2 sierpnia 2016

Papież i „konserwatyści”

Po lekturze zachodnioeuropejskiej prasy można już z grubsza dowiedzieć się, jak WMM [Wspólna Mowa Mainstreamu] opisuje niedawno zakończoną wizytę papieża Franciszka w Polsce z okazji Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. W tej wizji najważniejszym punktem wizyty były odwiedziny Franciszka w dawnym niemieckim obozie zagłady Auschwitz, a najważniejsze przesłanie papieskie dotyczyło kwestii przyjmowania imigrantów, z dodatkowym bonusem w postaci mniej lub bardziej (za tą drugą wersją optuje WMM) zakamuflowaną krytyką polityki polskiego rządu w tej kwestii.


Dodatkowo WMM odczuwała podskórne napięcie w związku z tym, że „otwarty na ludzi” Franciszek przybywał do „konserwatywnego polskiego Kościoła”. A jak udowadniał całkiem niedawno na łamach polskojęzycznego „Newsweeka” pewien uczony mąż, po „konserwatywnych” polskich biskupach można spodziewać się wszystkiego, nawet tego, że zamordują papieża w katedrze wawelskiej korzystając z okazji, jaką było spotkanie Franciszka z całym polskim episkopatem.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Relacja z polskiej pielgrzymki Franciszka posłużyła jako pretekst do analizy sposobu „osaczania” dobrego papieża Franciszka przez złych konserwatystów w Kurii rzymskiej, której to analizy dokonał m.in. brytyjski tygodnik „The Eeconomist”, jako żywo nieznany dotąd z pogłębionej wiedzy teologicznej i eklezjologicznej. W artykule zatytułowanym „Hearts, minds and souls”, datowanym na 30 lipca 2016, periodyk dokonuje surowego bilansu dotychczasowego przebiegu pontyfikatu Franciszka i wychodzi mu, że nie jest tak dobrze, jak mogło by być. „Reforma Kurii” (czyli destrukcja dotychczasowego modelu zarządzania dykasteriami rzymskimi, tak aby pozbyć się z nich „konserwatystów”) stanęła w miejscu, podobnie jak „zmiany w doktrynie” (czyli zakwestionowanie Pisma Świętego i Tradycji). Zdaniem „The Economist” pod tym względem zawodzi nawet adhortacja „Amoris laetitia”. Według brytyjskiego tygodnika, „konserwatyści” na zakończonym rok temu synodzie biskupów o rodzinie okazali się bowiem o wiele silniejsi, niż nawet tego spodziewał się sam papież. Byli na tyle silni, że udało im się zablokować dalej idące, „a konieczne” przecież zmiany, na przykład w nauczaniu Kościoła dotyczącego homoseksualistów.

 

Artykuł opublikowany na łamach „The Economist” jest opublikowany w typowej dla WMM manierze. „Dobry” papież Franciszek podduszany przez wszechmocnych konserwatystów z Kurii Rzymskiej. Jeden jest nawet wymieniony z imienia i nazwiska. To kardynał Robert Sarah, prefekt – mianowany na to stanowisko przez obecnego papieża – Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.

 

Na podejrzenia o bycie „konserwatystą” (tłumacząc z WMM na język polski: pozostawanie wiernym nauce i tradycji Kościoła) ten afrykański purpurat zasłużył już sobie dawno. Przynajmniej od czasu odważnego występowania w obronie nauczania nie tyle Kościoła, co samego Chrystusa o nierozerwalności sakramentalnego małżeństwa podczas niedawnego synodu o rodzinie (a raczej synodu w obronie rodziny przed desantem modernistów). Z kolei w ostatnim czasie WMM wyciąga inne, „kompromitujące” gwinejskiego kardynała fakty. Ot, choćby jego wezwanie do kapłanów, by odprawiali Najświętszą Ofiarą zwróceni wraz z wiernymi ad orientem.

 

Podczas odbytej  na początku lipca w Londynie konferencji „Sacra Liturgia” kardynał Sarah wygłosił wykład pt. „Ku autentycznemu wprowadzeniu w życie Sacrosanctum Concilium”. Słowa, które w dniu 5 lipca 2016 roku powiedział prefekt kongregacji kultu Bożego i dyscypliny sakramentów z pewnością przyczynią się do przylgnięcia do niego zaszczytnego miana „konserwatywnego” (czytaj: wierzącego na serio) kardynała. Używając słów papieża Franciszka, można powiedzieć, że kardynał Sarah nie osiadł na żadnej „kanapie szczęścia” i – raz jeszcze posłużmy się słowami Ojca Świętego, które słyszeliśmy w Krakowie – ma pamięć i ma odwagę, czyli spełnia dwa podstawowe warunki, aby być nadzieją dla Kościoła. Tak. Papież Franciszek mówił o tym, zwracając się w Krakowie do tysięcy młodych wolontariuszy, ale przecież te walory (pamięć o przeszłości i odwaga) są cechami, których nie należy odmawiać nikomu.

 

Londyński wykład kardynała Saraha był odważnym przypominaniem o tym, co jest zapisane w soborowej konstytucji o Świętej Liturgii („Sacrsanctum Concilium”) i co było wyrazem rzeczywistych intencji Ojców Soborowych, a tym, co stało się potem w wyniku działań tzw. ducha soboru ucieleśnionego w komisji Bugniniego, która doprowadziła do ostatecznej destrukcji rzymskiej liturgii. Według kardynała Saraha praca tego powołanego do życia w 1964 roku gremium „z pewnością była poddana wpływom, ideologiom i nowym propozycjom, które nie były obecne w „Sacrosanctum Concilium” „, a „część modlitw i rytów zostało utworzonych lub zrewidowanych zgodnie z duchem czasu, zwłaszcza zaś zgodnie z ekumeniczną wrażliwością”. Na to nałożyła się kolejna fatalna okoliczność, a mianowicie „pojawienie się po zakończeniu oficjalnej reformy [liturgicznej] bardzo poważnych błędnych interpretacji liturgii, które zakorzeniły się w różnych miejscach na całym świecie”. Źródłem tego zła było, jak wyjaśniał w swoim wykładzie prefekt kongregacji kultu Bożego, „błędne rozumienie Soboru, wiodące do liturgicznych celebracji, które koncentrowały się na spełnianiu pragnień konkretnej wspólnoty, a nie na ofiarnym kulcie składanym Wszechmocnemu Bogu”. Co charakterystyczne, watykański dostojnik nie uważa tych groźnych symptomów za zamkniętą przeszłość.

 

Kardynał Sarah podkreślał, opierając się na soborowym dokumencie i jego literze (a nie bliżej  nieoznaczonym duchu), że zamiarem autorów „Sacrosanctum Concilium” nie była „protestantyzacja Świętej Liturgii, czy też wyrażenie zgody na poddanie jej jakiejś fałszywej inkulturacji”. Ten ostatni wątek jest godny szczególnego podkreślenia, zważywszy na to, że mówił o tym kardynał z Czarnego Lądu. Do tej okoliczności bezpośrednio odniósł się wykładowca: „Jestem Afrykańczykiem. Powiedzmy to sobie jasno: liturgia nie jest miejscem do promowania mojej kultury. Raczej jest miejscem, gdzie moja kultura jest chrystianizowana, gdzie moja kultura podniesiona jest do tego, co jest boskie”. I dalej: „im bardziej dane społeczność staje się chrześcijańska, błyszczy świętością i promieniuje wartościami ewangelicznymi, tym bardziej jest prawdopodobne, że będzie inkulturować chrześcijańskie przesłanie”, bo „inkulturacja nie jest religijnym folklorem”. Stąd, jak kontynuował gwinejski kardynał, inkulturacja „nie realizuje się koniecznie za pomocą lokalnych języków, instrumentów, czy latynoamerykańskiej muzyki, afrykańskich tańców lub azjatyckich, czy też afrykańskich rytuałów w liturgii i sakramentach”.

 

W swoim wykładzie kardynał Sarah zarysował również program przełamania obecnego kryzysu liturgii w Kościele powszechnym. Jako rzecz pierwszorzędnej wagi wskazywał w tym kontekście konieczność odnowienia nauczania o liturgii w seminariach duchownych, tak aby liturgiczna formacja „polegała na zanurzeniu się w liturgii, w głębokiej tajemnicy Boga naszego kochającego Ojca”. „Rzecz polega – kontynuował afrykański kardynał – na tym, by żyć liturgią w całym jej bogactwie, tak aby zaczerpnąwszy z jej źródła, mieć ciągle pragnienie jej piękna i ładu, jej ciszy i kontemplacji, jej uwielbienia i adoracji, jej zdolności, by łączyć nas z Tym, który działa w i poprzez święte ryty Kościoła”.

 

Jako drugi krok w kierunku odnowy liturgii wskazuje kardynał Sarah konieczność właściwego rozumienia wspominanego w soborowej konstytucji „participatio actuosa” wiernych. Nie należy mylić tego terminu z „hałaśliwym i niebezpiecznym liturgicznym aktywizmem, który był zbyt widoczny w ostatnich dziesięcioleciach”, ale należy pamiętać, że koniecznym warunkiem wstępnym do „participatio actuosa” jest „życie wewnętrzne, życie zanurzone w Bogu”. W tym kontekście po raz kolejny w swoim wykładzie prefekt kongregacji kultu Bożego zwracał uwagę na wielką odpowiedzialność kapłanów: „My, księża musimy być przede wszystkim ludźmi zanoszącymi modły.[…] Nie możemy robić niczego ważniejszego aniżeli sprawować święte tajemnice. Strzeżmy się pokusy liturgicznego lenistwa czy letniości, ponieważ jest to pokusa szatańska”.

 

Ta sama pokusa ujawnia się również w inny sposób. Z ust kardynała Saraha padły twarde słowa o zjawisku, które niejednokrotnie mogliśmy widzieć także przy okazji niedawnych wielkich celebracji liturgicznych podczas papieskiej pielgrzymki w Polsce: „Widziałem księży i biskupów, ubranych do sprawowania Mszy Świętej, którzy wyjmowali telefony i aparaty fotograficzne i używali ich w czasie Świętej Liturgii. Jest to straszliwe świadectwo tego, co oni uważają za misję, którą podejmują ubierając liturgiczny strój. Ubiera on nas i przekształca nas w „alter Christus” – a nawet w coś więcej, w „ipse Christus”, w Chrystusa samego. Postępować w ten sposób jest bluźnierstwem. Żaden biskup, ksiądz czy diakon, ubrany w strój liturgiczny i obecny w świątyni nie powinien robić zdjęć, nawet w czasie Mszy odprawianych dla wielkiej liczby ludzi”. To z kolei nasuwa konieczność, jak podkreśla kardynał Sarah, „pilnego przemyślenia zasadności tych olbrzymich koncelebracji, zwłaszcza jeśli wiodą one do tak skandalicznego zachowania, tak niegodnego odprawianego misterium, albo jeśli poprzez ich ogrom stwarzają zagrożenie profanacji Najświętszego Sakramentu”.

 

W tym samym wykładzie kardynał – prefekt po raz kolejny powtórzył swoje wezwanie do odprawiania Mszy Świętej „ad orientem”. Krytycznie się odniósł także do istnienia tzw. świeckich szafarzy, uważając, że ich praca „jest czymś złym, jest zaprzeczeniem kapłańskiej służby jak również klerykalizacją świeckich”.

 

Tak mówi kardynał – „konserwatysta” (wg WMM), czyli w tłumaczeniu na język polski wierzący kardynał, serio traktujący swoje obowiązki jako Prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Jego wykład odbył się na niespełna miesiąc przed ŚDM w Krakowie. Uczestniczyli w nim także tacy kapłani, którzy ubrani w ornaty robili zdjęcia telefonami komórkowymi w czasie całej Mszy Świętej. Wypada jednak zgodzić się z opinią już wyrażoną na tych łamach, że oprawa liturgiczna krakowskiego ŚDM –  z łaciną i modlitewną ciszą przed Najświętszym Sakramentem – bardzo korzystnie odróżniała się od tego, co widzieliśmy w Rio.

 

Także papież Franciszek okazał się nie taki straszny, jak go malowali. Papież, który wcześniej tak dużo mówił o rabanie w Kościele potrafił w Polsce katechizować ciszą, potrafił milczeć i to milczeć na temat, jak choćby podczas modlitwy przed Cudownym Obrazem Królowej Polski na Jasnej Górze, czy w czasie przejmującej ciszy w ciemnicy celi śmierci św. Maksymiliana w Auschwitz. Nie można też zarzucać papieżowi, że zrównywał miłosierdzie z jakimś „feel-good factor” (czynnikiem poprawiającym samopoczucie). Raczej odwrotnie. Wzywał do porzucenia „kanap” i „wcześniejszych emerytur”, zrzucenia „makijażu nakładanego na duszę”. Dla wielu wiernych, ale i kapłanów z Zachodu wymownym gestem papieża był sakrament spowiedzi udzielony w konfesjonale kilku młodym ludziom. Dla nas w Polsce jest to ciągle coś oczywistego, że ksiądz (biskup) spowiada w konfesjonale. W krajach, które od dawna – werbalnie, czy też w inny sposób – zadeklarowały, że nie są „filią Watykanu”, jest to widok egzotyczny. No cóż, żyjemy w czasach, w których rzeczy oczywiste stają się coraz rzadsze, a zakwestionowane stają się dogmatami. Parę takich „dogmatów” przypomniał w Polsce papież Franciszek.

 

Grzegorz Kucharczyk

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie