9 września 2013

Konflikt w Syrii czy wokół Syrii?

(Propagandowe graffiti Asadów. Fot. Open Doors)

Wypełniając wolę papieża Franciszka modlimy się i pościmy w intencji pokoju w Syrii, na Bliskim Wschodzie i na świecie. Jednak w tym czasie, gdy uwaga świata zwrócona jest na ten kraj, pogrążony w długotrwałym konflikcie wewnętrznym, wokół niego toczy się gra o nowy podział wpływów politycznych i gospodarczych w strategicznym dla świata zakątku. Czy zapowiadana na poniedziałek emisja wywiadu prezydenta Syrii Baszar al-Assada dla amerykańskiej telewizji CBS będzie przełomem i zahamuje eskalację napięcia przynajmniej w skali międzynarodowej?

 

Udzielenie głosu w amerykańskiej telewizji oskarżanemu przez Stany Zjednoczone syryjskiemu przywódcy właśnie w chwili, gdy siły militarne wielu państw są niemal gotowe do ataku na wojska rządowe w Syrii, może mieć na celu danie szansy wszystkim stronom konfliktu na dyplomatyczne rozwiązanie napięcia. Trudno wskazać, komu tak naprawdę służyć miałoby otwarcie nowego frontu wojennego na i tak już obficie zlanym krwią Bliskim Wschodzie. Nie oznacza to jednak, że zamiast żołnierzy do nowej walki nie przystąpią z większą energią dyplomaci i świat biznesu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Egipski syndrom

 

W polemikach między tworzącymi się międzynarodowymi blokami politycznymi osią podziału jest stosunek do aktualnej władzy utożsamianej z prezydentem Syrii Baszar al-Assadem oraz do rebeliantów, popieranych przez blok „amerykański”, dający jasno do zrozumienia, że zbrojna interwencja w Syrii jest już niemal pewna, nieznany jest tylko jej termin. Taka ofensywa dyplomatyczno-militarna Stanów Zjednoczonych nie może być obojętna Rosji, która coraz bardziej czuje się osaczana od strony strategicznego dla niej zawsze Kaukazu.

Ostro ocenił takie działania Stanów Zjednoczonych generał – pułkownik Leonid Iwaszow, przewodniczący Akademii Problemów Geopolitycznych, znany z kontrowersyjnych wypowiedzi i ocen sytuacji międzynarodowej. W wywiadzie opublikowanym pod koniec sierpnia br. użył on nawet sformułowania o zagrożeniu wybuchem III wojny światowej i zarzucił Putinowi bierność i uległość wobec Zachodu, który to Iwaszow obwinia za próby rozniecania konfliktów wewnętrznych w obszarze od Afryki Północnej do granicy Chin, czyli coraz bliżej rosyjskiej strefy interesów militarnych i gospodarczych.

 

Faktem jest, że drugie mocarstwo nuklearne na świecie jak do tej pory wykazało dużą wstrzemięźliwość wobec wydarzeń w Egipcie i Libii – dwóch państwach, w których w ostatnim czasie doszło do spektakularnych zmian grup rządzących. W obydwu przypadkach sytuacja przybrała obrót niespodziewany dla rządów europejskich demokracji, które chciały w „arabskiej wiośnie” widzieć symptomy prozachodnich zmian politycznych i wejścia na drogę demokratyzacji systemów. Tymczasem rozbity wewnętrznie Egipt, z racji swojej wielkości i położenia, stał się niezwykle niebezpiecznym punktem zapalnym na styku i tak już niespokojnych obszarów Afryki i Bliskiego Wschodu.

 

Efekt ekonomiczny „arabskiej wiosny” dziś jest jednak taki, że na światowym rynku ropy naftowej ubył znaczący eksporter tego surowca – pogrążona w chaosie od czasu wojny w 2011 roku Libia. Dzisiaj Libia eksportuje ropę naftową na poziomie ok. 1/10 swojej możliwości sprzedaży tego surowca i nic nie zapowiada, żeby w najbliższym czasie ta sytuacja się zmieniła. Tym bardziej, że państwo to tylko na mapie zachowało swoją spójność i nie wiadomo, czy w niedługim czasie nie dojdzie do prawdziwego podziału politycznego Libii.

 

Kiepsko wypada też inny wielki eksporter ropy naftowej – Irak, gdzie na wrzesień zaplanowano prace w terminalach służących do wysyłki ropy. Gdyby więc atak na Syrię nastąpił właśnie we wrześniu, podaż ropy byłaby mocno ograniczona, z czego najwięcej skorzystałaby Arabia Saudyjska, posiadająca zdolność zwiększenia wydobycia ropy i która, jak do tej pory, jest beneficjentem eksportowego upadku Libii. W Arabii Saudyjskiej obecnie wydobycie ropy osiąga najwyższe w dziejach wyniki – dziennie nawet 10,5 mln baryłek (dla porównania, obecnie Libia wydobywa zaledwie niecałe 150 tys. baryłek).

 

Obalenie na początku lipca tego roku prezydenta Muhammada Mursiego i rządu Bractwa Muzułmańskiego w Egipcie faktycznie osłabiło też ważnego sojusznika Stanów Zjednoczonych w regionie Bliskiego Wschodu – Turcję. Dysponująca dużą armią i będąca w strukturach NATO Turcja, po lipcowym zamachu stanu i przejęciu władzy przez egipską armię, straciła partnera, z którym planowała prowadzić w wschodniej części basenu Morza Śródziemnego wspólną grę, m.in. poprzez popieranie opozycji syryjskiej. Dlatego też, patrząc na rozwój wydarzeń w Egipcie, wiele państw, potencjalnie zdolnych do zbrojnej interwencji w Syrii, obawia się, że po zwycięstwie tamtejszej opozycji może powtórzyć się przypadek egipski i jedynym efektem obalenia rządu Baszar al-Assada może być wewnętrzny chaos i zagrożenie szlaków przesyłu gazu i ropy naftowej. A skutki tego odczują wszyscy importerzy ropy czy gazu.

 

Petrokonflikt niepotrzebny

 

Ze względu na zasoby surowców energetycznych (ropy naftowej i gazu ziemnego) niemal każdy konflikt na Bliskim Wschodzie oceniany jest przez pryzmat reakcji światowych rynków i giełd na każdy przypadek destabilizacji politycznej w tym regionie. Poza krótkotrwałymi skokami cen paliw w sytuacjach zagrożenia jakiegokolwiek kanału transportu – lądowego czy morskiego – dla światowej gospodarki strategiczne są długofalowe rozegrania o to kto, którędy i za czyim pośrednictwem będzie sprzedawał gaz ziemny czy ropę naftową. Każda eliminacja znaczącego producenta (jak np. Libii) czy też polityczne ograniczenia w międzynarodowym handlu (sankcje nakładane na różne reżimy) powodują wzrost cen paliw, za który płacą konsumenci. Wychodzący powoli z kryzysu gospodarczego świat zachodni w przypadku kolejnego konfliktu w regionach produkcji ropy czy gazu zapłaci za to cenę podwójną. Najpierw odczuje to gospodarka, ale potem regres gospodarczy wpłynie na kształtowanie się niezadowolenia opinii publicznej, ocenę władzy, a potem zapewne na wyniki wyborów.

 

Miód dla niedźwiedzia

 

Zdaje sobie z tego sprawę również elita władzy Federacji Rosyjskiej z Kremla. Rosyjski niedźwiedź, który po latach chaosu może dzisiaj dać swoim podwładnym chleb, a niebawem (w 2014 roku) także i igrzyska (w Soczi), musi dbać przede wszystkim o stały dopływ gotówki do budżetu państwa. Zdolność Rosji do eksportu weryfikuje jednak bezwzględnie światowy rynek, gdzie rzeka surowców energetycznych wydobywanych w Rosji zamieniana jest w strumień petrodolarów płynący do budżetu Federacji Rosyjskiej. Dzięki temu obywatele państwa mają wypłacane w miarę regularnie pensje, emerytury i renty. Utrata jakiegokolwiek rynku zbytu przekłada się wprost na ograniczenie planów utrzymania spokoju społecznego i spójności państwa, a dzięki temu także na podejmowanie prób odbudowy wpływów w utraconych republikach dawnego ZSRS. Wybór otwartego konfliktu i zagrania va banque przeciw USA czy Europie Zachodniej mogłyby się bowiem dla Rosji skończyć utratą kontraktów i pewnego pieniądza, a dla Zachodu wzrostem cen paliw i kosztów produkcji. Wszyscy aktorzy wydarzeń na Bliskim Wschodzie muszą więc optymalizować swoje postępowanie między budowaniem napięcia a kontynuowaniem współpracy gospodarczej.

 

Dlatego też, w myśl sowieckiej koncepcji „bliższej i dalszej zagranicy” działania na polu syryjskim bardziej zdenerwowały Kreml niż wojna w Libii czy wymiany władzy w Egipcie, ale retorsje wobec potencjalnych akcji militarnych będą zapewne ograniczały się do protestów dyplomatycznych i podejmowania prób budowania wokół Rosji własnego bloku politycznego.

 

Co ciekawe, w ostatnich miesiącach Rosja już odniosła parę sukcesów, które mogą wskazywać na odzyskiwanie pola w polityce europejskiej i azjatyckiej, czyli na tradycyjnych dla tego państwa strefach interesów.

 

Komentując fakt niewybrania do realizacji projektu gazociągu Nabucco West jako trasy przesyłu azerbejdżańskiego gazu do Europy Aleksandra Jarosiewicz z Ośrodka Studiów Wschodnich pisze: Odrzucenie szlaku Nabucco West oznacza także, że unijne plany zmniejszenia zależności Europy Środkowej od gazu rosyjskiego poniosły spektakularną porażkę (pomimo formalnego wspierania wszystkich projektów Korytarza Południowego UE w praktyce popierała Nabucco). Dostawy do Europy Środkowej wciąż są wprawdzie możliwe przez sieć interkonektorów, jednak ich znaczenie jest znikome i nie niosą one z sobą ciężaru geopolitycznego. Odrzucenie Nabucco West jest w tym kontekście wyrazem niechęci Azerbejdżanu do wchodzenia w konflikt z rosyjskim Gazpromem, którego projekt South Stream nakierowany jest w większości na te same rynki, co Nabucco.

 

Co brak dywersyfikacji zaopatrzenia w gaz oznacza dla Europy Środkowej nie trzeba nikomu przypominać, szczególnie w kontekście zbliżającej się zimy. A jakim silnym narzędziem dyplomacji jest gaz przekonamy się po reakcji Mołdawii, której kilka dni temu rosyjski wicepremier Dmitrij Rogozin zagroził wprost wzrostem cen gazu w przypadku, gdyby rząd w Kiszyniowie zdecydował się na integrację z UE.

 

Poza Azerbejdżanem kontakty z Rosją zacieśnia też Armenia, która zdecydowała się wstąpić do unii celnej łączącej Rosję, Białoruś i Kazachstan. Byłby to wielki sukces Rosji, choć z pewnością nie równoważący jeszcze prawdopodobnej utraty Ukrainy, oficjalnie dążącej do silniejszej integracji z Unią Europejską.

 

Warto pamiętać, że konstruowana przez Rosję unia celna ma być uzupełniona o polityczną formułę – Euroazjatycką Unię Gospodarczą. W zamyśle Rosji obydwie organizacje mają być przeciwwagą dla Unii Europejskiej i NATO, a de facto mają prowadzić do zwiększenia wzajemnych powiązań terytoriów i gospodarek dawnego ZSRS. Dodać do tego można ocieplenie stosunku premiera Gruzji Bidzina Iwaniszwiliego do współpracy z Rosją, wbrew osłabionemu politycznie prezydentowi Michaiłowi Saakaszwiliemu. W sumie zwrot w relacjach Rosji z republikami zakaukaskimi pokazuje, dlaczego Syria, jako wieloletni partner Rosji na Bliskim Wschodzie, importer broni z FR, a teraz także coraz bliższy sąsiad rosyjskiej strefy wpływów, nie może być obojętna Kremlowi.

 

A jednak niewiadoma

 

Oceniając dynamiczną sytuację między Morzem Kaspijskim a Morzem Śródziemnym mimo wszystko trudno będzie politycznie uzasadniać powód wzniecania kolejnego konfliktu militarnego. I to niezależnie od oceny władz Syrii. W ostatnich dekadach mieliśmy niestety przykłady wielu krwawych reżimów, z którymi nikt walki nie podejmował, nie wyklucza to jednak ostatecznego podjęcia decyzji o przekształcenia wewnętrznych walk w Syrii w konflikt z zaangażowaniem innych państw. Nie zawsze bowiem decyzje polityczne państw są wypadkową racjonalnej oceny plusów i minusów dla nich samych i dla potencjalnego rozwoju dalszych wydarzeń. Przewrót z lata tego roku w Egipcie może być tego przykładem. Wiele wskazuje na to, że pierwotny jest konflikt o wpływy wokół Syrii, a walki wewnątrz tego państwa są raczej pochodną sytuacji w tej części Azji.

 

Jan Bereza

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie