22 czerwca 2016

Męczennicy nierozerwalności

Czasem potrzeba niewiele, aby ocalić życie. A przecież jak głosi mądrość światowa, to właśnie ono jest najważniejsze. Wystarczy jedno słowo, gest pochylenia głowy, przymknięcie oka, bo przecież nic się nie stało, a doczesność może ukazać swe radosne oblicze.  Twarde opowiedzenie się po stronie nierozerwalności małżeństwa, niechęć do akceptacji cudzołóstwa mogą kosztować wiele. Ile? Zapytajmy św. Jana Chrzciela, św. Tomasza Morusa oraz św. Jana Fischera.

 

Historia Jana

Wesprzyj nas już teraz!

Herod Antypas od kiedy pamiętał był szczególnie wrażliwy na niewieścią urodę. Nie radził sobie z rosnącym pożądaniem. Osłabiona wola uwikłanego w grzeszny konkubinat niemal nikła wraz z każdym pojawieniem się kuszącej Salome. Kiedy ujrzał ją w tańcu, był w stanie wybełkotać tylko jedno „proś mnie,  o co chcesz, a dam ci”. Tak właśnie zaczęła zaciskać się pętla wokół Jana Chrzciciela – wszak przypominania o grzeszności związku władcy i jego nałożnicy tak łatwo się nie wybacza. Janowe „nie wolno ci mieć żony swego brata” na długo zapadło w pamięć psując dobry humor.

 

Gdyby tylko przestał wypominać, zechciał zrozumieć, wczuć się mocniej w sytuację – wtedy na twarzy słuchającego go chętnie władcy pojawiłby się uśmiech przebaczenia.

 

Jan był jednak nieugięty. Wiedział, że prawa, które głosi nie są jego prawami, nie może więc ich zmieniać. Wiedział, ze „idzie za nim Ten, któremu nie jest godzien rozwiązać rzemyka u sandała”.

 

Opowieść Tomasza

„Umieram jako dobry sługa króla, ale przede wszystkim sługa Boga” – tak brzmiały jego ostatnie słowa, ściętą głowę zatknięto na Moście Londyńskim. Miał wszystko, umysł daleko wykraczający ponad otaczającą go przeciętność, rodzinę a także znakomitą pozycję na dworze królewskim. Jego rad słuchał sam władca. Miał jednak pewną wadę… poważnie traktował swoją wiarę. Dla niego słowa „niech wasza mowa będzie tak – tak, nie –nie” stanowiły ważną wytyczną postępowania.

 

I tak dzień po dniu rzetelnie wypełniał swoje zadania cierpliwie znosząc kłopoty. Przyszła jednak chwila próby. Kiedy władca niesiony pożądliwością (która z czasem wraz z lubieżnością stała jest jego znakiem firmowym) postanowił poślubić kochankę, Tomasz wiedział, że musi powiedzieć „nie”. Jego notowania na dworze szybko zaczęły spadać, uśmiechy dotychczasowych przyjaciół na jego Tomasza znikały. Wiedzieli bowiem, że dni tego „moralisty” są policzone. Nie mylili się.

 

Czy tak trudno było przymknąć oko, docenić wagę królewskich gierek i zrozumieć dziejową konieczność? Czy on się uparł, że chce umrzeć „wierny wierze katolickiej”?

 

Wypadki Jana Fischera

Świat wydawał się Janowi fascynujący. Poznawanie go dawało mu wiele satysfakcji. Zdobywanie wiedzy łączył ze znakomitą formacją duchową. Będąc spowiednikiem matki Henryka VII i kierownikiem katedry teologii na uniwersytecie Cambridge odznaczał się duchem pokuty oraz gorliwością w obronie wiary katolickiej. Jego krystaliczny umysł pozwalał dostrzec i celnie punktować herezję luterańską. Sam władca cenił sobie znajomość z zausznikiem matki, więc nic nie zapowiadało nadchodzącej katastrofy.

 

Jednak nagle wszystko rozpadło się niczym domek z kart. Kiedy biskup Jan Fischer wystąpił w obronie małżeństwa króla z Katarzyną Aragońską, łaskawość monarchy skończyła się. Duchowny został uwięziony, bowiem odmówił uznania zwierzchnictwa Henryka VIII nad Kościołem w Anglii.  Zgodnie z królewskim rozkazem kat ściął mu głowę.  

 

A przecież wystarczyło jedno słowo, mógł je nawet wypowiedzieć bez szczególnego zachwytu i entuzjazmu – „przysięgam wierność królowi”. On jednak wiedział, że Króla Królów nie da się oszukać.

 

 

 

Łukasz Karpiel

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie