11 lipca 2012

Chwała zwycięzcom!

(Jan Matejko, Władysław Jagiełło z Witoldem modlący się przed bitwą pod Grunwaldem)

Rankiem 15 lipca 1410 roku po kilkunastokilometrowym marszu oddziały polskie i litewskie zatrzymały się w pobliżu jeziora Lubień. Gdy król Władysław Jagiełło szykował się do wysłuchania Mszy Świętej, do polowej kaplicy przybyli gońcy z wiadomością, że od północnego zachodu napływają oddziały krzyżackie. Ogłoszono alarm. Król rozkazał marszałkowi królestwa, Zbigniewowi z Brzezia, aby przy pomocy kilku chorągwi zabezpieczył siły główne przed niespodziewanym atakiem nieprzyjaciela, a jednocześnie uchwycił dogodne dla nich pozycje.

 

Podczas Mszy, w których król Władysław nabożnie uczestniczył, wojska polsko-litewskie zajmowały wyznaczone pozycje, klucząc w labiryncie pagórków i dolinek. Na szczęście Krzyżacy nie spieszyli się z atakiem, w przeciwnym wypadku bitwa na polach Grunwaldu mogłaby przejść do historii jako kolejna wygrana rycerzy z czarnym krzyżem na płaszczach.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Obydwie strony oczekiwały, że bitwa, która za chwilę rozgorzeje, będzie ważnym, może nawet przełomowym punktem w historii stosunków polsko-litewsko-krzyżackich. Zamiarem Władysława Jagiełły było zatrzymanie ekspansji państwa zakonnego. Polska wzmocniona najpierw mądrą polityką gospodarczą Kazimierza Wielkiego, potem unią z Litwą, mogła wreszcie stanąć do równorzędnej walki z potęgą Zakonu Szpitala NMP Domu Niemieckiego. By nie zmarnować świetnej okazji, dyplomacja Polska unikała wszelkich kompromisów, które to zadanie dodatkowo ułatwiała jej pycha cechująca przywódców Zakonu. Wreszcie 6 sierpnia 1409 roku Wielki Mistrz Ulryk von Jungingen wypowiedział Polsce wojnę.

 

Operacje kampanii 1409 roku ograniczały się głównie do wzajemnego pustoszenia ziem i walk o niektóre twierdze, z których największe znaczenia miała Bydgoszcz. Było to jednak tylko preludium do wielkiej konfrontacji roku następnego.

 

Działania wojenne roku 1410 w zamyśle Jagiełły i jego doradców miały doprowadzić do rozstrzygającej bitwy. Nie było jednak pewne, czy Krzyżacy odważą się stawić czoła w polu dysponującej liczebną przewagą armii polsko-litewskiej. Gdyby skryli się za murami zamków i ufortyfikowanych miast, wojna zamieniłaby się w pasmo uciążliwych oblężeń. Aby zatem przeciwnika „wyprowadzić w pole” polski król postanowił skierować swą armię na stolicę państwa zakonnego – Malbork. Obawy okazały się płonne. Wielki Mistrz przyjął wyzwanie. Wiedział, że zamknięcie się w twierdzach oznacza wydanie na łup przeciwnika wspaniale zagospodarowanych ziem. Zapewne też do otwartej konfrontacji pchała go duma rycerska.

 

Polska armia swój marsz na pola Grunwaldu zaczęła od imponującego osiągnięcia taktycznego i saperskiego – przeprawienia oddziałów przez Wisłę w okolicach Czerwińska po moście zbudowanym na łodziach. Nie było to wprawdzie militarne novum – konstrukcję podobną opisywał jeden z ówczesnych podręczników sztuki wojennej – mimo to manewr ów zaskoczył Wielkiego Mistrza, który nie był w stanie w żaden sposób mu przeciwdziałać. Koncentracja wojsk unii polsko-litewskiej została wiec przeprowadzona bez przeszkód. Połączone armie ruszyły na Malbork.

 

Krzyżacy zastąpili im drogę dopiero w oparciu o umocnione brzegi rzeki Drwęcy i zamek w Kurzętniku, jednak dowództwo polskie nie zdecydowało się na forsowanie rzeki w tak niekorzystnych warunkach, postanawiając się wycofać i pomaszerować na stolicę państwa krzyżackiego inną drogą. Wrogie armie spotkały się ponownie w okolicy wsi Grunwald i Stębark.

 

Koncentracja wojsk polskich ze względu na trudny do przebycia teren przeciągała się. W tej sytuacji Jagiełło nie spieszył się z rozpoczęciem bitwy. Po wysłuchaniu dwu Mszy pasował na rycerzy sporą grupę giermków. Niecierpliwili się za to stojący w otwartym terenie Krzyżacy. Lipcowe słońce dawało im się szczególnie we znaki. By zatem przyspieszyć bitwę, Ulryk von Jungingen wysłał do króla Jagiełły i księcia Witolda dwóch heroldów z nagimi mieczami. Pełna buty przemowa nie wyprowadziła jednak króla z równowagi. Przyjął podarunek w imię Boga, a jako że armia polsko-litewska kończyła już przygotowania, wkrótce dał rozkaz do rozpoczęcia bitwy.

 

Na polach Grunwaldu stanęły naprzeciw siebie dwie armie konne. Obie posiadały tę samą liczbę chorągwi – pięćdziesiąt jeden. Jednak chorągiew chorągwi nierówna. Armia polsko-litewska, według szacunków historyków, dysponowała prawie dwukrotną przewagą liczebną nad przeciwnikiem. Nieżyjący już wybitny badacz tematu Andrzej Nadolski szacował liczebność armii krzyżackiej na ok. piętnaście tysięcy, podczas gdy pod rozkazami Jagiełły zebrała się dwudziestotysięczna armia Królestwa i liczące dziesięć tysięcy wojowników wojska Wielkiego Księstwa. Tak ogromna dysproporcja sił nie wróżyła Panom Pruskim niczego dobrego.

 

Wbrew legendom Krzyżacy nie mogli liczyć na rzekomą wyższość techniczną swych wojsk. Rozpowszechniona między innymi przez film Aleksandra Forda pt. Krzyżacy wizja wojsk zakonnych jako masy zakutych w stal rycerzy w białych płaszczach ma niewiele wspólnego z piętnastowieczną rzeczywistością. Pomijając fakt, że na polach bitew bracia zakonni raczej nie używali płaszczy mogących krępować ruchy, należy podkreślić, że mnichów-rycerzy uprawnionych do noszenia strojów z czarnym krzyżem nie było wcale tak wielu. W okresie bitwy grunwaldzkiej w Prusach było ich blisko sześciuset, z czego na polu bitwy znalazło się zaledwie około dwustu pięćdziesięciu. Większość z pozostałych kilkunastu tysięcy walczących po stronie krzyżackiej stanowili świeccy poddani Zakonu zobowiązani prawnie do służby wojskowej, a więc: posiadacze ziemi na prawie rycerskim, sołtysi itp., a także rycerze z Zachodu wspierający Zakon w „wyprawach krzyżowych” oraz najemnicy.

 

Uzbrojenie wojowników zależało głównie od ich zamożności. Obok zakutych w stal braci, gości Zakonu, kondotierów czy zamożnej szlachty, było wielu biedniejszych osłoniętych jedynie kolczugą, czasem uzupełnioną o stalowe płyty czy też kamizele z naszytymi (jedna przy drugiej) płytami stalowymi. Armia krzyżacka nie różniła się więc wiele od swych polskich przeciwników, nawet od wojowników litewskich – zniemczeni Prusowie nie stronili od zbroi i oręża typu wschodnioeuropejskiego, a pewne jego elementy (jak choćby lekkie włócznie) wykorzystywali nawet dostojnicy Zakonu. Należy zastrzec, że wojownik litewski czy ruski to nie ubrany w skóry i uzbrojony w maczugę dzikus, wprost z kart sienkiewiczowskich Krzyżaków, ale mąż zbrojny w miecz i lekką włócznię, nierzadko okryty zbroją łuskową, ze stożkowatym, odkrytym hełmem na głowie.

 

W końcu, na rozkaz królewski do boju ruszyły chorągwie litewskie, a potem polskie. Uszykowane w głębokie kolumny, poprzedzane przez kilka rzędów najsprawniejszych i najlepiej uzbrojonych rycerzy, tworzących tzw. klin, z ogromnym impetem starły się z tak samo uformowanymi chorągwiami krzyżackimi. Środek kolumn zapełniali lżej uzbrojeni strzelcy zasypujący nieprzyjaciela gradem bełtów wypuszczanych z kusz. Zwarcie czołowe takich dwóch rozpędzonych taranów musiało być widokiem fascynującym. Towarzyszył mu huk rozbijanych pancerzy, łamanych kopii i tarcz. Gdy okazywało się, że zwarcie nie przynosi sukcesu, chorągwie wycofywano, porządkowano i szykowano do ponownej szarży. Zmagania rycerstwa w bitwie pod Grunwaldem odbiegały więc dość znacznie od pokutującego do dziś w potocznej wyobraźni obrazu dwóch armii uszykowanych „w płot” czyli w kilka równoległych szeregów rycerzy. Gdyby tak było, po szarży bitwa zamieniłaby się w szereg oderwanych od siebie pojedynków poszczególnych wojowników. Wszelki manewr byłby w takim wypadku niemożliwy. Badania ostatnich dziesięcioleci sfalsyfikowały jednak stare teorie. Chorągwie uformowane w kolumny dawało się łatwo wycofywać czy przerzucać na inny odcinek zmagań.

Jako nieprawdopodobną należy także odrzucić opowieść o przygotowaniu przez Krzyżaków przed bitwą „wilczych dołów”, mających przetrzebić szarżującą ciężką jazdę polską. Po pierwsze, nie ma na ten temat wzmianek w źródłach z epoki, a po drugie, z relacji wynika, że do spotkania na polach Grunwaldu doszło dosyć przypadkowo. Obie armie zajęły stanowiska dopiero rankiem 15 lipca, nie miały zatem czasu na pracochłonne prace saperskie.

 

Pierwszy etap bitwy zdawał się nie zapowiadać późniejszej katastrofy wojsk krzyżackich. Dzielnie stawiły one czoła siłom unii, a na swoim lewym skrzydle wkrótce zaczęły brać górę nad Litwinami. W pewnym momencie litewskie prawe skrzydło załamało się i uciekło z pola walki. Na szczęście pułki smoleńskie, wsparte posiłkami polskimi nie pozwoliły Krzyżakom na rozbicie reszty ugrupowania. By oddać sprawiedliwość Litwinom, należy podkreślić, że później spora część uciekinierów zawróciła na pole bitwy.

 

Z czasem jednak przed oczami triumfujących początkowo Krzyżaków zamajaczyło widmo klęski. Mimo dzielnej postawy tracili siły. Przewaga liczebna wojsk unii pozwalała królowi na manewrowanie wojskami, na wycofywanie strudzonych walką chorągwi. Krzyżacy nie mieli rezerw. Uderzenie szesnastoma wyciągniętymi skąd się tylko dało chorągwiami na polskie prawe skrzydło nie powiodło się. Wkrótce wojska krzyżackie znalazły się w kotle, otoczone przez Polaków i powracających Litwinów. W tak rozpaczliwej sytuacji bracia zakonni mieli tylko dwa wyjścia: bronić się do ostatka bądź próbować wyrwać się z matni i uciekać. W zbiorowych mogiłach znalezionych na polach Grunwaldu odkryto wiele szkieletów, które nosiły ślady licznych obrażeń. Należały więc raczej do przegranych, którzy nie widzieli innego wyjścia, jak mimo wyciekających z krwią sił walczyć do końca.

 

Mimo wszystko wielu Krzyżakom i ich żołnierzom udało się wyrwać z okrążenia. Nie oznaczało to wolności. Droga na północ zaścieliła się trupami uciekinierów dopadniętych przez polski pościg. Gdy padł ostatni punkt oporu – obóz krzyżacki – bitwa była skończona. Zginęła w niej prawie cała starszyzna krzyżacka z wielkim mistrzem Ulrykiem von Jungingen na czele. Do dziś nie jest jasne, w jakich okolicznościach padł zwierzchnik Zakonu. Rozpowszechniona między innymi przez wizję malarską Jana Matejki wersja o śmierci wielkiego mistrza z rąk piechoty chłopskiej jest nieprawdopodobna, jako że w tej bitwie piechota nie brała udziału. Nie wspominają o tym żadne źródła. Ponadto, zdrowy rozsądek mówi, że wysyłanie do walki luźnej, tzn. nieuformowanej w potężne czworoboki, piechoty chłopskiej, nie miało żadnego sensu. Nie tylko byłaby ona nieskuteczna, ale w dodatku sama miałaby spore problemy z przeżyciem.

 

Niestety, porażającego zwycięstwa na polu bitwy nie udało się stronie polsko-litewskiej odpowiednio wykorzystać. Okazało się, że siła państwa krzyżackiego polega nie tyle na mocnej armii, co na sprawności organizacyjnej. Posuwająca się wolno w kierunku Malborka armia Władysława Jagiełły musiała zdobywać kolejne zamki, by stanąć bezradnie pod potężnymi murami stolicy państwa krzyżackiego i po niezbyt długim oblężeniu wycofać się do Polski i na Litwę.

 

 

Adam Kowalik

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie