3 sierpnia 2013

Człowiek Brunona K.

(Fot. J. Dudek/FotoRzepa/Forum)

Tak, to straszne. Brunon K. miał współpracownika i to nie byle jakiego, ale takiego, który w warszawskich Włochach przetrzymywał trotyl i broń. Na razie jeszcze nie wiadomo czy atomową, pewne jest, że miał sprzęt, z pomocą którego można by nieźle nabroić.

 

Krótko, gwoli przypomnienia: w listopadzie ubiegłego roku ujęto niejakiego Brunona K., który w Krakowie miał planować zamach na Sejm. Tego dnia prokuratorzy zachowali się niezwykle elegancko: do spółki z ABW o wszystkim nas informowali, a nawet na szklanym ekranie zaprezentowali wybuch Sejmu, czyli to, do czego mogłoby dojść, gdyby nasi stróże nie działali sprawnie.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Brunon K. miał być faszystą i generalnie gościem, który miłościwie panującą nam władzę uważa za nie-polską. Prezentował tym samym wszystko co ciasne, mroczne, zgubne czyli antysemityzm i patriotyzm, bo każdy antysemita jest patriotą, tego chyba nikomu wyjaśniać nie trzeba.

 

Brunon siedział w zamknięciu, biegli psychiatrzy oglądali go na wszystkie strony, a sędzia, na prokuratorski wniosek, przedłużał mu areszt. I nagle, kilka dni temu gruchnęła wiadomość, że jednak K. jest poczytalny, że psychiatrzy już wiedzą, a prokuratorzy szykują akt oskarżenia. Jeszcze tylko, panie sędzio, areszcik na trzy miesiące, a potem już legalnie, raz, dwa, trzy skażemy bombera.

 

Gdy okazało się, że Brunon K. jest poczytalny, prędko wyszło też na jaw, że zamachowiec nie działał sam. W zasadzie wiedzieliśmy to od listopada ubiegłego roku, bo prokuratorzy oświadczyli wówczas, że wraz z Brunonem do zamachu szykowała się grupka mężczyzn, ale jakoś tak wyszło, że gdy nieszczęśnik wpadł, to owa grupka rozpłynęła się w powietrzu. Jeden jednak się znalazł. Po kilkumiesięcznym ulotnieniu okazało się, że przyszło mu się skroplić w warszawskich Włochach. To tam ABW znalazła trotyl, granaty i broń palną. Kumpel Brunona miał mieć w domu mały arsenał. Faceta oczywiście zaraz zapuszkowano i, podobnie jak K., posadzono w psychiatryku, gdzieś między Napoleonem a Wałęsą.

 

Zachęcam Państwa przy okazji do uważnego śledzenia kolejnych informacji na temat kumpla Brunona. Niewykluczone przecież, że i on jest antysemitą i patriotą, bo jak już wcześniej ustaliliśmy, antysemityzm z patriotyzmem łączą się doskonale. Oprócz tego, byłoby rzeczą – jak mawiał pan Zagłoba – bardzo polityczną, gdyby współpracownik Brunona sympatyzował z Jarosławem Kaczyńskim albo najlepiej z Ruchem Narodowym. W domu, na ścianie mógłby mieć portret Roberta Winnickiego, w szczelnie zakręconym słoiku prokuratorzy mogliby znaleźć włos z karteczką, że jest to zdobycz wprost z garnituru prezesa Kaczyńskiego. Klasyką byłoby też, gdyby na półce w pokoju kolegi Brunona znaleziono „Myśli nowoczesnego Polaka” Romana Dmowskiego. Wtedy wyjaśniłoby się, że mamy do czynienia z istnym żydożercą, który odkrył, że Tusk to nie Tusk, ale Donalisz Tuskenbaum, co oznacza, że motyw planowanego zamachu klarowałby się tropicielom na państwowym garnuszku wręcz idealnie.

 

Naturalnie współpracownik K. musiałby mieć też w domu stertę czasopism ziejących homofobią, wycieraczkę z wyszytą na niej twarzą Anny Grodzkiej i obfity zestaw brunatnych koszul. Wszystko to nie pozostawiałoby już wątpliwości, kim jest tajemniczy posiadacz trotylu i granatów oraz jak kończą oszołomy.

Wzmożenie działań prokuratorów zasługuje naturalnie – bo jakżeby inaczej – na wielki szacunek. Krwawy zamach, którego chcieli dokonać Brunon K. i jego współpracownik, podczas prezentacji dokonanej przez śledczych wyglądał naprawdę strasznie. Wielki grzyb przy ulicy Wiejskiej robił wrażenie i wrył mi się w pamięć.

 

Owo wzmożenie prokuratorskiej aktywności tłumaczyłbym właśnie wrażliwością i troską o konstytucyjne organy państwa. W żadnym wypadku nie należy go łączyć z tym, że premier Tusk właśnie duma nad „być albo nie być” Prokuratora Generalnego, Andrzeja Seremeta. Proszę nie myśleć, że nagłe przebudzenie śledczych w sprawie Brunona K. ma być sygnałem dla szefa rządu, żeby się zlitował i przyjął sprawozdanie tego, który rządzi i dzieli wszystkimi prokuratorami. Bo jak odrzuci, to będzie kiepsko, może zostać poczyniony niebezpieczny precedens politycznego wpływu na Prokuraturę. I choć jest to normą w wielu krajach, w naszym to skandal, bo jakże tak rozbijać… yyy… niezależną Prokuraturę?

 

W każdym razie spiskowych teorii z politycznej kuchni pod uwagę nie bierzemy. Zamachowcy zostali ujęci i tylko to się liczy. Reszta nie ma żadnego znaczenia. A kto myśli inaczej, proszony jest o pilny kontakt z lekarzem lub farmaceutą, a najlepiej z Prokuraturą – prędko znajdzie ona wątpiącemu miejsce w jakimś przytulnym psychiatryku, z dala od miejskiego szumu i wielkiego świata.

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie