27 lipca 2015

Kto przepędzi czerwone upiory z Kambodży?

Chociaż postkomunistyczne elity w Kambodży wiedzą jak utrzymywać władzę, społeczeństwo próbuje poradzić się z upiorami własnej historii. Zbrodniarze realizujący marksistowsko-leninowsko wizję doczesnego „raju” na ziemi trafiają za kratki, a ich procesami żyje cały kraj. Pod tym względem Kambodża wyprzedza… Polskę, fundującą czerwonym oprawcom uroczyste pogrzeby.

 

27 czerwca br. w wikariacie apostolskim Phnom Penh wyświęcono nowego kapłana ks. Pierre’a Sok Na. Wikariusz Apostolski Olivier Schmitthaeusler MEP wyraził Bogu wdzięczność całego kambodżańskiego Kościoła za ten wielki dar. Od 2001 roku w Phnom Penh posługę kapłańską zaczęło trzech rdzennych Kambodżan. Dla wiernych jest to „obiecujący znak”, tym bardziej, że we wrześniu br. trzech seminarzystów rozpoczęło drugi rok studiów, a trzech kontynuuje studia na trzecim roku. Oprócz kapłanów wzrasta też liczba wiernych. Konwersje i chrzty katechumenów nie są już tabu, i co najważniejsze nie powodują krwawych represji i prześladowań. A nie zawsze tak było.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Niedawno rozpoczął się proces beatyfikacyjny 35. męczenników kambodżańskich (pochodzących z Francji, Kambodży i Wietnamu), zamordowanych przez reżim Pol Pota w latach 1975-1979. Czerwoni Khmerowie w cztery lata wymordowali 25 proc. kambodżańskiego społeczeństwa, realizując w ten sposób wizję marksistowsko-leninowskiego „raju”. Ale ten ważny dla całego narodu proces ruszył nieformalnie już w maju 2000 w Taing Kauk z inicjatywy Ojca Świętego Jana Pawła II. To dla wiernych miejsce szczególnie, ponieważ właśnie w tej wiosce szukali schronienia represjonowani przez wyznawcy Chrystusa. Tam też wielu z nich poniosło śmierć z rąk maoistycznych siepaczy.

 

Komunistyczne termity


Kambodża jest jednym z wielu nieszczęsnych przykładów tego, co rewolucja komunistyczna czyni z zastanym światem wartości. To również tragiczny przykład trafności tezy prof. Plinio Corrêa de Oliveiry na temat chwilowego „tryumfu miernot”, który w jednym ze swoich felietonów naszkicował ciekawą koncepcję „ludzi-termitów” (zob. „Polonia Christiana”, nr 44/2015). Katolicki myśliciel pisał w następujący sposób: „Dla miernot wszystko, co wielkie i godne szacunku ze względu na swoją przeszłość oraz to, co wspaniałe ze względu na czekającą je przyszłość, jest denerwujące. Krótko mówiąc, wszystko, co wykracza poza ramy codzienności – czyli: poświęcenie, dzielność, talent, wyrafinowana subtelność i tym podobne sprawy – przyprawia ich o mdłości. Koniecznie zatem trzeba położyć kres wszystkiemu, w czym odbija się choćby cień powyższych rzeczy; trzeba wyeliminować wszystkich, którzy przejawiają podobną postawę w swych manierach, języku, sposobie bycia i prowadzenia”.

 

Kwitnąca cywilizacja Półwyspu Indochińskiego szybko padła pod ciosami czerwonego zła. W miejsce świata monarchii i wysokiej kultury, komunistyczne termity zarządziły stalinowski terror, który kosztował życie niemal dwóch milionów ludzi. Ludobójstwo pochłonęło także życie wielu chrześcijan (ok. 20 tysięcy, wciąż anonimowych męczenników). Dziś, pamiętając o kontekście geopolitycznym, w Kambodży dokonuje się swoisty cud zmartwychwstania. Dalej mamy do czynienia z reżimem postkomunistycznym, ale w porównaniu do bliższych i dalszych sąsiadów Kambodża zdecydowanie wysuwa się na prowadzenie w kwestii swobód religijnych. Oczywiście, uwzględniając azjatycki kontekst. Wystarczy wspomnieć, że tymi bliższymi i dalszymi ideologicznymi „sąsiadami” są Chińska Republika Ludowa, Wietnam, Laos, czy odległa geograficznie Korea Północna.

 

Kambodża pozostaje swoistym fenomenem. Od lat 90. Kościół katolicki posiada zagwarantowaną formalnie i realizowaną praktycznie wolność praktykowania religii, chociaż chrześcijaństwo to zaledwie maleńka wysepka światła w buddyjskim społeczeństwie (0,2 proc. populacji). Kambodża jest także fenomenem pod innymi względami. Zbrodniarze komunistyczni, są – co ciekawe – produktem francuskim: zaczynając od głównego ludobójcy własnego narodu, czyli Pol Pota. Krwawy dyktator (z wykształcenia nauczyciel) studiował w Paryżu i tam, w latach 50. został radykalnym lewakiem studiującym marksizm i leninizm w ramach działalności Francuskiej Partii Komunistycznej. Inni zbrodniarze szkoleni byli w Związku Sowieckim.

 

Komunizm dotarł tu zatem dość specyficzną drogą, a to jeszcze jeden grzech kolonialnej i zsekularyzowanej Francji, która dość łatwo wyzwoliła się z odpowiedzialności za swoje zbrodnie dokonywane w Afryce, Azji i Europie. Wspomnę też przy okazji o guru ateistów i lewaków, filozofie egzystencjalistycznym Jean Paulu Sartrze (de facto inteligentnym plagiatorze koncepcji filozoficznych Martina Heideggera), opiewającym wielkość Stalina, Mao i kubańskich ludobójców. Jego proradzieckie sympatie w epoce rewolucji kulturowej nie były dla nikogo szokiem, przeciwnie – wywoływały szacunek i entuzjazm u rodaków uformowanych przez rewolucję kulturalną. Kolejną niespodzianką jest fakt, że Kambodża próbuje uporać się z upiorami własnej historii. Zbrodniarze wojenni przetrzymywani są w więzieniach, sądy skazują ludobójców prawomocnymi wyrokami. Rzadka to praktyka.

 

Chcę być dobrze zrozumiany. W żadnym wypadku nie gloryfikuję reżimu kambodżańskiego. Pomijam takie skandale, jak bezprawne, a właściwie niezgodne z prawem kambodżańskim aresztowania aktywistów i działaczy na rzecz praw człowieka. Na przykład w ostatnich dniach milicja aresztowała protestujących przed parlamentem ekologów domagających się wstrzymania destrukcyjnych dla środowiska naturalnego i mieszańców prac wietnamskiej firmy „Rainbow International” w regionie Koh Kong. Państwem od 34 lat włada Kambodżańska Partia Ludowa (wcześniej Kampuczańska Partia Ludowo-Rewolucyjna), a na jej czele stoi Hun Sen. We wrześniu 2013 roku, pomimo protestów opozycji, oskarżeń o fałszerstwa wyborcze, gwałtownych demonstracji na ulicach Phnom Penh, brutalnej ich pacyfikacji przez milicje i bezpiekę, Hun Sen po raz piąty z rzędu zapewnił sobie fotel premiera. Reżim nie dopuścił wówczas żadnych obserwatorów do śledzenia przebiegu wyborów. Bieda, bezrobocie, korupcja, wysoka przestępczość, to także codzienne problemy tego kraju Trzeciego Świata. W styczniu 2014 roku w wyniku potężnych protestów robotników wyzyskiwanych i pracujących za grosze w sektorze odzieżowym, milicja zaczęła strzelać do demonstrantów. Były ofiary śmiertelne. Rok wcześniej także. Za rok pewnie też tak będzie. Słowem władza postkomunistyczna wie jak utrzymać się na powierzchni.

 

Sprawiedliwość po kambodżańsku


Procesy ludobójców z epoki czerwonego terroru są faktem, chociaż ciągną się opieszale i wywołują gorącą dyskusję dotyczącą kompetencji urzędników. Sędziowie, którzy będą wydawać wyroki na zbrodniarzy zaangażowanych w ludobójstwo, są dziś w centrum uwagi, zarówno ofiar, jak i sprawców. Ofiary reżimu oskarżają urzędników o korupcję, braki w wykształceniu (lub o szkolenie jakie przeszli swego czasu w Moskwie), inni podkreślają, że macki reżimu ciągle jeszcze działają i mają wpływ na decyzje jakie są podejmowane w ramach procesów, a także, że wysłannicy komunistów będą zastraszać świadków. Zaś główni oskarżeni postrzegają siebie jako ofiary twierdząc, że musieli wykonywać polecenia służbowe jakie zlecili im przełożeni. Niemniej trzeba dostrzec „powiew zmian”, którego nie odczuwają obywatele innych komunistycznych dyktatur totalitarnych w regionie. Próba osądzenia sprawców została podjęta. Nie jest to raczej fasada, o czym świadczy fakt, że w sierpniu 2014 roku Trybunał w Kambodży skazał dwóch przywódców Czerwonych Khmerów – Khieu Samphana i Nuon Chea – na dożywotnie więzienie za zbrodnie jakich dokonali w latach 70. Spektakularne skazanie 83-letniego Khieu Samphana, przywódcy komunistycznego państwa oraz 88-letniego Nuon Chea, szefa aparatu propagandy, wywołało euforię w narodzie.

 

Inni znaleźli się dawniej w więzieniach, jak zmarły w 2006 roku ludobójca Ta Mok. Niestety wielu bandytów żyje ciągle na wolności, korzystając z amnestii z 1993 roku. Ofiary i rodziny zamordowanych domagają się ciągle sprawiedliwości, a ich głos został usłyszany. Na wniosek samych władz Kambodży 12 lat temu ONZ zdecydowała, że ludobójstwo Czerwonych Khmerów kwalifikuje się do uznania go jako zbrodni, którą powinny się zająć niezależne zarówno od ONZ, jak i od sądów kambodżańskich Nadzwyczajne Izby Sądów Kambodży. Proces beatyfikacyjny męczenników epoki Czerwonych Khmerów jest ważnym momentem we współczesnej historii kraju.

 

Na koniec dwa pytania związane z poruszonym w tym artykule kambodżańskim tematem. Po pierwsze, czy Polska doczeka się nareszcie osądzenia komunistycznych zbrodniarzy? Czerwoni generałowie Wojska Ludowego, oficerowie i pracownicy SB żyją, jak wiemy dostatnio i nikt nie budzi ich ze spokojnego snu w III RP. Co gorsza, państwo polskie organizuje mordercom i katom pogrzeby z honorami na koszt podatników.

 

Po drugie, czy instytucje międzynarodowe kiedykolwiek zauważą polską historię i jej tragedię, i czy pomogą nam w dochodzeniu naszej sprawiedliwości? Trochę to niepokojące, że wzorem postępowania z bandytami komunistycznymi może być dla nas Kambodża, bo choć wielu z nich wciąż czeka na osądzenie, to w odróżnieniu od naszej „sądowniczej sprawiedliwości” niektórzy z nich poszli dożywotnio siedzieć, a zmarłym bandytom nikt nie organizuje hucznych pochówków za pieniądze podatników, czyli tych, którzy doznali krzywd w okresie czerwonej zagłady.

 

 

Tomasz M. Korczyński




Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie