7 października 2020

„Lesbijski geniusz”. Antymęski manifest otworzy nowy etap rewolucji?

Szykuje się nowa rewolucja globalna. Rodem z „Seksmisji”, ale lewica sięga po każdy pomysł dla wzniecenia rewolucji.

 

„Nowy proletariat”

Wesprzyj nas już teraz!

Proletariat ubiegłych wieków jako podmiot rewolucji już nie istnieje. Nic dziwnego, że wszystkie współczesne doktryny dążące do nowej rewolucji społecznej szukają sobie nowych podmiotów i „klas uciśnionych”, w imieniu których będą nadal prowadzić swoje działania i agitację. W XXI wieku takie teorie rewolucyjne z jednej strony się radykalizują, a z drugiej znajdują całkowicie nowe obszary działań.

 

Współczesny „wyklęty lud ziemi” to migranci, członkowie społeczności LGTB, kobiety, ludzie o innym kolorze skóry (Black Lives Matter). Rewolucja wychodzi jednak i poza gatunek ludzki. Mamy więc „walkę o prawa zwierząt”, a ostatnio nawet o „prawa drzew”. Tylko czekać aż powstanie kolejna… „Międzynarodówka”.

 

Do tych nowych postulatów doskonale zaakomodowali się nawet starzy komuniści. W krajach, gdzie takie partie się jeszcze ostały, na ich portalach znajdziemy zawsze poparcie dla migrantów, gejów, lesbijek, transseksualistów, feminizmu, ekologów, antyrasistów. Komunizm teoretycznie upadł, ale jego epigoni doskonale odnajdują się w nowej rzeczywistości „rewolucyjnego postępu”. No, może trochę kolor czerwony ich sztandarów przesłoniła zieleń…  Większość owych współczesnych „teorii rewolucyjnych” to kompletne bzdury. W tym przypadku liczą zapewne, że „ilość przejdzie w końcu w jakość”.

 

Pomysł na rewolucję globalną

Na marginesie produkowania nowych teorii rewolucji warto odnotować pomysł na rewolucję globalną, w której naprzeciw siebie ma stanąć po połowie ludzkości. Zdaje się, że ta wizja bije na głowę swoim rozmachem większość innych pomysłów. Teoria wywodzi się z ideologii LGTB, konkretnie od literki L, jak lesbijki. Jest też przykładem, że LGTB jest ideologią, chociaż jej przedstawiciele chętnie temu zaprzeczają.

 

We Francji ukazała się pod koniec września książka „Lesbijski geniusz”, która jest rodzajem „anty-męskiego” manifestu. Jej autorką jest radykalna feministka Alice Coffin. W ten sposób „rewolucja feministyczna ma swój nowy manifest, który wzywa do wojny kobiet z mężczyznami. W takiej konfiguracji „neutralność” będą mogli może zachować jedynie transwestyci. Odłóżmy jednak żarty na bok, bo ścieżki totalnego feminizmu prowadzą na obszary niebezpieczne dzielenia ludzi i społeczeństw już nawet nie według „klas”, ale płci.

 

Alice Coffin uroziła się w 1978 w Tuluzie. Jest feministką i tzw. dziennikarką LGBT. Także „aktywistką”, współzałożycielką Europejskiej Konferencji Lesbijskiej i Stowarzyszenia Dziennikarzy LGBT (AJP). Jej „manifest” pt. „Geniusz lesbijstwa” opublikowało 30 września wydawnictwo „Grasset”. U Marksa po świecie „krążyło widmo komunizmu”, u Coffin jest to „lesbijstwo”, które ma obalić patriarchalne społeczeństwo.

 

Jej zdaniem mężczyźni utrzymują od zarania dziejów system, w którym to oni są „wszechobecni we wszystkich obszarach”. Teraz mają to zmienić lesbijki. Coffin uważa, że historia homoseksualizmu to działania „anarchistów, rewolucjonistów i przestępców”. To oni zmieniają świat. „Mamy moc, aby bez fizycznej eliminacji, pozbawić tych ludzi tlenu, oczu i uszu reszty świata”.

 

Autorka wspomina swoje akcje prowadzone od 2008 roku z feministyczną grupą „La Barbe”. Były to ataki na konkretnych ludzi (np. publicystę Erica Zemmoura), „naloty” na prawicowe konferencje i szereg innych ataków, które łamały normy prawne. Coffin jest „usprawiedliwiona”, bo chce „żyć w świecie bez fallusów”, wyprzeć połowę gnębicielskiej ludzkości i nie widzieć jej także w życiu rodzinnym. W 2018 mówiła w TV o tym, że „brak męża wystawia mnie raczej na to, że nie jestem gwałcona, bita i zabijana”.

 

Nie lubią ludzi

Być może Alice Coffin ma problemy, które wywodzą się jeszcze z dzieciństwa. Chciała być Andrzejem, ale odkryła w końcu, że nie jest transseksualistką, ale lesbijką. Szybko weszła do polityki. Została radną Partii Zielonych w Paryżu (EELV), ale sama mówi, że wybiera towarzystwo kobiet. Pisze: „nie czytam już męskich książek, nie oglądam już ich filmów, nie słucham już ich muzyki”.

 

Książka-manifest 42-letniej aktywistki niemal przeraża nienawiścią do człowieka i wszystkich mężczyzn. Biorąc pod uwagę film „Seksmisja”, jest może epigonem, ale znacznie wychodzi poza ramy komedii i kiedy stwierdza, że każdy samiec to wróg, nie jest to tylko dialog z jakiegoś filmu. Uważa, że mężczyźni powinni odpokutować za swoje „zbrodnie i muszą porzucić swoje stanowiska kierownicze w firmach i oddać je kobietom. Mają też zostać wykluczeni z procesu poczęcia dziecka, a najlepiej i wychowania. Reżyser Machulski zapewne nie przewidział, że stanie się niemal „prorokiem”. Najciekawsze jest jednak to, że owa rewolucjonistka pracuje w… Instytucie Katolickim w Paryżu. 

 

LGBT to jednak ideologia, w dodatku paskudna

Alice Coffin jest dowodem na to, że LGTB to nie tylko ludzie, ale ideologia i to w dodatku prowadząca do skrajności i radykalizmu. Warto przypomnieć, że rewolucja francuska też była początkowo ideą mniejszości. Lewactwo lubi powtarzać zdanie Mahatmy Ghandiego: „Najpierw Cię ignorują. Potem śmieją się z Ciebie. Później z Tobą walczą. Później wygrywasz”. Dewiza przyświeca wielu współczesnym „postępowcom”. Na razie „rewolucję lesbijską” z udziałem garstki aktywistów, ale jej widmo już być może krąży po świecie. „Rewolucyjne lesbijstwo” to nie tylko przecież Francja, ale przede wszystkim USA, ale także Brazylia, a nawet Ukraina jako kolebka Femenu.

 

Dla Alice Coffin mężczyźni to samo zło. Jej cel to zniszczenie idei „Ojca Wszechmogącego”, który naucza wartości moralnych i zniszczenie patriarchatu. Droga do tej rewolucji ma wieść także przez odsunięcie mężczyzn od dziennikarstwa, filmu i polityki, bo te zawody są „nośnikami władzy męskiej”. Zapowiada się ciekawie, bo ta odmiana lewicowej szajby mówi o rozpętaniu wojny zaledwie z… połową ludzkości.

 

Artyści dla „postępu”

Pomysły pani Coffin to nie jakiś indywidualny przypadek i urojenia. Właśnie czytam, że Olga Tokarczuk zainicjowała nowy projekt Ex-centrum, skierowany do naukowców, artystów i kuratorów, którego celem jest „podjęcie namysłu nad końcem świata, jaki znaliśmy i nad światem przyszłości” a także znalezienie nowych pojęć do opisu nowej rzeczywistości.

 

Co prawda daleko jej do radykalnego feminizmu, a w Fundacji zatrudniła nawet męża i syna, więc mężczyzn przynajmniej nie wyklucza, ale kiedy czytam, że celem projektu jest namysł nad światem, który może powstać „na gruzach tego starego”, to nie mam wątpliwości, że zapowiedź „rewolucji” staje się zupełnie realna. W dodatku w projekt angażują się tacy „postępowcy” jak Agnieszka Holland, Marian Turski, Anda Rottenberg, czy religioznawca z czasów PRL Zbigniew Mikołejko. Mają szukać „w chaosie teraźniejszości” „procesy i zjawiska, które uzyskają wpływ na kształtowanie przyszłego świata”. Może od razu podsunąć im manifest pani Coffin?

 

Bogdan Dobosz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie