19 czerwca 2020

Prof. Kilpatrick o „długim marszu przez instytucje” w USA: Głównym celem armia

(fot. JONATHAN ERNST / Reuters)

Obecny chaos na ulicach miast amerykańskich może być postrzegany jako spontaniczny wybuch stłumionego gniewu albo jako wynik długiej kampanii na rzecz wzbudzenia gniewu poprzez kultywowanie narracji o bigoterii i ofiarach – ocenia prof. William Kilpatrick, długoletni wykładowca Boston College i autor książek o tematyce kulturalnej oraz religijnej.

 

Współpracownik licznych mediów, w tym „First Things,” „Policy Review,” „American Enterprise”, „American Educator”, „The Los Angeles Times” podkreśla, że ważne jest, by zrozumieć, że ostatnie protesty, które przetoczyły się przez setki amerykańskich miast  – i czasami przybierały bardzo gwałtowny charakter – były możliwe dzięki większemu i bardziej niszczycielskiemu marszowi przez instytucje, rozpoczętemu kilkadziesiąt lat temu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

„Długi marsz przez instytucje” to fraza wymyślona przez włoskiego komunistę Antonio Gramsciego (1891–1937), aby opisać, jak społeczeństwo można obalić bez uciekania się do broni. Współpracując z głównymi instytucjami społeczeństwa – szkołami, uniwersytetami, sądami, korporacjami, mediami i partiami politycznymi – oddani lewacy mogą spowodować rewolucyjne zmiany” pisze profesor na łamach portalu catholicworldeport.com.

 

Wykładowca sugeruje, że przez długi czas krytycy kultury mówili i pisali o „długim marszu” w czasie przyszłym – jako coś, co mogłoby się zdarzyć, gdybyśmy nie byli ostrożni. W obecnej sytuacji jednak należałoby przyznać, że „lewicowe przejęcie amerykańskich instytucji jest już w toku” , a „w niektórych segmentach naszej kultury zostało zrealizowane”.

 

Zdaniem Kilpatricka, skandaliczna reakcja władz, odnosząca się przychylnie do żądania zniesienia policji, likwidacji sądów i więzień pokazuje, że ten marsz już się dokonał. Na przykład burmistrz Seattle stwierdził, że przejęcie części miasta przez członków lewackich bojówek i ruchu Black Lives Matter było aktem „patriotycznym”, który może doprowadzić do „lata miłości” (summer of love). W trakcie plądrowania i palenia własności, m.in. także Afroamerykanów, burmistrz Nowego Jorku przywołał piosenkę Johna Lennona „Imagine” i zastanawiał się na głos, dlaczego nie możemy mieć świata bez ograniczeń.

 

Mniej więcej w tym samym czasie, Rada Miasta Minneapolis zaproponowała likwidację policji. Jednocześnie etatowi komentatorzy medialni i różni „eksperci” reagowali na protesty i wezwania do likwidacji policji spostrzeżeniami, „dlaczego wcześniej o tym nie pomyśleliśmy.” Obecnie „lewicowy salon” poważnie zastanawia się nad tym pytaniem.

 

Profesor wskazuje, że lewica już kontroluje amerykański ośrodek edukacyjny. Od czasu protestów zwolniono dwóch profesorów uniwersyteckich i jednego katolickiego nauczyciela szkoły średniej za krytykowanie radykalnej grupy marksistowskiej Black Lives Matter.

 

„Ale to, co lewacy robią w klasach, jest jeszcze bardziej szkodliwe niż to, kogo wykluczają z klas. To, co zrobili, to wpajanie przekonań pokoleniom amerykańskich dzieci, by odrzuciły ziemię swoich narodzin jako skażoną rasizmem, białą supremacją (…) To nie jest kraj wart obrony, ale kraj, którego należy się wstydzić. W przypadku tego rodzaju edukacji, nic dziwnego, że tak wielu w naszym społeczeństwie uważa, że ​​nadszedł czas na rewolucję” – komentuje Killpatrick.

 

Lewicy nie udało się jeszcze przejąć całej komunikacji medialnej. Nadal jest Fox News i wiele konserwatywnych stron internetowych oraz podcastów. Ogólnie rzecz biorąc, media informacyjne są zdominowane przez lewicowo-liberalnych indoktrynerów, którzy uważają za swój obowiązek indoktrynację w lewicowym duchu tam, gdzie kończy się rola szkół i uniwersytetów. Dziennikarze bardziej interesują się kształtowaniem pewnych postaw niż przedstawianiem faktów. Stąd filmy dokumentalne robione są z odchyleniem lewackim, doniesienia prasowe są wysoce selektywne, powielają te same fałszywe narracje, które są rozpowszechniane na uniwersytetach o „białej supremacji” i „instytucjonalnym rasizmie” – wskazuje.

 

Co więcej, twórcy filmów dokumentalnych mogą liczyć na wypowiedzi akademików, którzy utwierdzają publiczność w błędnych sądach i którzy zostali wyszkoleni w taki sposób, by bardziej czuć, niż myśleć krytycznie.

 

„W końcu, gdyby potrafili myśleć krytycznie, zdaliby sobie sprawę, że gdyby twierdzenia o instytucjonalnym rasizmie były prawdziwe, wówczas główną winę ponosiliby lewicowi liberałowie, którzy przecież kontrolują większość instytucji naszego społeczeństwa. Wielkie miasta o najwyższym napięciu rasowym są prawie zawsze rządzone przez liberalnych Demokratów. Mają burmistrzów Demokratów, rady miejskie zdominowane przez Demokratów, sędziów Demokratów, komisarzy policji Demokratów, kierowników szkół Demokratów i związki nauczycieli kontrolowane przez Demokratów. Co więcej, wielu z tych liberalnych burmistrzów, członków rad miasta, sędziów i szefów policji jest czarnych. Jeśli w naszym społeczeństwie istnieje coś takiego jak „rasizm systemowy”, wówczas biało-czarni liberałowie powinni być obciążeni w  przeważającej mierze za to” – komentuje profesor.

 

Dodaje, że jednak tak się nie stało i środowisko lewicowe zostało niejako zwolnione z winy, a całe oskarżenie przeniesiono na konserwatystów, w szczególności na Republikanów. Wykorzystuje się „obecny szał”, by burzyć posągi żołnierzy Konfederacji i zmieniać nazwy baz wojskowych. Protestujący nie zdają sobie nawet sprawy, że Partia Konfederatów składała się z Demokratów z Południa, a Partia Republikańska walczyła z niewolnictwem. Nie zdają sobie sprawy, że rasistowskie prawa Jima Crowa zostały ustanowione przez Demokratów i że najsilniejszy sprzeciw wobec ustawodawstwa dotyczącego praw obywatelskich (Civil Rights Legislation) w latach 60. pochodził ze strony Demokratów, zasiadających w Kongresie.

 

„To prowadzi nas do kolejnego celu długiego marszu lewicy przez instytucje – do Partii Demokratycznej. To, czy lewica przemaszerowała przez Partię Demokratów, czy Partia Demokratów skręciła w lewo, jest skomplikowanym pytaniem. Ale tutaj nie trzeba na nie odpowiadać. Partia Demokratyczna jest teraz niewolnikiem lewej strony. Nawet najbardziej umiarkowani Demokraci w dzisiejszej polityce są daleko na lewo od miejsca, w którym znajdował się John Kennedy w latach sześćdziesiątych” – sugeruje Kilpatrick.

 

Jednym z przejawów solidarności partii z lewicą jest niechęć do krytykowania radykalnych lewicowych grup, takich jak: Antifa i Black Lives Matter. Jeśli Demokraci przejmą władzę w wyniku tegorocznych wyborów – zdaniem autora komentarza – należy spodziewać się gwałtownego przyspieszenia „długiego marszu przez instytucje” w sytuacji, gdy coraz więcej ustępstw czyni się względem  radykałów po lewej stronie.

 

Poza szkołami, mediami i Partią Demokratyczną są jednak inne instytucje, które, choć ogólnie uważa się za konserwatywne, stale dryfują w lewo. „W ostatnich latach lewica maszeruje szybko przez świat korporacyjny” – podkreśla wykładowca. Gdy studenci zindoktrynowani przez lewicowych profesorów wchodzą do świata korporacyjnego, „w pakiecie” wnoszą swoją ideologię.

 

„Fakt, że wiele korporacji określa teraz swoją siedzibę jako „kampus” – pisze Kilpatrick – sugeruje, jak daleko mentalność uniwersytecka wkroczyła w świat wielkiego biznesu. W korporacyjnym kampusie widać te same obsesje, które nękają kampusy uniwersyteckie: przewrażliwienie na punkcie różnorodności, restrykcyjne ograniczenie wolności wypowiedzi i sygnalizowanie cnoty” – czytamy.

 

Po protestach i zamieszkach „sygnalizowanie cnoty” – afiszowanie się zachowaniami, które mają świadczyć o moralnej wrażliwości lub dobrym sercu – jest bardziej wyraźne niż kiedykolwiek wcześniej. Wystarczy wejść na stronę pierwszego lepszego banku czy głównej firmy ubezpieczeniowej, a prawdopodobnie od razu czytelnik spotka się z wiadomością, że chociaż kraj jest dotknięty rasizmem – bank, czy instytucja ubezpieczeniowa jest zaangażowana w pracę na rzecz równych szans dla wszystkich.

 

„Czy to oznacza, że ​​ubezpieczyciele samochodowi zapewnią takie same niskie stawki osobom mieszkającym w dzielnicach, w których występuje wiele kradzieży i wypadków samochodowych, jak osobom mieszkającym na bezpiecznych, zielonych przedmieściach? Prawdopodobnie nie. Ale takie deklaracje robią dobre wrażenie” – komentuje autor. Tego rodzaju „sygnalizacja cnoty”  jest łagodna w porównaniu do korporacji, które aktywnie wspierają grupy bojowników. W ostatnim artykule dla Catholic World Report, profesor Ronald Jelinek wskazywał na niektóre z nich.

 

Duże firmy takie, jak: Intel, Twitter, Nike, Warner Media, Nordstrom, Ben & Jerry’s, YouTube, TikTok, Netflix, Amazon, Twitch, Paramount, Starz i Hulu publicznie wspierają Black Lives Matter. Przekazują tej radykalnej marksistowskiej organizacji duże darowizny.

 

Cisco zobowiązało się do przekazania 5 milionów dolarów BLM i podmiotom  stowarzyszonym. Airbnb i DropBox obiecało 500 tys. dol. Tymczasem Starbucks z Seattle pozwoli swoim pracownikom nosić koszulki „Black Lives Matter”, a nawet zamówił dostawę nowych.

 

„W latach 50. socjologowie odkryli, że nowy typ homo sapiens – „człowiek organizacji” – został stworzony przez kulturę korporacyjną. W powszechnej wyobraźni „ludzie organizacji” ubrani w szare garnitury utrzymywali dożywotnią lojalność wobec swojej firmy. Jednak ludzie z organizacji z lat 50. są niczym w porównaniu z ludźmi z organizacji, którzy obecnie obsadzają biura korporacyjnej Ameryki. Zasady ubioru są bardziej poluzowane, a atmosfera jest bardziej konformistyczna niż kiedykolwiek. W latach pięćdziesiątych oczekiwano lojalności wobec marki firmy, ale w latach dwudziestych XXI w. oczekuje się całkowitej lojalności wobec filozofii firmy. W przeciwnym razie, zostanie się zwolnionym, odrzuconym przez byłych współpracowników i jest mało prawdopodobne, aby kiedykolwiek osoba taka znalazła zatrudnienie w świecie korporacyjnym. Marsz lewicy przez korporacyjny świat nie jest jeszcze zakończony, jednak jak dotąd jest on zaskakująco szybki i łatwy. Napotyka mały opór” – czytamy.

 

Marsz przez instytucje dokonuje się nawet w armii. Od czasu przesłuchań Army-McCarthy każdy, kto sugerował, że wojsko jest infiltrowane przez komunistów, był uważany za „maccartystę”. Chociaż wydaje się, że można bezpiecznie powiedzieć, że Pentagon nie jest kierowany z Moskwy, to jednak wysokiej rangi oficerowie są z reguły bardziej liberalni, niż większość ludzi sądzi. Barack Obama przeprowadził czystkę wśród wojskowych i zastąpił konserwatywnych oficerów osobami o bardziej liberalnym nastawieniu.

 

Pod rządami Obamy, wojsko stało się „laboratorium stylu życia,” zezwalając na służbę kobiet w miejscach, gdzie tradycyjnie ich nie było, ze względu na ograniczenia natury, zorganizowano imprezę dla gejów, czy zbudowano panteistyczne centrum kultu religijnego w Akademii Sił Powietrznych, skupiające  pogan, druidów, czarownice itp. Transseksualista został umieszczony na ważnym stanowisku, przyczyniając się do wycieku prawie 750 tys. wrażliwych dokumentów wojskowych i dyplomatycznych.

 

„Wygląda na to, że część liberalnej ekipy Obamy weszła do administracji Trumpa na samym początku kadencji. Po odejściu generała Michaela Flynna ze stanowisko doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, zastąpił go generał H.R. McMaster. Wyglądało to jak drugie przyjście generała Pattona, ale w rzeczywistości został on stworzony z tego samego materiału ideologicznego, co Obama. W Radzie Bezpieczeństwa Narodowego McMaster przeprowadził własną czystkę. Zwolnił co najmniej pół tuzina wysoce utalentowanych konserwatystów z najwyższych stanowisk i zastąpił ich bardziej poprawnymi politycznie osobami. Jednym z zastępców został Mustafa Javed Ali, mężczyzna, który wcześniej zajmował stanowisko koordynatora ds. różnorodności w Radzie Stosunków Amerykańsko-Islamskich” – czytamy.

 

I dalej: „Czy Javed Ali był uprawniony do objęcia stanowiska Starszego Dyrektora ds. Zwalczania Terroryzmu w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego? Nawet postawienie takiego pytania byłoby głęboko obraźliwe.” – pisze Kirlpatrick. W tym kontekście niepokojące jest to, że w trakcie powstania o zasięgu ogólnokrajowym wielu obecnych i emerytowanych wysokich rangą funkcjonariuszy zdecydowało się zająć publiczne stanowisko w opozycji do prezydenta Donalda Trumpa. Nie chodzi o to, że generałowie nie mają wiedzy co do mądrości interwencji armii w sprawach wewnętrznych, ale że ich własna interwencja wydaje się być skoordynowaną i celową próbą podważenia autorytetu władzy prezydenta w czasach kryzysu narodowego.

 

Jeśli nic więcej generałowie nie zrozumieli z powagi sytuacji, prawdopodobnie zamieszki, palenie i grabieże w ponad stu amerykańskich miastach stworzyły sytuację równie poważną, jeśli nie poważniejszą, niż w poprzednich przypadkach, w których prezydenci zarządzali interwencję wojskową w celu przywrócenia porządku.

 

Od początku protesty spowodowane śmiercią George’a Floyda są kierowane przez dobrze zorganizowane grupy neomarksistowskie, takie jak Antifa i Black Lives Matter. Podczas gdy niektórzy protestujący demonstrują przeciwko brutalności policji w związku ze śmiercią Floyda, te radykalne elementy występują przeciwko amerykańskiej formie rządów.

 

„Nie jest jasne, czy wszyscy nasi dowódcy wojskowi zrozumieli tę różnicę. Nie sugeruję, że lewica przejęła wojsko. Ale nie powinniśmy zakładać, że tak nie mogłoby być. W czasach, gdy cnotę utożsamia się z walką o sprawiedliwość społeczną, amerykańska klasa wojowników znajduje się pod rosnącą presją, by zając stanowisko wobec wojowników społecznych. Dlatego powinniśmy założyć, że wojsko jest głównym celem długiego marszu lewicowców. Lewica dąży do przewrotu, a historia sugeruje, że najbardziej udane rewolucje były przygotowywane przez grupy, którym udało się pozyskać przychylność wojska lub przynajmniej jego części” – czytamy.

 

„Obecny chaos na ulicach może być postrzegany jako spontaniczny wybuch stłumionego gniewu lub może być postrzegany jako wynik długiej kampanii na rzecz wzbudzenia gniewu poprzez kultywowanie narracji o bigoterii i ofiarach. Przez lata działaczom udało się zdobyć sympatię i wsparcie wielu kluczowych instytucji naszego społeczeństwa. Mamy nadzieję, że w tych instytucjach wciąż jest czas, aby odważni ludzie zrozumieli, że są wykorzystywani” – konkluduje autor, dodając, że Kościół także jest jedną z organizacji, do której przejęcia dąży lewica. To jednak temat na odrębny artykuł.

 

Źródło: catholicworldreport.com

Agnieszka Stelmach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 125 604 zł cel: 300 000 zł
42%
wybierz kwotę:
Wspieram