6 października 2015

Homeland, czyli Brunon K. i dobrzy islamiści

(fot. rzut ekranu z trailera 5 sezonu filmu, źródło: YouTube.com)

Serial „Homeland” bije rekordy popularności. Jak każda masowa produkcja, jest on dla wielu nie tylko formą rozrywki, ale również głęboko wpływa na postrzeganie świata przez odbiorców. W jaki sposób to robi?

 

Ten pełnokrwisty – w sensie gatunkowym – thriller polityczny to bodaj jeden z najlepszych seriali, jakie możemy obecnie oglądać w Polsce. Akcja wciąga zawrotnym tempem, a niemal każdy odcinek trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty. To majstersztyk, wysokim poziomem jak gdyby niechcący stawiający bolesne pytanie, dlaczego za granicą mogą powstawać świetne seryjne produkcje, a w Polsce – jak na złość – nie.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Zostawmy jednak na boku dywagacje na temat poziomu polskich seriali. Wystarczy bowiem obejrzeć „Prokuratora”, czyli szeroko reklamowaną produkcję TVP 2 z Jackiem Komanem w roli tytułowej, by zorientować się, że o ile w nęceniu widzów kampaniami outdoorowymi oraz reklamami telewizyjnymi jesteśmy nie gorsi od zachodnich macherów, o tyle w układaniu scenariuszy, rysowaniu postaci, konfliktów i eskalowaniu napięcia zostaliśmy daleko w tyle.

 

Jeśli idzie zresztą o rysowanie postaci grubymi kreskami, „Homeland” może być sporą i wyjątkowo bolesną drzazgą w oku polskich twórców. Wręcz pasjonująco jawi się osobowość głównej bohaterki, agentki CIA Carrie Mathison. Dobry scenariusz, skrojony oczywiście pod nowoczesną modłę epatowania nierzadko brutalnością obrazu i języka, niepokoi również wyjątkowo silnym perswazyjnym przekazem popierającym zawężanie przez współczesne państwa pola wolności osobistej oraz promującym pozytywną twarz „mainstreamowego” islamu.

 

CIA i sensacja

 

Dla tych z Państwa, którzy nie oglądali serialu, warto streścić go w kilku słowach, nie ujawniając oczywiście rozwoju akcji w kolejnych sezonach. „Homeland” rozpoczyna się wielce radosnym dla całej Ameryki dniem, w którym do Stanów Zjednoczonych przybywa uwolniony w Afganistanie amerykański jeniec wojenny. Uznany przez rodzinę i bliskich za nieżywego, wraca w glorii bohatera – nie dał się złamać straszliwym torturom, wiele lat spędziwszy w mrokach afgańskich lochów. Traf chciał, że sprawna acz nieco niezrównoważona agentka CIA Carrie Mathison, na co dzień pochłonięta sytuacją na Bilskim Wschodzie, otrzymała od swojego informatora cynk, iż przebiegły przywódca islamskich bandytów zwerbował jednego z amerykańskich jeńców, by niebawem wysłać go do Stanów. Czy jest nim odbity z rąk wroga sierżant Brody? Mathison jest przekonana, że tak i – wbrew wszystkim – podejmuje zdecydowane działania, by udowodnić jego rzekomą winę.

 

Widzowie otrzymują lwią dawkę emocji, wszak niemal każdy odcinek pozostawia wielkie niedopowiedzenie co do roli wojennego weterana oraz postawy szalonej agentki. Obok głównego wątku, wciągają także te poboczne, jak chociażby szemrane gry służb specjalnych, przebiegle poczynających sobie na politycznym zapleczu.

 

Z całą pewnością „Homeland” rozładowuje spowodowaną wszechwładzą służb nieco duszną atmosferę, która to wyraźnie zgęstniała po zamachach z 11 września 2001 roku. Serial przedstawia ogromny wpływ CIA na amerykańską rzeczywistość nie jako realny problem postawienia granicy między zakresem ingerencji państwa w życie człowieka uzasadnionej jego bezpieczeństwem a prywatnością, lecz jako pasjonującą i tryskającą sensacją grę. Na myśl od razu nasuwają się – przy zachowaniu wszelkich proporcji – rodzime „Służby specjalne” Patryka Vegi, w których natężenie spisków knutych przez ludzi WSI jest tak ogromne, że każdy ogląda je z przymrużeniem oka, sycąc się rozrywką, jaką zapewniają oczywiste odniesienia do konkretnych politycznych postaci i wydarzeń.

 

Z tej perspektywy „Homeland” w prosty sposób pozwala oswoić niepokój związany z nieustannie poszerzającymi zakres swoich wpływów amerykańskimi służbami. Dla nich bowiem nie ma nic lepszego niż panujące powszechnie poczucie zagrożenia. Przypomnijmy chociażby – znowu odnosząc się do Polski – sprawę Brunona K. ABW, chcąc skierować na manowce ustawę odbierającą jej liczne kompetencje, postanowiła się „wykazać”, ujmując rzekomego zamachowca niemal na gorącym uczynku. Zorganizowana przez funkcjonariuszy konferencja prasowa miała wcisnąć w fotel, wszak obok informacji o planowanym ataku na siedzibę Sejmu i najważniejszych polityków w kraju, dla spotęgowania wrażenia zwizualizowano, jak miałby wyglądać ów wielki wybuch w centrum stolicy. Tak oto ABW wykreowała terrorystę, co miało wydatnie pomóc w uzasadnieniu instytucjonalnego bytu Agencji w niezmienionym kształcie.

 

Amerykańskie służby tymczasem mają już swojego oczywistego wroga, którego istnienie służy im za mocny argument na rzecz nieustannego poszerzenia zakresu działań inwigilacyjnych. W „Homeland” funkcjonariusze CIA są bezwzględni, ale gdy naruszają prawo, to czynią to z wdziękiem klasycznego szeryfa – prawo, prawem, ale przecież dobro obywateli jest najważniejsze. Wybaczcie więc, drodzy Amerykanie, że kolejny raz złamiemy paragrafy, bezprawnie podepniemy podsłuch czy zainstalujemy kamerę. Serial więc znakomicie wpisuje się w logikę uzasadniania coraz większej wszechwładzy CIA, która – co istotne – nierzadko wymyka się spod politycznej kontroli.

 

Dobry jak islamista

 

Inny wątek w „Homeland” zaskakuje już znacznie mniej. Idzie mianowicie o pozytywne ukazanie islamu. To już przekaz wyjęty wprost z podręcznika politycznej poprawności – każdy radykalizm jest zły, zwłaszcza radykalizm religijny. I – głosi owa podręcznikowa zasada – nie ma znaczenia, czy sprawa tyczy się islamu, czy katolicyzmu. „Umiarkowany” muzułmanin to porządny gość, a wszystkie akty terroru dokonywane są przez dewiantów traktujących tę pokojową religię jako ideologię zachęcającą do zabijania. Jednak dziwnym trafem kolejne doniesienia o napadach z bronią w ręku czy zamachach bombowych kończą się zwykle wspomnieniem o sprawcach nie ukrywających swojej czci dla Allacha. Takimi banałami twórcy serialu nie zawracają sobie jednak głowy – dla nich islamiści to po prostu zasługujące na współczucie ofiary terrorystycznych grup.

 

W sferze ideowej „Homeland” jest więc klasycznym produktem przeżartego wirusem politycznej poprawności amerykańskiego świata filmowego. Pozostaje jednak przy tym świetnie opowiedzianą historią, niebezpiecznie gloryfikującą rozmaite, brudne zagrywki służb. O co w tym wszystkim chodzi? Trudno odpowiedzieć jednoznacznie, wszak w takich sytuacjach zawsze skazani jesteśmy wyłącznie na spekulacje.

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 515 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram