27 lutego 2014

Merkel z wizytą w Izraelu

(By http://www.flickr.com/people/69061470@N05 [CC-BY-SA-3.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0)], via Wikimedia Commons)

Kanclerz Angela Merkel z szesnastoma ministrami udała się w poniedziałek do Tel Awiwu. Tam odbyła wspólną sesję z rządem izraelskim. W oficjalnych przekazach można przeczytać, że wizyta niemieckich polityków była „wielką demonstracją przyjaźni niemiecko-izraelskiej”. Merkel miała zdopingować Izraelczyków do podpisania porozumienia pokojowego z Palestyńczykami.

Angela Merkel na konferencji prasowej z izraelskim premierem Benjaminem Netanjahu podkreśliła, że Niemcy są bliskim sojusznikiem Izraela. – Przybyłam tutaj z niemal całym nowym rządem. Chcieliśmy pokazać w ten sposób, że jest to rzeczywiście bardzo silna przyjaźń  – przekonywała kanclerz. Dodała, że Niemcy współpracują z Izraelem „ramię w ramię” od pięciu lat, starając się „zabezpieczyć przyszłość państwa Izrael”. Stwierdziła ponadto, że „nieodłączną częścią bezpieczeństwa Izraela jest uznanie państwa żydowskiego, a wraz z nim – państwa palestyńskiego”.

Wesprzyj nas już teraz!

Stojąc u jej boku Netanjahu bardziej skupił się na kwestii negocjacji międzynarodowych na rzecz stłumienia programu jądrowego Iranu, który – według izraelskiego przywódcy – stanowi największe zagrożenie dla Izraela i w ogóle pokoju na świecie. – Lud Izraela chce spokoju. Chce prawdziwego spokoju. Chce pokoju, który zakończy konflikt i doprowadzi do uznania państwa żydowskiego przez Palestyńczyków, a także chce zapewnienia niezbędnych środków bezpieczeństwa, by bronić się przed możliwą ewentualnością agresji w tym niespokojnym regionie Bliskiego Wschodu – stwierdził Netanjahu.

Jeszcze przed odlotem z Hiszpanii do Izraela niemiecki minister spraw zagranicznych, Frank-Walter Steinmeier, zapowiedział, że zamierza ostro skrytykować politykę izraelskiego osadnictwa na Zachodnim Brzegu. Mówił, że jest ona główną przeszkodą uniemożliwiającą zawarcie porozumienia z Palestyńczykami. Tłumaczył również, że niezałatwiony konflikt izraelsko-palestyński jest „uciążliwy” dla Zachodu. Izraelscy przywódcy bronią izraelskiej polityki osadniczej i podkreślają, że problemem są Palestyńczycy, którzy podżegają do konfliktu i zagrażają ich bezpieczeństwu.

Tel Awiw utrzymuje, że zgodzi się na podpisanie porozumienia, jeśli spełnione zostaną dwa podstawowe warunki. Żydzi domagają się, by Palestyńczycy uznali Izrael jako państwo żydowskie i zajmowane przez nich terytorium. Palestyńczycy kategorycznie się temu sprzeciwiają, tłumacząc, że naruszałoby to prawa arabów, jak również uchodźców palestyńskich zgłaszających swoje pretensje do utraconych nieruchomości, znajdujących się obecnie na terenie Izraela. Ostatnie posiedzenie gabinetu Merkel i Netanjahu poświęcone zostało także przygotowaniom obchodów 50. rocznicy ustanowienia przez oba kraje stosunków dyplomatycznych w 1965 roku.

Niemcy są kluczowym partnerem handlowym Izraela. W ostatnich miesiącach narastają jednak napięcia między tymi państwami. Niemieckie firmy zagroziły bojkotem izraelskich towarów, podobne ostrzeżenia wydali inni partnerzy z Unii Europejskiej. Sprzedawcy twierdzą, że konsumenci nie chcą kupować izraelskich produktów z powodów etycznych. Towarzyszy temu kampania medialna realizowana we Francji, Niemczech, Holandii i Belgii, wskazująca na kupno izraelskich produktów spożywczych jako równoznaczną z poparciem dla nielegalnej konfiskaty ziemi.

Kampania zaczyna przynosić skutek. W zeszłym roku izraelscy rolnicy stracili blisko 30 mln dol., tj. 14 procent przychodów. W tej sytuacji Izraelczycy szukają alternatywnych rynków zbytu. Żydowscy rolnicy prawie całkowicie zaprzestali eksportu pieprzu do Europy Zachodniej, a eksport winogron ma być wstrzymany w tym roku.

Izraelscy przywódcy bagatelizowali sprawę dopóki była mowa o owocach i warzywach. Jednak, gdy ostatnio bojkotem zagroziły europejskie banki, fundusze emerytalne, firmy inżynieryjne, sytuacja zmieniła się diametralnie. Tel Awiw te groźby traktuje znacznie poważniej. 9 lutego br. premier Netanjahu zwołał specjalne spotkanie ministrów w celu opracowania strategii wobec rosnącego bojkotu ekonomicznego. Jeden z ministrów zaproponował, by skierować 28 mld dol. na walkę z agresywnymi mediami i kampanie prawne.

Kwota ta, choć na pierwszy rzut oka wydaje się ogromna, miałaby pójść nie tylko na przeciwdziałanie bojkotowi ekonomicznemu, ale przede wszystkim na zwalczanie przeciwników Izraela, zarówno polityków, jak i grupy społeczne, które nie akceptują idei niezależnego państwa żydowskiego.  – My Izraelczycy w tych sankcjach winniśmy widzieć i obawiać się najbardziej rozczarowania świata ideą, iż Żydzi powinni mieć prawo do własnego państwa – przekonuje Izaak Mayer, były ambasador Izraela w Belgii i Szwajcarii.

Według sondażu BBC z 2013 r. niechęć do Izraela narasta. W Niemczech i Hiszpanii poparcie dla państwa żydowskiego wynosi mniej niż 10 proc. Nawet w Wielkiej Brytanii – pierwszym kraju europejskim, który oficjalnie wsparł ideę utworzenie tego państwa – tylko 14 procent obywateli deklaruje pozytywny stosunek wobec Izraela.

Palestyński ruch bojkotu Izraela BDS wywiera coraz silniejszą presję na prawodawców UE i firmy. Równocześnie europejskim politykom kończy się cierpliwość. Latem ubiegłego roku Unia zagroziła Izraelowi odmową udzielenia środków z programu Horyzont 2020. Chodzi o stypendia i granty na badania, które nie mogłyby być przyznane podmiotom mającym siedzibę w osiedlach izraelskich na Zachodnim Brzegu Jordanu i we wschodniej Jerozolimie. Jednocześnie UE przestrzegła przed dalszymi sankcjami. – Jeśli negocjacje z Palestyńczykami znajdą się w impasie albo się załamią i naprawdę dojdzie do europejskiego bojkotu, nawet częściowego, to izraelska gospodarka się skurczy, wzrosną koszty utrzymania, konieczne będą cięcia w budżetach na edukację, ochronę zdrowia, opiekę socjalną oraz bezpieczeństwo – ostrzegł izraelski minister finansów Jair Lapid.

Według obliczeń jego ministerstwa, gdyby eksport do UE spadł o 20 proc., Izrael kosztowałoby to 5,7 mld dol. Rocznie, czyli 2 proc. PKB. Zdaniem Lapida, Izrael jest w tym samym punkcie, w jakim była RPA w ostatnich latach apartheidu. – Nie oszukujmy się – stwierdził minister na konferencji w Tel Awiwie. – Świat słucha nas coraz mniej.


W styczniu br. jeden z największych na świecie funduszy emerytalnych, holenderski PGGM poinformował o zawieszeniu współpracy z pięcioma bankami izraelskimi finansującymi budowę żydowskich osiedli na okupowanych terytoriach palestyńskich. Również w styczniu norweski rząd wykreślił z rządowego portfolio emerytalnego akcje dwóch firm izraelskich. We wrześniu ub. roku holenderska firma pod presją rządu zrezygnowała z planów budowy oczyszczalni ścieków we Jerozolimie Wschodniej. W grudniu inna holenderska firma, dostarczająca wodę na spornych terenach, zrezygnowała z dalszej współpracy z izraelskim przewoźnikiem.

Niemcy w styczniu ogłosiły, że nie odnowią grantów badawczych dla izraelskich firm, które prowadzą działalność na tzw. zielonej linii, tj. obszarze zajętym przez Izrael po wojnie w 1967 roku. Izraelska gazeta, liberalny „Haaretz”, nazwała to posunięcie „znaczącym nasileniem się działań” względem polityki osadnictwa. Żydzi obawiają się, że teraz każde inne państwo europejskie zechce naśladować Niemcy. Zdaniem byłego ambasadora Izraela w UE, Odeda Erana, „kroku tego absolutnie nie wolno lekceważyć”.

Od lat Europejczycy próbowali wywrzeć nacisk na Izrael, by zmienił politykę wobec Palestyńczyków. Początkowo próbowano to robić w drodze zachęt poprzez zacieśnianie współpracy handlowej i politycznej. Po wojnie w latach 2008-09, prowadzonej wobec Hamasu w Strefie Gazy i licznych antyżydowskich demonstracjach w Europie, unijni prawodawcy zdecydowali się obrać ostrzejszy kurs.

W Europie do władzy coraz częściej dochodzą przedstawiciele młodego pokolenia, którzy nie są już tak proizraelscy. W społeczeństwie narasta przekonanie, że to Żydzi odpowiadają m. in. za nasilenie ataków terrorystycznych i niestabilność na świecie. Stany Zjednoczone ostro naciskają na porozumienie pokojowe. Sekretarz Stanu John Kerry zagroził konsekwencjami dyplomatycznymi i gospodarczymi względem Izraela. W odpowiedzi na te działania Netanjahu zacieśnił współpracę handlową z  Meksykiem i Chinami. Ostrzegł także, że bojkot państwa Izrael jest „niemoralny, niesprawiedliwy i nie przyniesie zakładanego celu”.

Tymczasem Izraelczycy stracili zaufanie do Stanów Zjednoczonych. Około 70 proc. z nich uważa, że Waszyngton nie jest uczciwym mediatorem. Jedni z nich opowiadają się za dalszymi rozmowami z Palestyńczykami (np. minister spraw zagranicznych Avigdor Liberman), podkreślając, że integralność narodu jest znacznie ważniejsza niż integralność kraju, a inni (jak np. minister gospodarki i handlu Naftali Bennett) o porozumieniu nie chcą słyszeć. Natanjahu prowadzi podwójną grę: udaje, że ma związane ręce, bo nie ma większościowego poparcia w swojej partii. Trwają intensywne rozmowy między Izraelem a waszyngtońską administracją. Tal Becker z izraelskiego MSZ i przedstawiciel ministra sprawiedliwości Tzipi Livni pracują z amerykańskim wysłannikiem Departamentu Stanu Jonathanem Schwartzem nad ostateczną wersją umowy.

Osobno przygotowywany jest plan bezpieczeństwa. Pracuje nad nim m.in. amerykański gen. John Allen i izraelski szef sztabu gen. Benny Gantz. Wojskowi próbują wymyślić plan błyskawicznych interwencji wojsk izraelskich, jeśli zajdzie nagła potrzeba, w tym na terenie obszarów palestyńskich. Akcje takie miałyby być przeprowadzane pod pretekstem uniemożliwienia ataku terrorystycznego i transferu broni. Brak porozumienia będzie wielką porażką Amerykanów i Niemców.

Agnieszka Stelmach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 784 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram