27 czerwca 2017

Kaukaz – napięcia na szczytach gór

(Fot. Serouj Ourishian / commons.wikimedia.org, licencja cc)

Kolejne nasilenie walk w Górskim Karabachu, jakie miało miejsce od 16 czerwca przypomniało światu, że narody zamieszkujące Kaukaz nadal siedzą na beczce prochu. Lada dzień konflikty nabrzmiewające od lat mogą wybuchnąć na skalę większą niż wojna w kwietniu 2016 roku. Spory narodowe i gry interesów światowych graczy politycznych oddalają pokojowe wygaszenie licznych ognisk zapalnych, skumulowanych na tak małym obszarze.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

O wojnie toczonej na Kaukazie świat przypomina sobie, gdy dochodzi do regularnych działań sił zbrojnych i konieczna staje się interwencja polityczna któregoś z wielkich graczy. Ci jednak muszą wyważać poziom swojego zaangażowania w problemy Armenii, Azerbejdżanu i Gruzji w proporcji do strat, jakie mogą ponieść w skali globalnej.

 

Zachwianie pozycji Rosji

Dzisiaj kumulacja problemów włącznie z regularnymi walkami wojsk ma miejsce w zdominowanym przez Ormian Górskim Karabachu, będącym oficjalnie częścią Azerbejdżanu. Próby ogłoszenia niepodległości Górskiego Karabachu w 1992 roku doprowadziły do wojny, podczas której życie straciło blisko 20 tys. osób, a setki tysięcy Ormian i Azerów musiało uciec ze swoich domów. Obszar należący dawniej niepodzielnie do strefy wpływów Rosji jest dzisiaj mocno skonfliktowany, a próby odzyskiwania znaczenia w regionie przez Moskwę są niewykonalne wobec konieczności opowiedzenia się po którejkolwiek stronie walk.

 

Tak stało się w okresie wojny ormiańsko-azerskiej w kwietniu 2016 roku, gdy po kilkudniowych starciach i ponad 100 ofiarach śmiertelnych doszło do zawieszenia broni w efekcie rosyjskich zabiegów dyplomatycznych. Za swoje zaangażowanie na terenie dawnych postsowieckich republik kaukaskich Moskwa płaci jednak dzisiaj cenę mniejszej wiarygodności wobec Armenii, tradycyjnie upatrującej w Rosji patrona w konflikcie z muzułmańskim Azerbejdżanem. Władze rosyjskie muszą mimo wszystko nie zrażać do siebie Azerbejdżanu, który nie tylko jest najbogatszą z republik kaukaskich, ale blisko współpracuje z Turcją, zbliżającą się do Rosji i oddalającą od Unii Europejskiej oraz współpracy wewnątrz NATO.

 

W ramach polityki „nie zrażania Azerbejdżanu” Rosja zachowała się w czasie walk w 2016 roku w sposób niezrozumiały i rodzący oburzenie w Armenii. Nie tylko potwierdziła wówczas deklarację o strategicznym partnerstwie Moskwy i Baku, ale podtrzymała wolę dalszej sprzedaży broni Azerbejdżanowi. Pozostawiona samotnie Armenia od tej pory już nie może traktować Rosji jako wiecznego sojusznika, niemniej na razie nie ma alternatywy a potencjalnych przyjaciół wśród sąsiadów trudno jej będzie znaleźć.

 

Kryzys OBWE

Trudno bowiem sobie wyobrazić, by nagle Erywań zrobił woltę i przeszedł na pozycje antyrosyjskie, tracąc nawet to minimum pomocy, jakie w czasie nasilenia walk może zaproponować Moskwa, wchodząca w Grupę Mińską Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie.

 

Jak pisał przed kilkoma dniami „Wiestnik Kawkaza”, cytując politologa Andrieja Epifancewa, zapobieżenie utrzymywaniu się konfliktu wokół Górskiego Karabachu przez Grupę Mińską Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie jest nierealne. Jest to grupa mimo wszystko bardziej pozytywnie nastawiona do Armenii niż do Azerbejdżanu. Przyczyna jest prosta – krajami przewodzącymi Grupie Mińskiej OBWE są: Rosja, Francja i Stany Zjednoczone. W każdym z nich silna i wpływowa jest diaspora ormiańska, a Moskwie zawsze było bliżej do Erywania niż do Baku czy ozięble traktowanej Gruzji. Azerbejdżan może cieszyć się wsparciem niektórych państwa islamskich (ideologicznie), Ukrainy (gra na osłabienie Rosji) a w szczególności Turcji, z którą w czerwcu przeprowadzał wspólne manewry wojskowe. Taki układ sił i zaplecza politycznego tylko oddala docelowe rozwiązanie konfliktu. „Wiestnik Kawkaza” pisze nawet wprost, że „Kryzys Mińskiej Grupy OBWE prowadzi do nowej wojny o Górski Karabach”.

 

Fikcyjne sojusze

O niebezpiecznym międzynarodowym położeniu Armenii świadczyć może jeszcze zachowanie członków innych organizacji, do których należy Armenia – Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym i Unii Eurazjatyckiej. Członkowie OUBZ i UEA sprzyjali w dniach konfliktu bardziej Azerbejdżanowi niż Armenii. Nic więc dziwnego, że przez Armenię przeszła fala demonstracji i prasowa krytyka postępowania Rosji oraz „kiepskich sojuszników” z porozumień międzynarodowych. Zapędzona w kozi róg Armenia zdaje się nie mieć wyboru i poddać się większemu wpływowi Rosji. Można przypuszczać, że wobec prozachodniego kursu Gruzji i protureckiego kursu Azerbejdżanu Moskwa celowo doprowadziła Armenię do takiego położenia, w którym będzie ona zdana na większą zależność, pozwalając Rosji na utrzymywanie wpływów w politycznie ważnym regionie.

 

Górski Karabach – ogniwo w łańcuchu problemów

Nagłośniony ostatnio konflikt o Górski Karabach jest obecnie najbardziej dostrzegany przez mass media. Jest on jednak tylko jednym z wielu problemów, nabrzmiewających przez lata na obszarze republik kaukaskich. W orientującej się coraz bardziej na Zachód Gruzji problemami militarno-politycznymi są Abchazja i Osetia Południowa. W Azerbejdżanie nasilają się ostatnio walki o Górski Karabach i obszary wokół niego, zajęte przez ormiańskich separatystów. Od prawie 30 lat ani Gruzja, ani Azerbejdżan nie kontrolują spornych terytoriów, choć formalnie należą one nadal do nich. Ze względu na popieranie przez Rosję separatystów w Abchazji i Osetii Południowej Gruzja jest z nią skonfliktowana. Gra o Górski Karabach angażuje Rosję i Zachód, próbujący wyrwać Kaukaz z obszaru wpływów Moskwy. W konflikty kaukaskie mieszają się już nawet mniejsze państwa, czego przykładem może być proazerska postawa Kazachstanu w czasie eskalacji wojny w kwietniu 2016 roku.

 

Mała szansa na pokój na Kaukazie

Konflikt o Górski Karabach, rozgrywany przez różne państwa na swoją korzyść i umocnienie własnych wpływów na Kaukazie jest tylko jednym z wielu. Istnieje realna obawa, że wyciszone chwilowo inne punkty zapalne mogą zostać aktywowane z udziałem czynników zewnętrznych, a cenę za walkę o wpływy na styku obszarów zainteresowań Turcji, Iranu, Rosji i sojuszu państw Zachodu zapłacą mieszkańcy pięknego górzystego regionu.

 

Coraz bardziej prawdopodobne staje się przekształcanie konfliktów etnicznych, religijnych i politycznych na Kaukazie w coś na kształt kryzysu na Bliskim Wschodzie. Jeśli dodać do tego niestabilność polityczną w Turcji, wojnę w Iraku i Syrii czy aktywność radykałów z Państwa Islamskiego, którzy także w Kaukazie widzą swój obszar zainteresowań, wizja pokoju w Armenii, Azerbejdżanie i Gruzji niestety oddala się.

 

Jan Bereza



Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie