25 marca 2013

Marzec 1968 – demon, który zarżał

(fot. Krzysztof Wojciewski / FORUM)

22 marca 1968 roku rozpoczął się strajk na paryskim uniwersytecie Nanterre, a kulminacją protestu były późniejsze tzw. wydarzenia majowe na ulicach stolicy Francji. Kilkanaście dni wcześniej, za „żelazną kurtyną”, decyzja władz PRL o zdjęciu z afisza III części „Dziadów” Adama Mickiewicza w inscenizacji Kazimierza Dejmka wywołała sprzeciw studentów na Uniwersytecie Warszawskim, a następnie na innych polskich uczelniach.

 

Obydwa wspomniane fakty są traktowane przez tzw. Nową Lewicę, obecnie panującą w politycznych gabinetach i świecie akademickim Zachodu, a także przez zajmującą prominentną pozycję w Grupie Trzymającej Władzę w III RP tzw. lewicę laicką jako swoisty „punkt zero”. Jako wydarzenia formacyjne, nie tylko w sensie wspólnego przeżycia pokoleniowego, ale i formacji intelektualnej. To wydarzenia kultowe.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Jeśli uwzględnić fakt, że protesty przeciw „zgniłej, zakłamanej moralności burżuazyjnej” i „amerykańskiemu imperializmowi” (objawiającemu swoją „krwawą naturę” podczas wojny w Wietnamie) zaczęły się parę lat wcześniej na amerykańskich kampusach, to należy uznać, że czyn rewolucyjny Nowej Lewicy ma dłuższą historię aniżeli wystąpienia paryskich studentów, z „czerwonym Danielem” (Cohn-Benditem) na czele. Jeśli zaś patrzeć na jej korzenie intelektualne, należałoby się cofnąć o kilkadziesiąt lat do Antonia Gramsciego, Zygmunta Freuda i twórców tzw. szkoły frankfurckiej.

 

Paryscy – a szybko do nich dołączyli również zachodnioniemieccy – studenci domagali się więcej wolności (zwłaszcza od pasa w dół) wymachując „Czerwoną książeczką”, autorstwa jednego z największych ludobójców w dziejach świata, przywódcy chińskich komunistów Mao Ze – Donga. Inną kultową postacią stał się wówczas kolejny komunistyczny zbrodniarz, Che Guevara. Po upadku Związku Sowieckiego, gdy na krótko otworzyły się post-sowieckie archiwa, można było przekonać się o skali dokonywanego przy tej okazji przez służby specjalne Kraju Rad „montażu” zachodniej opinii publicznej.

 

Jak zauważa niemiecki uczestnik „rewolucji ‘68 roku” Götz Aly w swojej głośnej książce „Unser Kampf”, studencka rewolta nosiła wszelkie znamiona podobieństwa do fascynacji niemieckich studentów na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku inną, „wolnościową” ideologią – narodowym socjalizmem.

 

Tak zresztą jakoś wyszło, że ci, którzy w 1968 roku zaczynali pod hasłem „zabrania się zabraniać”, dzisiaj – po odbyciu zwycięskiego marszu przez instytucje – stają w awangardzie kneblowania wolności słowa, wolności sumienia, a nawet wolności badań naukowych. Wszystko pod hasłami walki z „mową nienawiści”, promocji „równościowego ustawodawstwa” oraz nieprzyznawania grantów badawczych dla tych naukowców, którzy ośmielają się kwestionować oficjalną teorię o globalnym ociepleniu klimatu.

 

Marzec 1968 roku w Polsce to wydarzenie, które należy rozpatrywać na kilku płaszczyznach. Pierwszą z nich stanowi kontekst wewnątrzpartyjnej rozgrywki (w ramach PZPR), która miała zakończyć ostatecznym wypchnięciem z partii „rewizjonistów”. Wszystko wskazuje na to, że decyzja o zdjęciu z afisza „Dziadów” miała charakter prowokacji (charakterystyczne pod tym względem są raporty sowieckiego ambasadora w Warszawie, który będąc na przedstawieniu nie dopatrzył się w nim żadnych „antyradzieckich akcentów”).

 

Druga płaszczyzna, to kampania antysemicka („antysyjonistyczna”) rozpętana przez Gomułkę na potrzeby załatwienia z korzyścią dla siebie partyjnej dintojry. Wielu „rewizjonistów” miało żydowskie pochodzenie, udając się na przymusową emigrację na Zachód (czy do Izraela) wzięło z sobą obraz Polski jako kraju antysemickiego, rządzonego przez antysemitów. Nic to, że antysemicką czystkę urządziła nad Wisłą komunistyczna dyktatura narzucona siłą Polsce. Nic to, że wielu z tych, którzy emigrowali przed 1956 roku „umacniało podwaliny i kładło fundamenty” w Polsce, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Niemniej jednak gomułkowska kampania „antysyjonistyczna” w wydatny sposób przyczyniła się do ożywienia antypolonizmu wśród opiniotwórczych elit świata zachodniego po obu stronach Oceanu.

 

Wreszcie nie należy zapominać, że chociaż Marzec 1968 rozpoczął się jako rozprawa „towarzysza Wiesława” z „rewizjonistami” (oraz ich młodszym pokoleniem – „komandosami”), to szybko przekształcił się w kolejny protest Polaków przeciw kneblowaniu wolności słowa. W wielu ośrodkach akademickich poza Warszawą ludzie domagali się dostępu do nieocenzurowanej kultury bez konotacji wewnątrzkomunistycznych rozgrywek.

 

Wspomniani „rewizjoniści” zresztą rozpoczynali jako ortodoksyjni marksiści (vide słynny list Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego z 1964 roku), zarzucając Gomułce, że przez swoją twardogłową politykę szkodzi sprawie „socjalizmu realnego” w Polsce. Rzeczywistość społeczną i polityczną w Polsce po 1945 roku odbierali przez pryzmat marksistowskiej metodologii, w której nie było miejsca na dopuszczenie myśli np. o w pełni swobodnych, wielopartyjnych wyborach czy autonomicznej pozycji Kościoła katolickiego. To zaczęło się dopiero zmieniać po 1968 roku.

 

Jak wiadomo, „rewizjoniści” i ich młodsze latorośle zyskały pozycję dominującą zarówno w politycznym jak i medialnym establishmencie III RP, niekiedy – jak w przypadku Adama Michnika (posła w latach 1989 – 1991) łącząc te dwa aspekty sprawowania władzy.

 

Jak wspomniałem, dla tego środowiska Marzec 1968 – a nie rok 1956 czy tym bardziej Millenium roku 1966 – jest wydarzeniem formacyjnym, krystalizującym niejako postawy, mentalność całego środowiska. Zwraca przy tym uwagę swoista interpretacja wydarzeń, które miały miejsce czterdzieści pięć lat temu; interpretacja zaciemniająca prawdziwy stan rzeczy i kontekst historyczny.

 

Adam Michnik pisał już w III RP, że Marzec 68 „miał w sobie coś z ducha oświeceniowej rewolty encyklopedystów przeciw ortodoksji kościelnej”, ale był również „buntem przeciw antykomunistycznej ortodoksji, która widziała w strukturach PRL-u przedłużenie okupacji sowieckiej z lat 1939 –1941”. Komunikat jest więc jasny: między nami, prawdziwymi bojownikami o prawdziwą demokrację (znaczy socjalistyczną) a na przykład pokoleniem „żołnierzy wyklętych” (przecież ortodoksyjnie antykomunistycznych) nie ma i nie może być nic wspólnego. I trudno nie przyznać redaktorowi naczelnemu GW racji w tym względzie.

 

Zwraca uwagę czynienie paralel między komunistycznym  betonem a hierarchią Kościoła katolickiego. Jeszcze dalej poszedł Leszek Kołakowski – guru „rewizjonistów” – który już w 1956 roku zamykał podział na „lewicę” i „prawicę” w ramach PZPR, przy czym ta ostatnia była identyfikowana przez niego z radykalnymi stalinowcami.

 

W podobnie pokrętny sposób przedstawiciele post-rewizjonistycznej lewicy interpretują rozpętaną przez komunistyczny aparat antysemicką nagonkę. Adam Michnik stwierdzał w 1995 roku: „Dla mnie Marzec to było rżenie demona. Wtedy – pierwszy raz za mojego życia – w Polsce zarżał demon nacjonalizmu”. Ale o tym, kto był wtedy (w 1968 roku) woźnicą – już ani słowa.

 

Grzegorz Kucharczyk

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie