4 lipca 2017

Małżeństwo. Wzorem Chrystus czy Hollywood?

(fot. REUTERS / FORUM / pch24)

„Tygodnik Powszechny” próbuje skłonić polskich biskupów do dołączenia do niemieckich, argentyńskich, maltańskich i belgijskich hierarchów, którzy uznali, że rozwodnikom żyjącym w nowych związkach należy się Komunia Święta, a katolicką doktrynę można zmieniać, jeśli tylko uzna się, że „przyszedł na to czas”. Polscy „katolicy otwarci” wykorzystują do promocji takich decyzji niebywały chaos w Kościele i będący tego owocem tekst watykańskiego kardynała.


W „Tygodniku Powszechnym” datowanym na 18 czerwca ukazał się tekst Artura Sporniaka pod wielce wymownym tytułem: „Doktryna ruszyła”. Artykuł stanowi autorskie omówienie publikacji kardynała Francesca Coccopalmerio, który postanowił „wyjaśnić” katolikom niejasności dotyczące papieskiej adhortacji Amoris laetitia.

Wesprzyj nas już teraz!


Zarówno z tekstu kardynała, jak i (choć w większej mierze) z tekstu Sporniaka wynika, że katolicką doktrynę dotyczącą małżeństwa i sakramentów świętych można zmienić. Wskazuje na to nie tylko tytuł tekstu z „TP”, ale także liczne inne użyte w tekście frazy, takie jak „reforma doktryny”, „papież zmienia dotychczasowe nauczanie”, czy „papież poszerza rewolucję doktrynalną”. To uwaga o tyle ważna, że dotychczas promotorzy zmian w nauce o nierozerwalności małżeństwa, a także ich pomysłodawcy z kardynałem Walterem Kasperem na czele, zawsze mówili o niezmiennej doktrynie, ale o zmiennej „praktyce duszpasterskiej”. Ta swoista schizofrenia teologiczna (jak nazwał takie podejście kardynał Robert Sarah) wydaje się właśnie kończyć – nie ma już bowiem mowy o „zmianie podejścia”, ale o zmianie, reformie czy „ruszeniu” doktryny.

„Nie cudzołóż” zawieszone

Czym jest wspomniany tekst kardynała Coccopalmerio, który wbrew Sporniakowi pisze, że „doktryna została zachowana” (s.27)? Otóż wydana przezeń broszura „Radość miłości” to jego interpretacja niejasności zawartych w Amoris laetitia. Skrajnie różne opinie o papieskiej adhortacji sprawiły bowiem, że kapłani i wierni na całym świecie dostrzegają olbrzymie zamieszanie w arcyważnej sprawie – nauki o małżeństwie. Chociaż papież był proszony o wyjaśnienie tych wątpliwości i choć proszono o to również Kongregację Nauki Wiary, nadal żadnej formalnej odpowiedzi nie otrzymaliśmy. To intrygujące, bowiem to właśnie Kongregacja Nauki Wiary powołana jest do publikowania interpretacji papieskich dokumentów dotyczących wiary i moralności. A autor broszury reklamowanej w „TP”, kardynał Coccopalmerio, jest przewodniczącym zupełnie innej dykasterii – Papieskiej Rady ds. Tekstów Prawnych.

Artur Sporniak, co ciekawe, dostrzega, że papież napisał swą adhortację „w niejasny sposób, co wywołało gorący spór wokół interpretacji”. Wyraźnie cieszy się zatem, że znalazł się ważny watykański hierarcha, który tekst „wyjaśnia”. Publicysta „TP” jest zarazem zachwycony tekstem kardynała, nazywa broszurę „watykańskim bestsellerem”, przypomina, że jej cały nakład rozszedł się w kilka dni. Sugeruje w związku z tym, że skoro „się sprzedaje” to jest znakomita! Nie wyciąga jednak innych wniosków, które nasuwają się same – skoro taka broszura tak szybko się rozeszła, oznacza to przecież ni mniej ni więcej, że chaos wywołany różnymi interpretacjami słów papieża jest doprawdy ogromny i wierni potrzebują pilnych wyjaśnień. Nie może zatem zaskakiwać, że sięgają po jedyny do tej pory wydany przez Watykan dokument, który się do zamieszania odnosi.

Niestety, dokument ten – o którym pisze w promocyjnym zapale Artur Sporniak jako o „przejrzystym, precyzyjnym, konkluzywnym i przekonującym” – stanowi autorską interpretację zgodną z linią progresistów. Nic więc dziwnego, że „Tygodnik” postanowił wydać broszurę po polsku i dołączyć ją do jednego ze swych wydań.

I tak oto kardynał, a za nim „TP”, przekonuje, że skoro rozwodnik żyjący w nowym związku „nie zawsze znajduje się w stanie obiektywnego grzechu ciężkiego” (tak głosi Amoris laetitia) to nie powinno być problemu z dopuszczeniem ich do Komunii Świętej. Autor dostrzega jednak, że owo „niepozostawanie w stanie grzechu” to już nie tylko rozpoczęcie ze względu na dobro dzieci „wspólnego życia jak brat i siostra”, do którego dopuszczał Jan Paweł II, ale także inne sytuacje. Sporniak nazywa to „poszerzeniem rewolucji doktrynalnej”. 

To rzeczywiście rewolucja, bo kardynał Coccopalmerio w kontekście nowych, niesakramentalnych związków cytuje – za Franciszkiem – uwagę z soborowej konstytucji Gaudium et spes, według której: gdzie zrywa się intymne pożycie małżeńskie, tam nierzadko wierność może być nastawiona na próbę a dobro potomstwa zagrożone. Wtedy bowiem grozi niebezpieczeństwo zarówno wychowaniu dzieci, jak i zdecydowanej woli przyjęcia dalszego potomstwa. Tak więc, do związków niesakramentalnych od teraz ma się odnosić nauka dotycząca… małżeństw!!! Oczywiście, cały czas podkreśla się, że „w niektórych przypadkach” – na przykład w takim, w którym ktoś cierpi z powodu urazów psychicznych po pozostawieniu go przez prawowitego małżonka.

Spróbujmy przełożyć te zapisy na język codzienności. Mężczyzna, którego małżeństwo sakramentalne wciąż trwa, żyje z inną kobietą. Ma z nią dzieci. Nie powinien próbować wracać do prawowitej żony i do dzieci ze związku z nią, ale może dla dobra tych nowych dzieci i nowej partnerki trwać w związku z nią. Co więcej, jeśli brak mu „intymnego pożycia” może je praktykować (bo tego potrzebuje, gdyż brak intymności mógłby sprawić, że jego psychiczne cierpienie się powiększy), by „nie wystawiać na próbę wierności”. Ale wierności komu? Żonie? Nie, nowej konkubinie! A jeśli jest to jego druga czy trzecia konkubina, to której ma pozostać „wiernym”? I co w ogóle w tym kontekście oznacza „wierność”? Tylko i wyłącznie nieutrzymywanie „intymnych relacji” z kimś innym? Do tego sprowadzamy 2000 lat nauczania Kościoła o wierności?

Kościół już nie uniwersalny?

Zarówno z tekstu kardynała, jak i publicysty „TP” wynika, że nie obowiązują nas już odwieczne zasady, potwierdzane wielokrotnie w dokumentach papieży, w tym Jana Pawła II. W Veritatis splendor pisał on: W określonych sytuacjach przestrzeganie prawa Bożego może być trudne, nawet bardzo trudne, nigdy jednak nie jest niemożliwe (…) Wreszcie, jest zawsze możliwe, że przymus lub inne okoliczności mogą przeszkodzić człowiekowi w doprowadzeniu do końca określonych dobrych działań; nie sposób natomiast odebrać mu możliwość powstrzymania się od zła, zwłaszcza jeżeli on sam gotów jest raczej umrzeć niż dopuścić się zła. Te słowa zdają się już nie być aktualne. Sporniak pisze bowiem bazując na tekście kardynała Coccopalmerio, niejako w kontrze do powyższych słów Jana Pawła II, że w „ontologii człowieka” trzeba wyróżnić dwie warstwy: tę która zawiera cechy łączące wszystkich ludzi (ontologia uniwersalna) oraz ontologię indywidualną, zawierającą cechy szczególne, w tym słabości charakterystyczne dla danego człowieka. „Można powiedzieć, że normy ogólne biorą pod uwagę właśnie ten uniwersalny rys człowieka. Miłosierdzie zaś ma na uwadze rys drugi – indywidualny” – pisze Sporniak. A kardynał Coccopalmerio wyjaśnia: „Jeśli mamy wrażenie, że Kościół w różnym czasie podkreślał wagę pierwszego typu ontologii, to dziś jest sytuacja wręcz przeciwna – więcej uwagi wydaje się poświęcać temu drugiemu”.

Zatrzymajmy się na chwilę i zastanówmy wspólnie, co właśnie przeczytaliśmy? Otóż pogląd wyrażony przez hierarchę sugeruje, że istnieje jakiś typ idealny człowieka (obowiązuje go rzeczona ontologia uniwersalna) i typ nieidealny (do którego stosujemy ontologię indywidualną). Czy typ idealny jest w którymkolwiek z nas? Nie! Dlatego ogólne normy nie obowiązują w rzeczywistości nikogo – każdy ma bowiem swoje przypadłości! Czy tak? Czy zatem każdy z nas powinien mieć indywidualny dekalog? Credo? Prawdy wiary?

Indywidualne podejście do każdego człowieka jest przecież oczywistością – Kościół praktykuje to od momentu, w którym apostołowie wzięli sobie do serca słowa Chrystusa: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane (J 20,19-23). Od momentu wynalezienia spowiedzi świętej Kościół podchodzi do każdego grzesznika indywidualnie (inaczej niż czynią to choćby protestanci), w konfesjonale, kapłan rozmawia z nim, radzi mu, wysłuchuje go, stosując normę ogólną w tej indywidualnej sprawie. Nie oczekuje od grzesznika bycia ideałem ale jednak prowadzi go w tym kierunku. Nie potrzeba było do tego produkcji indywidualnych przepisów dotyczących każdego przypadku – mądrość Kościoła nigdy tego nie wymagała.

Jakie konsekwencje może przynieść aplikacja do nauczania Kościoła rozwiązań promowanych przez „Tygodnik Powszechny”? O teologicznych aspektach tej zdumiewającej sprawy można by napisać całe tomy – miejmy nadzieję, że uczynią to wykształceni w tej materii teologowie. Zastanówmy się, co nowa sytuacja przyniesie konkretnemu człowiekowi. Czy nie stanie się tak, że za kilka lat małżonkowie heroicznie trwający mimo ogromnych kłopotów w małżeństwie, stwierdzą, że są zwykłymi frajerami? Że skoro inni mogą się rozwieźć, to dlaczego nie oni? Że skoro sąsiad ma żonę, ale z jakichś przyczyn żyje z kimś innym tak jak żyje się z żoną, i udzielana jest mu Komunia Święta, to i on może sobie pozwolić najpierw na zdradę, a potem na opuszczenie rodziny? Czy ludzie sugerujący swą bliskość względem „zwykłych ludzi” doprawdy nie dostrzegają tego zagrożenia? Czy naprawdę oczami swej niewątpliwie bogatej wyobraźni nie widzą Kościoła za 10-20 lat, w którym co trzeci katolik żyje w związku niesakramentalnym, bo tak jest łatwiej, bo nie stawia się mu już wymagań, ponieważ są one „zbyt ogólne”?

Warto postawić sobie w tym kontekście jeszcze jedno pytanie – po co w ogóle Kościołowi małżeństwo? Skoro można żyć w konkubinacie i przystępować do Komunii Świętej, to po co jest sakrament, który tylko krępuje i sprawia kłopoty w „dochowaniu wierności” któremuś z kolejnych partnerów życiowych?

Czy doprawdy nikt w środowiskach postępowych nie widzi, że robimy dziś z Kościoła poletko do zagospodarowania raczej przez Hollywood niż przez Chrystusa? Że na naszych oczach zmieniamy się we wspólnotę, która traktuje związek kobiety i mężczyzny jak reżyserzy amerykańskich komedii romantycznych, w których ważne jest, by być z kimkolwiek, teraz, a jutro z kimś innym, byle w danej chwili móc współżyć? A przecież małżeństwo jako katolicki sakrament polega na czymś zupełnie innym! Sakrament nie ma nic wspólnego z rozplenioną dziś dzięki popkulturze ckliwością czy romantyzmem, bo pochodzi od Boga, który był w tych sprawach niezwykle surowy, kategorycznie zakazując oddalenia żony i sugerując, że lepiej wyłupić sobie oko, niż pożądliwie spojrzeć na obcą kobietę (Mt 5, 27—28).  

Ale żeby zdawać sobie z tego sprawę, trzeba wierzyć w Boga i w to, że oczekuje on od nas wewnętrznej walki z grzechem i własnymi słabościami, a nie poddawania się im licząc po prostu na Jego miłosierdzie. Wszak „grzeszyć zuchwale w nadziei Miłosierdzia Bożego” to pierwszy spośród grzechów przeciwko Duchowi Świętemu!

Pułapka na biskupów

„Tygodnik Powszechny” z całą pewnością opublikował „watykański bestseller” kardynała Coccopalmiero, by wpłynąć na polskich biskupów. Ale nie będzie to działanie skuteczne. Nasi hierarchowie pozostaną wierni nauczaniu Jana Pawła II. To on ich wychował i ukształtował. Co więcej, wśród odpowiedzialnych za wytyczne duszpasterskie po Amoris laetitia jest arcybiskup Hoser, który podczas obrad synodów poprzedzających wydanie tej adhortacji powiedział, że „Kościół zdradził Jana Pawła II, nie poszedł za głosem papieża, a nawet nie zapoznał się z jego nauczaniem”.

Polscy biskupi zapowiedzieli, że dokument powstanie we wrześniu. Kościół jest instytucją hierarchiczną, trudno więc dziwić się duchownym, że czują się w obowiązku udzielenia jakiejś odpowiedzi na wezwanie papieża do wdrożenia jego zaleceń w każdym kraju.

Ale nie mogą to być rozwiązania pisane pod dyktando „Tygodnika Powszechnego”, nie mogą być to rozwiązania sprzeczne z nauką Głowy Kościoła. Nauką, której w żaden sposób nie da się zmienić z powodu mody czy zmian w kulturze, ani za tego pontyfikatu, ani za poprzednich, ani za żadnych kolejnych.

 

 

Krystian Kratiuk




Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie