25 września 2020

Nędza dług inflacja – czy rozpoczęła się ekonomiczna pandemia?

(źródło: pixabay.com)

Rozprzestrzenianie się wirusa Sars Cov-2 i związanych z tym ograniczeń prowadzi do negatywnych konsekwencji ekonomicznych na całym świecie. Najtragiczniejszy okazuje się wzrost ubóstwa absolutnego – pierwszy od 1998 roku. Problemy nie omijają też Europy w tym Polski. Chodzi tu o spadek PKB oraz wzrost bezrobocia i długu publicznego. Komentatorzy obawiają się, że rządy postanowią uciec się do dodruku pieniądza, co wygeneruje jednak kolejne trudności.

 

Bank Światowy [worldbank.org] stwierdził, że kryzys gospodarczy związany z pandemią koronawirusa doprowadzi do wzrostu skrajnego ubóstwa (poniżej 1,9 dolara dziennie na osobę) z 8.23 proc. ludności świata w 2019 roku do 9.82 proc. lub 9.18 proc. (w zależności od scenariusza). Ubóstwo absolutne wzrośnie więc po raz pierwszy od 1998 roku!

Wesprzyj nas już teraz!

 

Epidemia COVID-19 doprowadzi do ubóstwa absolutnego w 2020 roku o 71 milionów osób więcej niż zakładano przed jej wybuchem. Bardziej pesymistyczny scenariusz mówi o 100 milionach.

 

Liczba skrajnie ubogich w krajach kwalifikujących się do pożyczek z Międzynarodowej Agencji Rozwoju) wzrośnie o 21 milionów, w krajach Blend (kwalifikujących się do częściowej pomocy z tej agencji, ale dysponujących też pewną zdolnością kredytową) o 10 milionów a w krajach FCV (dotkniętych niestabilnością i konfliktem) – o 18 milionów. Ponad połowa nowych ubogich znajdzie się w Azji Południowej. Z kolei ponad jedna trzecia w Afryce Subsaharyjskiej (gdzie problem nędzy jest obecnie największy).

 

Oxford Poverty and Human Development Initiative zwraca uwagę na skutki nędzy materialnej, takie jak braki żywnościowe, zamknięcia szkół, wzrost bezrobocia czy brak możliwości uzyskania pomocy materialnej. [ophi.org.uk]

 

Tragedię ubóstwa absolutnego potęguje jego powiązanie z niedożywieniem. Spożywane kalorie wykorzystywane są na zapewnienie przeżycia organizmu, a brakuje dodatkowej energii na zapewnienie siły do pracy. Oto pułapka ubóstwa.

 

Największy kryzys w historii UE

Kryzys obejmuje także Unię Europejską. Choć nie przybierze on (zazwyczaj) tak drastycznych form, jak wzrost ubóstwa absolutnego, to jednak problemu nie można bagatelizować. Wszak Komisja Europejska mówi o największym kryzysie w historii UE. Jej prognozy przewidują spadek PKB o 7,4 procent (w strefie euro o 7,7 procent). To więcej niż podczas największego nasilenia kryzysu w 2009 roku. Prognozy zakładają również wzrost bezrobocia do 9 procent w UE (w 2019 roku było to 6,7 procent), a w strefie euro do 9,6 procent (w 2019 roku – 7,5 procent).

 

Pocieszeniem jest prognozowany wzrost w 2021 roku. To odbicie gospodarki i ożywienie inwestycji w Unii Europejskiej pozwoli odrobić na odrobienie strat. Jednak – jak przestrzega Komisja Europejska – nie wszystkich.

 

Polskie kłopoty

Spadek PKB w 2020 roku nie ominie też Polski – według uaktualnionej prognozy o 4,6 procent. Tymczasem w 2019 roku PKB wzrosło o 4,1 procent, a ustawa sprzed nowelizacji zakładała wzrost 3,7 procent. Do tego dochodzi wzrost bezrobocia. Według nowelizacji budżetu bezrobocie wzrośnie z 5,2 procent na koniec 2019 roku do 8 procent (pierwotnie ustawa budżetowa zakładała 5,1 procent).

 

Jak ponadto zauważa Polsat News, rzeczywista stopa bezrobocia w Polsce może okazać się nawet większa. Nawet bowiem GUS-owskie statystyki są zaniżone – nie uwzględniają bowiem bezrobotnych poszukujących pracy bez rejestrowania się w urzędzie.

 

W Polsce jednym z ekonomicznych skutków COVID-19 jest wzrost deficytu. 20 sierpnia rząd przyjął projekt nowelizacji budżetu na 2020 rok. Zakłada on deficyt na poziomie 109,3 miliardów złotych. Dochody wyniosą bowiem 398,7, miliarda złotych (o 36,7 mld więcej niż planowano), zaś wydatki 508,0 miliardów (o 72,7 mld więcej niż planowano).

 

W przypadku naszego kraju szczególnie niepokojący okazuje się także spodziewany lawinowy wzrost długu publicznego.  Według danych rządowych dług Polski wyniesie w 2020 roku 50,5 procent PKB. Z kolei według danych unijnych będzie to 62,2 procent. Pierwsza wartość precyzyjnie odnosi się do ustawy o finansach publicznych. Jednak to druga daje znacznie pełniejszy obraz sytuacji. Uwzględnia bowiem tarczę antykryzysową i wydatki utworzonego w Banku Gospodarstwa Krajowego Funduszu Przeciwdziałania Covid-19. Jak podaje portal Money.pl w Polsce, dług sektora rządowego i samorządowego na koniec 2019 roku wynosił 1045,12 miliardów, a w 1 kwartale wzrósł o 58 miliardów (do 1103 miliarda). Według danych portalu długpubliczny.org.pl w przeliczeniu na mieszkańca dług publiczny na koniec 2020 roku wyniesie 34 564 (z 28102 zł na koniec 2019 roku).

 

Wiąże się z tym wzrost inflacji (wedle oficjalnych prognoz o 3,3 procent w 2020 roku). Rok wcześniej było to 2,3 procent, a według ustawy budżetowej z 2020 roku – 2,5 procent.

 

Jakie skutki?

Tak wysokie zadłużenie to problem nie tylko dla przyszłych pokoleń, lecz również dla rządu zmuszonego do spłacania na bieżąco odsetek. Istnieje jednak cudowny lek na tego typu problemy. Inflacja. Władze mogą uciec się do „dodruku pieniądza” (obniżka stóp procentowych, skupowanie papierów wartościowych), zwiększając tym samym podaż pieniądza. Jednak sam wzrost pieniądza w obiegu nie zawsze wystarczy do wywołania znaczącego wzrostu cen realnych dóbr. Tak też stało się, gdy „dodrukowany” pieniądz trafił głównie na rynki finansowe.

 

Czy rządy znajdą sposób, by przyspieszyć obrót pieniądza i zwiększyć inflację. Zdaniem autora znanego portalu finansowego [independenttrader.pl] tak. Jego zdaniem bowiem „bankierzy odrobili lekcję z przeszłości i tym razem postawią nacisk na wzrost tempa, w jakim waluta zmienia właściciela. Aby zmusić ludzi do szybkiego pozbywania się gotówki kolejne zasiłki zapewne przybiorą formę waluty o określonym terminie ważności. Proszę, oto twój zasiłek ale masz 30 dni na jego wydatkowanie. Po tym czasie środki przepadają. W tym momencie nie wiem jeszcze jaką technicznie formę wybiorą bankierzy oraz politycy, ale w tym kierunku moim zdaniem pójdziemy. Chodzi o to aby jednocześnie zwiększyć ilość waluty w obiegu oraz tempo cyrkulacji”.

 

W Polsce – celowo lub nie – ten środek zastosował zresztą polski rząd przy okazji bonu turystycznego. Jak twierdzi portal „Independent Trader” „jeżeli im się uda zapoczątkować proces, inflacja wzrośnie skokowo do 8 proc. – 10 proc.. Ludzie zdadzą sobie sprawę, że trzymanie oszczędności nie ma sensu i zaczną pozbywać się waluty nim stanie się mniej warta. Proces ten, gdy już się zacznie jest bardzo ciężko kontrolować. Ludzie widząc wzrost cen, kupują produkty dziś zamiast czekać aż ich cena wzrośnie, tempo cyrkulacji rośnie przekładając się na jeszcze szybszy wzrost cen. Taka samo-napędzająca się spirala, której z czasem nie da się kontrolować i o to chodzi”.

 

Skutki spodziewanej inflacji

Wysoka inflacja wiąże się z licznymi szkodliwymi skutkami ekonomicznymi. Jednym z najciekawszych z nich jest transfer pieniędzy od osób od kredytodawców do kredytobiorców. Prowadzi to do szkodliwych skutków społecznych, takich jak podwyższenie preferencji czasowej. Krótko mówiąc – ludzie nie są skłonni do oszczędzania czy budowania długofalowego kapitału, gdyż straci on wartość w obliczu inflacji. Niektórzy obchodzą ten, inwestując w nieruchomości czy papiery wartościowe, jednak nie wszyscy dysponują niezbędnym po temu majątkiem, czasem, wiedzą czy zdolnością do ryzyka. W obliczu niskich stóp procentowych bardziej opłacalne staje się życie na kredyt, myślenie tylko o najbliższej przyszłości.

 

Wysoka inflacja to także wzrost niepewności – nie tylko tej związanej z oszczędzaniem, lecz również prowadzonym biznesem. W jej obliczu trudno ustalić stałe ceny, trudno obliczyć i księgować wydatki, ciężko też planować inwestycje. Wszystko to prowadzi do wzrostu niestabilności niepokoju. Zmienna i wysoka inflacja zwiększa poczucie zagrożenia – i tak wysokie w czasach ogłoszonej pandemii. Dodruk pieniądza to nie tylko zarządzanie majątkiem, to także zarządzanie strachem.

 

W najczarniejszym – choć możliwym – scenariuszu osoby wyzute z własności, uzależnione od krótkoterminowych zasiłków, pełne niepokoju zwrócą się do państwa o pomoc. TO zaś ją zapewni, oferując bezpieczeństwo w zamian za podporządkowanie się na szeroką skalę. Gdy do tego dojdzie nowoczesna technologia umożliwiająca pozyskiwanie ogromnych ilości danych i inwigilację na niespotykaną wcześniej skalę, mamy gotowy przepis na totalitaryzm. Chiny dały nam przykład.

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie