7 września 2012

Kto zarabia na polskich kibicach?

(Andrzej Placzyński (z prawej) wie, z kim przybić "piątkę". N/z fragment konferencji z okazji przejęcia przez SportFive praw wizerunkowych bokserskiego mistrza Tomasza Adamka. Fot. T. Paczos/Forum)

Jak tak dalej będą postępować, to nie będę miał co komentować’ – żali się „Super Expressowi” Jacek Laskowski, znany komentator sportowy TVP. To nie najnowsze doniesienia tabloidu, a fragment tekstu sprzed 14 lat. Jesienią 1998 roku zacytowałem powyższą wypowiedź w swoim artykule, by opisać to samo, o czym dziś piszą moi młodsi koledzy: mecze eliminacyjne polskiej reprezentacji w piłce nożnej można było oglądać tylko w płatnych, kodowanych telewizjach.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

Jak to się stało, że po ponad dekadzie i wprowadzeniu nowoczesnej, bezpłatnej telewizji cyfrowej wraca problem braku otwartych transmisji meczów z udziałem reprezentacji najpopularniejszej w naszym kraju dyscypliny sportu? Kto za tym stoi?

 

Czternaście lat temu prawa do transmitowania meczów kadry narodowej wykupiły dwie prywatne, satelitarne telewizje: Wizja TV i Canal+. Ta ostatnia zapewniła też sobie wcześniej na wyłączność licencję na pokazywanie rozgrywek piłkarskiej ekstraklasy. Oglądać je można było po zakupie zestawu satelitarnego i wykupieniu abonamentu. Gdy opisałem, jak wiele wydarzeń sportowych z udziałem polskich reprezentacji i drużyn klubowych można zobaczyć tylko za dodatkową (poza abonamentem) opłatą, rozpętała się burza. Późną jesienią 1998 roku posłowie szybko uchwalili poprawkę do ustawy o radiofonii i telewizji, nakazującą transmitowanie spotkań polskich reprezentacji narodowych w ogólnodostępnych, niekodowanych telewizjach. Kibice odetchnęli, aż do teraz.

 

Ostatnio bowiem Telewizja Polska pokłóciła się o pieniądze z firmą SportFive, do której należą prawa do transmisji wszystkich spotkań naszej futbolowej reprezentacji – rozgrywanych w Polsce lub tych, których organizatorem jest PZPN. W końcu SportFive zdecydował się pokazać dwa najbliższe mecze polskich piłkarzy w technologii pay-per-view, czyli „zapłać [za konkretny program] i oglądaj”. Koszt obejrzenia zmagań futbolistów z Czarnogórą i Mołdawią firma wyceniła na 20,00 złotych za każdy mecz. I wbrew temu, co piszą media, jest to złamanie polskiego prawa. Poprawka z 1998 roku wyraźnie nakazuje pokazywanie spotkań reprezentacji nie tylko w ogólnodostępnych stacjach, ale także w pasmach niekodowanych i bez dodatkowych opłat. W końcu ówczesna Wizja TV, czy Canal+ też były ogólnodostępnymi telewizjami – każdy mógł zapłacić abonament, zainstalować „satelitę” i mógł oglądać mecz. Teraz  też „wystarczy” co nieco wyłożyć z własnej kieszeni i można oglądać kodowaną transmisję. Ponadto odbiorcy naziemnej telewizji cyfrowej nie mogą korzystać z systemu pay-per-view. Trzeba mieć albo abonamentową telewizję cyfrową albo kablówkę.

 

W ostatniej chwili (mecz z Czarnogórą zaplanowano na piątek 7 września) KRRiT ogłosiła komunikat w tej sprawie, dając do zrozumienia, iż pokazywanie spotkań kadry w systemie odpłatnym jest niezgodne z prawem. Wspomniała o możliwości nałożenia kar na te platformy cyfrowe i kablówki, które zdecydują się pokazać zakodowaną transmisję. Cyfra+ i platforma „n” w ostatniej chwili przestały oferować zakup meczu i ostatecznie wycofały się z zamiaru przeprowadzenia transmisji. Jednak Cyfrowy Polsat i sieci kablowe nie przejęły się stanowiskiem KRRiT. Dlaczego SportFive uchodzi więc płazem nieprzestrzeganie ustawowego zapisu? Być może  wytłumaczeniem jest przeszłość szefa polskiego oddziału tej firmy.

 

 

Głowa do interesów

Andrzej Placzyński, prezes SportFive Polska był w latach 80. ubiegłego wieku etatowym oficerem wywiadu PRL. Jako porucznik Andrzej Kafarski rezydował w Wiedniu, pełniąc funkcję wiceszefa tamtejszego Instytutu Polskiego. Jego wydział SB był wydzieloną jednostką do zadań specjalnych. Według historyków z IPN, uczestniczył w najtrudniejszych grach operacyjnych PRL-owskiego wywiadu. Jak ujawnił w 2005 roku tygodnik „Wprost”, porucznik Kafarski vel Placzyński zajmował się inwigilacją Stolicy Apostolskiej i Kościoła katolickiego. Jego PRL-owskie nazwisko znajduje się m.in. w aktach sprawy dominikanina ojca Konrada Hejmo. To do Placzyńskiego spływała część informacji dotycząca pracy agenta o pseudonimach „Hejnał” i „Dominik”. Część notatek operacyjnych była przezeń podpisywana.

 

Działalność wywiadowcza dzisiejszego szefa SportFive oficjalnie ustaje wraz z końcem PRL. Na początku lat 90. Placzyński handluje już prawami telewizyjnymi do meczów polskich klubów piłkarskich. Chodzi głównie o rozgrywki europejskich pucharów z udziałem naszych drużyn. Jak to się stało, że „as” PRL-owskiego wywiadu przemienia się w ustosunkowanego menadżera i to w szwajcarskiej spółce SportFive? Skąd u niego znajomości w polskiej piłce i mediach elektronicznych? Skąd wiedza o zasadach rządzących handlem prawami telewizyjnymi i przy tym znajomość międzynarodowego prawa autorskiego (w Polsce miał wówczas miejsce szalony okres chronionego przepisami piractwa)? Tej tajemnicy Placzyński nie zdradza.

 

Dyskrecja zapewniona

Podobnie niewiele wiadomo o jego działalności w czasach PRL. W każdym bądź razie Andrzej Placzyński na początku lat 90. to SportFive, polska piłka nożna i telewizje. I w tym trójkącie były oficer wywiadu porusza się jak ryba w wodzie. W latach 90. polskie kluby piłkarskie na własną rękę sprzedawały prawa do swoich spotkań, a walczyły o nie trzy firmy: międzynarodowy potentat UFA Sports, SportFive, czyli Placzyński oraz Go&Goal, którą reprezentował u nas Zbigniew Boniek. SportFive, był wtedy małą firmą, zarejestrowaną w Szwajcarii, ale działającą głównie na rynku niemieckim. 40-letni wówczas biznesmen odnosi niewątpliwe sukcesy. Konkurencję pozostawia daleko w tyle. Wkrótce kierowana przez niego firma przejmuje od PZPN prawa do meczów polskiej reprezentacji. I już nie odpuszcza. Współpraca Placzyńskiego z kolejnymi szefami polskiej federacji i zarabianie pieniędzy na transmisjach spotkań naszej kadry trwa więc już prawie dwie dekady. Tajemnicze dekady, bowiem umowy między SportFive a PZPN są tajne. Ujawniane są tylko ogólniki. W 2005 roku wybuchła afera, gdy prasa opisała, że TVP kierowana przez Roberta Kwiatkowskiego, człowieka prezydenta Kwaśniewskiego zapłaciła spółce Placzyńskiego 15 mln dolarów, czyli około 45 mln złotych za możliwość pokazywania przez sześć lat spotkań polskiej reprezentacji. W 2009 roku SportFive podpisał z Grzegorzem Lato, szefem PZPN kolejny już kontrakt na prawa do meczów polskiej reprezentacji i rozgrywek Pucharu Polski. Do tego spółka Placzyńskiego przejęła wszystkie inne prawa do wizerunku polskiej kadry narodowej. Jak ktoś chce ją sponsorować lub chociaż się zareklamować na biletach, musi załatwiać wszystko z Placzyńskim i płacić SportFive. Ta z kolei co roku wypłaca PZPN 6 mln euro, czyli od 24 do 27 mln złotych w zależności od kursu. Umowa jest podpisana na 10 lat. Porównajmy to z kwotą, jakiej SportFive żądała teraz od TVP za pokazanie zaledwie dwóch spotkań kadry – 14 mln złotych. Sam Placzyński mediom opowiada teraz, że to o 40 procent mniej niż telewizja zapłaciła za wcześniejsze mecze polskich piłkarzy. Jeśli jeden mecz eliminacyjny do MŚ „wart” jest 7 mln złotych, to przed EURO 2012 państwowa stacja płaciła za jedno spotkanie, według słów samego Placzyńskiego, coś około 12 mln złotych. Wystarczyły transmisje dwóch meczów polskiej kadry i SportFive spłacił PZPN, reszta to już czysty zysk firmy kierowanej przez byłego oficera wywiadu. Trudno odmówić mu zmysłu do interesów i skuteczności? Jednak dlaczego teraz zdecydował się na sprzedaż spotkań w systemie pay-per-view?

 

 

Bilans dodatni

Polska spółka SportFive została oficjalnie zarejestrowana w 1997 roku. Z kolei SportFive International, właściciel krajowej spółki, jest zarejestrowana w Szwajcarii. Od kiedy? Sama firma milczy o dacie rozpoczęcia działalności, jednak w latach 90. miała związki z koncernem RTL i głównie działała na rynku niemieckim. Zresztą i dziś to jej główny rynek. O tym, że faktyczne kierownictwo tej firmy znajduje się w Niemczech świadczy fakt, iż wszystkie komunikaty prasowe na stronie SportFive International są dostępne tylko w języku niemieckim i na podstronie internetowej właśnie niemieckiego oddziału spółki. W 2006 roku szwajcarską firmę kupił za 836 mln euro francuski, potężny koncern medialny – Legardere. Od tego czasu firma zaczęła międzynarodową ekspansję wykraczającą poza piłkę nożną. SportFive ma m.in. prawa do transmisji na Europę najbliższej zimowej olimpiady w Soczi i letnich Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. Być może więc to niemieccy koledzy Placzyńskiego nakazali postawienie w końcu na system pay-per-view. A być może to mocodawcy z dawnej „firmy” Kafarskiego chcą zrobić „kuku” rządowi Donalda Tuska, bowiem wściekłość części kibiców uderzy w rządzących. Na kodowanym sposobie transmisji SportFive nie straci, a może zarobić. Z 20 złotych za jeden mecz do spółki trafi prawdopodobnie połowa, czyli 10 złotych. Drugą połówkę wezmą stacje pokazujące spotkanie w tym systemie. By SportFive dostała „swoje” 7 mln zł mecz musi wykupić 700 tys. abonentów. Jest to do osiągnięcia. Cyfrowy Polsat chwali się 3,5 mln abonentów, klientów kabłówek, takich jak Multimedia czy UPC też można liczyć w milionach. Nawet jeśli tylko połowa z tej ilości osób zapłaci to i tak SportFive nie straci. W końcu swoją dolę PZPN-owi SportFive już zapłacił, a na kilku meczach sprzedanych TVP wcześniej, zarobił na czysto.

 

Dariusz Kos

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie