18 listopada 2019

Lewica. Nowa przystawka Kaczyńskiego

(Fotograf: Copyright:fotonews.com.pl Archiwum: FotoNews/FORUM)

Decyzją o mianowaniu lewicowej poseł Małgorzaty Biejat szefową Komisji ds. Rodziny, PiS rozpoczął swój marsz po lewicowy elektorat. Dlaczego właśnie lewicowość stała się nowym pomysłem Jarosława Kaczyńskiego na trwanie u sterów władzy?

 

„Powinniśmy przyjrzeć się tym grupom wyborczym, które nas nie poparły” – te zamienne słowa Jarosława Kaczyńskiego, odnoszące się do wyniku tegorocznych wyborów parlamentarnych, z pewnością stanowiły zapowiedź korekty dotychczasowej polityki obozu władzy. Wielu widziało w tym wystąpieniu antecedencję walki o głosy wyborców Konfederacji. Ale być może Kaczyński myślał wówczas o czymś innym – na przykład o tym, co za sprawą posłów PiS dzieje się obecnie z Komisją ds. Rodziny, której szefową mianowano polityk lewicowej partii Razem.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Czyżby dochodziło do cichego porozumienia na linii PiS-Lewica?

 

Lewa wolna

 

Konfederacja z pewnością stanie się dla PiS prawdziwym utrapieniem. I być może dlatego żaden z polityków tego ugrupowania nie został szefem ani jednej sejmowej komisji. Gdyby Zjednoczona Prawica miała choć odrobinę dobrej woli, by rozwiązać pomyślnie dla obrońców życia kwestię ustawy aborcyjnej, z pewnością na czele Komisji ds. Rodziny stanąłbym ubiegający się o to Grzegorz Braun. Albo przynajmniej ktoś z konserwatywnych posłów PiS.

 

Sprawa aborcji, co zresztą od wielu lat jest jasne, nie interesuje Jarosława Kaczyńskiego. To konsekwentny zwolennik status quo. Jakiekolwiek próby przekonywania, że jest inaczej, że gdyby nie haniebne zachowanie lewicy i radykalizm feministek, to prezes dawno wprowadziłby nie mrugnąwszy nawet okiem, pożądane przez swój elektorat zmiany, to albo bezczelne kłamstwo, albo słodka naiwność. Trudniej chyba znaleźć bardziej brutalny i bezceremonialny sposób od tego, jaki znalazł szef PiS by zaznaczyć swoją obojętność na los zabijanych nienarodzonych dzieci: przyznanie Małgorzacie Biejat stołka szefowej Komisji ds. Rodziny i Polityki Społecznej.

 

Oczywiście sam pomysł nie wypłynął od Kaczyńskiego. Komisja ta to, z punktu widzenia Lewicy, ambona służąca wygłaszaniu poglądów o konieczności legalizacji aborcji bez ograniczeń czy homozwiązków. Wszak Biejat pod obydwoma tymi postulatami podpisałaby się obiema rękami i nogami. W dodatku fakt, że w komisji nadal czeka projekt ustawy o zakazie aborcji eugenicznej, wydaje się zapewne posłance z Razem znakomitą szansą, by błysnąć żenującymi enuncjacjami na tzw. tematy światopoglądowe. Trudno zatem wątpić, że z pomysłem objęcia przez Lewicę szefostwa w Komisji ds. Rodziny przyszedł do PiS Czarzasty wraz z dwoma kolegami. A tam znaleźli oni otwartość i zrozumienie

 

Dla PiS to przecież także wielka okazja. Dzięki takiej decyzji partia władzy może stworzyć sobie „wroga” i móc na jego tle wykazać się umiarkowaniem oraz spokojem. O, patrzcie ludzie, co was czeka jak Biejat z Zadbergiem dorwą się do władzy! A z drugiej strony, wizerunkowo PiS daje dowód wielkiej otwartości na środowiska młodych, lewicowych polityków.

 

Ale jest jeszcze coś, na co warto zwrócić uwagę: o ile celem Kaczyńskiego jest odesłanie Konfederacji z sejmu dokładnie tam, skąd do niego przyszła, czyli na obrzeża polskiej polityki, o tyle celem numer dwa musi być – zgodnie zresztą z zapowiedzią prezesa – poszerzenie elektoratu. Wydaje się nieprawdopodobne, by Kaczyński wygrał wybory parlamentarne trzeci raz z rzędu. A jednak marzy mu się formacja szeroka jak niemiecki CDU czy włoska Chrześcijańska Demokracja. Żeby tego dokonać, trzeba budować szerokie poparcie również w centrum. Do tego nie wystarczą socjalne obietnice. Nie sposób też skłonić do poparcia antypisowski elektorat PO. Ale przecież lewa strona pozostaje wolna. Tam nadal jest o co walczyć.

 

Socjał bez wartości

 

To przecież głównie lewicowym partiom PiS w ostatnich latach odbierał wyborców. Owszem, pożerał Ligę Polski Rodzin i Samoobronę, ale przecież sukcesy tych partii opierały się z jednej strony na kwestionowaniu III RP, z drugiej zaś na obietnicach socjalnych. SLD również traciło wyborców na rzecz PiS. Dlaczego zatem Zjednoczona Prawica, ze swoim prosocjalnym obliczem, nie miałaby przekonać do siebie obecnych wyborców Lewicy, z których wielu to zapewne także młodzi, radykalni i nierzadko ideowi wyborcy?

 

Zanim jednak szef PiS ułoży sobie na kolanach serwetkę i zabierze się do konsumpcji Lewicy, musi wykonać kilka skomplikowanych manewrów. Po pierwsze, udowodnić, że nie zamierza słuchać tego, co na temat aborcji mówi Kościół. Owszem, są jeszcze inne komponenty lewicowej agendy, jak chociażby kwestia LGBT czy edukacji seksualnej. To znacznie trudniejsze tematy, bo zapewne trudno będzie szefowi PiS zaakceptować homozwiązki i to niekoniecznie z powodów ideowych, ale raczej biograficznych. Cóż, w tej kwestii decyduje kwestia smaku. Ale przecież sposobów na miękkie formy legalizacji takich związków jest wiele. I to takich, które wcale nie wydają się odpychające. Na przykład wspominana już przez prezydenta Andrzeja Dudę ustawa o osobie najbliższej. Proste, prawda?

 

Po drugie, prezes PiS musi dołożyć starań, by lepiej zrozumieć obecny elektorat lewicy i wyjść naprzeciw jego socjalnym oczekiwaniom. To łatwa przeszkoda do pokonania, wszak Jarosław Kaczyński ma – paradoksalnie – wiele wspólnego z Adrianem Zandbergiem. Obydwaj panowie mogliby spędzić kilka godzin na rozmowach o Pikiettym, przerzucaniu się pomysłami rozmaitych form pomocy socjalnej czy utyskiwaniu na grabiących państwo bogaczy. Uwiarygodniony otwartością na lewicową agendę PiS dokonałby w ten sposób manewru, który jeszcze parę lat temu wydawał się absurdalny: sięgnąłby po młody wielkomiejski elektorat, odrzucający utuczone Balcerowiczowskimi reformami elity i domagający się rewizji polityki socjalnej państwa.

 

A wartości? Jeśli przyjrzymy się drodze CDU lub chociażby kierunkowi zmian, jakie zachodziły w brytyjskiej Partii Pracy pod kierownictwem Tony’ego Blaira, szybko zauważymy, że krok za poszerzaniem przez te partie elektoratów podążała ideowa pustka. Pochłaniała ona kolejne deklarowane przez te ugrupowania wartości na rzecz tzw. kompromisów i – jak to się ładnie mówi – potrzeby podążania za zmianami społecznymi. Czy zatem naprawdę nie wierzycie, że PiS, również w obszarze ideowym, może stać się partią pragmatyczną a wreszcie: postępową? Czy to naprawdę niemożliwe? O, słodka naiwności!

 

 

Tomasz Figura

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie