17 kwietnia 2018

„Wspólnoty intencjonalne” alternatywą dla liberalizmu i nacjonalizmu?

(fot. porah / sxc.hu)

Alternatywą dla liberalizmu nie muszą być populistyczne państwa narodowe – podkreśla znany politolog Szadi Hamid. Mają to być struktury zdecentralizowane z ograniczoną jurysdykcją państwa, przesiąknięte religijnością, gdzie ludzi łączy jakiś wspólny cel. Coś w rodzaju kibucu, gdzie obowiązuje lojalność frakcyjna. Innymi słowy lansowane przez m.in. Fundację Rockefellerów „wspólnoty intencjonalne”. W przypadku świata islamu wzorem może być „udane upadłe państwo” Liban.

 

Szadi Hamid, politolog związany z Brookings Instituttion, gdzie zajmuje się sprawami islamu i amerykańską polityką bliskowschodnią, komentator polityczny, a także autor licznych publikacji, w tym „Islamic exceptionalism: how the struggle over islam is reshaping the world”, czy „Rethinking political islam”, doradca Banku Światowego, podkreśla że od początku zimnej wojny zachodni świat definiował się przez pryzmat liberalizmu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Dominowała filozofia polityczna oparta na indywidualizmie, prawach niepodlegających negocjacjom (zwłaszcza mniejszości), neutralności państwowej w sprawach światopoglądowych, objawiającej się w ograniczeniu wpływu prywatnych wierzeń w sferze publicznej. „Ten świat – przekonuje Hamid na łamach „Foreign Affairs” w artykule zatytułowanym: „Postlibealizm: Wschód i Zachód” – jest nie do utrzymania, na co wskazują różni myśliciele”.

 

Politolog podkreśla, że ostatnio coraz więcej zachodnich intelektualistów i polityków zaczęło kwestionować liberalizm, a ruchy populistyczne w Europie i Stanach Zjednoczonych przyczyniły się do odrodzenia nieliberalnych koncepcji tożsamości narodowej. Autorzy tacy jak francuski powieściopisarz Michel Houellebecq i amerykański teoretyk polityczny Patrick Deneen napisali najlepiej sprzedające się obecnie książki sugerujące, że liberalne społeczeństwo nie ma szans na przetrwanie. Hamid tłumaczy, że to dlatego, iż liberałowie nie dają odpowiedzi na pytanie, co to znaczy być człowiekiem. Proponują więc alternatywne rozwiązania.

 

Zdaniem Hamida jednak w kwestii tego, jak należy pojmować narodową tożsamość i alternatywy dla liberalizmu „Zachód znajduje się w tyle za Bliskim Wschodem”.

 

Wyjaśnia, że upadek autokratycznych rządów podczas Arabskiej Wiosny wywołał żywą debatę nad rolą religii w życiu publicznym i naturą narodu. Hamid przekonuje, że islamiści i „nie-islamiści” od tego czasu mocno się spierali, czy państwo może być ideologicznie neutralne, czy też musi pełnić jednocześnie „misję religijną i polityczną”.

 

Tłumaczy, że pomimo nadziei zachodnich obserwatorów „liberalizm słabo radził sobie w tych arabskich debatach”, ponieważ nigdy nie było liberalnego konsensusu w społeczeństwach Bliskiego Wschodu.

 

Ruchy islamistyczne, które uważały, że islam i prawo islamskie powinny odgrywać główną rolę w życiu publicznym, od dawna stanowiły alternatywę dla liberalizmu. Dla nich prawdziwa wolność oznaczała wolność do bycia tak religijnym, jak się chce. Członek Bractwa Muzułmańskiego Abdel Moneim Aboul Fotouh opisał to tak: „Parlament nie przyzna praw dla gejów, ponieważ jest to sprzeczne z dominującą kulturą społeczeństwa, a jeśli [członkowie parlamentu] by to zrobili, to przegraliby następne wybory. Niezależnie od tego, czy jesteś komunistą, socjalistą czy kimkolwiek, istnieje już zakorzeniony szacunek dla szariatu”.

 

Islam – jak pisze Hamid – w swojej pierwotnej formie, zakładał, że należy zachować podstawową lojalność wobec wspólnoty religijnej, a nie narodu.

 

Prawo szariatu z VII wieku, nie zostało zaprojektowane dla państwa narodowego, a co za tym idzie, nie dla współczesnego systemu międzynarodowego.

 

Na przykładzie Bractwa Muzułmańskiego autor przypomina, że przed Arabską Wiosną w skład Bractwa wchodzili lekarze,  inżynierowie i nauczyciele, a nie myśliciele i teoretycy. Ponieważ większość wyborców w islamskich społeczeństwach była już nieliberalna, partie islamskie przyjęły założenie, że  niezależnie od tego, jaki rząd zostanie wybrany, musi odzwierciedlać stanowisko nieliberalnego elektoratu.

 

W większości krajów, w których miała miejsce tzw. Arabska Wiosna, „demokratyczne reformy” szybko zostały zakwestionowane, a w Egipcie całkowicie zlikwidowane. Prawdziwa debata nad podstawowymi pytaniami została zawieszona.  

Jaką wiec proponuje się alternatywę dla liberalizmu w krajach islamskich? Szamid pisze, że odwieczne pytania dotyczące stosunku współczesnego państwa do prawa szariatu ponownie nabierze znaczenia. Jednak w kontekście wyniszczającego autorytaryzmu i politycznego prześladowania, istotniejsze stają się sprawy zwykłego przetrwania społeczności.

 

Dyskusje o ideologii i tożsamości pojawiają się na wczesnym etapie przemian demokratycznych, tak jak to miało miejsce podczas Arabskiej Wiosny. Jednak –  przynajmniej na razie utknęły w miejscu. Mowa o post – lub antyliberalizmie – i przekazywaniu tych idee szerszemu gronu odbiorców „wymaga minimalnego poziomu swobodnej ekspresji i dociekań, których obecnie nie ma na Bliskim Wschodzie. W rezultacie sedno debat nad alternatywami liberalizmu przesunęło się ze wschodu na zachód”.

 

Wybór Donalda Trumpa, pierwszego nieliberalnego demokratycznego prezydenta Stanów Zjednoczonych, a także wzrostu „prawicowego populizmu” w całej Europie zainspirowało grupę prominentnych post-liberalnych myślicieli do ponownego rzucenia wyzwania rodzimym tradycjom intelektualnym, dominującym na Zachodzie.

 

Hamid wskazuje, że islamiści – z których wielu uznałoby „intrygujący koniec” liberalizmu – wydają się w dużej mierze nieświadomi nowego zachodniego nastroju., a jednak proponują podobne rozwiązania. Z kolei Bractwo Muzułmańskie w Egipcie – w przeciwieństwie do swoich odpowiedników w Libii, Syrii i Jemenie, które ogarnięte są wojną – uosabia niektóre z bardziej konsekwentnych wewnętrznych debat każdego ważniejszego ruchu islamistycznego.

 

Grupa doświadczyła bezprecedensowych wewnętrznych podziałów dot. kwestii organizacyjnych i taktyki, a także ideologii. Jej członkowie zadają sobie pytanie, co znaczy być jednocześnie ruchem religijnym i ugrupowaniem politycznym. Ruchy i partie są przecież zasadniczo ukierunkowane na różne cele.  

 

W frakcji bardziej zorientowanej na reformy znajduje się grupa młodszych członków i sympatyków Bractwa, którzy interesują się ograniczaniem roli państwa, a nawet jego osłabieniem.  

 

Dla nich samo istnienie państwa narodowego – długoletnia obsesja islamistów, by zdobyć nad nim kontrolę poprzez wybory – podkopały religijne fundamenty tych ruchów. Dlatego wolą ograniczyć rolę państwa, aby odbudować swój ruch od dołu do góry.

 

Hamid twierdzi, że podobnie myśli amerykański pisarz chrześcijański Rod Dreher, który spopularyzował ideę postliberalnych „intencjonalnych społeczności”. Argumentował, że ani państwo, ani polityka wyborcza nie pozwolą chrześcijanom na praktykowanie ich wartości. Dlatego powinni oni dążyć do stworzenia „silnego społeczeństwa i słabego państwa”.

 

„Nie możesz wykorzystać państwa do wdrożenia swojej wizji intelektualnej” – przekonuje jeden z członków Bractwa – „zwłaszcza, gdy ta wizja różni się od większości”.

 

Społeczności intencjonalne, szczególnie nieliberalne, odniosły sukces jedynie w społeczeństwach liberalnych. Poza liberalnym społeczeństwem, najbardziej obiecującą drogą dla tych, którzy chcą przebudowywać społeczeństwo na różne sposoby, mogą być państwa pół-upadłe – pisze Hamid – gdzie rząd centralny nie ma kontroli nad dużymi obszarami.

 

„Nic więc dziwnego, że Liban – prawdopodobnie najbardziej udane upadłe państwo na świecie – ma własną, zniekształconą wersję intencjonalnych wspólnot, w których pierwotna lojalność ludzi jest raczej sekciarska niż narodowa, a grupy żyją razem zachowując zimny pokój” – czytamy.

 

Wg Hamida, o takim proto-państwie myślał Mahomet. Wg niego, prorok chciał stworzyć wspólnotę podobnie myślących wierzących. Zarówno zachodni intelektualiści, jak również niektórzy islamscy myśliciele proponują jako alternatywę dla liberalizmu i państw narodowych: słabe państwo, które jest zdecentralizowane, ma ograniczoną jurysdykcję i zmniejszone zainteresowanie zarządzaniem życiem swoich obywateli. Jednocześnie wspólnoty miałyby być przesiąknięte religią i integrowałyby je jakieś wspólne cele – konkluduje Hamid.

 

O takim rozwiązaniu marzą elity finansowe i czołowi filantropi amerykańscy, przedstawiciele tzw. deep state. Na świecie miałoby powstać wiele zdecentralizowanych społeczności intencjonalnych, coś w rodzaju kibuców, spółdzielni, nad którymi czuwałaby „grupa ekspertów” globalnych, wyznaczając – co poniekąd już się dzieje – cele do realizacji.

 

Harvey Baker, który mieszkał w takiej wspólnocie wyjaśnił, że „wspólnota intencjonalna” to grupa ludzi mająca podobne cele, intencje i jest zaangażowana w jakąś sprawę. Dzieli się ona ziemią, domami i jest zaangażowana w realizację wyznaczonych celów.  

 

Są wspólnoty zamknięte i otwarte. Te pierwsze izolują się, tworząc własna „utopię”, te drugie  łączą się na poziomie globalnym, by stworzyć bardziej spójne społeczeństwo. Zarządzanie takimi wspólnotami jest pozostawione wąskiej grupie ekspertów na szczeblu globalnym.

 

Źródło foreignaffairs.com, ic.org

AS

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 105 295 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram