20 września 2012

Powabne niebezpieczeństwo neokonserwatywnej herezji

(Fot. Gage Skidmore/Wikimedia Commons CC)

Jonah Goldberg należy obecnie do czołowych publicystów neokonserwatywnych w Stanach Zjednoczonych. Neokonserwatyści – środowisko liberałów (przeważnie żydowskiego pochodzenia), przeżywających od przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku „twarde zderzenie z rzeczywistością” (określenie jednego z nich, Irvinga Kristola) na początku dwudziestego pierwszego wieku zmonopolizowało całkowicie to, co obecnie nazywane jest amerykańskim konserwatyzmem. Neokonserwatyści przez ostatnie trzydzieści lat przeszli swoją drogę przez instytucje konserwatywnego świata w USA. Dzisiaj – po śmierci ostatnich wielkich myślicieli amerykańskiego konserwatyzmu (Russella Kirka i Thomasa Molnara) dominują w większości fundacji, think-tanków czy periodyków, które liberalny mainstream określa mianem konserwatywnych. W rzeczywistości jednak wszystko jest „neo”.


 

Wesprzyj nas już teraz!

Nawet „National Review”, założony w 1955 roku przez Williama F. Buckley’a „flagowy” tygodnik amerykańskiego konserwatyzmu stał się przedmiotem wrogiego przejęcia przez neokonserwatystów (gwoli prawdy zezwalał na to pod koniec swojego życia sam Buckley). Jonah Goldberg jest członkiem tego nowego „National Review” i twórcą jego internetowej edycji (National Review Online).

 

W 2007 roku opublikował głośną książkę „Liberalny faszyzm”, będącą – jak głosił podtytuł – „sekretną historią lewicy od Mussoliniego począwszy”. Książka okazała się bestsellerem według rankingu „New York Timesa”. W tym roku Goldberg powrócił do tematu lewicowych idiosynkrazji i stereotypów w publikacji: „Tyrania cliche. Jak liberałowie oszukują w wojnie idei”. Podobnie jak poprzedniczka ma równe szanse stać się bestsellerem za Oceanem (i nie tylko).

 

Tym razem Goldberg zaproponował analizę propagowanych przez liberalne salony (polityczne i medialne) haseł i sloganów. W tym sensie poszedł on śladem wytyczonym przez amerykańskiego konserwatywnego pisarza Roberta Nisbeta, który pod koniec ubiegłego stulecia napisał „Przesądy. Słownik filozoficzny” (polska edycja w 1998 roku nakładem „Alathei”). Czytając książkę Goldberga nie sposób również nie przypomnieć sobie podobnego kompendium polskiego autora – „Stu zabobonów” o. Józefa Bocheńskiego.

 

Lektura najnowszej książki amerykańskiego neokonserwatysty w wielu miejscach skłania, by bić brawa autorowi. Jak chociażby wtedy, gdy analizuje najbardziej nagłaśniane przez liberałów (w warunkach amerykańskich słowo to oznacza socjaldemokratów) aspekty „czarnej legendy” Kościoła, takich jak krucjaty, inkwizycja czy „palenie czarownic”, wykazując, że należy je traktować jako aspekty z historii antykatolickiej propagandy, a nie przyczynek do poznania prawdziwej historii Kościoła. Przytaczane przez Goldberga cytaty z wypowiedzi Hitlera i Himmlera, w których Führer i dowódca SS ubolewają, że do dnia dzisiejszego na ziemi niemieckiej widać tragiczne piętno masowego palenia czarownic przez Kościół z pewnością są dla wielu liberalnych odkrywców „krwawych plam” na sumieniu Kościoła cokolwiek krępujące.

 

Niekiedy jednak aż prosi się, by autora bić. Choćby jak wtedy, gdy pisząc o Olivierze Cromwellu stwierdza, że zrozumiał on, iż nie ma mocy, by narzucić swą wiarę wszystkim mieszkańcom kraju, a próba uczynienia tego byłaby fatalnym nadużyciem […] Dlatego też skłonił Parlament by szanować wolność „wszystkich, którzy boją się Boga”. Z pewnością mieszkańcy Droghedy i całej krwawo, na skale ludobójczą, pacyfikowanej Irlandii (a z pewnością Zieloną Wyspę zamieszkiwali ludzie bojący się Boga) mieliby w tej kwestii odmienne zdanie.  

 

Przenikliwość analizy Goldberga, dotycząca pełnego hipokryzji stosunku liberalnych elit do religii jako takiej (kapitalna uwaga, że fascynacja liberalnych celebrytów buddyzmem jest starym jak świat pragnieniem, by odwoływać się do autorytetu czegoś, czego nie rozumiemy, by podeprzeć to, w co i tak już wierzymy) sąsiaduje z naiwnością vel ignorancją równą liberalnej. Z jednej strony Goldberg gromi liberalną mitologię o „krwawej historii Kościoła” („miliony ofiar inkwizycji”), by kilkanaście stron dalej napisać, że dawna austro-węgierska monarchia Habsburgów trwała przede wszystkim dzięki wspólnemu ekonomicznemu interesowi zamieszkujących ją ludów. A religia (katolicyzm)? A rola dynastii?

     

Z książką Goldberga, podobnie jak z innymi neokonserwatywnymi publikacjami, rzecz się ma jak z herezją. Może ona składać się z dziewięćdziesięciu pięciu procent prawdy, a „tylko” pięć procent jest kłamstwem. Na tym polega jej powab i niebezpieczeństwo.

 

Grzegorz Kucharczyk


Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie