10 maja 2013

Święty Stanisław – bohater naszych czasów

O świętym Stanisławie, o czarnej legendzie księdza Piotra Skargi oraz o bandycie Samuelu Zborowskim mówi dla PCh24.pl Gabriel Maciejewski, pisarz i publicysta.

 


Wesprzyj nas już teraz!

Dlaczego św. Stanisław oraz tak wiele innych postaci w historii Polski uwiera i jest przedmiotem zaplanowanych ataków, działań zmierzających do zacierania ich prawdziwego obrazu?

 

Dostrzegam dwa rodzaje powodów. Pierwsze, którą są oczywiste i łatwo dostrzegalne oraz takie, co do których możemy snuć tylko hipotezy i je przeczuwać, gdyż ich wyraziste artykułowanie ograniczone jest przez brak wystarczającej ilości źródeł.

 

Do pierwszej kategorii zaliczyłbym fakt, iż św. Stanisław był i jest symbolem jedności Królestwa Polskiego. Co więcej, ten symbol był i jest, co oczywiste, silnie związany z Kościołem. Zatem trwające dwa stulecia próby podmiany naszych narodowych symboli i dokonania zmian w świadomości Polaków były szczególnie wymierzone w postaci takie jak właśnie św. Stanisław. Działania na rzecz zbudowania nowej narracji, nowej mitologii państwowej, która uczyni Polaków bardziej posłusznymi nowemu władcy, implikowało i implikuje takie właśnie ataki.

 

Św. Stanisław był i jest postacią na tyle znaną i popularną, że nie było możliwości by ją przemilczeć i gdzieś schować. Skoro zaś nie można było go przemilczeć jego legenda musiała zostać zredagowana na nowo. Ta nowa redakcja oznaczała po prostu oczernienie biskupa.

 

Moim zdaniem najważniejszym momentem w tej niewesołej historii było opublikowanie eseju Tadeusza Wojciechowskiego z 1904 roku, w którym przedstawiono wypaczony obraz świętego, całkowicie upolityczniając jego działalność i jego relację z władzą państwową. Św. Stanisław zaatakowany został z wyżyn akademickiej katedry, co było dość perfidne i, jak przypuszczam, dobrze obmyślane. Trudno bowiem założyć, że Tadeusz Wojciechowski, wybitna postać krakowskiej i lwowskiej nauki, nie działał tutaj z inspiracji Wiednia. Trudno uwierzyć w szczerość jego intencji. Wiedział przecież, jakie emocje wiążą się ze św. Stanisławem.

 

W czasie rozbiorów atakowano św. Stanisława z pozycji naukowych, co uniemożliwiało właściwie jakąkolwiek obronę tej postaci. Zastanówmy się bowiem, cóż w pełnym historyków i publicystów historią się parających Krakowie znaczyć może głos wiernych prostaczków modlących się przed ołtarzem św. Stanisława? Niewiele. Cóż wobec swoiście interpretowanych źródeł i publikacji naukowych znaczyć może wiara jakiegoś chłopka z Myślenic? Nic.

 

Komuniści radykalnie zmienili styl ataku, a w działaniach tych dzielnie im sekundowali pisarze uważani powszechnie za prawicowych. W czasie PRL św. Stanisław stał się bohaterem literatury pop. Pisali o nim Karol Bunsch, który nie mógł zdecydować się czy nazwać świętego zdrajcą czy może tylko hochsztaplerem, a także Waldemar Łysiak, który jest autorem kuriozalnego zupełnie eseju na temat świętego Stanisława zakończonego wierszem o Polsce, która jest niesprawiedliwą matką, bo hołubi zdrajców, a zapomina o prawdziwych bohaterach.

 

Charakterystyczne dla publicystów i pisarzy zajmujących się historią jest to, że żaden z nich nie potrafi przejść obok postaci świętego obojętnie. Przed wojną Feliks Koneczny próbował wyjaśnić konflikt króla z biskupem na tle zawiłości prawnych, a po wojnie Paweł Jasienica pisał, że św. Stanisław spiskował przeciwko królowi z Niemcami. Nie ma obojętności wokół tej postaci i myślę, że nigdy jej nie będzie.

 

Czy losy św. Stanisława mogą i dziś być ilustracją tego typu działania władzy świeckiej wyciągającej ręce w kierunku sumień i moralności tak, by je kształtować zgodnie z własną wizją?

 

Myślę, że tak. Wnioski i lekcja płynąca ze śmierci św. Stanisława wciąż są aktualne. Człowiek podlegający władzy świeckiej ma bowiem przy istnieniu silnej władzy kościelnej dokąd uciec i schronić się przed zakusami świata brutalnej polityki. Ta swoista dwuwładza świata chrześcijańskiego daje poddanemu i obywatelowi więcej wolności i więcej szans.

 

Kościół współczesny od wielu już lat cofa się szukając kompromisu z władzą świecką. Nie jest to widok budujący ani dający jakieś nadzieje na przyszłość, choć trudno doprawdy człowiekowi nieznającemu dokładnie intencji papieża i biskupów oceniać ich decyzje i postępowanie. Uważam jednak, że odwaga jaką obdarzony był św. Stanisław, jego ofiara i legenda mają tę samą symboliczną wymowę, co dawniej i są ciągle aktualne.

 

Na naszej, redakcyjnej liście najgorszych Polaków w historii król Bolesław Śmiały, odpowiedzialny za śmierć św. Stanisława, zajmuje poczesne miejsce. Czy per analogiam jego ofiarę można zaliczyć w poczet największych Polaków?

 

Tak. Według mnie bardzo ważne jest, że Bolesław znalazł się na tej liście. Pokazuje to, jak wiele spośród ludzi roszczących sobie pretensje do właściwego rozpoznawania świadomości Polaków nie zdaje sobie sprawy z rzeczywistego rozłożenia tych sympatii. Musimy bowiem pamiętać, że Polacy ciągle silnie interesują się własną przeszłością i mają cały czas zaskakująco niezależne sposoby jej oceniania oraz oceniania postaci historycznych. Nie zmienia tego póki co ani polityka mediów, ani zdewastowane szkolnictwo. Postaci takie jak św. Stanisław, systematycznie spychane w cień i przyczerniane, są dla ludzi bardzo ważne.

 

Przykład świętego Stanisława pokazuje, że zabiegi, których dokonuje się na polskich umysłach nie przynoszą zamierzonych efektów lub nie są one tak wyraziste jak zaplanowano. Warto więc, kiedy tylko jest po temu sposobność, zdobywać się na polemikę z czarną legendą świętego Stanisława. To ważne, tym ważniejsze, że o świętych w polskiej historii mówi się mało albo wręcz wcale.

 

W Polskiej historii mamy mnóstwo innych postaci, które obrosły czarną legendą, jak na przykład ksiądz Piotr Skarga.

 

Jedną z przyczyn, dla których dotknęło to także Kaznodzieję Narodu, jest czarna legenda zakonu jezuitów, gdzie swoje powołanie realizował ten kapłan. Kolejną przyczyną jest działalność księdza Skargi, który między innymi założył bank udzielający pożyczek ubogim i stanowiący poważną konkurencję dla wszystkich trudniących się lichwą. Dzięki księdzu Skardze w przestrzeni ekonomicznej ówczesnej Polski zaistniała instytucja przypominająca późniejsze kasy zapomogowo-pożyczkowe. Działała ona w oparciu o bardzo rozsądny procent. Pożyczek udzielano na rok. Były one oczywiście oprocentowane, ale dość nisko – od czterech do dziesięciu procent. Oczywiście, to się pewnym środowiskom nie podobało.

 

Trudno dziś ocenić na ile bankierska działalność Piotra Skargi przysparzała mu wrogów, ale bank pobożny, jak o nim mówiono, na pewno zwracał uwagę ludzi kierujących innymi instytucjami finansowymi. Zwłaszcza tych, dla których stanowił konkurencję.

 

Wojciech Morawski w pracy zatytułowanej „Zarys powszechnej historii pieniądza i bankowości” wskazuje na kilka takich instytucji. Przede wszystkim na banki niemieckie, ale także na kasy pożyczkowe zakonów takich jak dominikanie i augustianie. Konkurencja na rynku finansów była wówczas wielka, o wiele większa niż dziś, ze względu na dużą ilość niezależnych podmiotów zajmujących się operacjami bankowymi. Była także wielopłaszczyznowa, dotyczyła przecież w istocie nie tylko pieniądza i procentu, ale realnej władzy nad ludźmi. Wokół tych kwestii splatało się mnóstwo interesów, które ciągnęły się jeszcze długo po śmierci księdza Skargi. Wiele osób było zainteresowanych, by czarna legenda polskiego jezuity trwała.

 

Fakt, niegodziwców w naszej historii nie brakowało. W naszym portalu opublikowaliśmy listę dziesięciu najgorszych Polaków w historii (ZNAJDZIESZ JĄ TUTAJ). Kogo by Pan na niej umieścił? Kto Pańskim zdaniem, dla przeciwwagi zasługuje na miano najbardziej zasłużonego?

 

To bardzo trudny wybór. Jest mi bardzo ciężko wskazać taką postać, bo uważam, że każdy aktywnie działający polityk, czy to świecki czy duchowny, miał swoje głęboko w rzeczywistych, ówczesnych kontekstach osadzone racje. Zanim więc rzuci się na kogoś odium trzeba jego postępowanie dobrze przemyśleć. Staram się też nie ulegać emocjom i nie ekscytować się za bardzo czarnymi grzechami ludzi dawno zmarłych.

 

O pozytywnych postaciach powiem tyle, że z wielką uwagą przyglądam się postaci św. Stanisława. Wszystkie konteksty, w których pojawia się postać męczennika są dla nas szalenie ważne i bardzo aktualne. Jego wielkość wzięła się bowiem z konkretnych i obfitujących w konsekwencje wyborów w bardzo konkretnych i dramatycznych sytuacjach, o czym zdajemy się dziś zapominać. Św. Stanisław jest więc dla mnie postacią jednoznacznie pozytywną.

 

Co do najgorszych, to z wielką niechęcią odnoszę się do postaci takich jak Samuel Zborowski i Olbracht Łaski, którzy urastają dziś w literaturze historycznej, nie tylko tej najbardziej popularnej, do rangi jakichś symboli wolności czy wręcz polskiego charakteru. To jest jakaś głęboka i mam nadzieję, że niezamierzona pomyłka.

 

Samuel Zborowski, członek najbardziej wpływowego klanu w XVI wiecznej Polsce, osobnik o mentalności prostego bandyty oraz Olbracht Łaski, szpieg wszystkich działających aktywnie europejskich dworów, matrymonialny oszust i łowca posagów, to są postaci z drugiego krańca skali. Postaci, którym publicystyka i literatura nadają niezasłużoną rangę. Myślę, że to jest osobny temat na osobną rozmowę, te dziwne sympatie historyczne literatów.

 

Rozmawiał: Łukasz Karpiel

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie