2 kwietnia 2021

Kucharczyk: Kościół, czyli „zuchwalstwo wiary i pewność rozumu”

(fot. pixabay)

Żyjemy w czasach, gdy mnożą się „reformatorzy” Kościoła, którzy chcą go tak „zreformować, że rodzona Matka nie pozna go” (Chesterton). Nie brakuje „odnowicieli” Kościoła, „zatroskanych” o moralną konduitę duchowieństwa, którzy z całych sił walczą z jego Boskim założycielem, drwią z Niego i Jego Matki. Co rusz słyszymy o księżach, którzy zdają się mówić „patrzcie, jacy jesteśmy skromni i zwyczajni”, by po chwili wprowadzać zamęt, tam gdzie powinna być klarowność, by wzywać do letniości tam, gdzie ciągle powinno obowiązywać wezwanie Mistrza „kto chce mnie naśladować…”.

 

Iluż duchownych –  co prawda jeszcze nie w Polsce, ale ten ból dotyka całego Ciała Mistycznego Chrystusa – chce błogosławić tym, którzy nie przypadkiem i z całkiem dobrowolnym przyzwoleniem chcą układać swoje życie depcząc Dekalog. Iluż księży jest skłonnych wprowadzać w swoich parafiach ritus covidicus – komunia do ust na prawo, komunia na rękę na lewo, aktualne rozporządzenia Ministerstwa Zdrowia jako wyższa norma od prawa kanonicznego, a na Zachodzie –  będącego zawsze parę kroków do przodu – konsekrowane Hostie w woreczkach foliowych, „dystrybutory” komunii świętej, etc. A do zboczeńców doktrynalnych dochodzą jeszcze zboczeńcy seksualni….

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wiadomo, jak Matka choruje, źle się ma cały dom. Nic nie jest pewne. Wszystko jest jakby zawieszone na cienkiej nitce, bo przecież póki żyje Matka, póty jest dom. Gdy słabnie źródło, nurt rzeki jest coraz słabszy. Tworzą się mielizny, a przy brzegach jakieś zabagnienia. Gdy słabnie Kościół, słabnie cywilizacja, którą stworzył, z której szybko uchodzącego kapitału ciągle żyjemy.

 

Jakkolwiek choroba Matki – Kościoła jest poważna, a objawy chorobowe budzą niekiedy słuszny wstręt i obrzydzenie, trzeba pamiętać, że akurat ta Matka otrzymała obietnicę, że nie umrze. A i warto odróżniać chorobę od Chorej. System odpornościowy został osłabiony, ale przecież nie został zniszczony.

 

Przestrzegamy przed „reformatorami” i „zwyczajnymi księżmi”, ale nie brakuje tych, którzy codziennie głoszą zdrową naukę, nastawają w porę i nie w porę, którzy przy ołtarzach Pańskich odprawiają Mszę Wieczystą, bo nauczyli się jej niekoniecznie w seminariach, którzy wolą zapłacić mandat, niż zamykać przed ludźmi drzwi kościołów. Szturmowane przez wojujących bezbożników świątynie zostały jesienią zeszłego roku otoczone żywym murem obrońców, którzy całymi seriami strzelali do Złego (jak nazywał modlitwę różańcową św. Maksymilian Maria Kolbe). Są księża, którzy tchórzą, mizdrząc się do świata i są tacy, którzy wbiegają do płonącej Notre Dame, by wynieść z niej Najświętszy Sakrament i królewską Cierniową Koronę Chrystusa. Są tacy, którzy skrupulatnie wypełniają rubryki przewidziane przez ritus covidicus i ci, którzy już oddali swoje życie, niosąc pociechę duchową i sakramenty chorym na Covid – 19. Są tacy młodzi ludzie, którzy próbowali forsować zamykane przed profanatorami drzwi kościołów i są tacy młodzi, którzy modlą się przed zamkniętymi „z przyczyn sanitarnych” świątyniami.

Bluźniercy mogą bluźnić jedynie przeciw czemuś, co istnieje. „Pokażcie mi kogoś, kto by bluźnił przeciw Thorowi” – mawiał Chesterton. W ten sposób pośrednio dają dowód na żywotność Kogoś lub czegoś, z czym walczą. Furia ataków na kościoły jesienią zeszłego roku była paradoksalnie dowodem na żywotność Kościoła w Polsce. Operacja pt. „podkopać autorytet” najwyraźniej nie wystarczy i musi być wzmocniona „akcją bezpośrednią”.

 

Prymas Wyszyński mówił, że Kościół „przez swoje zuchwalstwo wiary i pewność siebie rozumu […] jest znakiem, któremu sprzeciwiać się będą. Każdy artykuł wiary w Credo spotyka się z wołaniem całego świata: „jakoż się to stanie?”. Jak człowiek XX wieku może w to wszystko uwierzyć? Czy to jest możliwe? A Kościół ciągle spokojnie odmawia swoje Credo i do Was wszystkich woła, abyście wspólnie z nim odmawiali Credo i „Gloria Tibi Trinitas, aequalis una Deitas”. Niemal każdy artykuł wiary może dzisiaj spotkać się ze sprzeciwem” (Lublin, 6 czerwca 1966).

 

Ćwierć wieku później św. Jan Paweł II przemawiając 10 czerwca 1991 roku do Episkopatu Polski podczas swojej pielgrzymki do Ojczyzny zapowiadał nadejście ciężkich czasów: ‘O ile sytuacja dawniejsza zyskiwała Kościołowi ogólne uznanie (nawet ze strony osób i środowisk „laickich”) – to w sytuacji obecnej na takie  uznanie w wielu wypadkach nie można liczyć. Trzeba raczej liczyć się z krytyką, a może nawet gorzej. Trzeba zdobyć się na „discernimento”: akceptować to, co w każdej krytyce może być słuszne. A co do reszty: jest rzeczą jasną, iż Chrystus zawsze będzie „znakiem sprzeciwu” (Łk 2, 34). Ten „sprzeciw” jest dla Kościoła także jakimś potwierdzeniem bycia sobą, bycia w prawdzie”.

 

Patrząc na to ostatnie kryterium (amplituda sprzeciwu), można powiedzieć, że z pewnością Kościół w Polsce „jest w prawdzie”. Ale w mocy pozostaje również papieskie wezwanie do „rozróżniania”. Udowodnione przypadki zboczeń doktrynalnych i seksualnych, zgodnie z wezwaniem do uczynków miłosiernych wobec duszy, muszą być bezwzględnie tępione. Zgodnie z nakazem ewangelicznym o kamieniu młyńskim i morskiej otchłani.

 

Zuchwalstwo wiary musi jednak iść w parze z pewnością rozumu; rozumu który zna różnicę między pokorą a naiwnością i pamięta o przestrodze Zbawiciela przed głupotą, która również czyni człowieka nieczystym.

 

 

Grzegorz Kucharczyk

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(9)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie