28 października 2012

Ukraina: wybory, które wiele nie zmienią

(Fot. Autor)

 

W niedzielę 28 października odbędą się wybory do Rady Najwyższej Ukrainy – jednoizbowego parlamentu naszego wschodniego sąsiada. Wiele wskazuje na to, że kolejna kadencja nie wniesie czegoś istotnego do sytuacji wewnętrznej Ukrainy czy też do jej polityki wobec państw ościennych.

 

Wesprzyj nas już teraz!

 

Dryfująca między Rosją a Zachodem Ukraina jest zbyt dużym krajem, by jej kondycja polityczna oraz gospodarcza była obojętna i dla Moskwy, i dla Zachodu. W wyborcze szranki stanęły znane partie i nie proponujące niemal nic nowego. Jedni już rządzili, drudzy właśnie rządzą. Spór między obecnie będącą u władzy Partią Regionów a Zjednoczoną Opozycją (sojusz „Batkiwszczyny” Julii Tymoszenko, „Frontu zmian” Arsenija Jaceniuka i kilku drobniejszych partii) jest bardziej walką o odzyskanie lub utrzymanie wpływów w państwie, niż zaproponowaniem skutecznych rozwiązań, które będą w stanie zmienić trudne położenie zwykłych ludzi. Nie należy spodziewać się także czegokolwiek nowego po komunistach czy partii Swoboda, silnej tam, gdzie najżywsze są skrajne nastroje antypolskie i antyrosyjskie (antysowieckie). Niewiadomą jest na razie ruch jaki wykona UDAR, nowa partia, założona przez znanego boksera, Witalija Kliczkę, która w kampanii odebrała dużą część elektoratu Zjednoczonej Opozycji. UDAR może stać się trzecią lub nawet drugą siłą polityczną w kraju. Pytanie tylko, czy będzie miała tyle siły w walce o zmiany, ile jej lider na bokserskim ringu?

 

O tym, że zainteresowanie tegorocznymi wyborami jest duże świadczy chociażby rekordowa liczba zgłoszonych obserwatorów. Jak podaje ukraińska agencja informacyjna KPUNEWS, Centralna Komisja Wyborcza zarejestrowała ich aż 731 – w tym 517 z ramienia OBWE, a spośród obserwatorów wysłanych przez państwa największą grupę stanowią Polacy (124 osoby).

 

Niestety, liczebność delegacji obserwatorów nie przekłada się na codzienną aktywność i zainteresowanie problemami rodaków z Lwowa, Stanisławowa czy Żytomierza. Niepokojący dla Polaków jest m.in. sygnał o zawarciu w ubiegły piątek porozumienia o stworzeniu koalicji po wyborach przez największe ugrupowanie opozycyjne – Batkiwszczynę (Ojczyznę) Julii Tymoszenko i silną w zachodnich obwodach (m.in. wschodniej Galicji) Swobodę, uznawaną za jsiłę, która najmocniej gloryfikuje takich przywódców jak Stepan Bandera. Układ powyborczy ugrupowania Julii Tymoszenko i Swobody z tego punktu widzenia nie jest zaskoczeniem, bo przecież Julia Tymoszenko przejęła w dużej części elektorat bloku Nasza Ukraina poprzedniego prezydenta Wiktora Juszczenki. Tego samego, który w styczniu 2010 roku, kilka tygodni przed odejściem ze stanowiska prezydenta, przyznał tytuł Bohatera Ukrainy Stepanowi Banderze. Wówczas oburzenie Polaków mieszkających na Kresach i tych, którzy nie chcą zapomnieć o Golgocie Wschodu, nie przełożyło się na zmianę decyzji Juszczenki. Pozbawienia Bandery bohaterskiego tytułu dokonał dopiero kolejny prezydent – Wiktor Janukowycz, w chwili wyboru uznawany za polityka prorosyjskiego i od początku nielubianego w zachodniej części tego młodego państwa.

 

Dlatego oceniając dzisiaj prawdopodobne scenariusze powyborcze dla Ukrainy nie możemy patrzeć tylko na relacje Ukrainy z Rosją i – jako alternatywą – Unią Europejską. Zresztą ostatnie prounijne wypowiedzi urzędującego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza mogą być uznawane za zaskoczenie dla Zachodu. Dywagacje o tym, czy Ukraina będzie dążyć do większej integracji z Zachodem, czy może wybierze kurs na unię z Rosją, Białorusią i Kazachstanem pewnie będą trwać kolejne lata, niezależnie od tego, który blok polityczny wygra wybory. Do tej pory bowiem ani tandem Juszczenko – Tymoszenko ani Partia Regionów z Wiktorem Janukowyczem nie podjęli zdecydowanych kroków w żadnym z tych kierunków. Polityka zagraniczna Ukrainy jest dzisiaj raczej wynikiem układów i powiązań polityki oraz biznesu wewnątrz państwa. Takim właśnie dryfowaniem od decyzji do decyzji, bez zamykania sobie drogi do jakiegokolwiek partnera.

Można spodziewać się, że żadna z partii liczących na wejście do Rady Najwyższej nie będzie w stanie zmienić dotychczasowej praktyki jasnego i bezkompromisowego przenikania się świata biznesu, polityki i mediów na skalę rzadko widoczną tak, jak na Ukrainie.

 

Oligarchowie z klanów donieckiego, dniepropietrowskiego i kijowskiego znaleźli już swoich naśladowców w innych częściach kraju. W ślad za kontrolą nad sektorami gospodarki (energetyka, handel gazem, hutnictwo, przemysł chemiczny, itp.) idzie kontrola mediów i powiązania z partiami politycznymi. Wystarczy wspomnieć, że największe stacje telewizyjne (Inter, Ukraina, 1+1, ISTV i STB) należą do czterech osób, z których trzy zajmują pierwsze miejsca na liście najbogatszych Ukraińców. Z opozycyjnymi kanałami TV poradzono sobie na poziomie państwowym, nie przyznając im częstotliwości na cały obszar, marginalizując ich oglądalność do poziomu ok. 1 – 1,5 proc.

 

Oglądałem niedawno debatę przedwyborczą dwojga kandydatów do parlamentu w jednej z dwóch stacji opozycyjnych (TVi) i pytania, z którymi musieli sobie radzić zaproszeni do studia politycy nie były ani łatwe ani ugładzone. Przedstawicielka rządzącej Partii Regionów była dość mocno przepytywana o to, co konkretnie zrobiła, by rozwiązać np. problem braku dostępności mieszkań, na które z przeciętnej pensji trzeba oszczędzać przez kilka pokoleń. A podobnych problemów jest na Ukrainie więcej. Będąca przez wieki spichlerzem Europy ziemia dzisiaj ma problemy z wyżywieniem swoich obywateli. Ceny wielu produktów nie odbiegają od tych w Polsce, choć zarobki są znacznie niższe. Mieszkańcy Kijowa, Odessy czy Doniecka martwią się rosnącymi cenami kaszy i coraz droższym ogrzewaniem, a w mniejszych ośrodkach problemem numer jeden jest brak pracy. Stąd liczne emigracje za granicę, powodujące, wraz z ujemnym przyrostem naturalnym, szybki spadek liczby mieszkańców Ukrainy.

 

Wrzucenie kartki do urny daje niewielką szansę na zmianę tego stanu. Dzisiaj Ukrainie jest potrzebna przemiana mentalna, odrodzenie duchowe i odnalezienie godnego miejsca dla człowieka. Podobnie jak innym państwom Europy – jeszcze niedawno bogatym i stabilnym. Inaczej na mapie Europy może pojawić się kolejny punkt zapalny, bo iskrzących problemów nad Dnieprem nie brakuje.

 

Jan Bereza

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie