3 czerwca 2013

Biskupi zamach stanu

(Fot. K. Wojciechowski/Forum)

Tak się jakoś już utarło, że słowa biskupów podczas procesji w święto Bożego Ciała brzmią jakoś głośniej i dobitniej niż zazwyczaj. I dotyczą zwykle problemów społeczno-politycznych. I jak biskupi uderzają w stół, to nożyce się odzywają. Często bardzo głośno.

 

Największym echem odbiły się chyba słowa kardynała Dziwisza, który powiedział wiele bardzo ważnych rzeczy na temat in vitro czy tzw. związków partnerskich, ale wałkowano głównie ten fragment kazania duchownego, który nie spodobał się Leszkowi Millerowi. To, że szefowi postkomunistów nie przypadło do gustu stwierdzenie, iż Prawo Boże ważniejsze jest niż prawo stanowione, nikogo dziwić nie może. Poprzedniczka jego formacji pisała sobie prawo, jakie się jej żywnie podobało, stworzyła konstytucję, którą poprawiał własnoręcznie sam generalissimus Stalin i skutki tego były, pisząc bardzo delikatnie, opłakane. Opłakane do tego stopnia, że po dziś dzień formacja Millera ma problem z odróżnieniem, kto był katem, a kto ofiarą w mordzie dokonanym na Grzegorzu Przemyku.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Gdyby Prawo Boże było źródłem prawa stanowionego tutaj, na ziemi – a niechby i tylko w naszej III RP – to sprawa byłaby całkiem prosta i zawarłaby się w dwóch słowach: nie zabijaj! Mordercy Przemyka byliby więc zbrodniarzami od samego początku, a mataczący przy sprawie Kiszczak gniłby w lochach i dzwonił łańcuchami (zresztą również i za inne zbrodnie). A wtedy Miller nie miałby problemu z tym, czy za mord odpowiedzialni są czerwoni z jego dawnej (lub niedawnej) partii, czy też tylko szerzej nieznane milicyjne zbiry. A w związku z tym Iwiński nie wyskoczyłby z głupim sprzeciwem wobec uchwały upamiętniającej zabójstwo Przemyka.

 

Problem jednak w tym, że gdyby Prawo Boże było podstawą dla tworzenia polskiego systemu prawnego, to zapewne ani Miller, ani Iwiński nie mieliby politycznej racji bytu. Pan Bóg bowiem, jak mówi mądre przysłowie, nie zawsze rychliwy, ale zawsze sprawiedliwy, a sprawiedliwym jest z pewnością, by pamiętać, że zarówno Miller jak i Iwiński (nazywany przez niektórych „profesorem”) umoczeni byli w PZPR-owskim bagienku po same uszy. Więc może nie siedzieliby prycza w pryczę ze wspomnianym wcześniej Kiszczakiem, ale na pewno nie mieliby szansy udowadniać Polakom jakimi to stali się demokratami w ciągu kilku miesięcy politycznych przemian.

 

Nie dziwota więc, zaznaczmy to po raz kolejny, że Millera przeraziły słowa kardynała Dziwisza, który stwierdził, że „nawet parlament nie jest powołany do tworzenia odrębnego porządku moralnego niż ten, który jest wpisany głęboko w serce człowieka, w jego sumienie”. Przeraziły go do tego stopnia, że na skargę pobiegł do pana prezydenta, który teraz, ho ho, wszystko powinien wyjaśnić i rozstrzygnąć. Rozstrzygnąć tak, by zgoda budowała. W przeciwnym razie mogłoby przecież dojść do zamachu stanu. Biskupiego oczywiście.

 

A samemu Millerowi, który zdążył się już pochwalić tym, że wie, iż są cztery Ewangelie (godna podziwu erudycja), dla ukojenia nerwów proponuję spotkanie z „katolickim” publicystą „Gazety Wyborczej” Janem Turnauem. Ów pan zachwalał w przeddzień Bożego Ciała warszawski „Marsz dla Jezusa”, na którym dominować miał ewangelicki styl i zero partyjnej polityki. To zachwyciło „katolickiego” publicystę. Zapewne zachwyciłoby też Millera.

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie