6 lipca 2020

Kto zrealizuje prawdziwe cele Szymona Hołowni?

Blisko 14 procent i ponad 2,5 miliona głosów. Chociaż wynik wyborczy Szymona Hołowni budzi uznanie, to kandydat o wyraźnie lewicowo-liberalnym obliczu nie wszedł do II tury. Mimo tego ciężko mówić o definitywnym końcu zjawiska, które umownie możemy nazwać „Projektem Hołownia”.

 

Polska 2050 jak Kukiz’15?

Wesprzyj nas już teraz!

Podczas wieczoru wyborczego niegdysiejszy katolicki dziennikarz – a dziś polityk o poglądach zbliżonych do agendy reprezentowanej onegdaj przez Ruch Palikota – przyznał, że choć liczył na II turę, to i tak wynik uznaje za sukces. Trudno nie przyznać mu racji. Wszak w warunkach skrajnie spolaryzowanej sceny politycznej zdominowanej od lat przez skrajne emocje – miłość i nienawiść – i płynące na ich falach dwa najsilniejsze ugrupowania, zajęcie pozycji „tego trzeciego” zawsze stanowi osiągnięcie. 5 lat temu na podium znalazł się wrogi wobec „partiokracji” rockmen (poparty przez około 3 miliony osób stanowiące 20 proc. głosujących), w tym roku – telewizyjny prezenter, który przez pewien czas także deklarował niechęć wobec ugrupowań.

 

Podobieństwa sukcesu Szymona Hołowni i Pawła Kukiza są wyraźne – to chociażby ogłaszany na wszystkie strony świata „społeczny charakter kandydata” oraz tworzenie niepartyjnego ruchu. Nie brakuje jednak także różnic, które dotyczą szczególnie poglądów, zaplecza i realnej antysystemowości. Zważywszy jednak na polityczne bankructwo rockmena polegające na sprzymierzeniu się z kwintesencją partyjności w III RP – Polskim Stronnictwem Ludowym – wiele osób może pytać, czy były prezenter TVN i jego środowisko mogą w ogóle odnieść sukces, jeśli ostatecznie pozostaną przy obcej polskiej polityce formule. Hołownia posiada jednak „asa w rękawie”, coś, czym nie dysponował Kukiz – to do bólu konkretna ideologia. Muzyk w wielu sprawach dzielił włos na czworo, zaś były dziennikarz niemalże zawsze wie, czego chce – i to nawet wtedy, gdy udziela odpowiedzi na pozór ogólnych i obudowanych sloganami o konieczności rozmowy wszystkich ze wszystkimi.

 

Buntownik z głównego nurtu

Poglądy Szymona Hołowni to kwintesencja politycznie poprawnego głównego nurtu – na pozór nijakiego, ale w praktyce precyzyjnego w swoich zamiarach ujętych w zgrabnej formie chociażby w Celach Zrównoważonego Rozwoju ONZ, których były prezenter TVN jest ambasadorem. Owe Cele łączą w sobie powszechnie akceptowane ogólniki (np. „wzmocnić pozycję kobiet i dziewcząt”) z nieco konkretniejszymi, ale nadal mgławicowymi zadaniami do wykonania (np. „zapewnić powszechny dostęp do ochrony zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego oraz korzystanie z praw reprodukcyjnych, zgodnie z Programem Działań Międzynarodowej Konferencji na Rzecz Ludności i Rozwoju, Pekińską Platformą Działania i dokumentami końcowymi ich konferencji przeglądowych”). Oczywiście ciągle mamy do czynienia ze stwierdzeniami pozornie dalekimi od kontrowersji – wszak zdrowie, czy to seksualne i reprodukcyjne, czy jakiekolwiek inne, zawsze stanowi wartości – jednak haczyk ukryty jest w rozumieniu określonych zwrotów. Czy bowiem zapewnienie ochrony „zdrowa reprodukcyjnego” to w rozumieniu ONZ-etowskich instytucji wyłącznie działania w stylu profilaktyki nowotworów piersi (u kobiet) i nowotworów prostaty (u mężczyzn)? Okazuje się, że pod pozornie ogólnymi i zarazem pozytywnymi propozycjami kryją się zjawiska niedopuszczalne i negatywne. Przed maskowanym w 5. Celu Zrównoważonego Rozwoju ONZ („Osiągnąć równość płci oraz wzmocnić pozycję kobiet i dziewcząt”) promowaniem aborcji i antykoncepcji ostrzegał m.in. Instytut Ordo Iuris. Portal PCh24 także wielokrotnie poruszał problematykę chociażby w tekstach redaktor Agnieszki Stelmach oraz serialu redaktora Marcina Austyna pt. „Agenda 2030”.

 

Ktoś może jednak powiedzieć, że to przecież wyłącznie jeden punkt, fraza o „zdrowiu reprodukcyjnym” bywa – owszem – interpretowana w zgodzie z lewicowym światopoglądem, ale brak precyzji pozwala także na bardziej konserwatywne rozumienie, zaś Szymon Hołownia wcale nie musi akceptować zapisu łączonego z promowaniem aborcji. Problem w tym, że w trakcie kampanii wyborczej polityk wyraził akceptację dla tzw. „kompromisu aborcyjnego”, a owa deklaracja nie wyczerpuje punktów zbieżnych między Celami Zrównoważonego Rozwoju ONZ, a poglądami ich ambasadora.

 

Lewicowe cele, centrowe metody

Analiza owych Celów prowadzi nas do refleksji, że niekiedy zawierają one trafne diagnozy globalnych problemów, jednak bardzo często proponowane rozwiązania budzą uzasadnione obawy i rodzą skojarzenia z postulatami skrajnej lewicy. Widzimy w nich chociażby ekologizm, w którego radykalizmie dostrzec można cechy quasi-religijne. Mamy do czynienia także z jednoznacznym nakierowaniem na kwestie „ochrony klimatu”. Jest antykoncepcja, edukacja seksualna, „prawa mniejszości” czy poparcie dla migracji. Krótko mówiąc to kompletna wizją świata – nowego, zrewolucjonizowanego i przebudowanego w zgodzie z ideałami środowisk postępowych. Cel ma zostać jednak osiągnięty nie metodami politycznego przewrotu, nie poprzez budowę komunizmu w wersji moskiewskiej, ale przy pomocy swoistego „soft power” – narzędzi kapitalistycznych, demokratycznych i dobrowolnych, w atmosferze kompromisu „światłych sił”, z aktywnym udziałem tzw. „agentów zmiany” oraz oddolnym aktywizmem społecznym na rzecz dbania o sprawy, z którymi najczęściej naprawdę trudno się nie zgodzić (jak chociażby czyste powietrze). Tymczasem także w podpunktach dotyczących kwestii powszechnie akceptowanych odnajdziemy ideologiczny dogmatyzm mający doprowadzić do zrealizowania postulatów Agendy 2030.

 

Co na to wszystko Szymon Hołownia? Ów ambasador Celów Zrównoważonego Rozwoju ONZ, swoisty „agent zmiany”, chce nie tylko przemodelowania polskiej sceny politycznej, ale także wprowadzenia w życie (jeśli nie wszystkich, to co najmniej wielu) założeń owego rewolucyjnego programu. Choć pozycjonuje się na człowieka centrum i powtarza slogany głównego nurtu, które w ustach niegdysiejszego katolickiego dziennikarza mogą uwodzić nawet niektóre osoby o centro-prawicowym spojrzeniu na świat, to tak naprawdę przynależy do lewicy. Jego ruch natomiast stanie się zapewne typową dla postmodernistycznej polityki mieszanką kampanii wizerunkowych i gładkich słów, w których rozcieńczona zostanie realna treść – treść trudna do zaakceptowania w formie esencjonalnej, ale absolutnie zjadliwa dla sporej części społeczeństwa w otoczce deklaracji o dialogu, szacunku, zrozumieniu, wsłuchiwaniu się w głos określonych grup.

 

Sukces niejedno ma imię

Czy jednak taki ruch społeczny może odnieść zwycięstwo? To zależy od tego, co rozumiemy poprzez sukces. Środowisko Szymona Hołowni rychłego triumfu – pojmowanego jako przejęcie władzy politycznej – zapewne nie osiągnie. Polska polityka jest wszak skrajnie zabetonowana, co pokazała nam I tura wyborów prezydenckich. Oto bowiem po trwającym kilka tygodni częściowym zamknięciu niemalże wszystkiego, co istnieje i funkcjonuje w naszym kraju oraz u progu możliwego pogorszenia się sytuacji gospodarczej, wyniki wyborcze kandydata PiS-u oraz PO-KO niczym nie różnią się od wyników, jakie mogliśmy prognozować w styczniu czy lutym. Co więcej, 74 proc. głosów oddanych na kandydatów tych dwóch zantagonizowanych ośrodków przy blisko 65 proc. frekwencji pokazuje, że ów konflikt się zaostrza, a coraz większa część narodu daje się w niego wciągnąć. Dlatego też niepartyjny ruch Hołowni pozostaje bez większych szans na szybkie zwojowanie życia publicznego, szczególnie, że na najbliższe wybory parlamentarne przyjdzie nam – i jemu – poczekać do roku 2023.

 

Ponadto historia pokazuje, że ruchy społeczne nie trafiają w Polsce na podatny grunt. Nad Wisłą jest się albo ogólnopolską partią, albo stowarzyszeniem o jasno sprecyzowanych i w miarę ograniczonych celach; albo dąży się do zdobycia władzy i uzyskania wpływu na wszystko, co dzieje się w kraju, albo skupia się uwagę na wąskiej tematyce i w takiej dziedzinie próbuje się dokonać zmiany. Niepartyjna formuła ogólnopolskiej instytucji chcącej wpływać na kraj i opartej o sukces wyborczy, a więc sukces polityczny, była testowana przez Pawła Kukiza i po początkowym powodzeniu ostatecznie zakończyła się klęską. To zresztą tylko jeden przykład braku trwałości ruchów społecznych. Taką formułę miał przecież początkowo także wyrosły na bazie Marszów Niepodległości Ruch Narodowy, który w końcu stał się partią i dostał się do Sejmu najpierw dzięki współtworzeniu komitetu Kukiz’15, potem zaś Konfederacji. Ruch społeczny poprzedzający powstanie własnej partii stworzył także Jarosław Gowin w czasach stopniowego przechodzenia z PO do otoczenia PiS-u. Widzimy więc, że chcąc przetrwać i osiągać swoje cele, ruch społeczny w sposób naturalny musi stać się partią. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że także Solidarność była ruchem społecznym, jednak trudno porównywać totalitarne i komunistyczne okoliczności, w jakich powstała i istniała, do współczesnej polityki.

 

Partia niepartyjna?

Wydaje się natomiast, że w końcu i sam Szymon Hołownia zdał sobie sprawę z marnej przyszłości, jaka czekałaby jego środowisko w formule niepartyjnej. W końcu bowiem polityk wyznał, że ruch Polska 2050 wystartuje w wyborach parlamentarnych. To jednak nie wszystko, gdyż aktywista jeszcze kilkanaście dni temu niechętny partiom, teraz nie wyklucza już powołania własnej. Możemy więc spodziewać się scenariusza, w którym rozpoznawalny i popularny lider będzie przez najbliższe kilka miesięcy wpływał na opinię publiczną np. poprzez objeżdżanie kraju – tak jak to czynił jeszcze przed ogłoszeniem startu w wyborach prezydenckich – i na spotkaniach (np. autorskich) gromadził setki ludzi, na bazie których na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi powstanie najzwyklejsza w świecie partia polityczna o profilu liberalno-demokratycznym. Czy jednak dostanie się do Sejmu, jak to miało miejsce w przypadku ruchu Kukiz’15? Dziś jest zdecydowanie zbyt wcześniej, by udzielić odpowiedzi.

 

Nihil novi – (były) dziennikarz TVN po stronie polityka PO

Bez wątpienia natomiast ruch społeczny, którego sens istnienia zaledwie po tygodniu od deklaracji o jego utworzeniu przestał być wyrazisty, stracił część autentyczności za sprawą słów lidera. Oto bowiem Szymon Hołownia zadeklarował, że weźmie udział w II turze wyborów prezydenckich, ale nie poprze Andrzeja Dudy. Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, by w tej wypowiedzi odnaleźć nieformalne poparcie dla Rafała Trzaskowskiego. Co więcej, były dziennikarz TVN rozmawiał po 28 czerwca na temat „bezpartyjnej prezydentury” z politykiem Platformy Obywatelskiej, zaś z kandydatem PiS-u – nie. Wszystko w celu – jak powiedział Szymon Hołownia – udzielenia pomocy wielu wyborcom zastanawiającym się, co zrobić 12 lipca.

 

Swoisty – choć zapewne w pamięci wielu chwilowy – upadek narracji o niezależności Szymona Hołowni to cena, jaką prezenter musi zapłacić za zwiększenie szans na szybsze osiągnięcie sukcesu – nie tyleż osobistego, co ideowego. Wszak ewentualny sukces kandydata Platformy Obywatelskiej oznacza dla lidera ruchu Polska 2050 prezydenturę przynajmniej częściowo akceptowalną pod względem światopoglądowym. Rafał Trzaskowski bowiem – choć nie jest ambasadorem Celów Zrównoważonego Rozwoju ONZ – w wielu sprawach wyznaje i głosi ideały wyrażone w owym programie przebudowania świata. Ponadto niemała część jego poglądów to tezy znane z narracjach formacji lewicowych na całym świecie, zresztą nie kto inny jak sam kandydat postępowej opozycji powiedział o sobie, że ma „dosyć liberalne poglądy jak na Platformę Obywatelską”. W praktyce oznacza to chociażby podpisanie przez prezydenta Warszawy gorszącej „Deklaracji LGBT+”, wyrażenie chęci udzielenia homoseksualnego „ślubu”, udział w paradzie równości oraz udzielenie imprezie patronatu, przedłużenie w rządzonej przez niego stolicy programu finansowania nieetycznej procedury in vitro, niechęć do poszerzenia zakresu ochrony życia poczętego czy (obecnie skrywane) negatywne nastawienie do środowisk narodowych.

 

Ciągnie swój do swego

To wszystko nie przeszkodziło byłemu katolickiemu dziennikarzowi publicznie wyrazić poparcia dla Rafała Trzaskowskiego – zapewne dlatego, że pomimo pewnych różnic w akcentowaniu priorytetów oraz stopniu lewicowego radykalizmu (Szymon Hołownia zapowiadał „jedynie” podpisanie ustawy o związkach partnerskich – „małżeństwa” homoseksualne obiecywał zawetować), to właśnie polityk PO daje większe szanse na spełnienie postulatów niegdysiejszego dziennikarza TVN niż Andrzej Duda. W tym sensie wygrana kandydata lewicowo-liberalnej opozycji oznaczać będzie triumf ideologii Szymona Hołowni w polskim społeczeństwie, a niewykluczone, że pod skrzydłami Rafała Trzaskowskiego jako prezydenta ruch Polska 2050 może wyrosnąć na nową siłę polityczną gotową zastąpić zużytą i niestrawną dla wielu wyborców Platformę Obywatelską o kompromitujących w oczach sił postępu konserwatywno-liberalnych korzeniach. Sam Hołownia nie ukrywa z kolei, że jego organizacja ma dalekosiężne plany wykraczające nawet poza ewentualną drugą kadencję, która zakończyłaby się w roku 2030. Wskazuje na to oczywiście choćby sama nazwa ruchu: Polska 2050.

 

Cel ideologiczny wydaje się więc w tym przypadku istotniejszy niż sama osoba Szymona Hołowni. Dla środowisk postępowych nie jest wszak ważne, czy zrównoważony rozwój zaprowadzi nad Wisłą ten czy inny polityk. Ważne, by osiągnął sukces. Im szybciej tym dla nich lepiej. Oczywiście zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego może dać środowiskom progresywnym wiatr w żagle, jednak nawet jego przegrana nie oznacza końca bitwy o kształt naszej Ojczyzny.

 

 

Michał Wałach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie