25 listopada 2020

Lewicowa ideologia – wypaczenie chrześcijaństwa godne Antychrysta

(fot. pixabay)

Tocząca się we współczesnej cywilizacji zachodniej (Europa, Ameryka Północna, Australia, częściowo Ameryka Południowa) batalia ideologiczna jest pod wieloma względami unikatowa w skali globalnej. Po jednej stronie stoją obrońcy chrześcijaństwa potwierdzającego z kolei zasady prawa naturalnego w kwestii małżeństwa, poszanowania życia, roli religii w życiu publicznym i opartych na zasadzie pomocniczości relacji między jednostką i państwem. Po drugie promotorzy uciemiężonych jakoby mniejszości seksualnych, „prawa” do aborcji, ograniczenia roli Kościoła w imię pluralizmu oraz omnipotencji państwa (lub – w przypadku innych – nieograniczonej „wolności” jednostki).

 

Mogłoby się wydawać, że obydwie strony nie mają ze sobą nic wspólnego. Rzecz w tym, że lewicowe ideologie okazują się często parodią chrześcijaństwa. Ich koryfeuszom daleko do oryginalności. Czerpią z chrześcijaństwa, wypaczając je i zalewając pogańskim sosem. Treść ich postulatów to w znacznej mierze nawrót do pogańskiej starożytności. Ich retoryka i motywacje przypominają jednak – łudząco – chrystianizm. Tym większa ich perfidia. Ale po kolei.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Równość

Jedną z charakterystycznych idei wciąganych na lewicowe sztandary jest równość. Nie ma praktycznie lewicowca niepowołującego się na swe egalitarne zapędy i związaną z nimi walkę z dyskryminacją. Skąd bierze się ta pasja równości? Z hinduskiego systemu kastowego? Z uznających często niższość kobiet myślicieli judaistycznych i islamskich? Wolne żarty. Pęd do równości stanowi pokłosie chrześcijaństwa. Oddajmy głos świętemu Pawłowi. „Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” [Ga 3, 28] – mówił Apostoł Narodów. W imię tej idei stopniowo znoszono niewolnictwo w średniowieczu, a także walczono z wprowadzonym na terenach kolonialnych jego powrotem. Thomas Jefferson mówił, że „uznajemy za oczywiste, że wszyscy ludzie są stworzeni równymi” – i jest to oczywiste tylko jeśli uznamy, że jesteśmy stworzeni – zauważa biskup Robert Barron.

 

Wszechobecna walka z dyskryminacją, o „równość małżeńską”, o „prawa kobiet” stanowią rozwinięcie i wypaczenie chrześcijańskiej równości. Wynikają z zapomnienia o tym, że równość pod względem „istoty” w chrześcijaństwie idzie w parze z nierównościami pod względem przypadłości. Nie oznacza zlania ludzi w jednolitą masę identycznych osób bez twarzy. Chrześcijańska równość godności idzie w parze z nierównościami w sprawach drugorzędnych (talenty, siła, wiek et cetera) i związanymi z nimi proporcjonalnymi nierównościami społecznymi.

 

Krótko mówiąc – lewica idzie zbyt daleko, gdyż uznaje nie tylko równość pod względem godności, lecz także konieczność zrównania w kwestiach drugorzędnych. Z drugiej strony, paradoksalnie, w pewnych przypadkach neguje samą fundamentalną równość. Chodzi tu przede wszystkim o kwestię aborcji. W imię równości i wolności dla kobiet odmawia najbardziej podstawowego prawa do życia dzieciom nienarodzonym. Warto pamiętać, że walka z aborcją to współczesny odpowiednik walki z niewolnictwem. Chodzi bowiem o obronę fundamentalnych praw istot ludzkich, którym niektórzy tego ludzkiego statusu odmawiają. Lewica głosi więc konieczność zrównania ludzi pod drugorzędnymi względami z jednej strony; a odmawia niektórym fundamentalnych praw z drugiej. Ich wizja równości czerpie bowiem z chrześcijańskiej, ale ją wypacza.

 

Wolność

Wolność to także idea zasadniczo chrześcijańska. „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli!” – pisał święty Paweł w Liście do Galatów [5,1]. Cała Biblia to zbiór opowieści o wolności do wyboru dobra lub zła – od Adama i Ewy po wypierającego się (a następnie nawracającego się) świętego Piotra. Chrześcijańska koncepcja wolnej woli nie oznacza „prawa” do wyboru dobra i zła. Michael Davies zwracał uwagę, że człowiek dysponuje wolnością fizyczną do wyboru dobra lub zła, ale nie ma wolności moralnej do wyboru zła. Z drugiej jednak strony nawet moralny zakaz wyboru zła nie oznacza, że w każdym przypadku powinno wkraczać państwo i zmuszać do decyzji o dobru. Wówczas nie byłoby bowiem mowy o wyborze ani o związanej z nim zasłudze. Święty Tomasz podkreślał, że prawo ludzkie nie powinno karać wszystkich przestępstw, lecz głównie te naruszające sprawiedliwość (nawiasem mówiąc aborcja z pewnością się do takowych zalicza). Myśl chrześcijańska stanowiła więc podwaliny do stworzenia zdrowej wolności politycznej.

 

Lewacka koncepcja wolności czerpie więc z chrześcijańskiej, lecz doprowadzając ją do skrajności, prowadzi do jej wypaczenia. W interesującej formie wyraził ją sędzia amerykańskiego Sądu Najwyższego Anthony Kennedy w sprawie dotyczącej aborcji. Uzasadniał on swój wyrok podkreślając, że „w sercu wolności znajduje się prawo definiowania własnej koncepcji egzystencji, znaczenia, wszechświata i tajemnicy ludzkiego życia”.

 

Nie wiedzieć czemu jednak z tego wyprowadzono prawa do zabijania, które w zwulgaryzowanej formie wzięli na sztandary uczestnicy Strajku Marty Lempart. Dziś w imię wolności matki żądają prawa do zabijania dzieci. W imię wolności dziś pary żądają prawa do zawierania wyniszczających związków małżeńskich. W imię wolności mężczyźni żądają prawa do bycia kobietami i na odwrót. Idea wolności to kolejna chrześcijańska koncepcja w tragiczny sposób zmodyfikowana przez rewolucjonistów.

 

Braterstwo

Kolejną wywodzącą się z chrześcijaństwa ideą, która uległa wypaczeniu, jest braterstwo. W religii Starego Testamentu bratem był współwyznawca, a w kontekście chrześcijańskim Pan Jezus nazywa Swymi braćmi uczniów. Źródłem tego braterstwa jest jeden wspólny wszystkim Ojciec. Braterstwo opiera się więc na jedności w Bogu i wprowadza jedność między chrześcijanami bez względu na ich szczegółowe różnice.

 

Jezus Chrystus nazywa swymi braćmi wszystkich słuchających Jego Nauki. Pyta bowiem „któż jest moją matką i /którzy/ są braćmi? I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką” [Mk 3,31-35].

 

Ideał braterstwa na tak szeroką skalę jest więc wielkim wkładem chrześcijaństwa w dzieje ludzkości. W Chrystusie jednoczą się wierni obojga płci i wszystkich ras, narodów i stanów społecznych. Choć bardzo inkluzywny, chrześcijański ideał braterstwa nie jest jednak nieograniczony.

 

Jak bowiem zauważył kardynał Ratzinger „chrześcijaństwo jest jednak nie tylko zniesieniem granic, ale powołuje też do istnienia nową granicę: granicę między chrześcijanami i niechrześcijanami. W konsekwencji chrześcijanin jest bezpośrednio bratem tylko chrześcijan. Jego zobowiązanie do miłości odnosi się wprawdzie zawsze do tego, kto aktualnie potrzebuje pomocy, ale budowa żywej chrześcijańskiej wspólnoty braterskiej i troska o nią pozostają jego pierwszorzędnym zadaniem” [Joseph Ratzinger, Chrześcijańskie Braterstwo, s. 35].

 

O ustanowieniu bariery między wiernymi „braćmi” a niewiernymi mówi święty Paweł. „Nie wprzęgajcie się z niewierzącymi w jedno jarzmo. Cóż bowiem ma wspólnego sprawiedliwość z niesprawiedliwością? Albo cóż ma wspólnego światło z ciemnością? Albo jakaż jest wspólnota Chrystusa z Beliarem lub wierzącego z niewiernym? Co wreszcie łączy świątynię Boga z bożkami? Bo my jesteśmy świątynią Boga żywego – według tego, co mówi Bóg” [2 Kor 6, 14-16].

 

Wydaje się to sprzeczne z tym, co słyszymy na co dzień o miłości bliźniego obejmującej wszystkich. Ale nie jest. Dobry chrześcijanin praktykuje miłość – agape – także wobec niewierzących, szczególnie jeśli znajdują się w potrzebie. Jednak nie utrzymuje z nimi pełni wspólnoty braterskiej – wie bowiem, że stosunek do Chrystusa nie jest czymś drugorzędnym. Szczególnie dotyczy to zadeklarowanych i publicznych wrogów Chrystusa. „Zniknięcie granic i doskonała jedność jest możliwa wyłącznie w Chrystusie!” – zauważył na łamach PCh24 o dr Roman Laba.

 

Tymczasem braterstwo głoszone przez liberalną lewicę stanowi przejęcie chrześcijańskiego ideału i pójście o jeden krok dalej. Ten z pozoru niewielki, ale bardzo istotny krok polega na likwidacji różnic między wiernymi a niewiernymi (nawet osobistymi wrogami Pana Boga). To rozumienie braterstwa wydaje się mieć korzenie masońskie. Na przykład założyciel loży we Frankfurcie nad Menem (1742) Louis François de la Tierce stwierdził, że „ludzie nie powinny się różnić według języków, którymi mówią, według ubrania, jakie noszą, ani według krajów, które zamieszkują. Cały świat jest niczym jedna Republika, każdy naród – niczym rodzina, a każdy człowiek niczym dziecko. Wszystko to jest po to, by odradzić i poszerzyć owe istotne założenia, wzięte z ludzkiej natury. W tym celu była stworzona początkowo nasza społeczność”.

 

Tak rozumiane braterstwo sprzyja etycznemu relatywizmowi oraz religijnemu synkretyzmowi. Świat jako wielka republika bez granic – oto ideał politycznych i kulturowych globalistów, a także zwolenników „tolerancji” rozumianej błędnie jako akceptacja. Warto jednak pamiętać, że nie wszyscy lewicowcy przyjmują ten właśnie ideał poszerzonego braterstwa. Wszak marksiści swych braci widzą w członkach lub zwolennikach „proletariatu”. Z kolei radykalne feministki postulują „siostrzeństwo” kobiet, uznając mężczyzn za wrogów. To wszystko stanowi przejaw wypaczenia chrześcijaństwa.

 

Współczucie dla ofiar

Kolejna chrześcijańska idea brana na sztandary lewicy to współczucie wobec pokrzywdzonych. W antycznym świecie takowe raczej nie istniało. Starożytne mity – jak choćby ten o królu Edypie – kończą się często wymierzeniem sprawiedliwej kary, pomsty. Karani są winni. René Girard zwracał uwagę, że w cywilizacji antycznej zabicie kozła ofiarnego stanowiło mit założycielski wielu wspólnot. Pożądanie ziemskich dóbr przez jednego człowieka wywołuje u innych skłonność do naśladowania. W efekcie pożądanych dóbr nie starcza dla każdego, co wywołuje niezdrową rywalizację i związaną z nią niechęć, a nawet przemoc. Życie w społeczeństwie staje się trudne do wytrzymania i aby uchronić się od walki wszystkich ze wszystkimi, społeczeństwo przekierowuje swą nienawiść na jedną postać – kozła ofiarnego. Wyładowanie na nim swej agresji, w tym często zabicie, pozwalało zachować pokój między pozostałymi członkami wspólnoty politycznej. Często nawet tego kozła ofiarnego sakralizowano, by upamiętnić jego zasługi dla wspólnoty. Jednak uznawano go zawsze za w jakiś sposób winnego i ukaranego słusznie.

 

Chrześcijaństwo podobnie jak dawne mity opowiada historię o Królu ginącym w imię uratowania społeczności. Pomimo tego zewnętrznego podobieństwa istnieje jednak głęboka i niezwykle istotna różnica – cierpiący Król jest całkowicie niewinny.

 

Biblijne przeświadczenie o niewinności ofiary Chrystusa stawia więc świat starożytnej mitologii na głowie. Od tej pory nie ma już powrotu do świata sakralnej przemocy (choć znaczenie tej prawdy do wielu nominalnych chrześcijan wciąż nie dotarło). W chrześcijańskiej cywilizacji dochodziło do prześladowań, jednak zawsze znajdywali się ludzie, którzy zwracali uwagę na ich niesprawiedliwość – motywowani właśnie głębokim, chrześcijańskim duchem. Wiedzą bowiem, że ofiara nie zawsze jest winna – bywa wręcz całkowicie odwrotnie. W związku z tym prześladowania nie są uzasadnione.

 

Zapowiedź niewinnej ofiary Chrystusa znajdujemy już – co istotne – w Starym Testamencie. Nie jest on więc obcy żydom, także tym współczesnym. Po Holocauście Żydzi zsekularyzowali ideę niewinnego cierpienia na niespotykany wcześniej sposób. Niewinna ofiara ich narodu stała się pod wieloma względami fundamentem powojennej liberalnej demokracji. To w imię uniknięcia powtórki tragedii Holocaustu Żydom przyznano w niej uprzywilejowany status moralny, stając się szczególnie wyczulony na ich cierpienie.

 

Raz zsekularyzowana biblijna idea niewinnej ofiary dziś przeradza się w karykaturę siebie samej. Otóż prześladowanymi mniejszościami ogłaszają się grupy, których cierpienia (choć też obecne) trudno porównać z cierpieniami poniesionymi przez Żydów (jak też Polaków czy Romów) podczas Holocaustu. Często grupy te niemal na siłę dorabiają sobie martyrologiczną historię. Dziś mamy całą plejadę „Żydów”: kobiety (te o proaborcyjnych poglądach), homoseksualiści, transgenderowcy et cetera. Cały świat musi użalać się nad ich mniej lub bardziej wydumanym cierpieniem i odpowiednio za nie zadośćuczynić.

 

Od wspominania tragedii śmierci doskonałego Boga-Człowieka przez wspominanie masowej śmierci zwykłych a niewinnych ludzi w Holocauście, doszliśmy do rytualnego potępiania urojonych często cierpień coraz to nowych grup. Jednocześnie w roli kozła ofiarnego występują chrześcijanie – o ile sprzeciwiają się oni współczesnym ideologiom.

 

Benedykt XVI we wstępie do mającej się wkrótce ukazać po włosku książki-wywiadu z Peterem Seewaldem podkreślał, że mamy współcześnie do czynienia ze swego rodzaju totalitarną dyktaturą, a kto się jej sprzeciwia „[…] zostaje wykluczony z podstawowego konsensusu społecznego. Sto lat temu każdy przyznałby, że absurdem jest mówić o homoseksualnym małżeństwie. Dziś jednak ci, którzy się mu sprzeciwiają, są społecznie ekskomunikowani. To samo dotyczy aborcji i produkcji istot ludzkich w laboratoriach. Nowoczesne społeczeństwo zmierza do formułowania antychrześcijańskiego credo, ktokolwiek się mu sprzeciwia, zostaje ukarany społeczną ekskomuniką. Obawa o tę duchową potęgę Antychrysta jest zbyt naturalna i tym, czego naprawdę potrzeba, jest modlitwa całych diecezji i Kościoła na całym świecie o odwagę przeciwstawienia się jej” [za: Antonio Socci / Libero-One Peter Five].

 

Przyszły lepszy świat

Chrześcijaństwo przynosi nadzieję na lepszy świat. Nadzieja masowego i wiecznego życia wolnego od cierpienia, nędzy i śmierci zachwyciła wielu i stała się jedną z przyczyn zwycięstwa chrześcijaństwa. Idealny świat nadejdzie jednak dopiero po Paruzji. Istniały wprawdzie w łonie chrześcijaństwa próby sprowadzenia raju na ziemię, jednak tak zwany millenaryzm (Królestwo Chrystusa na Ziemi) spotkał się z potępieniem Kościoła.

 

Gdy jednak idea przyszłego doskonałego świata na dobre zakorzeniła się w umysłach ludzi Zachodu, nie wszystkim uśmiechało się czekać. Dążenie do sprowadzenia nieba na ziemię obecne w myśli heretyków zostało przejęte przez nowożytne ideologie polityczne. Karol Marks i Fryderyk Engels snuli wizję komunistycznego społeczeństwa dobrobytu, które „reguluje ogólną produkcję i przez to właśnie umożliwia mi robienie dziś tego, a jutro owego, pozwala mi rano polować, po południu łowić ryby, wieczorem paść bydło, po jedzeniu krytykować, słowem – robić to, na co mam ochotę, nie robiąc przy tym ze mnie wcale myśliwego, rybaka, pasterza czy krytyka” [K. Marks, F. Engels, Ideologia niemiecka, tłum. Kazimierz Błeszyński i Salomon Filmus]. W imię tego utopijnego ideału robienia w każdej chwili tego, na co się ma ochotę, zamordowano dziesiątki milionów osób. Dążenie do „uziemnienia” Królestwa Bożego niemal z konieczności wiąże się z przemocą, gdyż rzeczywistość świata po grzechu pierworodnym uparcie nie chce dostosować się do ideału.

 

Choć idea raju na ziemi to specyfika myśli komunistycznej, to również zwolennicy innej postępowej ideologii – naziści – głosili ją w postaci przekonania o Tysiącletniej Rzeszy. Wydawać by się mogło, że współczesne ideologie „lewackie”, takie jak genderyzm, feminizm czy ideologie mniejszości seksualnych nie postulują otwarcie możliwości stworzenia doskonałego (przynajmniej z ich punktu widzenia) społeczeństwa. Jednak choć nie snują jego wizji tak otwarcie jak choćby Karol Marks, to wiara w przyszłe jutro wolne od dyskryminacji i oparte na „nauce” (czyt. ich poglądach) okazuje się możliwe. Ślady takiego wynikającego z wypaczenia chrześcijaństwa spojrzenia na świat znajdziemy choćby w Konwencji Stambulskiej.

 

Równość, wolność, braterstwo, solidarność z ofiarami i nadzieja na przyszły lepszy świat to idee oryginalnie chrześcijańskie, lecz wypaczone przez lewicę. Ta nie potrafi bowiem stworzyć nic oryginalnego, nic własnego. Żeruje na dziedzictwie wielkiej cywilizacji, którą stara się unicestwić. Nie wtórność jest jednak najistotniejszym zarzutem, lecz diaboliczność. Już średniowieczni wiedzieli bowiem, że Zły jest małpą Pana Boga. Łudząco przypominając Chrystusa, a nawet jawiąc się jako lepszy, bardziej chrześcijański od Niego, odwodzi ludzi od Prawdy.

 

Tak, ideologia radykalnej lewicy to ideologia Antychrysta.

 

 

Marcin Jendrzejczak

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(20)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie