29 sierpnia 2019

Marcin Austyn: szkolna histeria – wymysł czy rzeczywistość?

(Zdjęcie ilustracyjne fot. pixabay.com)

Można by rzec przekornie, że rok bez zmian w oświacie jest rokiem straconym. Nic też dziwnego, że kolejna zmiana i wizja wprowadzenia do szkół ponadpodstawowych (i de facto ponadgimnazjalnych) dwóch roczników rozgrzała do białości głowy rodziców, a przede wszystkim… polityków. Zweryfikowaliśmy jaka jest rzeczywistość i czy rozpętana szkolna histeria miała uzasadnienie. Do jakiej szkoły 2 września wyruszy młodzież?

 

Zatłoczone klasy, brak miejsc, brak możliwości uczęszczania do wymarzonej szkoły… słowem „dramat”. Taka oto wizja „pierwszego września 2019 roku” roztaczana była w mediach przed uczniami kończącymi podstawówki i gimnazja. W połączeniu ze stresem związanym z egzaminami i napięciem politycznym w Polsce – dosłownie – zawrzało. Jaka jest szkolna rzeczywistość? Sprawdziliśmy.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Jak się okazało, wiele szkół „średnich” doskonale zdawało sobie sprawę z tego, że przyjdzie taki czas (i będzie to rok szkolny 2019/20), i że trzeba będzie w szkołach pomieścić absolwentów dwóch roczników. Już dwa lata wcześniej rozpoczęto przygotowania. Liczba klas bywała (nie było to normą) nieco ograniczana. Jeśli już ktoś odczuwał tłok, to mogły być to roczniki 2001 i 2002, które musiały zrobić nieco miejsca dla młodszych kolegów, którzy właśnie teraz zakończyli pierwszy etap swojej edukacji. Przykład? W jednym z krakowskich liceów w ubiegłym roku szkolnym utworzono 7 klas. W tym roku było to 8 klas dla absolwentów szkół podstawowych i 8 dla absolwentów gimnazjów.

 

Ale może był to tylko wyjątek? Otóż nie. Z informacji przekazywanych do Ministerstwa Edukacji Narodowej przez dyrektorów wynika, że szkoły (szczególnie te popularne wśród uczniów) zaplanowały przygotowanie porównywalnej z poprzednimi latami liczby miejsc zarówno dla absolwentów gimnazjów, jak i ośmioletniej szkoły podstawowej. W praktyce znaczy to tyle, że szkoły przygotowały się do przyjęcia na rok szkolny 2019/20 – łącznie – większej liczby kandydatów.

 

To deklaracje. Ale jak wyglądała praktyka? Wedle danych resortu edukacji po tzw. rekrutacji zasadniczej do szkół ponadpodstawowych i ponadgimnazjalnych w całym kraju dostało się 89 proc. uczniów. To więcej niż podczas poprzedniej rekrutacji, gdzie odsetek ten wyniósł 86 proc. Innymi słowy, wbrew przyjętej narracji, po tym etapie rekrutacji – ujmując procentowo – więcej uczniów wiedziało, w której szkole rozpocznie naukę od 1 września. Oczywiście nie wszyscy dostali się do „wymarzonych klas” – ale przecież takie są szkolne realia i decydują tu wyniki uzyskiwane przez uczniów. A przypadki takie jak wpisanie podczas rekrutacji tylko jednej klasy zakończone „wypadnięciem z systemu” należy odrzucić na bok jako przejaw – co tu dużo mówić – braku wyobraźni i złej oceny swoich możliwości.

 

Co „mówią” liczby?

 

Na przykładzie Krakowa sprawdzaliśmy jak rekrutacja przebiegała w praktyce. W samorządowych szkołach ponadpodstawowych w Krakowie przygotowano prawie 19 tys. miejsc. Ubiegało się o nie 17440 uczniów. Co ciekawe, ponad 51 proc. uczniów właściwie oceniało swoje możliwości i dostało się do szkół, które wskazali podczas rekrutacji na pierwszym miejscu. Spójrzmy jeszcze dla porównania jak wyglądało to w roku szkolnym 2018/19. Przygotowano wówczas w Krakowie 10 592 miejsc dla 8274 absolwentów.

 

By rozwiać wątpliwości sięgnęliśmy też po dane z całego województwa. Jak poinformowało nas Małopolskie Kuratorium Oświaty, na tym terenie w rekrutacji na rok szkolny 2019/2020 w szkołach ponadgimnazjalnych i ponadpodstawowych przygotowano 88 195 miejsc dla 67 168 absolwentów oddziałów gimnazjów i klas 8 szkół podstawowych. W Małopolsce było 32 502 absolwentów gimnazjów i przygotowano dla nich 43 564 miejsc. Na absolwentów podstawówek (34 666 osób) czekało 44 631 miejsc. Wedle danych MKO, po pierwszym etapie rekrutacji dyrektorzy małopolskich szkół deklarowali, że dysponują jeszcze 9 666 wolnymi miejscami.

 

To naprawdę dramat?

 

W Poznaniu po pierwszym etapie rekrutacji do wybranych palcówek nie dostało się ok. 3,4 tys. osób. Było łącznie 17,8 tys. wniosków, a do wybranych placówek zakwalifikowało się 14,4 tys. uczniów. Jak się okazało, pod koniec sierpnia do żadnej z wybranych placówek nie zakwalifikowało się 425 uczniów (głównie do liceów). Ale też wciąż czekało na nich 1186 wolnych miejsc (co prawda tylko 69 w liceach ogólnokształcących, ale 261 w technikach i 856 w branżowych szkołach I stopnia). Władze uznały jednak, że jest to „dramat” tych młodych ludzi, którzy pracowali, a nie dostali się do wymarzonej szkoły.

 

Mimo wszystko tego rodzaju ocena wydaje się być przesadzona. Trzeba tu jednak oddać, że powody do zmartwień „podwójny rocznik” dopiero ma przed sobą. To np. konieczność uruchamiania w niektórych szkołach „drugiej zmiany”, to zamieszanie z programami nauczania – odmiennymi dla pierwszoklasistów po podstawówce i gimnazjum (a nie była to przecież pierwsza zmiana podstawy programowej), i docelowo związane z tymi zmianami zamieszanie podczas matur. Zastanawia także jak z problemem podwójnego rocznika poradzą sobie szkoły wyższe… Tu jednak jest jeszcze czas na przygotowania. I oby został on dobrze przepracowany.

 

Jedno jest jednak pewne: zamieszanie obecne w szkołach jest obecne zbyt często. Co gorsze – jak dotąd – niewiele z niego wynika jeśli idzie o jakość kształcenia. I to zdaje się jest największym problem wszelakich „reform”.

 

Marcin Austyn

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie