21 listopada 2016

Franciszek Józef. Żywot władcy katolickiego

(Cesarz Franciszek Józef I pogrążony w modlitwie mal. nieznany, Austro-Węgry, 1917 r., Muzeum Historyczne Miasta Krakowa)

Sto lat temu, 21 listopada 1916 roku w cesarskiej rezydencji Schönbrunn zmarł cesarz Austrii i Apostolski Król Węgier Franciszek Józef I. Zakończyła się pewna epoka, bo tak należy określić sześćdziesięcioośmioletnie panowanie tego władcy.

 

Pokolenia przemijały, a sędziwy cesarz (w chwili śmierci miał osiemdziesiąt sześć lat) trwał, a wraz z nim – jak się wydawało – monarchia Habsburgów. Nie tylko kończyła się epoka w dziejach monarchii naddunajskiej. W środku Wielkiej Wojny, która znaczyła koniec „długiego” dziewiętnastego wieku, do wieczności odchodził „ostatni monarcha starej szkoły”. Takich jak Franciszek Józef na początku dwudziestego wieku już więcej nie było. Po śmierci brytyjskiej królowej Wiktorii, to właśnie sędziwy Habsburg reprezentował, ba, ucieleśniał najpełniej zasadę monarchiczną. To, co zawsze się z nią łączyło, a więc trwałość i majestat. W tle zaś byli albo neurotycy (niemiecki cesarz Wilhelm II), albo nieudacznicy (car Mikołaj II) i przeciętniacy (brytyjski Jerzy V i niczym nie wyróżniający się monarchowie z krajów bałkańskich i skandynawskich). Było coś symbolicznego, że u progu nowej, najkrwawszej w dziejach świata epoki, jakim okazał się dwudziesty wiek rozpoczynający się sierpniowymi salwami, do wieczności odchodził reprezentant starego świata – człowiek, który polityczne szlify zyskiwał pod okiem Metternicha odchodził w przeddzień epoki Pankracych i Leonardów. Rewolucja w Rosji rozpoczęła się niespełna dwa miesiące po śmierci starego cesarza.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wiadomość o śmierci Franciszka Józefa została podana w prasie z kilkudniowym opóźnieniem (rygory cenzury wojennej). W dniu 24 listopada 1916 roku na łamach „Dziennika Poznańskiego” pisano o sędziwym monarsze, „który do ostatniego niemal tchnienia dźwigał ciężkie brzemię wysokiego swego stanowiska i z imponująca sumiennością pełnił swe obowiązki”. Podkreślano jednocześnie, że „był postacią prawdziwie tragiczną”, której „w ziemskiej wędrówce Opatrzność nie oszczędziła żadnego prawie zawodu, żadnego nieszczęścia. Jako monarchę spotykały go przeważnie niepowodzenia i kiedy niekiedy tylko uśmiechnął mu się promień sukcesu. Jako człowiek doznawał bezustannie prawie najokrutniejszych nawiedzeń losu”.

 

Czyniono w ten sposób aluzję do rodzinnych dramatów, którymi rzeczywiście usłane było życie zmarłego cesarza. W 1867 roku meksykańscy rewolucjoniści rozstrzelali w Queretaro jego brata Maksymiliana, cesarza Meksyku. W 1889 roku samobójczą śmiercią zginął w Meyerling jego jedyny syn i następca tronu arcyksiążę Rudolf. Z kolei w 1898 roku z rąk włoskiego anarchisty zginęła w Szwajcarii jego małżonka, cesarzowa Elżbieta (Sissy) z Wittelsbachów. 28 czerwca 1914 roku w Sarajewie zginął kolejny następca tronu, arcyksiążę Franciszek Ferdynand. „Niczego mi nie oszczędzono” – tymi słowami miał zareagować sędziwy władca na tragiczne wieści z Bośni.

 

„Dziennik Poznański” zauważył jednak kolejny, szczególny rys biografii Franciszka Józefa, pisząc, że zmarły cesarz „szukał pociechy w wierze swych ojców, do której głęboko i gorąco był przywiązany”. W epoce szalejącej, dekretowanej odgórnie laicyzacji ten katolicki monarcha, a zwłaszcza jego publiczne oddawanie czci Bogu, można odczytać jako swego rodzaju znak sprzeciwu. Przypomnijmy: w 1905 roku we Francji ogłoszono ustawę o „rozdziale Kościoła od państwa”, w 1907 roku przystąpiono do „inwentaryzacji” majątku francuskiego Kościoła, co w praktyce oznaczało również włamywanie się przez policję do tabernakulów, w 1910 roku miała miejsce w Portugalii rewolucja, obalenie monarchii i ogłoszenie laickiej republiki. Natomiast w 1912 roku odbył się w Wiedniu Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny. Podczas procesji z Najświętszym Sakramentem ulicami cesarskiej stolicy, w pierwszym szeregu z odkrytą głową szedł sędziwy cesarz Franciszek Józef. W Berlinie, Moskwie, Londynie, Paryżu czy Lizbonie widok niemożliwy do ujrzenia.

 

A ileż zasług dla Kościoła powszechnego miała interwencja Franciszka Józefa (za pośrednictwem krakowskiego kardynała Puzyny) podczas konklawe w 1903 roku! Skuteczne weto wobec kandydatury zwolennika polityki „realliement”, czyli zbliżenia z laickimi państwami, kardynała Rampolli otworzyło drogę na Tron Piotrowy, kardynałowi Sarto, późniejszemu św. Piusowi X.

 

„Kurier Poznański” pisząc o śmierci władcy Austro-Węgier, podobnie jak większość tytułów prasowych, podkreślał długowieczność zakończonego właśnie panowania. „Rewolucje, wojny, katastrofy dziejowe i przewroty wewnętrzne wypełniają księgę żywota tego monarchy, który widział jak się wszystko dokoła niego zmieniało, podczas gdy on trwał na wysokim swym stanowisku”.

 

W rzeczy samej. Początek panowania Franciszka Józefa przypadł na dramatyczny okres rewolucji Wiosny Ludów, gdy wydawało się, że losy monarchii Habsburgów są przesądzone. Koniec panowania miał miejsce w czasie Wielkiej Wojny, której monarchia już nie przeżyła. Jak pisał Stanisław Koźmian, ledwie sześć lat młodszy od zmarłego władcy krakowski „stańczyk”: „Rozpoczął panowanie [Franciszek Józef] w twardych i przykrych, upokarzających warunkach, kiedy potrzebował dla utrzymania monarchii obcej pomocy przeciw własnym poddanym. Zakończył je, kiedy jej ochroną może być jedynie obca opieka”. W ten sposób autor „Roku 1863” czynił aluzję do rosyjskiej pomocy w 1849 roku (udział korpusu Paskiewicza w tłumieniu powstania węgierskiego) i sojuszu z Niemcami w czasie pierwszej wojny światowej, który w chwili śmierci cesarza przekształcił się w faktyczną kuratelę Rzeszy Niemieckiej nad Austro-Węgrami.

 

Monarchia Habsburgów przetrwała Wiosnę Ludów, ale długie panowanie Franciszka Józefa było świadkiem wypchnięcia Austrii z Włoch (wojna 1859 roku z Piemontem i Francją) i – co ważniejsze – z Niemiec (wojna 1866 roku z Prusami). Należy jednak zgodzić się z opinią „Kuriera Poznańskiego”, że „ten rozwój rzeczy, pełen zawodów i klęsk, dla zmarłego cesarza z pewnością nie jego osobie przypisać należy. Nieubłagana logika rozwoju nowoczesnej Europy działała tutaj z siła wyższą, ponad wszelkie próby jednostek, aby inny obrót nadać wypadkom. Przeciwnie raczej – tylko duże zalety osobiste, rozum i energia nie upadającego na duchu cesarza, mogły sprawić, że mimo tych wszystkich ciosów zewnętrznych […] Austro-Węgry potrafiły skonsolidować się na wewnątrz i zachować – jakkolwiek znacznie umniejszone – swe stanowisko mocarstwowe”.

 

Piszący na potrzeby swojego prywatnego diariusza Stanisław Koźmian, choć monarchista z przekonania i gorliwy zwolennik rozwiązania austro-polskiego, był bardziej krytyczny wobec Franciszka Józefa. Przyznawał, że „chwiejącą się monarchię zdołał nadspodziewanie przez długie lata utrzymać, ale nie zabezpieczyć. Zachował jej pozorne znaczenie, nie danym mu było przysporzyć jej dostatecznej siły. Miał zdrowy sąd, ale ciasny umysł. Stąd wielką, przykładną obowiązkowość oddawał przeważnie na usługi szczegółów; przeoczał całość, syntezę zadania. […] Do wielkiego w polityce stylu nie miał powołania”.

 

Ale był władcą poczciwym. Ta cecha, choć opisywana innymi słowami, zdaje się dominować w pośmiertnych wspomnieniach o Franciszku Józefie. „Dziennik Poznański”: „zmarły onegdaj cesarz Franciszek Józef, chociaż długoletnie jego rządy nie odznaczały się nadzwyczajnymi sukcesami, chociaż nie rozszerzyły podbojami granic państwa, był monarchą niezwykłej miary, bo osiągnął sukces najwyższy – zjednał sobie powszechną miłość swoich narodów. Dewizą bowiem, którą kierował się we wszystkich swych krokach i czynach, była sprawiedliwość”. „Kurier Poznański”: „Jako panujący odznaczał się Franciszek Józef jedną szczególnie wielką cnotą, a to umiejętnością wyciągania odpowiednich konsekwencji z faktów, których zmienić nie mógł”.

Podkreślano wreszcie pracowitość zmarłego władcy, który zasiadał do załatwienia spraw państwowych od piątej rano – z żelazną regularnością, choć zgryźliwy S. Koźmian komentował tą cechę, pisząc, że Franciszek Józef „jak Austria był biurokratą, biurowym mężem stanu. W ostatnim dniu życia przeszedł od biurka do wieczności”.

We wspomnieniach polskich autorów nie mogło zabraknąć zasadniczego z naszego punktu widzenia elementu oceny panowania zmarłego cesarza, czyli stosunku do Polaków. Zgodnie akcentowano więc fakt, że właśnie pod rządami Franciszka Józefa mogliśmy cieszyć się największą swobodą w realiach autonomii galicyjskiej. Jak pisał „Dziennik Poznański”, ukazujący się w zaborze, w którym regularnie stosowano antypolskie prawa wyjątkowe: „dopiero pod jego rządami Galicja swobodniejszą oddychać mogła piersią, otrzymała w szerokich granicach możność narodowego rozwoju, możność pracy, nie krępowanej żadnymi politycznymi szrankami […] Więc też dziwić się nie można, że bracia nasi pod panowaniem austriackim darzyli cesarza Franciszka Józefa tak głębokim przywiązaniem i tak gorącą miłością, że każdy jego pobyt w Galicji był niejako pochodem triumfalnym, w którym uczestniczyły wszystkie warstwy i wszystkie stany”. Zbliżony do endecji „Kurier Poznański” podkreślał z kolei, że pod panowaniem Franciszka Józefa Galicja „od prowincji rządzonej przez biurokratów niemców [pisowania oryginalna –G.K.] i zniemczonych czechów” przeszła do „kraju z polskim samorządem, z polskimi urzędnikami i polskim szkolnictwem”.

 

Z tymi „pochodami triumfalnymi” Franciszka Józefa przez Galicję nie było od razu tak prosto i łatwo. Jego pierwsza wizyta w Krakowie 11 października 1851 roku przypadła na okres, gdy jeszcze świeża była pamięć o represjach po stłumieniu Wiosny Ludów w zaborze austriackim. Pamiętano o Polakach poległych na Węgrzech i odsiadujących kary wieloletniego więzienia w austriackich twierdzach. Nawet taki zadeklarowany konserwatysta i lojalista jak Paweł Popiel przyznawał po latach, że „bolesne przeżyliśmy chwile w czasie pierwszego pobytu cesarza w Krakowie […] Nie zdobył on sobie jeszcze praw do wdzięczności Polaków”.

 

Prawa te zostały „nabyte” z chwilą wejścia Galicji od 1867 roku na ścieżkę autonomii w ramach dualistycznej monarchii austro-węgierskiej. U jej progu padają słynne słowa: „Przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy”, pochodzące z adresu do cesarza uchwalonego 10 grudnia 1866 roku przez sejm galicyjski, niespełna pół roku pod druzgocącej dla Austrii klęski w starciu z Prusami pod Sadową.

 

Potem, gdy autonomia stała się faktem, było już tylko serdeczniej. Wizyta Franciszka Józefa w Galicji w 1880 roku była już „pochodem triumfalnym”. Owacyjnie przyjmowano go zarówno w stolicy prowincji (Lwów), jak i w Krakowie, gdzie podczas odwiedzin Wawelu padła z ust cesarza ważna deklaracja, że „dawna rezydencja królów polskich dźwignięta będzie z upadku i stanie się jego i jego rodziny rezydencją”. Przewodniczący Koła Polskiego w austriackiej Radzie Państwa Kazimierz Grocholski usłyszał zaś od cesarza zapewnienie: „Moje serce z wami zostaje”, na co Habsburg usłyszał podpowiedź: „Ale nasze serca zabierasz z sobą, Najjaśniejszy Panie”.

Po trzydziestu sześciu latach od tego wydarzenia, inny „stańczyk” (S. Koźmian) zanotował w swoim diariuszu, że zmarłemu cesarzowi „Polacy winni są niewygasła wdzięczność”, a „dobrodziejstwa świadczone polskiemu narodowi przez Franciszka Józefa w okresie długich jego rządów górują nad wszystkim, także nad pomyłkami i jego zgonem. Pozostają tego narodu dobrem”. Nie powstrzymało go to od uwagi, że cesarz „nie rozumiał sprawy polskiej”. Co prawda „zważył wartość Polaków w monarchii”, ale „nie pojął doniosłości dla niej polskiego zadania”.

 

Cesarza szanowano w Galicji powszechnie. Socjalista Ignacy Daszyński, który w Radzie Państwa niejednokrotnie wygłaszał płomienne filipiki przeciw monarchii, całkiem świadomie pomijał, jak sam mówił, „Starszego Pana” (w wydanych po 1918 roku wspomnieniach Daszyński nazywał Franciszka Józefa „bardzo przeciętnym i bardzo nieszczęśliwym”). Zdarzały się przypadki, że chłopi wybierali go do sejmu galicyjskiego (w 1867 roku przypadek taki miał miejsce w okręgu gorlickim).

 

Po upadku monarchii habsburskiej mit Franciszka Józefa stał się częścią arkadyjskiego mitu „dawnej cekanii”, „państwa niedocenianego”, kraju „rządzonego w sposób światły i bezbolesny, z ostrożnym usuwaniem wszelkich bolesnych kantów przez najlepszą w Europie biurokrację” (R. Musil), państwa, w którym „każdy wiedział, ile mu się należy, co jest dozwolone, a co zakazane”, gdzie „wszystko miało swoją normę, swoją miarę i wagę” (S. Zweig).

 

Szczególnym ucieleśnieniem tych, dawnych dobrych czasów był zmarły w 1916 roku cesarz. Ta figura „Franciszek Józef i monarchia – to jedno” jest obecna na kartach wielu książek, w których pobrzmiewa nostalgiczne wspomnienie po „cekanii, w której pulsowało pewne tętno, ale nie za duże”. Jednym z pierwszych, który dostrzegł tą szczególną unię hipostatyczną był Stanisław Koźmian, który powierzał swojemu diariuszowi i takie spostrzeżenie o zmarłym cesarzu: „Był odlewem z tej samej co ona [monarchia] gliny. Streszczał w sobie jej współczesny stan polityczny i psychologiczny”.

 

Im dalej od czasów Franciszka Józefa, tym wspomnienia o jego panowaniu coraz bardziej przeistaczały się w tęsknotę za utraconą Arkadią, w której „bezpieczeństwo pięćdziesięciu milionów” zbudowano na tym, że „oto cesarz kładzie się przed północą, a już o piątej rano wstaje, w blasku świecy zasiada w amerykańskim fotelu z plecionej trzciny, przy biurku, a ci, którzy przysięgali na jego imię, wszyscy są posłuszni obyczajom i prawom”, a „wewnątrz tej wielkiej rodziny każdy czuł w sekrecie, że pośród tych awanturniczych żądz, skłonności i porywów jedynie cesarz potrafi utrzymać porządek, on, który jednocześnie był nadterminowym sierżantem i majestatem, urzędnikiem państwowym w żakiecie z lustryny, grand signeurem i kimś nieokrzesanym: osoba panującą” (S. Marai).

 

Jak pisał Franz Werfel, Franciszek Józef zajął miejsce „pośrodku sceny”, dlatego, że stał się „wielką figurą schyłku”.

 

 

 

Grzegorz Kucharczyk.

 

Dziękuję p. dr. Mariuszowi Menzowi z UAM za udostępnienie mi fragmentów diariusza Stanisława Koźmiana

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie