30 kwietnia 2014

USA: dokumenty potwierdzają tuszowanie afery Benghazigate przez otoczenie Obamy

USA: dokumenty potwierdzają tuszowanie afery Benghazigate przez otoczenie Obamy 

Wg najnowszych doniesień komisji śledczej w sprawie ataku na budynek konsulatu amerykańskiego w Benghazi (Libia) we wrześniu 2012 r. wynika, iż Susan Rice – była ambasador USA przy ONZ i obecna doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa – celowo wprowadzała w błąd opinię publiczną, łącząc atak na konsulat w Beghazi z antymuzułmańskim nagraniem wideo, które miało rzekomo doprowadzić do protestów i feralnego ataku. Ujawnione maile potwierdzają, iż otoczenie Obamy kłamało, by pomóc mu w reelekcji w 2012 r.


Wesprzyj nas już teraz!

Senator Lindsey Graham w rozmowie z portalem Newsmax odnosząc się do maila Rice wysłanego tuż po ataku stwierdził: – Ten e-mail jest jak dymiący pistolet. Pokazuje pracę agentów politycznych Białego Domu, którzy starali się stworzyć narrację sprzeczną z faktami. I dalej: – Ich celem nie było powiedzenie prawdy o tym, co naprawdę się wydarzyło. Zamiast tego, starali się stworzyć historię polityczną przedstawiającą prezydenta Obamę w jak najkorzystniejszym świetle.


Po ujawnieniu korespondencji Rice z września 2012 r. przez stację Fox, senator  Kelly Ayotte stwierdziła, że wreszcie mają potwierdzenie, iż nagranie video o rzekomych protestach muzułmanów spreparowano w Białym Domu.

 

Republikańscy senatorowie Graham i Ayotte są członkami senackiej komisji sił zbrojnych. Od samego początku wzywali do przeprowadzenia niezależnego dochodzenia w sprawie ataku z 11 września 2012 r., w wyniku którego zginął ambasador Chris Stevens i trzech innych Amerykanów, w tym dwóch byłych komandosów Navy Seals.

 

Senator Jim Inhofe, jeden z najważniejszych republikanów powiedział, że ujawnione e-maile potwierdzają jego przypuszczenia dot. skrywania przez Biały Dom prawdy o Benghazi.  – E-maile pokazują, że tuż po ataku w Benghazi Biały Dom był bardziej skupiony na ochronie wizerunku prezydenta Obamy niż informowaniu Amerykanów o ataku terrorystycznym, w wyniku którego zginął ambasador Chris Stevens i trzech innych Amerykanów.


E-mail z 14 września 2012 r. był jednym z ponad 100 stron dokumentów ujawnionych przez komisję w miniony wtorek. Pokazuje on, że zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa prezydenta Ben Rhodes polecił Rice, by starała się powiązać atak w Benghazi z nagraniem wideo na YouTube, które miało pokazywać rzekomo spontaniczny protest muzułmanów.

Z wcześniej jednak opublikowanych zeznań urzędników administracji obrony wynika, iż w nocy, gdy nastąpił atak organizacji powiązanej z Al-Kaidą, żadnego protestu nie było.

 

Rhodes instruował Rice jak ma przedstawiać kwestię ataku. E-mail pochodzi z 15 września 2013 r.. Dzień później doradczyni prezydenta pojawiła się w pięciu programach najważniejszych stacji telewizyjnych i wszędzie przekonywała , że atak na konsulat należy wiązać z upublicznieniem antymuzułmańskiego filmu w sieci i protestami wyznawców islamu. 

Ówczesna sekretarz stanu Hillary Clinton również łączyła atak na konsulat z protestami, starając się unikać stwierdzenia – podobnie jak i prezydent – że był to zaplanowany i sprawnie przeprowadzony atak terrorystyczny Al-Kaidy.

 

Ujawnione dokumenty podważają narrację Białego Domu  

Republikanie podkreślają, iż ujawnione dokumenty podważają narrację administracji Obamy. Starannie zaplanowany atak w Benghazi nie miał nic  wspólnego z protestami wyznawców islamu lub nagraniem wideo z internetu.

 

Ujawnione materiały wskazują na zaangażowanie pracowników Biura Prasowego Białego Domu i najbliższych doradców politycznych w tuszowanie afery, aby Barack Obama mógł pozostać na urzędzie.

 

Catherine Frazier, rzecznik senatora Teda Cruza, członka senackiej komisji wojskowej, stwierdziła, że administracja Obamy musi być pociągnięta do odpowiedzialności za niemówienie prawdy.

 

Republikanin Paul Gosar komentował: – Dziś dowiadujemy się z dokumentów uzyskanych przez komisję, że zespół komunikacji prezydenta celowo sfabrykował historię o Benghazi, aby słaby prezydent wypadł jak najlepiej i ponownie wygrał wybory prezydenckie.


Barack Obama, który w 2012 r. ubiegał się o reelekcję i w dodatku nie miał najlepszych notowań w kampanii wyborczej, koncentrował się na podkreślaniu sukcesu w walce z Al-Kaidą, która rzekomo została pokonana. Prezydent dobrze wiedział, że był przygotowywany atak w rocznicę zamachu na World Trade Center.

 

Pracownicy Departamentu Stanu, w tym Gregory Hicks zeznali, że w tym dniu, w którym zginęło czterech Amerykanów kazano im natychmiast ustąpić ze stanowisk.

 

Co mówią o Beghazigate dziennikarze śledczy?

Kilka miesięcy temu „The Washington Times” – powołując się na śledztwo dziennikarskie prowadzone przez znanych reporterów z Fox News, portalów WND.com i Radicalilsamo.org – ujawnił szczegóły dotyczące tzw. afery Benghazigate.

 

Dowody wskazują, że administracja Obamy aktywnie wspierała islamistów dostarczając im broń. Począwszy od marca 2011 roku, kiedy amerykański dyplomata J. Christopher Stevens został wyznaczony jako przedstawiciel do spraw kontaktów z opozycją w Libii, ludzie Obamy spotykali się z dżihadystami, w tym m.in. z przywódcą libijskiej Al-Kaidy Abdelhakimem Belhadj z Libijskiej Islamskiej Grupy Walczącej. Po obaleniu libijskiego przywódcy Moammara Kaddafiego, Stevens został mianowany ambasadorem nowej Libii, rządzonej przez ludzi takich jak Balhadj. Stevens miał za zadanie odnaleźć i zabezpieczyć ogromne ilości broni składowanej w całym kraju.

 

Jeden z największych arsenałów znajdował się w Benghazi. Okazuje się, że Stevens tuż przed zamachem, mimo zgłaszanych wielokrotnie obaw o swoje życie, podjął się misji zorganizowania transportu broni pozyskanej z zasobów byłego reżimu do Syrii, by wesprzeć radykalne grupy islamskie.

 

Stacja Fox News opisała jak 6 września 2012 r. do portu tureckiego Iskenderun wpłynął statek pod banderą libijską, wiozący ponad 400 ton ładunku. Zawierał on nie tylko pomoc humanitarną, ale przede wszystkim broń, w tym śmiercionośne rakiety SA-7 ziemia – powietrze, prawdopodobnie przeznaczone dla islamistów w Syrii.

 

Dziennikarze zaznaczyli, że konieczne jest dalsze śledztwo, które wyjaśni, czy nie jest to przypadkiem część większej tajnej akcji dozbrajania wrogów Ameryki. Gdyby okazało się to prawdą, wówczas tzw. Benghazigate byłaby czymś więcej niż afera Iran-Contras, która dotyczyła nielegalnej sprzedaży broni Iranowi w zamian za uwolnienie zakładników przetrzymywanych w Libanie. W aferze tej, która miała miejsce pod koniec lat. 80-tych Amerykanie przekazywali część pozyskanych pieniędzy na wspieranie partyzantki Contras w Nikaragui.

 

Według dziennikarza śledczego WND Aarona Kleina, budynek konsulatu w Benghazi wykorzystywany był do tajnych spotkań ambasadora z przedstawicielami Turcji, Arabii Saudyjskiej i Kataru w celu koordynowania „pomocy” dla rebeliantów w Syrii i powstań na Bliskim Wschodzie.

 

Wiadomo, że tuż przed śmiercią Stevens odbył spotkanie z dyplomatą tureckim. Przypuszczalnie chodziło o zorganizowanie kolejnych dostaw broni dla syryjskiej „opozycji”. Według Kleina z informacji pozyskanych od egipskich służb bezpieczeństwa wynika, że amerykański ambasador odgrywał także „główną rolę w rekrutacji dżihadystów do walki z reżimem Baszara al-Assada w Syrii”.

 

Według byłego agenta CIA Clare Lopeza, w Benghazi znajdowały się dwa magazyny powiązane z konsulatem o nieznanej zawartości, pilnowane przez dwóch byłych komandosów amerykańskich, którzy zginęli wraz ze Stevensem w czasie ataku na ambasadę. Gazeta „The New York Times” w artykule z 14 października 2013 r. przyznała, że większość broni dostarczanych na żądanie Arabii Saudyjskiej i Kataru syryjskim buntownikom, walczącym z reżimem Baszara al-Assada trafiła do islamskich dżihadystów, a nie świeckich grup opozycyjnych, które chciał wzmocnić Zachód.

 

Redaktor „The Washington Times” podsumowując wszystkie dostępne informacje napisał, że wydaje się, iż prezydent Obama został zaangażowany w przemyt broni na masową skalę. Skutkiem tej operacji jest uzbrojenie wrogów USA, którzy prowadzą dżihad nie tylko przeciwko reżimom kiedyś uznawanym za przyjazne Ameryce, ale także przeciwko samym Amerykanom i ich sojusznikom.

 

W aferze Benghazigate istotne są też pytania dotyczące tego, dlaczego nie udzielono pomocy ambasadorowi, który wielokrotnie o nią prosił. „The Washington Post” donosił, że amerykańscy urzędnicy ambasady w Trypolisie, oddalonej około 600 mil od Benghazi, bez skutecznie próbowali otrzymać pomoc z Pentagonu w postaci wysłania myśliwców na miejsce zamachu. Co więcej, ambasada nie była w stanie uzyskać zgody na oddelegowanie czterech komandosów do pomocy oblężonym Amerykanom w Benghazi.

 

 

Źródło: Newsmax.com, Agnieszka Stelmach.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 773 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram