Na niespełna dwa miesiące przed wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych największe światowe firmy internetowe oraz informacyjne osiągnęły porozumienie w sprawie przyjęcia wspólnego zestawu kryteriów identyfikowania i usuwania rzekomo „nienawistnych” lub „zastraszających” treści z ich platform.
Wesprzyj nas już teraz!
„Czy to pretekst do dalszej cenzury głównego nurtu poglądów prawicowych, w świetle zgromadzonych w ostatnich latach dowodów dotyczących anty-konserwatywnego nastawienia branży Big Tech?” – zastanawia się portal Life Site News.
Chodzi o informację podaną przez Światową Federację Reklamodawców (WFA). Organizacja ogłosiła, iż internetowi giganci: Facebook, Twitter i You Tube „zgodzili się przyjąć wspólny zestaw definicji mowy nienawiści oraz innych szkodliwych treści oraz współpracować w celu monitorowania wysiłków branży w celu poprawy w tym krytycznym obszarze”.
Porozumienie ma być efektem miesięcy presji wywieranej przez reklamodawców na Facebooka. Zgodnie z ich życzeniem, platforma społecznościowa powinna jeszcze bardziej zaangażować się w zwalczanie internetowej „nienawiści”. Umowa obejmuje jednolite definicje i standardy raportowania, a także zobowiązania do niezależnego nadzoru i zarządzania reklamami.
– Kwestia szkodliwych treści online stała się jednym z wyzwań naszego pokolenia. Jako sponsorzy ekosystemu online, reklamodawcy mają do odegrania kluczową rolę we wprowadzaniu pozytywnych zmian. Cieszymy się, że osiągnęliśmy porozumienie z platformami w sprawie planu działania i harmonogramu wprowadzenia niezbędnych ulepszeń. Bezpieczniejsze środowisko mediów społecznościowych przyniesie ogromne korzyści nie tylko reklamodawcom i społeczeństwu, ale także samym platformom – ocenił Stephan Loerke, dyrektor generalny WFA.
Porozumienie zawiera definicje zjawisk będących przedmiotem uwagi stróżów politycznej poprawności. Odnosi się – słusznie – do piractwa, przemocy czy nagości, ale również obejmuje pojęcia podatne na nadużycia i niesprawiedliwe interpretacje.
„Na przykład definicja mowy nienawiści zawarta w umowie obejmuje treści, które oczerniają … grupy lub osoby na podstawie rasy, pochodzenia etnicznego, płci, orientacji seksualnej, tożsamości płciowej, wieku, zdolności, narodowości, religii, kasty; (…), co można zinterpretować jako dławienie głównego nurtu stanowisk w kwestiach społecznych lub politycznych” – ocenia Life Site News.
„Konserwatyści obawiają się, że taki język jest pretekstem do dalszej cenzury głównego nurtu poglądów prawicowych, w świetle zgromadzonych w ostatnich latach materiału dowodowego dotyczącego anty-konserwatywnego nastawienia Big Tech” – informuje LSN.
Portal przytacza konkretne przykłady dyskryminowania przez Facebook zwolenników Donalda Trumpa w perspektywie nieodległych w czasie wyborów. Cytują film, na którym moderatorzy platformy mówią o konieczności usuwania postów obecnego prezydenta, a także „usuwaniu [postów] wszystkich Republikanów z powodu terroryzmu”.
Personel giganta internetowego utożsamiał zwolenników Trumpa z brutalnymi grupami nienawiści, przymykając równocześnie oko na jawnie nienawistne posty sojuszników LGBT w imię wspierania tzw. miesiąca dumy gejowskiej.
„Jeśli chodzi o YouTube i jego firmę macierzystą Google, liczne prywatne rozmowy, które wyciekły, pokazują, że Google jest skłonny egzekwować swoją skrajnie lewicową ideologię poprzez pozornie neutralne usługi i platformy. Psycholog i badacz technologii, dr Robert Epstein, ostrzega, że Google może wykorzystać swoją ogromną władzę nad wynikami wyszukiwania wiadomości i wideo, aby przenieść nawet jedną dziesiątą głosów na byłego wiceprezydenta Joe Bidena w jesiennych wyborach prezydenckich” – czytamy w informacji.
Źródło: Life Site News
RoM