17 lutego 2020

Najważniejsze wybory w historii III RP. Kolejne

(FOT.:Tomasz Golab/Krzysztof Zuczkowski/Grzegorz Banaszak / FORUM)

Prezydent Polski nie ma rozległych kompetencji, jednak możliwość blokowania ustaw wystarczy, by bój o najwyższy urząd stanowił jednocześnie pole walki o stabilność rządu, a nawet kształt państwa. W tym starciu każdy gracz ma coś do ugrania, a choć zwycięzca może być tylko jeden, to – zależnie od ostatecznego rozkładu sił – w maju świętować mogą także inni.

 

Wiatr w żagle i kij w szprychy

Wesprzyj nas już teraz!

Najpóźniej swojego przedstawiciela w wyborach prezydenckich zaprezentowała Konfederacja. Wszystko przez czasochłonną procedurę prawyborów, w których kandydata – za pośrednictwem elektorów – wskazali sympatycy formacji.

 

Decyzja o trwającej kilka tygodni wewnętrznej elekcji, a więc późnym przedstawieniu polityka reprezentującego partię, początkowo mogła jawić się jako błąd, jednak ostatecznie okazała się słuszna, gdyż prawybory stały się emocjonującym spektaklem. Show nie umknął uwadze nawet politycznych przeciwników Konfederacji, a z uznaniem – ale też pewnym strachem – skomentował je intelektualny guru nowej lewicy Sławomir Sierakowski. Nic dziwnego, gdyż antysystemowe ugrupowanie zaprezentowało organizacyjne zdolności i umiejętność mobilizacji elektoratu.

 

W nudnej, niemal zabetonowanej rzeczywistości politycznej, gdy PiS dysponuje pełnią władzy, zaś lewicowo-liberalna opozycja trwa w marazmie, Konfederacja pokazała się jako faktyczna nowa jakość, co w połączeniu z cechami uznawanego za ideowego, ale też wyrażającego swoje myśli w sposób akceptowalny, zwycięzcy prawyborów Krzysztofa Bosaka, daje ugrupowaniu szansę na niezły wynik.

                                  

Wiele zależeć jednak będzie od kampanii oraz postawy jednego z przegranych w prawyborach – Janusza Korwin-Mikkego. Lider wolnościowców – na pozór najsilniejszego środowiska w Konfederacji – nie krył rozczarowania sukcesem narodowca, zaś media zaczęły sugerować konflikt w ugrupowaniu. Z drugiej jednak strony „kręcenie nosem” przez Korwin-Mikkego może ułatwić Bosakowi prowadzenie kampanii. Jeśli bowiem powszechnie wiadomo, że narodowiec nie został „namaszczony” przez polityka w muszce, to być może nie będzie musiał tłumaczyć się z absurdalnych tez wygłaszanych przez nestora wolnościowców.

 

Zgliszcza i uwiąd

Ze stosunkowo dobrą, acz nieco zmąconą, atmosferą wokół Konfederacji kontrastuje położenie Platformy Obywatelskiej. Nieco lepiej, choć również przeciętnie, wygląda przedwyborcza sytuacja lewicy.

 

Politycy PO mają ewidentny problem z tożsamością – z przekonaniem nie tyle wyborców, co samych siebie, o sensie dalszego istnienia tego bytu politycznego. Niby wszystko jest proste – Małgorzata Kidawa-Błońska (kandydatka wybrana po przeprowadzonych jakby na siłę i nudnych prawyborach) ma największe szanse, by wejść z Andrzejem Dudą do II tury, gdzie skumulowanie głosów wszystkich przeciwników PiS-u może doprowadzić do politycznej zmiany. Praktyka wygląda jednak znacznie gorzej. Platforma zachowuje się, jakby nie miała pomysłu na Polskę i nie chciała przejąć władzy, zaś przez pewien czas dla formacji istotniejszą sprawę stanowiło przywództwo w partii.

 

Lepiej wygląda sytuacja lewicy, jednak dla postępowców wyłonienie kandydata na prezydenta stanowiło wyraźny problem. Środowiska wspólnie startujące w wyborach parlamentarnych kilkukrotnie przesuwały datę ogłoszenia nazwiska swojego reprezentanta. Najpierw mieliśmy poznać je w grudniu, później – do końca roku, następnie zaś w styczniu. W tym czasie w mediach krążyła informacja, że lewicę reprezentować będzie kobieta, aż w końcu kandydatem został Robert Biedroń, czyli polityk, o którego starcie w wyborach prezydenckich mówiło się od dawna. Niezależnie jednak od powodów takiego kluczenia skrajna lewica straciła część dynamiki, jaką uzyskała po udanych wyborach parlamentarnych.

 

„Zielonych” dwóch

W roku 2020 aż dwóch kandydatów na prezydenta określić możemy mianem „zielonych”, jednak powody takiego zaszeregowania są odmienne, a politycy najprawdopodobniej będą zabiegać o względy innych wyborców.

 

Pierwszy z nich to Władysław Kosiniak-Kamysz, który w ostatnich miesiącach wykazał się polityczną inteligencją. Wszak start „ludowców” z liberałami i postkomunistami podczas eurowyborów okazał się dla PSL wizerunkowym obciążeniem. Partia nie brnęła jednak z egzotyczny sojusz, ale zrzuciła „tęczowy” balast i na wybory parlamentarne powołała Koalicję Polską o charakterze centro-prawicowym, uzyskując w ten sposób nadspodziewanie dobry wynik. Ów zwrot powoduje, że szef ludowców powalczy o ten sam elektorat co Andrzej Duda.

 

Natomiast jako pewne zagrożenie dla PO jawi się drugi z „zielonych” kandydatów – Szymon Hołownia. W jego przypadku kolor nie wynika jednak z barw partyjnych, a narracji ekologicznej. Trudno natomiast zrozumieć, dlaczego były prezenter TVN zdecydował się wejść do polityki właśnie teraz. O ile bowiem w wyborach parlamentarnych kilka procent wystarczy, by przez kolejne lata istnieć w politycznym obiegu, o tyle porażka w prezydenckiej elekcji może utrudnić twarzy „katolicyzmu otwartego” dalsze działania. Zważywszy jednak na osoby wspierające Szymona Hołownię trudno mówić o nieprzemyślanych ruchach.

 

Bój o II kadencję

Szanse urzędującego prezydenta na zwycięstwo w I turze zależą w dużej mierze od kampanii jego głównych konkurentów w walce o względy elektoratu centro-prawicowego i prawicowego oraz mobilizacji własnych wyborców. Ilość czynników koniecznych do rozstrzygnięcia wyborów przy pierwszej okazji jest jednak na tyle duża, że scenariusz z dogrywką należy traktować jako niemal pewny. Andrzej Duda nie składa jednak broni i próbuje zyskać w oczach różnych, często przeciwnych środowisk. Z jednej strony ostry werbalny sprzeciw wobec narzucania Polsce w obcych językach ustroju można uznać za „mrugnięcie okiem” do narodowców, zaś zadeklarowana gotowość do rozważenia podpisania ustawy o związkach partnerskich jako chęć przekonania postępowców.

 

Jeśli natomiast dojdzie do II tury, to prezydent najpewniej dostosuje przekaz do kontrkandydata. Za najtrudniejszych przeciwników w „dogrywce” uznać należy – o ile któryś z nich się w niej znajdzie – Szymona Hołownię i Władysława Kosiniaka-Kamysza.

 

Pierwszego dlatego, że nie sposób wypominać mu politycznej przeszłości. Ponadto – mimo poglądów w kilku sprawach sprzecznych z chrześcijaństwem – Hołownia ciągle kojarzony jest jako katolik, co może zdemobilizować część wierzących wyborców niewidzących poważniejszej różnicy między katolikiem z Krakowa, a katolikiem z Białegostoku. Jest to dla Andrzeja Dudy o tyle groźne, że faktycznie przez 5 lat – mimo niekiedy pięknych deklaracji – nie doprowadził do realizacji zauważalnej ilości postulatów kontrrewolucyjnych.

 

Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi media rządowe mogą natomiast wypominać koalicję PSL z PO, jednak młody polityk nie kojarzy się z negatywnymi zjawiskami tamtych lat. Zamiast tego jego nazwisko firmuje jedno z większych świadczeń socjalnych natury prorodzinnej z czasów sprzed „500 plus”. Dodatkowo lider ludowców daleki jest od lewicowego fanatyzmu, co – razem z „osiągnięciami” w dziedzinie zasiłków – łączy szefa PSL z Andrzejem Dudą i powoduje, że to właśnie Kosiniak-Kamysz jawi się jako potencjalnie najgroźniejszy dla urzędującego prezydenta kontrkandydat w II turze. Ciągle jednak jego szanse na znalezienie się w wyborczej „dogrywce” są mniejsze niż w przypadku Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.

 

Czas pokaże, czy Andrzej Duda znajdzie sposób na przeciwników atakujących go i z lewa i z prawa.

 

 

Michał Wałach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie