C. S. Lewis napisał, że bez męstwa nie można długo wytrwać w żadnej z pozostałych cnót. Autor Opowieści z Narnii ma stuprocentową rację. Tylko bowiem mężnie znosząc próbę, możemy poznać, jak niezłomna jest nasza wiara, jak bardzo ożywiona nadzieja, jak gorąca miłość, jak wytrwała pobożność i jak bardzo możemy polegać na naszej roztropności. Te próby są różne, ale zwycięskie pokonanie każdej z nich jest możliwe tylko dzięki męstwu.
Cnota męstwa składa się – jak przypomina ojciec Jacek Woroniecki OP w swojej Katolickiej etyce wychowawczej – z dwóch podstawowych czynników: Jeden to samo niecofanie się i wytrzymanie na stanowisku wobec grożącego zła, drugie to atakowanie tego zła. Pierwsze winno wytworzyć w duszy pewien nastrój zaufania w swe siły, a drugi – poczucie bezpieczeństwa. I jedno, i drugie winno być robione z umiarem, zależnie od okoliczności.
Warto tu zacytować również inną uwagę wybitnego tomisty, który podkreślał, że prawdziwe męstwo winno działać z głębszych pobudek umiłowania sprawy, której służy, i z poczucia osobistej godności, czyli honoru, który nie pozwala poświęcać najwyższych dóbr niższym, doczesnym, choćby i ratowaniu życia, jeśli ono ma być ich ceną.
Nic dziwnego więc, że szczytem męstwa jest męczeństwo, a więc umiłowanie najszlachetniejszej Sprawy do końca, aż do poświęcenia własnego życia. Jak wiadomo, także w naszych czasach nie brakuje tych najmężniejszych z mężnych, bestialsko mordowanych w czasie Mszy Świętych, jak zmasakrowani chrześcijanie na Sri Lance w Niedzielę Wielkanocną tego roku czy ścięci parę lat wcześniej Koptowie, którzy dla ratowania życia nie chcieli wypowiedzieć muzułmańskiego wyznania wiary – i wielu, wielu innych ginących gdzieś z dala od oczu (i tak obojętnego) świata w północnokoreańskich obozach zagłady bądź w chińskich „ośrodkach reedukacyjnych”.
Słowem-kluczem dla rozpoznania istoty męstwa nie tyle jest „odwaga”, co raczej „trwanie mimo przeciwności”. Zacytujmy raz jeszcze ojca Woronieckiego: Cnota męstwa dająca nam sprawność należytego zachowywania się wobec niebezpieczeństw, szczególnie tych, które zagrażają życiu, ma za zadanie ująć w karby umiaru nie tylko uczucie strachu, ale i uczucie śmiałości i odwagi.
Tak sformułowany wymóg męstwa dotyczy zwłaszcza tych, którym (na przykład jako dowódcom na polu bitwy) powierzony został los innych. Idąc tym tropem można powiedzieć, że męstwa z pewnością nie brakowało żołnierzom powstania warszawskiego, wątpliwe za to jednak, czy to samo można powiedzieć o wojskowych i politycznych „czynnikach”, które podjęły decyzję o jego wybuchu, a następnie tak a nie inaczej kierowały walkami.
Pasterz mężny, pasterz tchórzliwy
Mężne trwanie w przeciwnościach pozwala więc sprawdzić związek między naszymi słowami a czynami, między naszym powołaniem (w zależności od stanu) a jego wypełnianiem konkretami. Powyższe refleksje nasuwają się przy okazji głośnej homilii metropolity krakowskiego arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, który zestawił – jako rozmaite oblicza tego samego rewolucyjnego przewrotu – czerwoną i tęczową zarazę.
Te słowa – jakże potrzebne – wymagały z jego strony męstwa, ale z drugiej strony dzięki temu mogliśmy się przekonać, czy traktuje on na serio swoje powołanie do bycia pasterzem. Swoim postępowaniem umocnił wielu ludzi, nikogo nie zgorszył; wszak ci, którzy wyrażali w różnych „zaprzyjaźnionych” mediach swoje oburzenie słowami krakowskiego metropolity, wypisują przecież na swych ideologicznych sztandarach, że słowo „zgorszenie” jest im zupełnie obce.
I druga, biegunowo odmienna postawa tchórzliwego wymigiwania się i uników zaprezentowana jesienią 2016 roku przez metropolitę Monachium i Fryzyngi, kardynała Reinharda Marxa (przewodniczącego Konferencji Episkopatu Niemiec), który, przebywając na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie, zdjął swój krzyż napierśny, aby nie urazić uczuć religijnych swoich muzułmańskich gospodarzy. Jakże nie przytoczyć tutaj słów ojca Woronieckiego, iż w innych zmaganiach ludzkich tchórzostwo będzie się przejawiać w formie braku odwagi cywilnej, w niestałości przekonań i ustępliwości przed każdym naciskiem, byle się na coś nie narazić. Ludzie o takim tchórzowskim nastawieniu duszy szerzą przy tym wokoło siebie nastrój bojaźliwości, który w pewnych chwilach może się przekształcić w panikę.
Nowy paradygmat, czyli stara bojaźliwość?
Czyż właśnie nie bojaźliwością, tym godnym pożałowania brakiem męstwa (czyli nieumiejętnością lub brakiem woli trwania w przeciwnościach) podszyte jest w wielu przypadkach – nie liczę tutaj zakamieniałych modernistów, którzy już dawno stracili wiarę – dążenie do stworzenia nowego paradygmatu Kościoła, nowego aggiornamento, dokończenia recepcji Vaticanum II?
Brak pasterskiego męstwa wobec plagi rozwodów rodzi ustępliwość wobec tego faktu, a to w dalszej kolejności oznacza falsyfikację trwania w innych cnotach, poczynając od tych najważniejszych. Z kolei brak męstwa pasterzy Kościoła wobec problemu przenikania seksualnych zboczeńców do grona duchowieństwa (w tym do kolegium biskupów) rodzi wielkie zgorszenie w wierze dla „maluczkich”, a w niejednym przypadku (osób narażonych na działanie takich predatorów w sutannach) nieodwracalne szkody dla zdrowia psychicznego. A cóż dopiero mówić o tchórzliwym przymilaniu się wielu biskupów (spójrzmy za naszą zachodnią granicę) do tak zwanych jednopłciowych małżeństw! To dopiero jest stress test ich wiary w sakramentalny charakter małżeństwa, ich roztropności i pobożności.
Potrzeba wiary żywej i mężnej
Święty Jan Paweł II, przemawiając czterdzieści lat temu z wysokości jasnogórskiego wzgórza, mówił, że nasze czasy potrzebują szczególnie wiary żywej i mężnej. W świetle tego, co do tej pory zostało powiedziane wiara mężna to wiara wytrwała. To wiara, która każe wymagać od siebie nawet wtedy, gdy inni od nas nic nie wymagają, a nawet przewagę zyskują tacy, którzy uważają, że wymaganie od siebie (czyli praca nad sobą) jest dowodem rygoryzmu niepotrzebnego w dobie rewolucji czułości i miłosierdzia.
Wiara mężna to wreszcie także czuwanie, aby nie dać się ugotować na wolnym ogniu, gdy pod płaszczykiem nowej troski duszpasterskiej dozowane są kolejne zmiany, które w swoich skutkach przypominają detonację bomby atomowej podłożonej pod moralne nauczanie Kościoła (profesor Josef Seifert à propos słynnych przypisów w adhortacji Amoris laetitia). Tylko tak możemy się przekonać, ile warte jest nasze przywiązanie do tradycji Kościoła, do nauczania wielkich papieży i tylu świętych. Bez męstwa (czytaj: bez wiary mężnej) będzie to tylko antykwaryzm, pławienie się w wielkiej historii Kościoła. Ale tylko historii.
Odwaga i rozum
Trzeba jednocześnie pamiętać, że męstwo i odwaga nie są synonimami. Jak czytamy w Katolickiej etyce wychowawczej ojca Woronieckiego, wrodzona odwaga to jeszcze, rzecz prosta, nie męstwo i może do niego nigdy nie doróść, jeśli nie zostanie przeniknięta pierwiastkiem rozumu, który jej nada umiar. Popatrzmy na sposób rządzenia Kościołem w Polsce przez kardynała Stefana Wyszyńskiego, który w ciągu trzydziestu trzech lat swojej prymasowskiej posługi (1948–1981) pokazał, na czym polega bycie mężnym pasterzem. Z jednej strony twarde: Non possumus! okupione trzyletnim uwięzieniem, z drugiej rozmowy z komunistycznymi władzami, ale nie za cenę tego, co najważniejsze, czyli pracy nad uratowaniem ochrzczonego Narodu, mężnie realizowanej w programie Wielkiej Nowenny i na szlakach uroczystości milenijnych.
Ci, którzy bojaźliwość mylili z realizmem (tak zwani katolicy otwarci) krytykowali Prymasa Tysiąclecia za zbytnie nacjonalizowanie polskiego katolicyzmu i za uleganie ludowej pobożności pozbawionej teologicznej głębi. Byli i tacy, którzy myląc odwagę z męstwem, zarzucali Prymasowi zbytnią ustępliwość wobec komunistów (przypomnijmy sobie choćby krytyczne opinie pod adresem kardynała Wyszyńskiego wygłaszane przez Jerzego Giedroycia z paryskiej „Kultury”). A jednak z tej mężnej wiary Prymasa Tysiąclecia – jak powtarzał niejednokrotnie święty Jan Paweł II – zrodził się pontyfikat polskiego papieża.
Stało się tak, ponieważ męstwo Prymasa było ugruntowane na prawdzie i jej służyło. Jak uczy w encyklice Veritatis splendor (1993) papież Polak, męczennicy, którzy swoją postawą dali przykład największego męstwa, są jednocześnie ostatecznym potwierdzeniem istnienia obiektywnej prawdy – niezależnego od takich czy innych mód ładu moralnego zakorzenionego w Stwórcy. To dlatego w czasach dyktatury relatywizmu, w których obecnie żyjemy, męstwo jest w tak niskiej cenie.
Grzegorz Kucharczyk
Atykuł został opublikowany w 71. numerze magazynu "Polonia Christiana"
Przedstawiciele środowisk naukowych, artyści, ludzie mediów, duchowni i wiele innych osób zwróciło się z apelem o przekazanie do kraju naszego rodaka, który przebywa w Wielkiej Brytanii po uszkodzeniu mózgu. Jak podkreślono w specjalnym apelu, mężczyzna jest świadomy i reaguje na otoczenie.
„Jeśli za sto lat Stany Zjednoczone wciąż będą demokracją, to stanie się tak – przynajmniej po części – za sprawą Newsmakera Roku NCR, prezydenta-elekta Joe Bidena”. Tak redakcja amerykańskiego, modernistycznego portalu „National Catholic Reporter” przedstawia „katolika”, którego uznała za kluczową postać roku 2020.
Pośród nielegalnych imigrantów przybywających łodziami na Wyspy Kanaryjskie i na południowe wybrzeże Hiszpanii ukrywają się członkowie i sympatycy tzw. Państwa Islamskiego (ISIS). Tym samym rośnie ryzyko zamachów terrorystycznych w Europie.
Biskup angielskiej diecezji Plymouth Mark O’Toole potępił decyzję o eutanazji Polaka, który wskutek śpiączki po przebytym zawale doznał trwałego i nieodwracalnego uszkodzenia mózgu.
Międzynarodowa grupa niezależnych ekspertów pod przewodnictwem byłej premier Nowej Zelandii, Helen Clark krytykuje WHO i Chiny za niedostateczną reakcję wobec koronawirusa w pierwszych miesiącach pandemii. Jak wynika z opublikowanego w Genewie dokumentu, zabrakło zdecydowanych działań mogących znacząco ograniczyć rozprzestrzenianie patogenu na całym świecie.
Copyright 2020 by
STOWARZYSZENIE KULTURY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ
IM. KS. PIOTRA SKARGI