13 lutego 2016

Poganin, neofita czy nowy Konstantyn Wielki?

(Władysław Jagiełło z Witoldem modlący się przed bitwą pod Grunwaldem. Fot. Jan Matejko [Public domain], via Wikimedia Commons)

Paradoks i rzecz niesamowita, która winna prowokować dogłębne refleksje i drażliwe pytania. Oto władca pogańskiego państwa, gnębiący chrześcijańskich sąsiadów krwawymi najazdami. Z tego też między innymi powodu katolicki Zakon prowadzi przeciw niemu wojny krzyżowe. I już, już niemal go miażdży. Ale tu nagle ów poganin „odwraca kota ogonem”, dokonuje wolty… i przyjmuje chrzest z rąk chrześcijańskich wrogów Zakonu, po czym wraz z nimi, ale już jako władca arcykatolicki, miażdży tenże Zakon. Nic dziwnego, że powstaje pytanie: czy jego chrzest był szczery, czy tylko politycznie wykalkulowany? Czy naprawdę uwierzył w Chrystusa? Czy tylko poszedł za aktualną koniunkturą?

Co do mnie, wątpliwości nie mam. Chrzest, koronacja, małżeństwo ze świętą Jadwigą były oczywiście politycznie wykalkulowane, ale zarazem naprawdę odmieniły króla, który zawierzył nowej rzeczywistości, w jakiej się nagle znalazł. Była to rzeczywistość Obietnicy Zbawienia.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Nagrobek niezwykle znaczący

 

Wszystko to zapisane zostało w trwałym marmurze. Każdy wstępujący do wawelskiej katedry, musi go natychmiast zauważyć: grobowiec Władysława Jagiełły. Szlachetny w barwie i materiale, nad nim – baldachim, na nim – posąg króla. Niezwykły. Do rzeczy zwyczajnych należą tu tylko dostojna monarsza postać i dzierżone przezeń insygnia, „klasyczne” u chrześcijańskiego władcy Zachodu; także stojący wokół płaczkowie i herby zdobiące tumbę. Natomiast pod jego głową leży lew, pod stopami wije się zdeptany smok, po bokach łaszą się psy, albo raczej: warują w zaczajeniu na sokoły, które jednocześnie przysiadły na kamiennych stopniach.

 

To dzieło sztuki zostało zamówione przez króla osobiście, na dobrych kilkanaście lat przed śmiercią. Zapewne we Włoszech, we florenckim warsztacie Donatella. Monarcha najwyraźniej zadbał o to, aby potomni oglądali jego podobiznę otoczoną właściwymi symbolami, które przemyślał z przybocznym gronem kapłanów. Cóż bowiem znaczą marmurowe bestie? Lew to z pewnością męstwo wojenne. Podeptany smok – to podeptany szatan pogaństwa… Natomiast psy zaczajone na sokoły wydają się najniezwyklejsze i zupełnie poza Wawelem niespotykane. Proponowano, żeby „czytać” je jako obraz diabłów, które nieustannie krążą wokół człowieka, czyhając na duszę neofity, byłego poganina… Tak, ale tutaj może też kończyć się czysto tradycyjne znaczenie rzeźb grobowca. Proponowano więc, aby w psach i sokołach widzieć ulubione zwierzęta króla, ­którego ­największą namiętnością było polowanie. Zarówno jego ojca Olgierda, jak innych pogańskich książąt Litwy palono po śmierci na stosach wespół z ulubionymi końmi, szatami, bronią… Nagrobek Jagiełły byłby więc poniekąd śladem „przejścia” z cywilizacji pogan – wedle słów Jana Długosza z ciemności pogańskiej wiary – do światła Chrystusa. Idźmy w trop za tą myślą.

 

Podeptany smok

 

Najważniejsza przemiana, która dokonała się przez podeptanie smoka-szatana, widna jest w historycznych źródłach. Póki młody Jagiełło był władcą Litwy, wykazywał się drapieżnością, jawnie posługiwał jadowitym podstępem. Na przykład: widząc polityczną konkurencję w osobach swego stryja Kiejstuta i kuzyna Witolda, najpierw oszukał Kiejstuta pokojowymi słowami i zwabił go, po czym kazał pojmać i uwięzić, a krótko potem udusić – głosząc oczywiście, że stryjaszek zszedł naturalną śmiercią. Witold cudem uniknął tego samego losu, bo uciekł… do Krzyżaków.

 

Wszystko to zmienia się od momentu chrztu. Jan Długosz – na którego będę się tu powoływał najczęściej – daje obraz królewskiego życia w Polsce, pogrążonego w idealnym spokoju i… gnuśności. Jagiełło miał być skłonny z natury do lenistwa, przyjemności, polowań i obżarstwa. Zarazem zapamiętano sobie, że ów podstępny i krwiożerczy na Litwie polityk – choć jako król Polski nadal waleczny i zwycięski – objawiał się odtąd jako bardzo powściągliwy, gdy chodzi o wylewanie ludzkiej krwi, tak że nieraz oszczędzał nawet bardzo wielkich winowajców. Odznaczał się niezwykłą łagodnością wobec poddanych i zwyciężonych. Dlaczego? Powody musiały być dwa. Po pierwsze, w Polsce nie zwykło się mordować królów; koronowany monarcha, nawet jeśli znienawidzony, otaczany był rzeczywistym szacunkiem jako namiestnik Boga na ziemi. Jagiełło więc czuł się bezpieczny, stokroć bezpieczniejszy niż na Litwie. Po wtóre, chyba naprawdę starał się być dobrym chrześcijaninem, pokutować za wcześniejsze błędy i zbrodnie. No i…

 

Król chrześcijański, dobroczyńca i fundator

 

…no i zostawszy królem Polski, przyjął na siebie obowiązki „normalnego” katolickiego władcy. Tak jest, obowiązki – bo przecie swoistym obowiązkiem była dobrowolna łaskawość wobec poszczególnych kapłanów, zakonów, instytucji kościelnych, głoszenie posłuszeństwa Ewangelii. Dlatego odnowił Uniwersytet, na którym najważniejszym wydziałem był odtąd wydział teologiczny. A wobec (…) kościołów i klasztorów był łagodny i hojny; we wszystkich kościołach, do których z racji pobożności zdarzyło mu się zboczyć, składał ofiarę jednej grzywny. Mnożył też, jak należało, oficjalne znaki pobożności i w tej łaskawości przekraczał zwyczajową miarę. Ach! – powiedzą niektórzy – może łaskaw był dla Kościoła z wyrachowania i obawy, by go, jako byłego poganina, nie oskarżano o brak gorliwości czy o trwanie w pogaństwie? Zwłaszcza, że przyszło mu wojować z Zakonem znaczącym się znakiem Krzyża!

No cóż, z tym musiał się Jagiełło liczyć. Krzyżacy mnożyli oskarżenia. Pamiętajmy jednak, że miał niepospolitego nauczyciela – swoją ewidentnie świętą żonę. Czytamy, że do czynów pobożnych został nakłoniony częstymi pouczeniami przez królową Jadwigę. Pewno dzięki niej był aż nadto skłonny do modlitw i zginania kolan, a co tygodnia w piątek pościł z dziwną abstynencją, o chlebie i wodzie, że zawsze trzeźwy nie próbował nigdy ani wina, ani trunku oszałamiającego, a w Wielki Piątek co roku obmywał w swej sypialni nogi dwunastu ubogich – tylko kilku jego sekretarzy wiedziało o tym – i każdemu dawał dwanaście groszy, płaszcz i płótno. Zaś sprawy ubogich, sierot i wdów, nawet gdy osobiście nie mógł ich wysłuchać i załatwić, to jednak powierzał załatwienie innym, dobrym mężom.

 

Dalej, jeżdżąc nieustannie po Polsce i Litwie non stop odwiedzał liczne sanktuaria. Za najważniejsze w Królestwie uważano wtedy klasztor i kościół Świętokrzyski na Łysej Górze, kędy do dziś znajdują się bezcenne relikwie Krzyża. Zdążając tam, król nie szedł inaczej jak pieszo. Przed bitwą pod Grunwaldem złożył ślub, że dla uczczenia Najświętszego Sakramentu odwiedzi klasztor poznański, czyli ufundowany przez siebie kościół Bożego Ciała na poznańskich Błoniach, w miejscu cudownego odnalezienia Trzech Hostii. Aby ślub ów wypełnić, jesienią roku 1410 uczynił nadzwyczajną przerwę w kampanii wojennej. Przybywszy na odległość kilkudziesięciu kilometrów od Poznania, zsiadł z rumaka i szedł pieszo (…) aż do klasztoru Bożego Ciała. Dotarł tam w poniedziałek, w wigilię św. Katarzyny, a spędziwszy trzy dni, po spełnieniu z wielką pobożnością przysięgi i ślubu powrócił na teatr wojny, by swoją obecnością osłaniać przed wrogami Królestwo Polskie. Wtedy właśnie ofiarował temu kościołowi zachowywaną do dziś monstrancję, jedną z najstarszych w Polsce – bez wątpienia łup, zabrany z któregoś z pruskich kościołów na znak zwycięstwa.

 

Łup ów z pewnością nie był łupem niegodnym. Wprawdzie zdarzało się królewskiej armii rabować krzyżackie kościoły (czynili to zwłaszcza Tatarzy), ale czyny te karano najsurowiej – śmiercią. Sprzęty kościelne, naczynia liturgiczne, jak i kościelną architekturę miał Jagiełło w szczególnej pieczy. Warto przy tym wspomnieć o wyraźnej fascynacji chrześcijańskim Wschodem, której król uległ chyba jeszcze jako poganin, za sprawą swej matki – księżniczki twerskiej Julianny, wyznającej prawosławie. Przyjęli je też niektórzy z braci Jagiełły. Ślad tej znajomości wschodniego chrześcijaństwa widać w artystycznym guście Jagiełłowych fundacji. Wiele kościołów – w tym nawet katedrę gnieźnieńską – nakazał na swój koszt ozdobić „greckimi” malowidłami, zlecając to zadanie ruskim artystom. Najlepiej zachowały się sławne, fascynujące freski kaplicy zamkowej w Lublinie, gdzie dwukrotnie „sportretowano” króla. Raz w kornej pozie przed Dzieciątkiem, jak składa przed Nim pokłon i zdejmuje z głowy koronę. Po raz drugi na koniu, w pełnej zbroi. Występuje tu najpewniej jako… krzyżowiec i zarazem nowe wcielenie Konstantyna Wielkiego, z krzyżem na tarczy. Paralela jest jasna: jak Konstantyn w Rzymie, tak on wprowadził chrześcijaństwo w swoim litewskim państwie. To on naprawdę niósł Krzyż, a nie Krzyżacy – chrześcijanie obarczeni nadmierną pychą i winą.

 

Lew, czyli Orzeł, Bogurodzica i wojownik Chrystusa

 

Dlatego też u początku wojny z Zakonem Jagiełło z niezwykłą sumiennością przestrzegał wszystkich nabożnych akcentów. Kiedy jego armia przekroczyła granice Prus, nakazał wszystkim stanąć i ze łzami w oczach wziąwszy wielki sztandar, na którym był pięknie wyhaftowany biały orzeł z rozpostartymi skrzydłami, otwartym dziobem i koroną na głowie (…) użył następujących słów modlitwy: „Najłaskawszy Boże, Ty, który znasz tajne zamiary wszystkich serc pierwej, niż zostaną powzięte, widzisz z niebios, że obecną wojnę, przed którą stoję, podjąłem z musu w imieniu Twoim i Twego Syna, Chrystusa, ufny w [Twą] pomoc (…). Te słowa modlitwy wypowiedział król z taką pobożnością i tak głośno, że (…) można było widzieć bardzo wielu rycerzy szlochających i płaczących…

 

Zaraz potem zabrzmiała śpiewana przez wszystkich Bogurodzica. Rzecz to niezwykle tajemnicza: pieśń owa była niewątpliwie stara już za czasów Jagiełły, już wówczas uznawana za sędziwą i „ojczystą”… ale jakoś we wcześniejszych kronikach o niej nie słyszymy. Ani nie znamy jej wcześniejszych zapisów. Wygląda na to, że stała się nabożnym „hymnem” polskim dopiero za czasów – a może i za sprawą – Jagiełły… Tego, który póty nie dał znaku do rozpoczęcia bitwy pod Grunwaldem, póki nie wysłuchał w pokorze kilku Mszy Świętych, i to nie zwracając uwagi na alarmujące wieści o następującym nieprzyjacielu (Msze owe odprawiał stryj Długosza, królewski kapelan, więc informacja jest pewna). Otrzymane zwycięstwo król uznał za łaskę Boga – jak i za karę zesłaną na Zakon za nadmierną pychę. Wobec tego wszystkiego współcześni mogli czuć i myśleć jak Grzegorz z Sanoka, który spisał królewskie epitafium:

 

Za tak wielkie łaski trzeba zgiąwszy kolana

Wznieść znów pokorne prośby, pobożne błagania,

By wszechpotężny, co Olimpem włada,

Raczył tę duszę wliczyć do grona swych świętych.

Psy i sokoły, czyli pokusy i wspomnienia pogaństwa

A jednak na lśniącej pobożności widać niekiedy cień, rysę. Po trosze bierze się ona z domysłów i plotek, jakich Polacy nie szczędzili „litewskiemu niedźwiedziowi”, wyznawcy pewnych przesądów (…) których podobno nauczyła go jego matka, kobieta obrządku greckiego (to, oczywiście, nadal Długosz).

Najsławniejszą, choć i najbardziej fantastyczną plotkę czytamy w zapisce z wieku XVI, w Rocznikach Stanisława Sarnickiego. Otóż podczas jednej z regularnych wizyt w poznańskim sanktuarium Bożego Ciała Jagiełło miał asystować misterium Wniebowstąpienia Pańskiego. Gdy zaś wizerunek Zmartwychwstałego w górę sznurami według starego zwyczaju święcenia tegoż święta wciągano, król zapytał, czyjże to wizerunek. Odpowiedzieli, że Boga. Wówczas on rzecze: dajcie mu świecę. Następnie, gdy diabeł w postaci smoka był zrzucany z wyżyn, zapytał: cóż to przedstawia? Po czym rzekł: (…) dajcie mu dwie świece. Zaś zapytany dlaczego tak, mówią, iż odpowiedział w polskim języku: służ Bogu a diabła nie gniewaj. Nic dziwnego, że w późniejszych zbiorach przysłów polskich Jagiełło figuruje jako autor powiedzenia Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek.

 

Z kolei Długosz zanotował, że król codziennie przed wyjściem trzy razy obracał się naokoło i trzy razy rzucał na ziemię połamaną przez siebie trzcinę. Nauczył się tego, gdy był jeszcze młody, od matki, kobiety greckiego wyznania. Z jakiego względu to robił albo co chciał przez to osiągnąć, ani sam za życia nie zdradził, ani nikomu nie ułatwił rozmowy na ten temat.

 

Były i wydarzenia wręcz dramatyczne. W roku 1419 król po odprawieniu modłów w [poznańskim] klasztorze Ciała Chrystusowego, w sobotę [12 VIII] późną godziną podążył z Poznania w kierunku Środy, na wozie sporządzonym na kształt kolebki, w asyście wojewodów… Kiedy zaś przybył do gaju położonego przed Tulcami, niebo z pogodnego i jasnego stało się nagle wzburzone i ciemne. Zaczęły się ukazywać groźne błyskawice i bić pioruny… [wtem piorun] spadł z nieba z ogromnym i gwałtownym hukiem, swoim uderzeniem zabił cztery konie ciągnące karocę królewską i dwu ludzi ze służby królewskiej… [gdy oszołomiony] król… przez długi czas czy z powodu utraty przytomności czy przerażenia nie dawał żadnej odpowiedzi, rycerze opłakiwali go jak zmarłego. Odzyskawszy siły, które sparaliżował strach, podniósł się w końcu i zaczął mówić. Wyznał, że tak straszny wypadek zdarzył się słusznie za jego winy… [Potem] niektórzy też twierdzili, że jako neoficie przychodziły mu do głowy wątpliwości dotyczące wiary chrześcijańskiej, kiedy nagle ugodził w niego piorun. Ale on sam ani wtedy, ani potem nie przyznał się do występku chwiejności we wierze i nikomu bez trudu nie przyszło do głowy, że było to prawdą.

 

* * *

 

Jak każdy niemal grobowiec, wawelski sarkofag Jagiełły zawiera tajemnicę: nie wiemy, czy spoczywa w nim człowiek już zbawiony, czy jeszcze mieszkaniec czyśćca, czy… – sekrety jego sumienia są nam niedostępne. Nie ulega wszakże wątpliwości, że jako polski monarcha starał się świadomie pełnić czyny dobre i święte. Że dokonywał świadomego wyboru pomiędzy dobrem a złem. Owszem, także i po otrzymaniu chrztu zdarzały mu się często decyzje wątpliwe (bo takie podejmował, ale tu o nich nie pisałem) dotyczące Kościoła, polityki międzynarodowej, poszczególnych ludzi; i że przyczyniały mu one wątpliwości. Ale któż jest wolny od wątpliwości? A z drugiej strony – komuż dane było przejście aż tak niezwyczajnej życiowej drogi?

 

 

Cytaty z Roczników Jana Długosza zamieszczono w przekładzie Julii Mrukówny

 

 

 

Jacek Kowalski

 

 

 

Tekst ukazał w 15. numerze magazynu „Polonia Christiana”

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie