19 września 2019

Bogdan Dobosz: francuski parlament chce dyskutować i imigracji… 25 lat za późno

(Samantha Zucchi / BACKGRID/Backgrid UK/ FORUM)

Za dwa tygodnie ma się odbyć w parlamencie debata na temat imigracji. Prezydent Emmanuel Macron zdecydował się najwyraźniej wziąć byka za rogi i zmierzyć się z tym problemem wprost. Do tej pory temat ten podejmowała głównie prawica narodowa Marine Le Pen. Powstaje pytanie, czy jest to rzeczywiście chęć zajęcia się realnym problemem, który krytykuje już 70 proc. Francuzów, czy też może kolejny sprytny zabieg obozu prezydenckiego w postaci neutralizacji Zjednoczenia Narodowego przez wytrącenie mu podstaw wielu idei?

 

Schizofrenia kolejnych rządów

Wesprzyj nas już teraz!

Debata ma rozwiązać problem, który pokazywał dotąd raczej schizofrenię władzy. Fasadą jest głoszenie hasła o „Francji – ziemi azylu”, wspierania „solidarności europejskiej” w dyslokacji migrantów, czy oficjalne deklarowanie przyjmowania pewnych ich partii ze „statków humanitarnych”, które zawijają do Włoch. Praktyka to tysiące imigrantów nielegalnych przechodzących przez np. Alpy, „dżungle” na północy kraju, koczowiska na peryferiach Paryża, zapchane ośrodki azylowe. Z jednej strony nie eksmituje się tych, którym azylu odmówiono, z drugiej nie mają oni szansy na prace, czy dalsze zasiłki.

 

Władze boją się trochę dyskusji o migracji. Deputowani prezydenckiego LREM otrzymali wytyczne, by parlamentarna debata w tak delikatnym temacie, trzymała się ram politycznej poprawności. Problem tymczasem narasta i nikt nie ma wątpliwości, że negatywne zjawiska nie są tylko krótkoterminowe, ale wpływają, nawet po latach w drugim pokoleniu, na bezpieczeństwo społeczne i powstawanie „stref bezprawia”, na zjawisko gettoizacji biednych osiedli, nadużycia systemu zasiłków socjalnych, wybuch wydatków na pomoc zdrowotną dla osób nieubezpieczonych,  umacnianie się islamu i wprowadzanie zasad szariatu i wiele innych negatywnych zjawisk ostatnich lat.

 

Czy Macrona stać na prawdziwą diagnozę sytuacji?

Władze z pewnego tchórzostwa, boją się pełnego opisu sytuacji. Celowo popełniają błędy w ocenie tego zjawiska, nawet ilościowo. Dbające o poprawność polityczną statystyki nie mierzą etnicznego pochodzenia migracji, czy „naturalizowanych” obywateli, którzy natychmiast ze statystyk migrantów „odpływają”. W ten sposób podając na ogół dane z roku na rok, przez wiele lat twierdzono, że liczba imigrantów we Francji właściwie nie rośnie. Rzadko można znaleźć jakiekolwiek prognozy długoterminowe. Tymczasem bez właściwiej diagnozy, każda recepta może być po prostu mało przydatna.

 

Rok temu znany antropolog i demograf François Héran, profesor Collège de France, wezwał do zbadania kwestii migracyjnej jako całości. Chodziło mu zwłaszcza o efekt wielkiej fali migracji z Bliskiego Wschodu, która pojawiła się w 2015 r.  Tematu nie podjęto. Obecnie dziennik „Le Figaro” przed zapowiadaną debatą parlamentarną, postarał się jednak zrekonstruować niektóre dane dotyczące bardziej kompleksowego ujęcia zjawiska migracji jako całości. Warto się temu przyjrzeć.

 

Statystycy nie lubią takich tematów

Zgodnie z definicją Krajowego Instytutu Statystyki i Studiów Ekonomicznych (INSEE) we Francji mieszkałoby prawie 5,7 miliona imigrantów, co stanowi 9 proc. populacji. Są to dane z roku… 2013 r., bo INSEE niezbyt lubi publikować takie statystyki. W 2000 roku było to  7,3 proc., więc uwzględniając tendencje globalne i europejskie, zapewne teraz jest jeszcze więcej.

 

Statystyki nie uwzględniają jednak imigrantów nielegalnych. Tutaj można mówić tylko o danych przybliżonych na podstawie danych dotyczących ich zatrzymań przez policję, udzielania państwowej pomocy medycznej, czy ilości odrzucanych wniosków azylowych. Obliczenia mediów mówiły o liczbach od 200 tys. do 400 tys. jeszcze w czasach ogłoszonej przez rząd Lionela Jospina w 1998 r., amnestii i później, kiedy taką amnestię ogłosił ponownie centroprawicowy rząd w 2005 r. Dzisiaj liczba „nielegalników” może być z pewnością znacznie większa, co zresztą niemal widać gołym okiem we wszystkich francuskich miastach.

 

Imigranci z potomkami 

INSEE badała także przypadki potomków imigracji. Chodziło tu wyłącznie o dzieci małżeństwa dwójki imigrantów, które rodzą się już we Francji, a badania ograniczano wyłącznie właśnie do drugiej generacji. Wnuki imigrantów nie pojawiają się już w żadnych statystykach krajowych. Wiadomo więc, że bezpośredni potomkowie imigrantów stanowili w 2013 r. 6,8 miliona osób, czyli 10,4 proc. ogółu ludności! Uwzględniając tylko legalnych imigrantów i ich dzieci mamy w roku 2013 r. liczbę 12,5 miliona osób, czyli już 19,3 proc. populacji Francji.

 

Gdyby uwzględnić trzy pokolenia i dodać jeszcze „nielegalników” to byłby to już naprawdę duży odsetek społeczeństwa. Jeszcze w 2011 roku demograf Michèle Tribalat szacowała, że ​licząc trzy pokolenia migrantów ​będzie to 30 proc. wszystkich mieszkańców Francji poniżej 60. roku życia.

 

Afryka zastąpiła Europę

Główna zmiana zjawiska migracji w XXI wieku dotyczy pochodzenia imigrantów. Przede wszystkim wzrosła imigracja pozaeuropejska, szczególnie z krajów Afryki. Prymat wiodą tu kraje Maghrebu. Po dużej fali powojennej, od 1975 r. imigracja z państw Maghrebu stanowi od 25 do 30 proc. całej imigracji. Na drugim miejscu są także na ogół państwa islamskie z Afryki Subsaharyjskiej. W 1975 r. było to 2 proc. imigracji, a obecnie 14 proc.

 

Ilość migrantów mierzona jest liczbą wydawanych „pierwszych zezwoleń na pobyt” (według różnych kryteriów – ekonomicznych, rodzinnych, studenckich, humanitarnych, itd.). Liczba takich zezwoleń rosła ze 171 907 w 2007 r., do 262 000 w roku 2017 r.

 

Co ciekawe, chociaż statystyki rosną, to tzw. „bilans migracyjny” od trzydziestu lat niewiele się zmienia i oscyluje pomiędzy 50 a 100 tys. dodatkowych migrantów. Wynikałoby z tego, że duża część przybyszów opuszcza francuskie terytorium. Tak jednak nie jest. Po prostu przenoszą się oni do… innych rubryk statystycznych. Chodzi bowiem o ich naturalizacje i dopisywanie do liczby osób z francuskim obywatelstwem.

 

Zostają Francuzami, więc bilans imigrantów się nie zmienia

Co roku około 100 tys. imigrantów, którzy mieszkają we Francji co najmniej 6 lat, uzyskuje obywatelstwo francuskie. Do tego dochodzą też osobno liczone naturalizacje na podstawie zawarcia małżeństwa z obywatelem francuskim. Wśród osób naturalizowanych prym także wiodą osoby z krajów Afryki (66 proc. wg danych z 2011 r.).

 

Ciekawie wyglądają też wskaźniki dzietności kobiet (też niestety na podstawie ostatnich badań pochodzących z roku 2011). Ogólny wskaźnik dla imigrantek wynosił 1,9 dziecka i był nieco niższy niż dla ogółu kobiet we Francji, gdzie wtedy wynosił 2 dzieci. Jednak szczegółowe wskaźniki dzietności wykazywały już w przypadku kobiet urodzonych w Algierii – 3,5, Maroka i Tunezji – 3,3, pozostałej części Afryki i  Turcji – 2,9.

 

„Le Figaro” przytoczył tylko niektóre dostępne dane, zresztą nie zawsze bardzo aktualne, które przy dyskusjach o imigracji, ale przede wszystkim możliwości integracji, powinny by uwzględniane. Zresztą, gdyby podsumować wszystkie wykresy i tabele, może się okazać, że obecna dyskusja w parlamencie francuskim toczy się już o 25 lat za późno.

 

Bogdan Dobosz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 125 884 zł cel: 300 000 zł
42%
wybierz kwotę:
Wspieram