2 grudnia 2020

Gargantuiczne państwo, czyli faszyzacja życia publicznego

Choć nikt przy zdrowych zmysłach nie deklaruje poparcia dla ideologii faszystowskiej, to proces faszyzacji krajów i narodów postępuje niemalże na całym świecie. O ile jednak potężny rozrost uprawnień państwa we wszystkich dziedzinach życia publicznego – w myśl zasady „wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciw państwu” – nie musi dziwić w przypadku społeczeństw, które historycznie nie wypracowały takich pojęć jak „wolność” czy „autonomia”, to jest zaskakująca w odniesieniu do wielu narodów europejskich, wśród których takie wartości się zrodziły. Zaskoczenie jednak znika, gdy uzmysłowimy sobie, że odchodzenie od fundamentalnych zasady to konsekwencja porzucania chrześcijaństwa, dzięki któremu europejska wolność mogła w ogóle zaistnieć.

 

Rozważania na temat faszyzacji, a więc nabywania cech faszystowskich przez kogoś lub coś dotąd wolnego od elementów tej ideologii, należy rozpocząć od zdefiniowania faszyzmu. Nie jest on – jak chętnie głoszą lewicowcy – tożsamy z prawicą rozumianą klasycznie, a więc tradycjonalistycznie czy z katolickim spojrzeniem na życie społeczne, gdyż głosi wiele tez sprzecznych z Nauczaniem Kościoła. Nie jest jednak także – co warto dla uczciwości podkreślić – ideologią w pełni lewicową, bowiem sięgając po rozmaite pojęcia i „wartości” wykracza poza tradycyjny podziały sceny politycznej. Można powiedzieć, że historyczny faszyzm to swoisty alians skrajności, sojusz ekstremów, to dom zbudowany w cegieł (lewicowego w swoich początkach) nacjonalizmu i internacjonalistycznego u swojej genezy socjalizmu, sposób na walkę z rewolucją poprzez rewolucję, na obronę przed komunizmem poprzez ingerowanie w życie gospodarcze, na obronę wolności poprzez zniewolenie, na modernistyczną walkę z modernizmem i zagrożeniami wynikającymi z modernizacji. Co jednak najistotniejsze i aktualne w myśleniu wielu ludzi współczesnych, stanowi jedną z odmian utopijnych ideologii oraz całą swoją walkę opiera na totalitarnie zorganizowanym państwie. To w nim widzi nadzieję i jemu pragnie oddać wszystko, co nie znajduje się pod jego kontrolą. Wszystko, a więc także to, czym tradycyjnie zajmowało się organiczne społeczeństwo. Państwo – w zgodzie z myśleniem faszystowskim, ale też szerzej: totalitarnym (wszak nie był faszyzm pierwszym systemem zakładającym totalność państwa, historia takiego myślenia zaczęła się bowiem przed wieloma wiekami) – uzurpuje sobie prawo do ingerencji w życie autonomicznych grup i wspólnot, od rodzin przez uniwersytety po Kościół.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wesprzyj PCh24.pl i zobacz film Nowa (nie)normalność

Teraz na VOD PCh24.pl

 

Czym wobec tego jest obecnie faszyzacja? To proces nadzwyczajnego zwiększania uprawnień państwa względem społeczeństwa, względem grup, wspólnot, instytucji i organizacji, które nie potrzebują ingerencji władzy centralnej, by funkcjonować prawidłowo, które nie wymagają nadzorcy, gdyż powstały oddolnie i rozwinęły się bez państwowej opieki. Co istotne, tak rozumiana faszyzacja nie wiąże się z żadnymi konkretnymi partiami neofaszystowskimi. Przeciwnie: może być pogłębiana praktycznie przez wszystkie środowiska polityczne, którym daleko do tradycyjnego modelu społeczeństwa organicznego opartego na oddolnej inicjatywie i zasadzie pomocniczości, zgodnie z którą państwo powinno działać wyłącznie wtedy, gdy nie ma innego wyjścia. A że formacje spoglądające na rzeczywistość w ten sposób dominują, to też faszyzacja postępuje (mając w ostatnich latach najczęściej zabarwienie lewicowo-liberalne, stąd obserwujemy np. zjawisko tzw. homofaszyzmu).

 

Nowy faszyzm w praktyce

Rok 2020 stanowi kamień milowy w faszyzacji państw, w których przed wiekami narodziła się wolność i autonomia instytucji społecznych. Oto bowiem wraz z pojawieniem się na Starym Kontynencie chińskiej zarazy na niespotykaną dotąd skalę uderzono w niezależność wielu instytucji. Ktoś jednak powie: to sytuacja nadzwyczajna, chodzi wszak o ludzkie zdrowie i życie. Owszem, to prawda i w żadnym wypadku nie mam zamiaru wychwalać rządów ignorujących skalę problemu czy próbujących – narażając ludzkie życie – obdarować młodszych, zdrowszych i silniejszych obywateli odpornością, której przejście zakażenia wcale nie musi nawet zapewniać.

 

Jest jednak i druga strona medalu, bowiem ze świecą szukać rządów, które poważnie podchodząc do wyzwania pozostały wierne zasadzie pomocniczości i okazały zaufanie wobec innych działających w danym kraju instytucji. Ciężko wszak wskazać państwa, które uszanowały niezależność Kościoła i innych związków wyznaniowych, licząc jednocześnie na ich odpowiedzialne podejście i reagowanie na sytuację. Tymczasem wiele działań Kościoła w Polsce (ale także i na świecie) pokazuje, że hierarchowie oraz wierni nie zbagatelizowali zagrożenia, więc i bez państwowej ingerencji można byłoby spodziewać się reakcji. Państwo (nie tylko polskie) zdaje się jednak nie widzieć w społeczeństwie partnera do działania, a raczej niezdolny do refleksji motłoch, któremu trzeba przede wszystkim zakazywać i nakazywać.

 

Efekt takiego działania wydaje się jednak odwrotny od zamierzonego, a społeczeństwo, patrząc na pogrzeby z udziałem zaledwie 5 bliskich zmarłego i – w tym samym czasie – otwarte bez większych obostrzeń markety budowlane, traci zaufanie do państwa, przestaje uznawać je za poważne. Jeśli bowiem sytuacja była (czego nie sposób wykluczyć) tak trudna, że na apelowanie do narodu nie było czasu, a liczenie na odpowiedzialność autonomicznych instytucji wiązało się z ryzykiem poważnego pogorszenia naszego położenia, to należało działać z pełną powagą: wszelkie ograniczenia winny być terminowe, bezapelacyjnie sprawiedliwe oraz opierać się na wolnych od wątpliwości podstawach prawnych (np. ograniczenie swobody kultu religijnego nie może wynikać z rozporządzenia ministra, gdyż mówimy o fundamentalnej wolności).

 

Brak spełnienia tych kryteriów powoduje, że puchnącym uprawnieniom państwa towarzyszy narastająca wrogość obywateli wobec jego instytucji. Administracja staje się coraz większa, ale nie idzie za tym jej skuteczność, gdyż ludzie coraz częściej traktują ją jako obcą, wręcz okupacyjną i na złość państwu (a w konsekwencji i samym sobie) manifestacyjnie lekceważą zarządzenia. Pogorszenie zaś sytuacji epidemicznej powoduje dalsze nadymanie się państwa, co – przy trwającej jego nieskuteczności – pogłębia wrogość u obywateli i rodzi anarchizację życia publicznego. Wpadamy w spiralę obłędu. Państwo się faszyzuje, społeczeństwo – anarchizuje. Zwycięstwo żadnej z opcji nie daje powodów do radości, gdyż de facto mamy do wyboru albo totalną wszechwładzę albo totalny nieład. Obecnie w Polsce zdaje się zwyciężać anarchia, gdyż państwo nie było w stanie wyegzekwować własnych przepisów dotyczących zarówno zakazu zgromadzeń w czasie epidemii jak i zakazu dewastacji mienia czy zakłócania kultu religijnego przez proaborcyjne feministki.

 

Wesprzyj PCh24.pl i zobacz film Nowa (nie)normalność

Teraz na VOD PCh24.pl

 

Nihil novi

Ingerencja w autonomiczną względem państwa instytucję, jaką jest Kościół oraz inne związki wyznaniowe, to nie jedyny przykład faszyzacji naszego kraju (ale nie tylko, bowiem obowiązujące na Zachodzie antyreligijne restrykcje są jeszcze surowsze niż te polskie!). Wszak u nas to państwo, a nie uczelnie, zdecydowało w pewnym momencie o przejściu na nauczanie zdalne. Tymczasem autonomia uniwersytetów to jeden z symboli zdrowo rozumianej zachodniej wolności.

 

Spoglądając jednak na ów problem szerzej dostrzeżemy, że mamy do czynienia nie tyle z procesami nowymi, co raczej z przyspieszeniem starych, trwających i tlących się od dekad. Owa wszechwładza państwa objawiała się bowiem i przed rokiem 2020. Wszak nad Wisłą – a w licznych krajach Europy w stopniu jeszcze większym – administracja arbitralnie decydowała i nadal decyduje o rozbijaniu rodzin poprzez odbieranie dzieci rodzicom. Co istotne, nie wszystkie tego typu sytuacje wiązały się z przemocą wobec najmłodszych. Przeciwnie: często odbierano pociechy z powodu materialnej biedy rodziców, co stanowi doskonały przykład sukcesu nowego faszyzmu nad organicznym, tradycyjnym społeczeństwem: zamiast organizacji charytatywnej, która „na dole”, na miejscu mogłaby rozpoznać oraz rozwiązać część problemów rodziny i pomóc jej stanąć na nogi, mamy aparat urzędniczo-biurokratycznej maszyny, która w imieniu państwa decyduje czyj grzyb na ścianie jest zbyt duży, by mieć prawo do wychowywania własnych dzieci. Następnie zaś państwo na opiekę zastępczą nad owym dzieckiem wydaje znacznie więcej niż kosztowałoby porządne wyremontowanie mieszkania czy przekwalifikowanie rodziców, by mogli podjąć pracę.

 

Wszechwładza państwa nie jest jednak ani wynalazkiem PiS-u czy rządzącej wcześniej koalicji PO-PSL. Nie jest ani dziełem III RP, ani nawet dzieckiem komunistycznej PRL. Co więcej, owa faszyzacja nie wywodzi się nawet wyłącznie z faszyzmu, bolszewizmu czy hitleryzmu, a jej geneza sięga wcześniej niż epoki oświeconych absolutyzmów. Utopijna wiara w możliwość naprawy świata przez omnipotentne państwo pochodzi z czasów starożytnych, a echo takiego myślenia pobrzmiewa w wielu cywilizacjach poza jedną: łacińską.

 

Wolność i autonomia społecznych instytucji to bowiem, podobnie jak cywilizacja łacińska, dziecko średniowiecznej christianitas; to efekt sporu na linii cesarz-papież; pokłosie odrzucenia antycznej wizji władcy jako bóstwa, która w starożytności niejako czyniła ze sprzeciwu wykroczenie natury religijnej (średniowieczny monarcha chrześcijański, choć władał z nadania Pana Boga, sam nie był za Pana Boga uznawany); konsekwencja chrześcijańskiego spojrzenia na świat. Zgodnie z nim człowiek pozostaje wolny, ale jednocześnie winien dążyć do dobra, które jednak nie zawsze jest łatwe i czasami wymaga wiele wysiłku. Nie da się jednak naprawić świata bez osobistego nawrócenia. Nigdy natomiast rzeczywistość ziemska nie będzie idealna, gdyż tworzą ją ludzie skażeni grzechem pierworodnym. Dlatego też chrześcijaństwo, świadome kondycji człowieka, nie szuka systemu idealnego, ale najlepszego z możliwych do wcielenia w życie.

 

Utopiści przeciwnie: chcą zrealizować swoją wizję za wszelką cenę, gdyż wierzą, że to, co wymyślili w zaciszu swojego gabinetu, rozwiąże wszystkie bolączki ludzkości. W praktyce jednak każda kolejna idea rewolucyjna zamiast leczyć, zabija – zabija wiarę, rozum, ludzkie odruchy, społeczeństwo organiczne, a niekiedy nawet jednostki czy całe narody. Dlatego właśnie iście faszystowskie myślenie o państwie jako o jedynym narzędziu do przezwyciężenia kryzysów jest szkodliwe i groźnie niezależnie od tego, w czyich rękach owa wszechwładza się znajdzie.

 

 

Michał Wałach

 

 

 

Zobacz zwiastun filmu Nowa (nie)normalność

Cały film dostępny już teraz na VOD – wesprzyj portal i uzyskaj dostęp

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(16)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie