12 maja 2012

Co by tu jeszcze… ułatwić?

(Fot. R. Gardziński/Fotorzepa/Forum)

Organizacja mistrzostw jest dla włodarzy stolicy Polski okazją do wykazania się… no właściwie nie wiem, jak to do końca nazwać. Czy wykazania się, że władza może wszystko, czy, że jest się w stanie dokonać rzeczy, które nie śniły się nawet filozofom? Sami Państwo oceńcie.

 

Dotychczas na Stadionie Narodowym – najprawdopodobniej najdroższym stadionie na świecie, którego wartość końcowa jest 2,5-krotnie wyższa niż początkowe założenia (czyż to również nie jest rekord świata: taka pomyłka między kosztorysem a ceną końcową?) – odbyło się zaledwie kilka imprez, ale już nowy obiekt dał się we znaki wszystkim warszawiakom.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Przypomnę, chodzi o stadion, przy którym wybudowano parking na 5 tysięcy samochodów z zastrzeżeniem, że nie można go użytkować w trakcie imprez masowych na Narodowym (sic!).

Okazuje się, że rozegranie meczu na naszym sztandarowym stadionie wiąże się z koniecznością odcięcia od świata niemal całej jednej dzielnicy, zamknięcia kilku istotnych z punktu widzenia przepustowości miasta ulic, zablokowania dla ruchu kołowego mostu Poniatowskiego, a także całkowitej zmiany organizacji poruszania się pojazdów w okolicy!

 

Warto przy okazji wspomnieć o pionierskich na skalę świata projektach jak na przykład: wybudowania kilometrowego tunelu wzdłuż rzeki, a nie w poprzek, czy zamknięcia na czas budowy metra mostu naziemnego, czyli Śląsko-Dąbrowskiego, co jednak nie przeszkadza wcale, by poruszały się po nim autobusy i pojazdy służb miejskich.

 

To jednak dopiero przedsmak tego, co warszawiaków czeka już za kilka tygodni. W samym centrum miasta powstanie bowiem strefa kibica, co wiąże się oczywiście z koniecznością zamknięcia kolejnych ulic. Z pewnością są też i inne pomysły, aby ułatwić życie kibicom (ale czy oni w ogóle tych atrakcji w ogóle potrzebują i na nie czekają, to zupełnie inna sprawa), jednocześnie maksymalnie utrudniając życie mieszkańcom.

 

Tak się składa, że nie tak dawno temu miałem okazję gościć na dwóch dość dużych wydarzeniach sportowych w Waszyngtonie. Mam na myśli mecz najlepszej ligi koszykarskiej NBA oraz hokejowej NHL. Oba wydarzenia zgromadziły na trybunach po ok. 20 tys. widzów, przy czym żadna ulica wokół hali (znajdującej się w ścisłym centrum) nie została zamknięta nawet na jedną minutę ani przed, ani w trakcie, ani po meczu. Ludzie jak przyszli, tak wyszli z meczu, metro nie zmieniło nawet rozkładu jazdy z tej okazji, po kilku minutach udało się rozładować niewielki tłok, jaki miał miejsce na peronie. Wydaje się, że ktoś przebywający kilka ulic dalej w ogóle nie miał pojęcia o tym, że tuż obok odbywają się ważne zawody sportowe.

 

Jak widać, w normalnym państwie organizacja imprez masowych nie wiąże się z idiotycznymi i zupełnie bezsensownymi zmianami.

W Warszawie natomiast, w ciągu ostatnich kilku lat, tylko raz odbyła się masowa uroczystość, która nie została zaplanowana przez miejskich centralnych planistów. Była to Msza święta 3 kwietnia 2005 roku na Placu Piłsudskiego, w dzień po śmierci papieża Jana Pawła II. Ponieważ papież odszedł do Domu Ojca w sobotę wieczorem, władzom miasta nie udało się zablokować połowy miasta, zorganizować barierek ani dokonać innych, wydawałoby się niezbędnych zmian. I co się okazało?

 

Dziesiątki tysięcy ludzi dojechały lub doszło na Mszę, spokojnie podczas niej stały i zwyczajnie wróciły po niej do domów. Bez szaleństwa, bez setek „pomocników” w kamizelkach, którzy czując chwilową władzę nad ludźmi raczej utrudniają a nie ułatwiają im życie.

 

Jaki wniosek płynie z tych kilku obrazków przedstawionych powyżej? Czy przeprowadzenie masowej imprezy sportowej musi być od razu rewolucją w skali całego miasta? A jeśli tak, to dlaczego? A jeśli musi, bo musi, to czemu musi się odbywać w tak chaotyczny i zarazem dezorganizujący sposób? Odpowiedź, jaka mi się nasuwa jest tylko jedna. Wszystkie służby miejskie, specjalne sztaby powołane z okazji organizacji mistrzostw chcą w ten sposób, za pomocą swoich działań udowodnić swoją konieczność istnienia i sens tej pracy. Aby to uzasadnić, są w stanie wymyśleć pod nawet najgłupszym pretekstem najdziwniejszą formę utrudnienia, aby przy organizacji mistrzostw pracowało jeszcze więcej ludzi. Takie bohaterskie pokonywanie trudności nieznanych w innych krajach pokazuje, że Polska nie jest przygotowana na organizację nie tylko mistrzostw Europy w piłce nożnej, ale i żadnej innej poważnej i dużej imprezy masowej.

 

Oczywiście, po Euro 2012, niezależnie jak rozgrywki te przebiegną i jak się zakończą, z ust włodarzy usłyszymy słowa-zaklęcia, że państwo po raz kolejny zdało egzamin. Co prawda, kibice nie dojadą z miasta do miasta autostradami ani nawet drogami przejezdnymi, co prawda uruchomione na czas mistrzostw pociągi będą jechać np. z Gdańska do Warszawy dłużej niż normalnie kursujące pociągi na tej trasie, ale wypominanie takich drobnych niedociągnięć, gdy w świat pójdzie informacja, że wszystko było cool, funny i w ogóle po mistrzowsku, będzie zdradą stanu i sypaniem piasku w dobrze działającą machinę propagandową państwa.

 

A warszawiacy? Oby nie okazało się, że komuś w magistracie przyjdzie do głowy taka oto konkluzja, że skoro jakieś rozwiązania komunikacyjne sprawdziły się na mistrzostwach to warto je zachować na dłużej i np. zamknięty zostanie na „święty nigdy” kolejny most albo któraś z głównych ulic. Po co? Było żyło się lepiej. Ale komu? Państwo chyba znacie już odpowiedź.

 

Paweł Toboła-Pertkiewicz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie