4 kwietnia 2017

Macron, Fillon czy Le Pen? Francja wybierze wkrótce nowego prezydenta

Francję czekają wkrótce najdziwniejsze wybory od lat. W dwie niedziele, 23 kwietnia oraz 7 maja, w powszechnym głosowaniu zostanie wyłoniony nowy prezydent tego kraju. Jednak chociaż kampania trwa już od dawna, blisko 40 procent wyborców wciąż nie wie, komu zaufać w wyścigu o fotel głowy państwa.

 

Po katastrofie pięcioletnich rządów lewicy i Francois Hollande, sytuacja wydawała się prosta. Reprezentant centroprawicy (Partia Republikanie, d. UMP), zdawał się mieć praktycznie otwartą drogę do prezydentury. Kandydatom osłabionej lewicy i jak dotąd niewybieralnej w II turze prawicy narodowej przypaść miała rola zaledwie drugorzędnego tła. Wprawdzie Marine Le Pen mogła nawet wygrać pierwszą turę, ale przy połączonych głosach lewicy, centrum i centroprawicy, w dogrywce „musiała” przegrać. Dlatego też spodziewany wynik partyjnych prawyborów centroprawicowego kandydata z góry odczytywano równocześnie jako praktycznie pewną prognozę odnoszącą się do ostatecznej rozgrywki.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Kandydatem Partii Republikanie został nieoczekiwanie były szef rządu Francois Fillon, który pokonał innego ex-premiera, mocno faworyzowanego Alaina Juppe, a także byłego prezydenta Nicolasa Sarkozy. Zwycięstwo Fillona – katolika, uważanego za reprezentanta prawego skrzydła swojej partii – było sporą niespodzianką, ale triumfator prawyborów i tak uznany został przez wielu komentatorów za pewnego kandydata na prezydenta.

 

Swoje eliminacje zorganizowali też socjaliści. Kiedy dołujący w sondażach prezydent Hollande zrezygnował z udziału, wydawało się, że walka o nominację będzie raczej zmaganiem o ocalenie resztek prestiżu, a dla samych kandydatów – bojem o uzyskanie dobrej pozycji przetargowej przed walką o władzę w ugrupowaniu. Prawybory lewicy wygrał – także raczej nieoczekiwanie – Benoit Hamon, reprezentant lewego skrzydła socjalistów. W pokonanym polu pozostawił on m.in. premiera Manuela Vallsa.

 

Sytuacja wydawała się jasna do momentu, w którym do gry o prezydenturę włączono strategię  „hakόw”. Fillon wpadł w kłopoty prawne, a Hamona zaczęli nagle opuszczać partyjni towarzysze. Na nieoczekiwanego faworyta wyścigu wyrósł „niezależny” Emmanuel Macron.

 

Ukradzione wybory

Niektóre francuskie gazety piszą o „ukradzionej” elekcji, z racji tego, że przebieg trwającej właśnie kampanii jest skutkiem osaczenia (poprzez nagłośnienie rozmaitych afer) niemal pewnego zwycięzcy, kandydata centroprawicy Francois Fillona. Jego popularność mocno spadła, co otworzyło drogę do kontynuacji nieudolnych rządów socjalistów po liftingu. Chodzi tu o sukcesy Emmanuela Macrona, kandydata praktycznie bez programu i jakiejkolwiek wizji. Szanse Marine Le Pen w konfrontacji z nim są podobne jak w wariancie pojedynku w II turze z Fillonem – czyli dość ograniczone.

 

Ostatecznie do wyborów zakwalifikowanych zostało 11 kandydatów. Trzem przypisuje się realne szanse na sukces, dwóch ma ponoć szanse teoretyczne, zaś sześciu pozostałych traktowanych jest jako przedstawiciele politycznej egzotyki i folkloru.

 

W pierwszej grupie znalazła się Marine Le Pen, która niezmiennie prowadzi w sondażach pierwszej tury i równie konsekwentnie przegrywa turę drugą. Liderka Frontu Narodowego przejęła przywództwo partii z rąk swojego ojca, Jeana-Marie na Kongresie w Tours przed sześcioma laty. Od 2004 roku jest eurodeputowaną (proporcjonalność wyborów europejskich powoduje, że FN nie ma problemów z wprowadzeniem tam swoich przedstawicieli). Opowiada się za opuszczeniem strefy euro, a także Frexitem (ale w tym przypadku obiecuje referendum) i przemodelowaniem współpracy europejskiej w stronę „relacji wolnych narodów”. Front od lat obiecuje uporządkować imigracyjny chaos i ograniczyć wpływy islamu. Program gospodarczy Le Pen jest dość lewicowy, łącznie z deklaracją rozbudowy systemu opieki socjalnej oraz wprowadzenia nowych zasiłków. FN uważany jest za partię skrajną i radykalną, chociaż Marine Le Pen zrobiła sporo, by ten wizerunek ocieplić.

 

Drugim „pewniakiem” ekspertów jest Emmanuel Macron, który może w rzeczywistości okazać się „tajną bronią” prezydenta Hollande. Socjaliści po pięciu latach swoich rządów byli z góry skazani na porażkę, zatem Macron w porę (w 2015 roku) opuścił pokład ich ówczesnego rządu, w którym piastował stanowisko ministra ekonomii. Zaczął wtedy budować własny ruch o proweniencji centrolewicowej. Jest popierany po cichu przez prawe skrzydło partii, ministrów (np. obrony narodowej – Jean-Yves Le Driana), a nawet przez niedawnego premiera Vallsa, co jak na „odszczepieńca” wydaje się co najmniej dziwne. Nominalny kandydat partii – Hamon został w ten sposób „wystawiony do wiatru”.

 

Szanse Macrona wzmacnia też poparcie politycznego centrum, w tym Francois Bayrou (MoDem), który zerwał koalicję z Republikanami. Dla niego Fillon był już „zbyt prawicowy”. Macron ma też mocne poparcie większości politykόw PS, wielu mediów, a nawet kręgów finansowych, wcześniej stawiających na Juppe. „Niezależny” Macron to człowiek establishmentu, absolwent elitarnej ENA (Krajowa Szkoła Administracji). W trakcie swojej kariery był już inspektorem finansów, bankierem u Rotschilda, doradcą ekonomicznym Hollande w wyborach przed pięcioma laty, wreszcie ministrem w socjalistycznym rządzie Vallsa. Zarzuca mu się brak konkretnego programu, ale dysponuje też atutami: młodością, dobrą prezencją, czystą kartą w historii związków ze „zgranymi” partiami, a wreszcie kolekcją „haków”, wyciąganych na konkurentόw. Macrona wspiera także homoseksualne lobby.

 

Trzecim z kandydatów, który wciąż walczy o finał, jest faworyt Republikanów, Francois Fillon. Osłabiony przez medialną kampanię i śledztwa wokόł „Penelopagate”, zachowuje jednak realną szansę na wejście do drugiej tury. Jako polityk ma spośród grona pretendentów największe doświadczenie i realny program. Od 1981 roku był deputowanym swojego regionu Sarthe, w czasach prezydentury Sarkozy’ego pełnił funkcję premiera. Ubiegał się też o przywództwo w UMP (obecnie Republikanie) ale przegrał, także wskutek mocno negatywnej kampanii ze strony rywali. Projekt Fillona streszcza się w haśle: „Wolność, opieka, zjednoczenie” i stanowi próbę połączenia elementów liberalnych z socjalnymi. Fillon obiecuje zastąpienie w krótkim terminie 35-godzinnego tygodnia pracy wymiarem 39 godzin. Zapowiada też podniesienie wieku emerytalnego z obecnych 62 lat do 65. Składa obietnice ułatwień dla działalności małych firm, obniżkę VAT. Za jego kadencji ma ubyć pół miliona urzędników, a zadłużenie publiczne w ciągu pięciu lat zmniejszyć się o 100 miliardów euro. Fillon deklaruje przywrócenie autorytetu nauczyciela w szkołach, zmiany programowe, w tym powrót do normalnego nauczania historii. W jego programie znalazła się też odbudowa zdolności obronnych Francji i zapowiedź polityki „zera bezkarności”. Ponadto – walka z terroryzmem (zakaz powrotu do Francji islamskich „ochotników” z bliskowschodnich frontów) czy zapowiedź utworzenia 16 tysięcy dodatkowych miejsc w więziennych celach.

 

Druga liga i plankton

Pośród kandydatów „poważnych”, ale bez szans na II turę, wymienia się socjalistę Benoit Hamona i… jeszcze większego socjalistę – Jean-LucMelenchona. Reszta pretendentόw to praktycznie polityczny plankton. Nicolas Dupont-Aignan uważa się za „gaullistę”. Jest antysystemowy (krytyka finansjery i neoliberalizmu) i uniosceptyczny. Na przeciwnym biegunie sytuuje się Natalia Arthaud, ekonomistka oraz szefowa trockistowskiej „Walce Robotniczej”. Jej konkurentem o głosy skrajnej lewicy będzie „jedyny kandydat – robotnik” Phillipe Poutou, anarchista z Nowej Partii Antykapitalistycznej (NPA).

 

Francois Asselineau to już inna bajka – suwerenista, zwolennik Frexitu, były działacz Ruchu dla Francji (RPF), któremu przewodzili Charles Pasqua i Phillipe de Villiers. Obecnie kieruje… UPR (Ludową Unią Republikańską). Z politycznym centrum był związany kolejny zarejestrowany kandydat, Jean Lassale.

 

Stawkę kandydatów zamyka Jack Cheminade, absolwent ENA, założyciel ruchu „Solidarność i Postęp”, obiecujący walkę z „imperium pieniądza”.

 

Spośród 11 startujących w I turze polityków, zaledwie 2 kandydatów reprezentuje poglądy prounijne. Mamy za to dużą grupę polityków prorosyjskich – Fillona, Le Pen, Melenchona.

 

Jednak to nie programy i poglądy są decydujące w wyborach 2017 roku. Fillon, który jest zamieszany w tzw. aferę „Penelopagate” broni się i zarzuca Francois Hollande, że za wielką operacją destabilizacji jego kandydatury stoi Pałac Elizejski. Powołuje się przy tym na książkę „Witamy na Placu Beauvau” (siedziba francuskiego MSW) autorstwa dziennikarzy śledczych. Ci zaś twierdzą, iż wykorzystywane przez władzę aparatu państwowego do celów politycznych przybrało w czasie obecnej prezydentury rozmiary nieznane dotąd w V Republice, a Pałac Elizejski stworzył osobny „czarny gabinet” do dyskredytowania przeciwników.

 

Katolicy bez kandydata

Na koniec kilka słowo dylematach francuskich katolików. Praktycznie nie mają oni w tych wyborach kandydata odwołującego się do nauczania Kościoła. Marine Le Pen, która walczy o ten elektorat z Francois Fillonem, w pewnych ważnych dla katolików tematach idzie trochę dalej niż Fillon, ale są to nadal postulaty, jak powiedziałby Haszek – „umiarkowanego postępu w granicach prawa”.

 

Piętą achillesową Marine Le Pen w relacjach z Kościołem pozostaje problem imigrantów. Katolicy nad Sekwaną są  mocno podzieleni, ale wielu z nich uważa pomoc i opiekę wobec nich za swoją powinność, bez oglądania się na długofalowe skutki społeczne. To wynik zabrnięcia przez tamtejszy Kościół w nauczaniu społecznym gdzieś w okolice lewicy. Le Pen jest za to jedyną poważną kandydatką, która obiecuje likwidację „małżeństw dla wszystkich”.

 

Proponuje w zamian parom jednopłciowym trochę zmodyfikowane związki PACS, czyli możliwość zawierania cywilnych paktów solidarności, czyli homo-konkubinatów. Kandydatka Frontu Narodowego dość jasno wypowiada się też przeciw prawom do adopcji i sztucznego zapładniania w związkach homoseksualnych. Złożyła także obietnicę umieszczenia w preambule do konstytucji zapisu o „dziedzictwie historii i kultury”, w skład którego mają wejść także chrześcijańskie korzenie Francji. Nie należy się natomiast spodziewać jakiejkolwiek rewizji prawa do zabijania nienarodzonych, a nawet zaniechania refinansowania tzw. aborcji z kieszeni podatników. Jeszcze kilka lat temu w partii narodowej taki postulat się pojawiał. Marine obiecuje jednak likwidację socjalistycznej ustawy cenzurującej w internecie ruchy pro-life i obiecuje psychologiczne oraz materialne wsparcie państwa dla matek.

 

Można się spodziewać, że bardziej tradycjonalistyczni katolicy poprą Le Pen, a ci bardziej „postępowi” postawią jednak na Fillona. Zmniejszanie się od lat elektoratu katolickiego powoduje, iż ważne dla tej grupy postulaty spadają coraz częściej na margines programów politycznych tak zwanej prawicy. Tymczasem lewica nie tylko obiecuje, ale swoje postulaty ideologiczne realizuje w pierwszej kolejności…

 

 

Bogdan Dobosz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie