brytyjskim Imperium nie zachodziło słońce. Główna lokatorka pałacu Buckingham godnie tę grupę reprezentuje. Czas morskiej dominacji imperium brytyjskiego minął, pozostawił jednak po sobie więcej niż garść zabytków w centrum Londynu. Jednym z nich jest gigantyczne centrum finansowe, którego symbolem jest londyńska dzielnica City. Duży handel nie istnieje bez dużego kredytu. Duży kredyt nie istnieje bez dużych banków. Duży brytyjski handel potrzebował dużego brytyjskiego zaplecza finansowego. Historia tak sprawiła, że imperium się skończyło, a wraz z nim zniknął wielki handel, ale londyńska dzielnica City przetrwała.

 

Jej trwanie ma niebagatelny wpływ na brytyjską gospodarkę. Przede wszystkim, wpływy budżetowe, jakie wnoszone są przez korporacje finansowe, mające swoje siedziby na terenie Zjednoczonego Królestwa w 2017r. przyniosły ok. 11 proc. dochodów budżetowych do krajowego budżetu. W tym samym roku sektor finansowy stanowił ok. 6,5 proc. brytyjskiej gospodarki. Dziś sektor finansowy to główna siła napędowa brytyjskiego eksportu usług i jeden z niewielu „produktów” brytyjskiej ekonomii, który częściej kupowany jest za granicą, niż sprowadzany bywa do kraju.

 

Istnieje szereg prac ukazujących szkodliwy wpływ przerośniętego sektora finansowego na gospodarkę ojczyzny Szekspira. Oprócz innych negatywnych skutków jego funkcjonowanie powoduje nienaturalne wzmocnienie funta, skutkiem czego waluta ta należy do najbardziej przeszacowanych na świecie. Innymi słowy, wartość lokalnej waluty w niewielkim stopniu oddaje potencjał brytyjskiej gospodarki. Jest to przyczyną szeregu wynaturzeń mających miejsce w ostatnich dekadach na terytorium Zjednoczonego Królestwa. Najważniejszym z nich jest postępujące odprzemysławianie Wielkiej Brytanii wynikające m.in. z siły funta szterlinga. Dzięki silnemu funtowi bardziej opłaca się importować nawet najbardziej strategiczne, a przy okazji drogie w transporcie surowce (cement, gips, stal, aluminium, etc.), niż wytwarzać je u siebie. Brak konkurencyjności brytyjskiej produkcji np. w porównaniu z krajami UE widać gołym okiem. W ten sposób Wielka Brytania weszła na niebezpieczną ścieżkę rosnącego deficytu handlowego. Gdy chodzi o handel towarowy, to tylko w 2017r. gospodarka wyspiarskiego państwa odnotowała w handlu z państwami UE deficyt w wysokości 95 miliardów funtów (nadwyżka w świadczonych usługach zmniejszyła łączny deficyt handlowy UK z UE do poziomu 67 miliardów funtów). Deficyt w handlu należy finansować, a robi się to albo poprzez wyprzedaż majątku, albo zaciąganie długu. W chwili obecnej brytyjski dług publiczny w odniesieniu do PKB wynosi ok. 85,4 proc. i rośnie. (https://www.ons.gov.uk/economy/governmentpublicsectorandtaxes/publicspending/bulletins/ukgovernmentdebtanddeficitforeurostatmaast/september2018).        

 

Powyższa sytuacja nie jest do utrzymania w dłuższej perspektywie, bo nie widać przesłanek, by niepokojące trendy mogły zostać odwrócone tak długo, jak Zjednoczone Królestwo pozostaje w strukturach Unii Europejskiej. Gospodarka brytyjska całkowicie pokonana na wspólnym rynku przez silną i konkurencyjną gospodarkę niemiecką, musi wycofać się i przegrupować. Manewr ten, powinien być wykonany w spokoju, najlepiej w otoczeniu cieplarnianych warunków jakiejś formy celnej protekcji.

 

Problem w tym, że nie stanie się to bez poważnego uszczerbku dla londyńskiej dzielnicy City. Przedstawiciele brytyjskiego sektora finansów, chcąc dalej brać udział w finansowaniu niemieckiej ekspansji gospodarczej, musieliby przenieść się na kontynent. Ci, którzy zdecydowaliby się na tak ryzykowny krok, nie będą mogli liczyć na gorące przyjęcie przez finansjerę niemiecką i francuską, która ma dość kłopotów nawet bez wizji dodatkowej konkurencji spadającej im na głowę z Londynu. Ci, którzy zostaną w Londynie, ryzykują niemniej, skazując się na funkcjonowanie w trudnym okresie pobrexitowych turbulencji ekonomicznych i na odcięcie od kontynentalnej klienteli.

 

Wydawało się, że rzecz jest ustalona. Uzgodniono treść umowy wyjścia Zjednoczonego Królestwa z Unii, która wydawała się być do przyjęcia przez obydwie strony. Pozostało tylko umowę podpisać. Tymczasem, gdy brexit znajdował się na ostatniej prostej, strona europejska zmieniła zasady gry, wprowadzając ustawę zaostrzającą procedury funkcjonowania na rynku europejskim podmiotów działających w branży finansowej z siedzibami poza UE, w tym w Londynie. Otóż zgodnie z nowymi przepisami, to Komisja Europejska będzie władna orzekać w znacznie większym zakresie, czy dana firma spełnia europejskie normy i czy może być dopuszczona do europejskiego rynku. Procedura ta przypominać będzie zapewne do złudzenia badanie polskiej praworządności, na co przecież żaden poważny podmiot międzynarodowego prawa pozwolić sobie nie może. Postulaty renegocjacji brexitowej umowy zostały przez europejskich polityków odrzucone. Nic więc dziwnego, że proces finalizacji wyjścia Zjednoczonego Królestwa z europejskich struktur, będąc na ostatniej prostej, utknął w martwym punkcie.

 

Powyższa sytuacja ukazuje kilka ważnych zjawisk. Po pierwsze, ocierającą się o głupotę, pazerność oraz bezrozumną chęć upokorzenia Brytyjczyków za wszelką cenę przejawiane przez unijne elity polityczne. To przecież w szeroko pojętym interesie ekonomicznym i politycznym Niemiec i Francji jest utrzymanie dużego sektora finansowego poza strefą euro. Wszelkie nieprawidłowości, które wypływają z funkcjonowania wielkich finansów, w tym presja aprecjacyjna na lokalną walutę, przejmowana jest przez kraj goszczący – w tym przypadku Zjednoczone Królestwo. Europa może więc korzystać z międzynarodowego kapitału, a większą część ceny za to ponosić będzie brytyjska gospodarka. Przy okazji to najlepsza gwarancja trwałego upośledzenia brytyjskiej ekonomii i uzależnienia jej, nawet pomimo brexitu, od gospodarki kontynentalnej. Elity europejskie, usiłując na siłę przejąć potencjał londyńskiej City, ściągają na siebie poważne ekonomiczne problemy, wzmacniając w przyszłości Brytyjczyków.

 

Wydarzenia ostatnich tygodni pokazują również wpływ brytyjskiej finansjery na zasadnicze decyzje polityczne podejmowane przez rząd w Londynie. Sektor finansów to jedyny w zasadzie sektor brytyjskiej gospodarki, który na brexicie na pewno straci i to dużo. Jeśli wyjście Wielkiej Brytanii z UE miałoby doprowadzić do zmniejszenia brytyjskiego deficytu handlowego o połowę w perspektywie najbliższej dekady, to oznaczać to będzie prawdziwy boom gospodarczy na Wyspach po zakończeniu pierwszego okresu turbulencji. Pomimo strat sektora finansowego, rachunek ekonomiczny wydaje się być zatem dodatni i to mocno. Nie przeszkadza to jednak w niczym temu, by możliwość przeprowadzenia powtórnego referendum – tym, razem dotyczącego pozostania w UE – była cały czas realnie brana pod uwagę przez część polityków, mediów i opinii publicznej. Realizacja tego akurat scenariusza wydaje się jednak mało wiarygodna, bo podjęcie takiej decyzji pozostawiłoby brytyjską demokrację – jedną z najstarszych na kontynencie – w strzępach.

 

W chwili obecnej wygląda na to, że tendencje antybrytyjskie w europejskim establishmencie wezmą górę nad rozsądkiem. Londyńska City ucierpi. Wzmocnią się korporacje niemieckie i francuskie. Być może polski premier ściągnie do Warszawy kilka londyńskich firm. Wbrew intencjom, europejskie elity wyświadczą tym samym Brytyjczykom wielką przysługę, dzięki której ci ostatni wyjdą z tej całej przygody mocniejsi na przyszłość, choć pozbawieni jednej z ostatnich pamiątek po czasach imperialnej potęgi.

 

 Ksawery Jankowski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie