Wiem, że to nie wypada. Wiem, że to zły czas. Wiem, że w dobie epidemii nawet przypominanie o wartości i konieczności nawrócenia przez wielu postrzegane jest jako „straszenie ludzi”. Również przez niektórych katolików. Ale nie mogę się powstrzymać w dostrzeżeniu w całej tej, nowej dla wszystkich, sytuacji skojarzeń metafizycznych i symbolicznych.
Jest wszak coś metafizycznego w tym, że cały świat zatrzymał się przed czymś, czego nie da się zobaczyć gołym okiem. I że musimy zaufać mądrzejszym, że to coś rzeczywiście istnieje…
Wesprzyj nas już teraz!
Jest coś symbolicznego w tym, że wszystko zaczęło się w Chinach, w państwie wielkich antyludzkich eksperymentów, w którym jakiś czas temu nasi bracia w wierze zostali zdradzeni przez przywódców naszej wspólnoty…
Jest coś metafizycznego w tym, że po Chinach największą póki co masakrę wirus wyrządził we Włoszech, w sercu chrześcijaństwa – że próbowano pozamykać kościoły, że odwołuje się Msze Święte, że opustoszał Plac Świętego Piotra, że zapowiedziano Wielki Tydzień i Wielkanoc bez wiernych…
Jest coś symbolicznego w tym, że w dwóch najbardziej kojarzonych z wiarą katolicką krajach Europy tegoroczny Post wyglądać będzie rzeczywiście jak Wielki Post – zamknięte są kina, dyskoteki, puby, świątynie konsumpcji i inne przybytki uciechy. A ludzie przypominają sobie modlitwy, których być może nie odmawiali przez ostatnie dekady…
Jest coś metafizycznego w „eutanazyjnym” charakterze nowego wirusa. W dobie w której świat doszedł do zepsucia symbolizowanego walką przeciwko „życiu niewartemu życia”, w której zgadzamy się na zabijanie najsłabszych, to właśnie koronawirus pełni nową rolę w tym planie…
Jest coś symbolicznego w nagłej walce całego świata, również i zgniłego Zachodu, przeciwko umieraniu ludzi – których do niedawna ów Zachód raczył był nazywać rakiem tej ziemi i walczył ze wzrostem ludzkiej populacji…
Jest coś metafizycznego w przywracaniu granic państwowych i w poleganiu na samowystarczalności, w dobie szczytowej promocji globalizmu, multikulturalizmu, porzucaniu domostw i odbieraniu własności…
Jest coś symbolicznego w zmuszeniu ludzkości do przebywania ze swoimi rodzinami i wspólnej opieki, w momencie w którym nasza cywilizacja doszła do wniosku, że rodzina to relikt przeszłości i w którym ta sama rodzina stała się przecież celem niewybrednych ataków.
Jest coś metafizycznego w tęsknocie za Mszą Świętą, szczególnie w tych krajach, w których czynnych kościołów jeszcze do wczoraj było najwięcej…
Jest coś symbolicznego w upadku założeń zielonej rewolucji – w nagłym unikaniu komunikacji miejskiej, w jeżdżeniu samochodami zostawiającymi ślad węglowy, w odkryciu korzyści z używania jednorazówek i plastiku…
Jest coś metafizycznego w tym, że księża odprawiają wiele Mszy Świętych bez ludu, skupiając się wyłącznie na Tym, Który podczas każdej Mszy winien być najważniejszy i traktowany z najwyższą czcią…
Jest…
Krystian Kratiuk
Polecamy także nasz e-tygodnik.
Aby go pobrać wystarczy kliknąć TUTAJ.