8 sierpnia 2012

Reformy Obamy i ideologia seksualizmu

(fot.UPI/BIGPICTURESPHOTO.COM /forum)

Profesor Helen M.Alvaré z Georg Mason University wskazuje na głębsze ideologiczne podstawy nowej polityki społecznej, forsowanej przez administrację Baracka Obamy. Mandat HHS, wprowadzający publiczną refundację środków antykoncepcyjnych, aborcję i sterylizację oficjalnie promowany był przez władze jako rozwiązanie realizujące postulaty wolności, równości i innych „praw” seksualnych. Projektowi wyraźnie towarzyszyło przekonanie, według którego kobiety powinny korzystać z takiego samego stopnia swobody seksualnej, jaki przypisywany jest mężczyznom.

 

Ideologia „seksualnego ekspresjonizmu” usuwa z pola widzenia związek aktywności seksualnej z prokreacją, psychicznym zaangażowaniem i budową trwałego związku między kobietą a mężczyzną. Promując taką ideologię i służące jej rozwiązania prawne, demokraci depczą swobodę sumienia i wyznania Amerykanów.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Ideologia ta opiera się na przekonaniu, według której źródłem szczęścia kobiety jest swobodna ekspresja seksualna. Poziom życiowej satysfakcji ma się wiązać ze swobodą aktywności płciowej bez zobowiązań i możliwości spłodzenia potomstwa. Pełny dostęp do refundowanej antykoncepcji, aborcji i sterylizacji wyraża takie właśnie przesłanie. Rządzący wysyłają do społeczeństwa komunikat: „kobiety Stanów Zjednoczonych, głosujcie w wyborach na urzędującego prezydenta, ponieważ on wspiera równość i wolność kobiet, obejmującą przynajmniej niemałżeńską i nieprokreacyjną ekspresję seksualną”. Z tego też względu „twarzą” kampanii służącej tej ideologii stała się Sandra Fluke – dobrze sytuowana singielka i studentka prawa, która przed deputowanymi demokratów w Izbie Reprezentantów publicznie domagała się refundowania środków „kontroli” urodzeń.

 

Od pięciu dekad ideologia seksualnej ekspresji przybierała na znaczeniu, ciesząc się wsparciem wpływowych grup i środowisk. Jak zauważa Alvaré, środowiska deklarujące chęć prowadzenia „odpowiedzialnej” i „wolnościowej” ignorują badania wskazujące, że wraz z postępującą emancypacją obyczajową spadają wskaźniki deklarowanego przez kobiety poczucia szczęścia. Władze promują seksualizację i promiskuityzm, mimo iż badacze społeczni sugerują podjęcie przeciwnych kroków. Równocześnie, grupy i organizacje sprzeciwiające się tak rozumianym „prawom seksualnym” są publicznie piętnowane jako prezentujące „irracjonalne” i „nienaukowe” wzorce zachowań. Co starannie ignorują obyczajowi rewolucjoniści, wzory prezentowane przez te grupy wykazują dodatnią korelację z deklarowanym poczuciem osobistego szczęścia i samorealizacji.

 

Jak pokazują badania przeprowadzone ostatnio m. in. przez Uniwersytet Pensylwanii, średni poziom szczęścia deklarowanego przez Amerykanki spada. W pierwszej dekadzie XXI wieku kobiety w Stanach Zjednoczonych są mniej szczęśliwe niż w latach 50-tych, poziom deklarowanego przez nie poziomu życiowej satysfakcji jest niższy niż mężczyzn. Jeśli swobodę aktywności płciowej potraktować, jak chcą tego ideologowie seksualnej ekspresji, jako główną determinantę indywidualnego poziomu szczęścia, trzeba zignorować przeprowadzone dotąd badania. „To nie tak, że szczęście kobiet nie zależy od wielu czynników. Oczywiście, tak jest. Chodzi po prostu o to, że skoro dzisiejsi szaleńcy zwolennicy polityczni i reprezentanci grup interesu zakładając pozytywną rolę antykoncepcji w życiu kobiet, powinni spodziewać się jakiejś korelacji między eksplozją dostępności antykoncepcji od lat 1960-tych a poziomem szczęścia kobiet”.

 

Jak dodaje Alvaré, choć wiedza potoczna wydaje się przypisywać naukowość ideologii seksualizmu a irracjonalność religii i tradycyjnym wzorcom związków damsko-męskich, nauka nie potwierdza takich ocen. Intelektualne źródła tej ideologii emancypacji tkwią w freudyzmie, w którym tłumiona seksualność traktowana jest jako główne źródło zaburzeń nerwicowych. Pozycji Freuda bynajmniej nie podważyła długoletnia dyskusja na temat naukowości jego teorii. Nie umniejszyła także malejąca popularność freudyzmu na amerykańskich wydziałach psychologii. Badania (w tym głośna praca Arthura Brooksa) wskazują na kwestię zaangażowania psychicznego partnerów w ramach tradycyjnego, damsko-męskiego związku, jak i poziom ich religijności, jako czynniki pozytywnie wpływające na poziom deklarowanego szczęścia i poczucia życiowej realizacji. Nie przeszkadza to postępowym liderom opinii publicznej w dyskredytowaniu badaczy i prac podważających „oficjalną” interpretacją rzeczywistości.

 

 

Źródło: lifenews.com

mat

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 133 413 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram