18 kwietnia 2019

Najpoważniejsza rana ziemi – pusty grób

W historii świata tylko przed jednym grobem zatoczono kamień oraz ustawiono przed nim na straży żołnierzy, aby zapobiec powstaniu złożonego w nim martwego człowieka: był to grób Chrystusa, wieczorem, w piątek zwany wielkim. Jakież widowisko mogłoby być bardziej absurdalne niż uzbrojeni żołnierze mający oko na zwłoki? Ale wartowników ustawiono na wypadek, gdyby Martwy zaczął chodzić, Milczący przemówił, a przebite Serce zaczęło bić gwałtownie w rytm życia. Mówili, że jest martwy; wiedzieli, że jest martwy; mówili, że nie powstanie ponownie, a jednak obserwowali! 

 

Nazywali Go otwarcie oszustem. Ale czy wciąż miał oszukiwać? Czy On, który „oszukał” ich tak, że uwierzyli we własne zwycięstwo w bitwie, sam wygra wojnę o życie, prawdę i miłość? Pamiętali, że nazwał swoje ciało świątynią i że odbuduje ją w trzy dni po tym, jak ją zniszczą; pamiętali także, że porównał siebie do Jonasza i powiedział, że tak jak Jonasz przebywał w brzuchu wieloryba przez trzy dni, tak i On spędzi trzy dni w brzuchu ziemi, a potem ponownie wstanie. Po trzech dniach Abraham odzyskał z powrotem swojego syna Izaaka, którego złożył w ofierze; przez trzy dni Egipt pogrążony był w nienaturalnych ciemnościach; trzeciego dnia Bóg zstąpił na górę Synaj. Teraz ponownie martwiono się o dzień trzeci. Zatem wczesnym sobotnim porankiem arcykapłani i faryzeusze złamali szabat i zjawili się przed Piłatem, mówiąc:

Wesprzyj nas już teraz!

 

Panie, przypomnieliśmy sobie,

że ów oszust powiedział jeszcze za życia:

„Po trzech dniach powstanę”.

Każ więc zabezpieczyć grób

aż do trzeciego dnia, żeby przypadkiem

nie przyszli jego uczniowie,

nie wykradli go

i nie powiedzieli ludowi:

„Powstał z martwych”. I będzie ostatnie

oszustwo gorsze od pierwszego (Mt 27,63-64).

 

Ich prośba o straż aż do „trzeciego dnia” nawiązywała bardziej do słów Chrystusa na temat Jego Zmartwychwstania niż do obawy, że apostołowie wykradną ciało i udając zmartwychwstanie podeprą je jako żywe. Ale Piłat nie miał nastroju do oglądania tej bandy, gdyż byli oni powodem, dla którego skazał Niewinną Krew. Przeprowadził swoje własne urzędowe dochodzenie, dowodząc, że Chrystus jest martwy; nie chciał podporządkować się temu absurdowi wykorzystania wojsk cezara do pilnowania martwego Żyda. Piłat powiedział im:

 

Macie straż: idźcie,

zabezpieczcie grób, jak umiecie (Mt 27,65).

 

Straż miała zapobiec przemocy, pieczęć – oszustwu. Musi być pieczęć i nieprzyjaciele przyłożą pieczęć. Musi być straż i nieprzyjaciele będą ją trzymać. Świadectwa zgonu i Zmartwychwstania muszą podpisać sami nieprzyjaciele. Poganie byli przekonani na podstawie natury, że Chrystus jest martwy; Żydzi byli przekonani na podstawie Prawa, że nie żyje.

 

Oni poszli i zabezpieczyli grób,

opieczętowując kamień

i stawiając straż (Mt 27,66).

 

Król spoczywał uroczyście, mając straż wokół siebie. Najbardziej zdumiewającym faktem w tym spektaklu czujności nad martwym było to, że nieprzyjaciele Chrystusa spodziewali się Zmartwychwstania, ale Jego przyjaciele nie. To wierzący byli sceptykami; to niewierzący byli łatwowierni. Jego wyznawcy potrzebowali i domagali się dowodów, nim dadzą się przekonać. W trzech wielkich scenach dramatu Zmartwychwstania była nuta smutku i niewiary. Pierwszą sceną była scena z płaczącą Magdaleną, która przyszła do grobu wczesnym rankiem z wonnościami nie po to, aby powitać zmartwychwstałego Zbawiciela, ale by namaścić Jego martwe ciało.

 

 

Magdalena przy grobie

W pomroku niedzielnego świtu widziano kilka kobiet zbliżających się do grobu. Sam fakt, że kobiety niosły wonności, dowodził, że nie spodziewały się Zmartwychwstania. Wydawało się dziwne, że tak jest, gdyż nasz Pan tyle razy mówił o swojej śmierci i Zmartwychwstaniu. Jednak najwidoczniej uczniowie, podobnie jak kobiety, kiedykolwiek Chrystus przepowiadał swoją Mękę, wydawali się pamiętać bardziej o Jego śmierci niż Zmartwychwstaniu. Nigdy im nie zaświtało, że to coś możliwego; taka myśl była im obca. Kiedy zatoczono kamień u wejścia do grobowca, nie tylko pogrzebano Chrystusa, ale także wszystkie ich nadzieje. Jedyną myślą, jaką kierowały się kobiety, było namaszczenie ciała martwego Chrystusa – akt, który narodził się z rozpaczy i – jak dotąd – niewierzącej miłości. Przynajmniej dwie z nich były świadkami pogrzebu; stąd troszczyły się wielce o rzeczy praktyczne:

 

Kto nam odsunie kamień

z wejścia do grobu? (Mk 16,3)

 

Było to zawołanie serc małej wiary. Silni mężczyźni zamknęli wejście do grobowca, umieszczając przed nim ten olbrzymi kamień. Zmartwieniem kobiet było, jak usunąć tę przeszkodę, aby uczynek miłosierdzia spełnić. Mężczyźni nie przyjdą do grobowca, dopóki się ich nie wezwie – tak mała była ich wiara. Ale kobiety przyszły tylko dlatego, że w swoim żalu szukały ukojenia w namaszczeniu zmarłego. Nic nie jest bardziej ahistoryczne niż stwierdzenie, że pobożne kobiety oczekiwały powstania Chrystusa z martwych. Zmartwychwstanie było czymś, czego nigdy w życiu się nie spodziewały. Materia ich myśli nie stanowiła gruntu, na którym takie oczekiwania mogłyby wyrosnąć.

 

Jednak, kiedy się zbliżyły, odkryły, że kamień został odsunięty. Przed ich przyjściem nastąpiło duże trzęsienie ziemi, a anioł Pana, który zstąpił z nieba, odsunął kamień i usiadł na nim:

 

Postać jego jaśniała jak błyskawica,

a szaty jego były białe jak śnieg.

Ze strachu przed nim zadrżeli strażnicy

i stali się jakby martwi (Mt 28,3-4).

 

Kiedy kobiety się zbliżyły, zobaczyły, że kamień, tak bardzo wielki, został już odsunięty. Jednak nie doszły natychmiast do wniosku, że ciało Chrystusa powstało. Ich wniosek mógł być taki, że ktoś ciało usunął. Zamiast ciała swojego Mistrza, ujrzały anioła, którego oblicze było jak błyskawica, a jego szaty jak śnieg i który im powiedział:

 

Nie bójcie się!

Szukacie Jezusa z Nazaretu,

ukrzyżowanego; powstał,

nie ma Go tu.

Oto miejsce, gdzie Go złożyli.

A idźcie, powiedzcie Jego uczniom i Piotrowi:

Podąża przed wami do Galilei,

tam Go ujrzycie, jak powiedział (Mk 16,6-7).

 

Dla anioła Zmartwychwstanie nie będzie tajemnicą, ale byłaby nią śmierć. Dla człowieka śmierć Chrystusa nie była tajemnicą, ale Jego Zmartwychwstanie tak. To, co zatem było naturalne dla anioła, teraz stało się tematem obwieszczenia. Anioł był jednym strażnikiem więcej, niż wrogowie umieścili wokół grobu Zbawiciela, jednym żołnierzem więcej, niż wyznaczył ich Piłat.

 

Słowa anioła były pierwszą Ewangelią głoszoną po Zmartwychwstaniu, a była to Ewangelia, która cofała się do Jego Męki, gdyż anioł powiedział o Nim jako „Jezusie z Nazaretu, ukrzyżowanym”. Słowa te wyrażały imię Jego człowieczeństwa, pokorę Jego miejsca zamieszkania i sromotę Jego śmierci; wszystkie trzy – pospolitość, sromota, wstyd – zostają przywołane w zestawieniu z Jego powstaniem z martwych. Betlejem, Nazaret i Jerozolima stają się znakami rozpoznawczymi Jego Zmartwychwstania.

 

Słowa anioła: „Oto miejsce, gdzie Go złożyli” potwierdzały rzeczywistość Jego śmierci i wypełnienie starożytnych proroctw. Kamienie nagrobne noszą napis: Hic jacet, czyli „Tutaj leży”. Następnie podane jest imię zmarłego i być może jakaś pochwała nieboszczyka. Tutaj natomiast anioł nie napisał, ale wypowiedział inne epitafium: „Nie ma go tu”. Anioł poprosił kobiety, aby spojrzały na miejsce, gdzie ciało ich Pana zostało złożone, jakby pusty grób był wystarczającym dowodem faktu Zmartwychwstania. Nakazano im od razu, by się pospieszyły i przekazały informację o Zmartwychwstaniu. Dziewicy ogłoszone były narodziny Bożego Syna. Upadłej kobiecie – Jego Zmartwychwstanie.

 

Te, które ujrzały pusty grób, zostały poproszone o pójście do Piotra, który niegdyś odwodził naszego błogosławionego Pana od krzyża i trzy razy się Go zaparł. Grzech i zaparcie się nie mogły zdusić Bożej miłości. Choć było to paradoksalne: im większy grzech, tym mniejsza wiara, a im większa skrucha z powodu grzechu, tym wiara większa. To do spragnionych owiec na pustkowiu przyszedł Pan; to celnikom i nierządnicom, zapierającym się Piotrom i prześladującym Pawłom zostały wysłane najbardziej przekonujące błagania miłości. Człowiekowi, którego nazwano Opoką i który odwodził Chrystusa od krzyża, anioł teraz posłał przez kobiety wiadomość: „Idźcie, powiedzcie Piotrowi”.

To samo indywidualizujące znaczenie, jakie otrzymał Piotr w życiu publicznym, wciąż istniało przy Zmartwychwstaniu. Ale chociaż Piotr został tutaj wspomniany z apostołami, których był głową, Pan najpierw pojawił się tylko Piotrowi, zanim objawił się uczniom w Emaus. Uwidoczniał to fakt, że później uczniowie powiedzą, iż Chrystus pojawił się był Piotrowi. Dobra nowina o Zmartwychwstaniu została zatem przekazana kobiecie, która upadła, i apostołowi, który się zaparł; jednak oboje wyrazili skruchę.

 

Maria Magdalena, która w ciemności wyprzedziła swoje towarzyszki, zauważyła, że kamień został odsunięty już na bok, podczas gdy wejście stało szeroko otworem. Szybki rzut oka wyjawił, że grób jest pusty. Jako pierwsi przyszli jej na myśl apostołowie, Piotr i Jan, do których w ekscytacji pobiegła. Według prawa Mojżeszowego kobiecie nie przysługiwało prawo dawania świadectwa. Ale Maria nie przyniosła im wieści o Zmartwychwstaniu; nie spodziewała się tego. Przypuszczała, że Chrystus wciąż jest pod władzą śmierci, gdyż powiedziała Piotrowi i Janowi:

 

Zabrano Pana z grobu

i nie wiemy, gdzie Go położono (J 20,2).

 

Z wszystkich uczniów i wyznawców pozostała tylko piątka „czuwających”: trzy kobiety i dwóch mężczyzn, jak te pięć panien w przypowieści oczekujących na przyjście Oblubieńca. Nikomu z nich Zmartwychwstanie nawet się nie śniło.

 

W swym rozgorączkowaniu Piotr i Jan pobiegli do grobowca, zostawiając w ten sposób Marię daleko w tyle. Z nich dwóch Jan był lepszym biegaczem i przybył pierwszy. Kiedy zjawił się Piotr, obaj weszli do grobowca, gdzie ujrzeli leżące płótna, jak również chustę, którą włożyli wcześniej na głowę Jezusa; ale ona nie była z płótnami, lecz leżała zwinięta osobno. To, co zrobiono, zrobiono przyzwoicie i z zachowaniem porządku, a więc nie uczynił tego złodziej ani nawet przyjaciel. Ciało znikło z grobu; pierwotne wiązania, które oplatały Jego ciało, znaleziono, jak leżały pozwijane. Gdyby uczniowie wykradli ciało, w pośpiechu nie odwijaliby go i nie pozostawili płócien. Chrystus powstał z nich dzięki swej Bożej mocy. Piotr i Jan

 

dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma,

które mówi, że On ma powstać z martwych (J 20,9).

 

Mieli fakty i dowody Zmartwychwstania; ale jeszcze nie pojęli jego pełnego sensu. Pan zaczął teraz pierwsze z serii swoich jedenastu zapisanych zjawień się pomiędzy Zmartwychwstaniem a Wniebowstąpieniem: czasami pojawiał się swoim apostołom, innymi razy – pięciuset braciom, a jeszcze kiedy indziej – kobietom. Najpierw pojawił się Marii Magdalenie, która powróciła do grobowca po tym, jak Piotr i Jan go opuścili. Myśl o zmartwychwstaniu także i jej nie wydawała się przychodzić do głowy, chociaż sama powstała z grobu, który zapieczętowało siedem diabłów grzechu. Zastawszy grób pusty, ponownie wybuchła płaczem. Z wzrokiem wbitym w ziemię, gdy blask właśnie wschodzącego słońca przesuwał się po pokrytej rosą trawie, z trudnością dostrzegła kogoś obok siebie, kto spytał:

 

Niewiasto, czemu płaczesz? (J 20,13)

 

Płakała za tym, co zostało utracone, ale to pytanie zdjęło przekleństwo łez, skłaniając ją do powstrzymania płaczu. Powiedziała:

 

Zabrano Pana mego

i nie wiem, gdzie Go położono (J 20,13).

 

Nie czuła przerażenia, kiedy ujrzała aniołów, albowiem nie poruszyłoby to jej, gdyby świat stanął w ogniu, tak bardzo żal zawładnął jej duszą. Kiedy odpowiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to był On. Myślała, że to ogrodnik – ogrodnik Józefa z Arymatei. Sądząc, że ten człowiek może wiedzieć, gdzie znajduje się Zguba, Maria Magdalena padła na kolana i poprosiła:

 

Panie, jeśli ty Go przeniosłeś,

powiedz mi, gdzie Go położyłeś,

a ja Go zabiorę (J 20,15).

 

Biedna Magdalena! Wyczerpana Wielkim Piątkiem, znużona Wielką Sobotą, snująca się jak cień i ledwo stojąca na nogach, ona „Go zabierze”! Trzy razy używa zaimka „Go”, nie określając Jego imienia. Siła miłości była tak wielka, że nawet nie przypuszczała, że można by pomyśleć o kimś innym.

Jezus zwrócił się do niej:

 

Mario (J 20,16).

 

Ten głos był bardziej powalający niż trzask pioruna. Pewnego razu słyszała, jak Jezus mówił, że woła swe owce po imieniu. I teraz odwróciła się ku Temu, który indywidualizował każdy grzech, boleść i łzy na świecie i naznaczał każdą duszę osobistą, konkretną i odróżniającą miłością, i ujrzała czerwono-sine ślady na Jego dłoniach i stopach, i wypowiedziała tylko jedno słowo:

 

Rabbuni! (J 20,16)

 

– co w hebrajskim oznacza: „nauczycielu”. Chrystus powiedział: „Mario” i było w tym całe niebo. Wyrzekła tylko jedno słowo, a była w nim cała ziemia. Po mentalnej północy oto ten oślepiający blask; po godzinach beznadziei ta nadzieja; po poszukiwaniach to odkrycie; po utracie to odnalezienie. Magdalena była gotowa jedynie uronić nabożne łzy nad grobem; natomiast nie była przygotowana, że zobaczy Go spacerującego na skrzydłach poranka.

 

Tylko czystość i bezgrzeszność mogły przywitać przenajświętszego Syna Bożego na świecie; stąd Maryja Niepokalana spotkała Go u bram ziemi – w miasteczku Betlejem. Ale tylko skruszona grzesznica, która sama powstała z grobu grzechu do nowego życia w Bogu, mogła odpowiednio zrozumieć triumf nad grzechem. By uhonorować kobiecość należy raz na zawsze powiedzieć: kobieta była najbliżej krzyża w Wielki Piątek i pierwsza przy grobie w wielkanocny poranek.

 

Maria zawsze była u Jego stóp. Była tam, gdy namaszczała Go na pogrzeb; była tam, gdy stała pod krzyżem; teraz z radości, że widzi swojego Mistrza, rzuciła się Mu do stóp, by je objąć. Ale On powiedział jej z powstrzymującym gestem:

 

Nie zatrzymuj Mnie,

jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca (J 20,17).

 

Jej czułe oznaki sympatii były skierowane ku Niemu bardziej jako Synowi Człowieczemu niż Synowi Bożemu. Stąd poprosił ją, by Go nie dotykała. Św. Paweł będzie musiał udzielić Koryntianom i Kolosanom tej samej lekcji:

 

A jeśli nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa,

to już więcej nie znamy Go w ten sposób (2 Kor 5,16).

 

Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi.

Umarliście bowiem

i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu (Kol 3,2-3).

 

Jej łzy, jak sugerował, miały wyschnąć nie dlatego, że znowu Go ujrzała, ale dlatego, że On był Panem nieba. Kiedy wstąpi, by zasiąść po prawicy Ojca, co oznaczało władzę Ojca; kiedy pośle Ducha Prawdy, który stanie się ich nowym Pocieszycielem i Jego wewnętrzną Obecnością, wówczas tak naprawdę będzie miała Go takim, jakiego pragnęła – zmartwychwstałego, otoczonego chwałą Chrystusa. Była to Jego pierwsza aluzja po Zmartwychwstaniu do nowej relacji, jaką będzie miał z ludźmi, i o której tyle mówił w noc Ostatniej Wieczerzy. Tej samej lekcji będzie musiał udzielić swoim uczniom – zbyt zaabsorbowanym Jego ludzką postacią – gdy powie im, że będzie korzystne, jeśli odejdzie. Magdalena chciała być z Nim tak, jak była przed Ukrzyżowaniem, zapominając, że Ukrzyżowanie wycierpiał dla chwały i dla zesłania Jego Ducha.

 

Chociaż Magdalena doznała upokorzenia tym zakazem naszego Zbawiciela, jednakże musiała czuć ekscytację, gdy zanosiła wiadomość o Jego Zmartwychwstaniu. Mężczyźni pojęli znaczenie pustego grobu, chociaż nie pojęli jego związku z Odkupieniem i zwycięstwem nad grzechem i złem. Ona miała rozbić cenny alabastrowy flakonik Jego Zmartwychwstania, aby jego aromat napełnił świat. Chrystus powiedział jej:

 

Udaj się do moich braci i powiedz im:

„Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego

oraz do Boga mego i Boga waszego” (J 20,17).

 

To pierwszy raz, kiedy w ogóle nazwał swoich apostołów zwrotem: „Moi bracia”. Nim człowiek stanie się przybranym synem Bożym, musiał być odkupiony od nieprzyjaźni z Bogiem.

 

Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam:

Jeśli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię,

nie obumrze, zostanie samo jedno,

ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity (J 12,24).

 

Pan wykorzystał swoje Ukrzyżowanie, by rozmnożyć swoje synostwo na innych synów Bożych. Ale będzie ogromna różnica pomiędzy Nim – naturalnym Synem, a ludźmi, którzy poprzez Jego ducha staną się przybranymi synami. Stąd, jak zawsze, dokonał ścisłego rozróżnienia pomiędzy „Bogiem moim” a „Bogiem waszym”. Nigdy w życiu ani razu nie powiedział: „Ojcze nasz”, jakby istniało podobieństwo tej relacji między Nim a ludźmi. Jego relacja z Ojcem była wyjątkowa i nieprzekazywalna. Synostwo z natury należało do Niego; ludzie byli synami Bożymi jedynie poprzez łaskę i adopcję:

 

Tak bowiem Ten, który uświęca,

jak ci, którzy mają być uświęceni,

od Jednego wszyscy pochodzą.

Z tej to przyczyny nie wstydzi się nazywać

ich braćmi swymi (Hbr 2,11).

 

Nie powiedział też Marii, by poinformowała apostołów, że powstał, ale, że wstępuje.

 

Zmartwychwstanie było dorozumiane we Wniebowstąpieniu, do którego miało dopiero dojść za czterdzieści dni. Jego celem nie było podkreślenie, że On, niegdyś umarły, jest teraz żywy, ale że jest to początek duchowego królestwa, które stanie się widoczne i zjednoczone, kiedy On ześle swojego Ducha.

 

Maria Magdalena posłusznie pospieszyła do uczniów, by „pogrążonym w smutku i płaczącym” (Mk 16,10) oznajmić, że widziała Pana i zrelacjonować im słowa, jakimi do niej przemówił. Jak przyjęto jej nowiny? Ponownie: sceptycyzm, wątpliwość i niewiara. Apostołowie słyszeli, jak mówił im w obrazach, symbolach, przypowieściach i wprost o Zmartwychwstaniu, które nastąpi po Jego śmierci,

 

jednak, słysząc, że żyje

i że ona Go widziała,

nie dali temu wiary (Mk 16,10).

 

Ewa uwierzyła wężowi; ale uczniowie Synowi Bożemu nie uwierzyli. Co do Marii Magdaleny i innych kobiet, które mogłyby opowiedzieć o Jego Zmartwychwstaniu:

 

Słowa te wydały się im czczą gadaniną

i nie dali im wiary (Łk 24,11).

 

Była to zapowiedź tego, w jaki sposób świat przyjmie nowinę o Odkupieniu. Maria Magdalena i pozostałe kobiety z początku nie wierzyły w Zmartwychwstanie; trzeba było je przekonać. Tak samo nie wierzyli apostołowie. Ich odpowiedzią było: „Znacie kobiety! Zawsze sobie coś uroją”. Na długo przed nastaniem naukowej psychologii ludzie obawiali się, że ich umysł płata im figle. Współczesna niewiara w obliczu niezwykłego jest niczym w porównaniu do sceptycyzmu, który od razu witał pierwszą nowinę o Zmartwychwstaniu. To, co sceptycy mówią o historii Zmartwychwstania, jako pierwsi powiedzieli uczniowie, a mianowicie: to jest czcza gadanina. Jako pierwsi agnostycy chrześcijaństwa, apostołowie jednomyślnie zbagatelizowali całą historię jako złudzenie. Coś bardzo niezwykłego musi się wydarzyć i musi zostać przedstawiony bardzo konkretny dowód wszystkim tym wątpiącym, nim przezwyciężą swą niechęć, by uwierzyć.

 

Ich sceptycyzm był nawet trudniejszy do przezwyciężenia niż sceptycyzm współczesny, gdyż ich zaczął się od nadziei, która na pozór została zawiedziona na Kalwarii. To było dużo trudniejsze do uzdrowienia niż współczesny sceptycyzm, który jest pozbawiony nadziei. Nic dalszego od prawdy niż stwierdzenie, że wyznawcy naszego błogosławionego Pana oczekiwali Zmartwychwstania, a zatem byli gotowi uwierzyć w nie albo pocieszyć się po stracie, która wydawała się nieodwracalna. Żaden agnostyk nie napisał o Zmartwychwstaniu niczego, czego Piotr i pozostali apostołowie już nie mieliby w swoich głowach. Kiedy umarł Mahomet, Omar wybiegł ze swego namiotu z mieczem w ręku i obwieścił, że zabije każdego, kto powie, że prorok zmarł. W przypadku Chrystusa ludzie byli gotowi uwierzyć w to, że umarł, ale niechętni wierzyć w to, że żyje. Jednak być może pozwolono im wątpić, aby wierni w nadchodzących stuleciach nigdy nie mieli wątpliwości.

 

Strażnicy i przekupstwo

Po tym, jak kobiety poszły, by powiadomić apostołów, strażnicy, którzy stali przy grobie i byli świadkami Zmartwychwstania, wrócili do miasta Jerozolimy i powiedzieli arcykapłanom wszystko, co się dokonało. Arcykapłani natychmiast zwołali zgromadzenie Sanhedrynu, którego wyraźnym celem było przekupienie strażników.

 

Po naradzie dali żołnierzom sporo pieniędzy

i rzekli: „Rozpowiadajcie tak:

Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli go,

gdyśmy spali.

A gdyby to doszło do uszu namiestnika,

my z nim pomówimy

i wybawimy was z kłopotu”.

Ci więc wzięli pieniądze

i uczynili, jak ich pouczono.

I tak rozniosła się ta pogłoska

między Żydami, i trwa aż do dnia dzisiejszego (Mt 28,12-15).

 

„Sporo pieniędzy” to dość mocny kontrast z mizernymi trzydziestoma srebrnikami, które otrzymał Judasz. Sanhedryn nie kwestionował Zmartwychwstania; w rzeczywistości dał bezstronne świadectwo jego prawdziwości. I to samo świadectwo zaniósł poganom poprzez Piłata. Dali nawet pieniądze ze świątyni rzymskim żołnierzom, którymi gardzili; odkryli bowiem większą nienawiść. Pieniędzy, które oddał Judasz, nie chcieli tknąć, gdyż były to „krwawe pieniądze”. Ale teraz chcieli kupić kłamstwo, aby uciec przed oczyszczającą Krwią Baranka.

 

Przekupienie strażników było tak naprawdę głupią ucieczką przed faktem Zmartwychwstania. Przede wszystkim istniał problem, co uczniowie by zrobili z Jego ciałem, gdyby weszli w jego posiadanie. Jedyne, co nieprzyjaciele naszego Pana musieliby zrobić, by zadać kłam Zmartwychwstaniu, to przedstawić ciało. Pomijając fakt całkowitego nieprawdopodobieństwa, że wszyscy pełniący straż rzymscy żołnierze spali na służbie, absurdalne byłoby, gdyby mówili, że to, co się stało, stało się, kiedy oni spali. Żołnierzom poradzono, by mówili, że spali; a jednak byli na tyle obudzeni, że widzieli złodziei i poznali, że to uczniowie. Jeśliby wszyscy żołnierze spali, nie mogliby nigdy nakryć złodziei; gdyby kilku z nich czuwało, powinni byli zapobiec kradzieży. Jest równie nieprawdopodobne, by kilku zalęknionych uczniów usiłowało wykraść ciało swojego Mistrza z grobu zamkniętego kamieniem, urzędowo zapieczętowanym i strzeżonym przez żołnierzy, i bez zbudzenia strażników. Porządnie złożone płótna pogrzebowe dostarczały kolejnego dowodu, że ciała nie usunęli Jego uczniowie.

 

Potajemne usunięcie ciała nie miałoby żadnego celu, jeśli chodzi o uczniów, ani żaden z nich nawet o tym nie myślał; przez chwilę życie ich Mistrza było niepowodzeniem i klęską. Przestępstwo z pewnością było większe po stronie przekupujących niż przekupionych, gdyż radę tworzyli ludzie wykształceni i religijni, zaś żołnierze byli niewykształceni i prości. Zmartwychwstanie Chrystusa ogłoszono oficjalnie władzom państwowym; Sanhedryn uwierzył w Zmartwychwstanie przed apostołami. Kupił pocałunek Judasza; teraz miał nadzieję kupić milczenie strażników.

 

Abp Fulton J. Sheen

tłm. Jan Franczak

 

Fragment LIV rozdziału książki abp. Fultona J. Sheena „Życie Jezusa Chrystusa”. Wydawnictwo AA 2018. 

 

Publikacja otrzymała nagrodę FENIKS 2019 w kategorii Książka autora zagranicznego 

 

„Nagroda za pierwsze polskie wydanie klasycznej w literaturze światowej pozycji z nurtu literatury religijnej. Edycja przybliża polskiemu czytelnikowi mistrzowski sposób w jaki arcybiskup Fulton J. Sheen ożywia przed każdym czytelnikiem ewangeliczną narrację. Jej lektura pozwala w pełni przeżyć przesłanie Chrystusa dotyczące zbawienia. Publikacja stanowi źródło olbrzymiej inspiracji do poświecenia się modlitwie i duchowej kontemplacji”.



 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie