26 października 2012

Ku pokrzepeniu serc. O sarmackich pieniach katolickich

(Fragment karty z "Psałterza wilanowskiego" (XIII wiek). Repr. Wikimedia Commons)

Kult  Matki Boga okazał się najskuteczniejszą tarczą, a pieśń ku Niej skierowana – może i najważniejszym orężem. Nie na darmo ksiądz Jakub Wujek napisał wówczas o starożytnej pieśni polskiej, iż objawia się przez nią „prawa a szczyra wiara katolicka wszystki kacerstwa głowniejsze potępiająca, a to w tym jednym słowku i tytule – Bogarodzica”

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

 

 

Rycerz Bożej Miłości

Opowiada pewien sarmacki poeta, że go pewnego razu rozpalił „płomień brzydkiej wszeteczności”, czyli rozpustna miłość, i że w jej towarzystwie – czyli pod rękę ze swawolnym Amorkiem – szedł sobie na różaną łączkę ku rozpuście właśnie. Idąc tak, nagle dosłyszał tętent strasznego rumaka, który niósł na swym grzbiecie „jakoby rycerza zbrojnego”. Był to jeździec Miłości Bożej czy raczej sam Amor Boży, który „serca ku Bogu podżega”. Tenże runął na rozpustnego Kupida i poranił go, aż ów zmysłowy bożek zrobił fugas chrustas pomiędzy krzewy róż, gdzie zaczął sobie przemywać rany olejkiem różanym.

 

Przerażony poeta sądził, że i jemu się dostanie łomot od Rycerza Bożej Miłości – ale nie. Niezwykły jeździec kazał mu tylko nawrócić się, czyli dosłownie zapuścić w leśną głusz, tam, kędy jeden nabożny „Pasterz […] | W małej chałupce schował się od świata”. Poeta długo wędrował, aż ujrzał w księżycowej poświacie „domek z chrostu upleciony”, obok którego „rzeka szumiąca […] podpływała” i „cichuchno szemrała”. Stanąwszy pod otwartym oknem ubogiej chałupinki, usłyszał, jak pasterz i jego czeladka, skończywszy prace przy pleceniu koszyków z sitowia, śpiewają „pieśni ulubione”. Były to katolickie pieśni nabożne. Cały cykl pieśni, które nasz poeta in extenso włączył do swego poematu.

 

Katolickie pieśni – od zawsze?

Zdawałoby się, że nic to dziwnego. Że to normalne. Wszak katolickie i polskie śpiewanie trwało (jak sobie nieraz myślimy) od zawsze. Pamiętamy niemal wszyscy te śpiewne sceny – z lektur, filmów, rodzinnych opowieści. Ja sam ze wzruszeniem czytam na kartach wspomnień mego Dziadka, zapisanych w ostatnich latach jego życia, w małym domku, nad jeziorem, przy spłachciu ojczystego pola; wspomnienie tyczy lat około 1910:

 

W okresie świąt Bożego Narodzenia, Postu Wielkiego i Wielkiej Nocy, a także Adwentu, przy udziale wszystkich członków rodziny śpiewaliśmy pieśni religijne, szczególnie matka popisywała się swym pięknym głosem – także w piosenkach ludowych i innych, które wyniosła ze swego domu i z uczestnictwa w chórach śpiewaczych (śpiewała w chórze kościelnym).

 

Cofam się dalej, o lat trzysta – i znajduję podobne słowa w „Przemowie o śpiewaniu i pieśniach nabożnych” na kartach siedemnastowiecznego śpiewnika, który powstał pod okiem i piórem poety Stanisława Serafina Jagodyńskiego:

 

Wzywam  każdego do pobożnego zwyczaju starych nabożnych chrześcijan, a mianowicie dobrych katolików Polaków, którzy i robiąc, i święcąc radzi się pieśniami zabawiali i w to dziatki, i czeladkę zaprawowali, aby tak sprawy i chwałą Pańską sobie przypominali i drugim śpiewaniem jakoby kształtnym jakimsi kazaniem przepowiadali.

 

Z tego pobieżnego przeglądu wychodzi na to, że katolicy od zawsze w domu, tak przy pracy, jak i w święta, pieśni nabożne śpiewać zwykli.

 

Ale to nie takie proste.

 

Początki skromne

Wprawdzie przodkowie nasi śpiewali na polach bitew – jak donoszą trzynastowieczne kroniki – „Kyriesz” (Kyrie elejson), a zaraz potem „Bogurodzicę”, a podczas nabożeństw także i „Ojcze Nasz” oraz „Wierzę” w ojczystej mowie. Wprawdzie w stuleciu czternastym znali wielkanocne: „Chrystus z martwych wstał je” i „Przez twe święte zmartwychwstanie”, a w wieku piętnastym pierwsze kolędy. Wprawdzie dzięki bernardynom, a zwłaszcza Władysławowi z Gielniowa (który to napisał „Jezusa Judasz przedał”) nucili ochoczo śpiewy nabożeństw maryjnych i pasyjnych. Wprawdzie tak, ale…

 

Heretyckie podminowanie pieśni polskich

…ale wszystko to jeszcze mało było i skąpo było, aż tu nagle… nadeszło stulecie XVI, a z nim bracia heretycy. Ci, zaprzeczając Mszy Świętej, poczęli szerzyć nabożeństwo bez Ofiary, szermujące samym tylko słowem, i to nie tylko (wedle ich hasła: sola Scriptura) Bożym, ale i ludzkim, i nie tylko mówionym, ale i śpiewanym. Zaprzęgli więc do propagandy swych nowinek „pieśni duchowne”, jak je nazywali. Były to pieśni w wielkiej części oryginalnie protestanckie, bo tłumaczone z niemieckiego. Jak się  jednak okazało, wierni porzucający Kościół katolicki nie potrafili oderwać się od starych katolickich pieśni, które z dawna lubili. Toteż wydawane przez protestantów śpiewniki, tak zwane kancjonały, zawierały w sobie bardzo wiele tradycyjnych pieni katolickich, wyjąwszy maryjne i pieśni o świętych – bo tych protestanci nie tolerowali. Pozostały jednak strofy opowiadające Mękę i Zmartwychwstanie Chrystusa, często gęsto rozbrzmiewające podczas ich nabożeństw.

 

Katolicka konsternacja

Pośród katolików powstało pewne zażenowanie. I pewna fascynacja zarazem. Owo polskie śpiewanie bowiem wielu ludziom po prostu się podobało. I przykro było widzieć (tu cytat z katolickiego śpiewnika z XVII wieku):

 

od wiary świętej odpadających ludzi… z tej przyczyny, że nie mogąc zrozumieć śpiewania łacińskiego na Mszach świętych, do kościołów dysydenckich [protestanckich] chodzili, gdzie się podobało śpiewanie gminu pospolitego językiem polskim.

 

Jak widzimy, protestanci uczynili z polskich, śpiewanych nabożeństw oręż przeciwko Świętej Liturgii. Jak można było na to odpowiedzieć? Jak zamierzał uderzyć w heretyków pancerny jeździec Bożej Miłości? Otóż…

 

Odpowiedź

…miecz Miłości Bożej uderzył w heretycki zwyczaj, ale nie w pieśni. Oczywiście wpierw zakazano wiernym katolikom pieni „nowych”, protestanckich. Z drugiej strony protestancka aura, innowiercza otoczka „pieśni duchownych” osłabiła na czas jakiś skłonność do pieśniarskiej twórczości w rodzimym języku. Jakby wzdragano się przed heretycką manierą, a równocześnie jakby odczuwano pewną niechęć do komponowania pieśni w stylu, który protestanci tak krytykowali: w tym właśnie pieśni do Matki Bożej. Ba, na parę dekad w ogóle zaprzestano ich układać! Dlaczego aż tak? Trudno odpowiedzieć na to pytanie z pewnością. Skupiono się raczej na uznanych z dawna psalmach i na brewiarzowych hymnach, które poczęto tłumaczyć i nucić po polsku. Były to słupy milowe naszej poetyckiej mowy, przez które dawne, niekiedy wczesnochrześcijańskie jeszcze teksty zyskały precyzyjne, polskie, kunsztowne odpowiedniki, a to w zbiorach: „Harfa duchowna” Marcina Laterny i „Hymny, prozy i kantyki kościelne” Stanisława Grochowskiego.

 

Pieśni człowiekowi krześcijańskiemu należące

Ale zaraz potem nastąpiła gwałtowna, maryjna reakcja! I ostatecznie właśnie kult  Matki Boga okazał się najskuteczniejszą tarczą, a pieśń ku Niej skierowana – może i najważniejszym orężem. Nie na darmo ksiądz Jakub Wujek napisał wówczas o starożytnej pieśni polskiej, iż objawia się przez nią „prawa a szczyra wiara katolicka wszystki kacerstwa głowniejsze potępiająca, a to w tym jednym słowku i tytule – Bogarodzica”. Kiedy zaś katolicyzm ostatecznie już zwyciężył – widziano w tym wstawiennictwo Matki Bożej:

 

O Panno, któraś potłumiła wszędy

Wszystkich nowych wiar i odszczepieństw błędy,

Chciej wykorzenić i z naszej ojczyzny

Ostatki bluźnierstw i zetrzeć ich blizny.

 

I otóż u początku wieku XVII doczekaliśmy się popularnych, katolickich śpiewników. Przede wszystkim wyszły drukiem dwa najstarsze ze znanych: „Pieśni postne starożytne człowiekowi krześcijańskiemu należące, które w Wielki Post śpiewane bywają dla rozmyślania Męki Pańskiej, z przyczynieniem piosnek wyrobione” oraz „Parthenomelica albo pienia nabożne o Pannie Najświętszej”, wydane w Wilnie przez jezuitę Walentego Bartoszewskiego. I rzeczywiście widzimy na ich kartach zazwyczaj (bo nie wyłącznie) stare, tradycyjne śpiewy katolickie. To między innymi dzięki nim, dzięki tymże śpiewnikom nucimy je aż do dziś, począwszy od „Bogurodzicy”, przez „Archanioł Boży, Gabryjel”, po „Krzyżu święty nade wszystko”.

 

Po kilkunastu latach miały się ukazać pierwsze nowe, polskie kolędy, i to nie takie do śpiewania w kościele, ale takie do muzykowania domowego i zabawowego, również i te, które do dziś kochamy: „Przybieżeli do Betlejem”, et caetera. Nie mówię już o tym, że w Kalwarii Zebrzydowskiej stawiano właśnie krzyże, nad którymi wyrosnąć miały za chwilę kaplice Męki Pańskiej i Dróżek Maryi. Pielgrzymowanie, jak rzadko która z nabożnych czynności, sprzyja śpiewom. Pątnicy żądali kazań i pieśni, i wkrótce po raz pierwszy zabrzmiały na dróżkach Kalwarii nowe wówczas strofy: „Jezu Chryste, Panie miły, o Baranku tak cierpliwy”.

 

Łódź młodzi

W tej aurze młody poeta Kasper Twardowski nabrał przekonania, że prywatne nabożeństwo katolickie od zawsze opierało się na nabożnych śpiewach. Kiedy zatem natarł nań pancerny jeździec, czyli Amor Boży, skłoniło go to do napisania nowej księgi, w której ze wzruszeniem opisał pieśni nucone przez ubogiego pasterza i jego czeladkę. Był to poemat zatytułowany: „Łódź młodzi z nawałności do portu płynąca”. Ten, który cytowałem na początku.

 

Odtąd bowiem rzeczywiście katolickie śpiewy brzmiały o wiele częściej podczas Mszy Świętej, jak i poza Mszą Świętą. A przypomnijmy, że wcześniej podczas wystawnych nabożeństw przygrywała głównie uczona kapela i chóry. Teraz Amor Boży zagrzewał do laickich śpiewów, a pierwotna wstrzemięźliwość w ich użyciu ustąpiła śmiałości. Przykład dawali sami biskupi. Że dokończę cytowania przedmowy do katolickiego śpiewnika ( wydanego w Toruniu w roku 1696):

 

…dlatego za pozwoleniem zwierzchności [kościelnej] te niżej wyrażone śpiewanie akomodowano, które się wielce podobało J.W. biskupom, tak dalece, że J.W. [ksiądz biskup] Opaleński lubo miał muzykę wyśmienitą, przecież w kościele swym turowskim ulubionym i w innych kościołach tego tylko kazał zażywać śpiewania i sam z wielkim ludzi zbudowaniem śpiewać pomagał.

 

Ku pokrzepieniu serc

Możecie się, Czytelnicy zacni, łatwo domyśleć, o czym teraz sam rozmyślam. Od półwiecza zalewają nas przecież pienia protestanckie. Większość z nas nie zdaje sobie z tego sprawy. Samo nabożne rozśpiewanie warte jest pochwały. Pal sześć protestancką genezę, jeśli treść prawowierna. Ale żal mi, naprawdę żal, gdy widzę, jak znikają z repertuaru kolejne „Pieśni postne człowiekowi krześcijańskiemu należące” czy kolejne „Parthenomelica albo pienia nabożne o Pannie Najświętszej”. Pocieszam się, że są środowiska, są strony internetowe, są duszpasterze, którzy świadomie się ich trzymają. One są znacznie starsze niż reformacyjny kryzys. One go przetrwały i zwyciężyły. Może i teraz okażą się silniejsze od nowotnych wymysłów? Może i teraz kolejne z naszych katolickich pokoleń poprowadzą ku „Łodzi z nawałności do brzegu płynącej”?

 

Jacek Kowalski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 183 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram