Szef katalońskiego rządu Carles Puigdemont oczekuje od regionalnego parlamentu zezwolenia na ogłoszenie niepodległości. Równocześnie deklaruje jednak chęć podjęcia negocjacji z Madrytem i proponuje w tym celu zawieszenie skutków niedawnego referendum.
Premier zdecydowanie zadeklarował, że zamierza podążać ścieżką wyznaczoną przez decyzję, którą Katalończycy, jego zdaniem, podjęli w trakcie głosowania.
Wesprzyj nas już teraz!
– Przyjmuję mandat od obywateli, by Katalonia stała się niezależnym państwem w formie republiki – powiedział. – Nie mamy nic do Hiszpanów. Jesteśmy tu z powodu niedzieli 1 października. Katalonia przeprowadziła referendum i zrobiła to w ekstremalnych warunkach: brutalnych ataków policji na głosujących, którzy czekali, by oddać głos. Celem było zastraszenie ludzi i zmuszenie do pozostania w domu. Ale pomimo wszystko, ponad 2,2 miliona ludzi zrobiło to, bo przezwyciężyło strach – ocenił.
Premier przypomniał, iż zwracał się do rządu w Madrycie o zgodę na przeprowadzenie głosowania aż 18 razy. – Jedyne, czego chcieliśmy, to referendum w stylu szkockim, w którym obie strony mogły zabrać stanowisko. Odmawiano nam raz po razie. Nie jesteśmy kryminalistami czy terrorystami. Jesteśmy zwykłymi ludźmi, którzy po prostu chcą głosować – dodał.
Władze nie uznały podanych przez Katalonię wyników, zgodnie z którymi 90,18 procent głosujących miało wybrać niepodległość regionu. Do urn wybrało się około 2,28 miliona osób spośród 5,3 miliona mogących głosować. Rząd hiszpański zagroził, że jeśli Katalonia ogłosi niepodległość, Madryt może zawiesić autonomię tego regionu.
Źródła: tvn24.pl / NYT, BBC, Reuters
RoM