6 grudnia 2017

Kto i po co gra dzisiaj aneksem WSI?

Bardzo możliwe, że prezydent Duda po tym jak zerwał pępowinę łączącą go z Jarosławem Kaczyńskim potrzebuje jakichś sojuszników. Oczywiście „stare kiejkuty” mu się stręczą, ale on też musi mieć na nich jakieś haki i istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że w aneksie one się znajdują. W związku z tym, jeśli dzisiaj ktoś pyta: dlaczego aneks nie został jeszcze opublikowany, to odpowiadam: z agenta zdemaskowanego już nie ma żadnego pożytku. Natomiast agenta niezdemaskowanego można eksploatować aż do śmierci i prezydent Duda doskonale o tym wie – mówi w rozmowie z PCh24.pl red. Stanisław Michalkiewicz.

  

Czytał Pan sporządzony przez Antoniego Macierewicza i jego zespół raport dotyczący likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych?

Wesprzyj nas już teraz!

Tak.

 

Pan również odniósł wrażenie, jak wiele innych osób, które zapoznały się z jego treścią, że tak naprawdę „nic w nim nie ma”?

Nie zgadzam się z tego typu stanowiskiem. Wiele osób wiedziało, że WSI nie zajmowały się pracą dla państwa polskiego, tylko załatwianiem własnych interesów, co bardzo szczegółowo opisano w raporcie. Nie zmienia to jednak faktu, że dla mnie patologie Wojskowych Służb Informacyjnych, jakie przedstawił Antoni Macierewicz wraz ze swoim zespołem nie stanowiły żadnego zaskoczenia, ponieważ sam już wcześniej o wielu z nich mówiłem i pisałem.

 

Jakie interesy ma Pan na myśli?

Zarówno materialne i polityczne. Na przykład: było tajemnicą poliszynela, że Wojskowe Służby Informacyjne pasożytują na różnych spółkach skarbu państwa, m.in. na Polskich Liniach Lotniczych LOT, który wiele osób uważało za powszechne żerowisko Wywiadu Wojskowego.

 

Jak wiadomo LOT przez lata był zasilany przez kolejne rządy w Warszawie w ramach tzw. pomocy publicznej na co wyraziła zgodę nawet sama Unia Europejska. Żeby było „zabawniej”: swego czasu szefem rady nadzorczej Polskich Linii Lotniczych był wybitny znawca lotnictwa, „podziemnego” oczywiście, czyli sam Władysław Bartoszewski.

 

Żeby było jeszcze „zabawniej”, mimo ogromnych środków, jakie państwo polskie pompowało w Polskie Linie Lotnicze, to przez lata znajdowały się one na skraju bankructwa i upadłości. Gdy jednak została odcięta budżetowa kroplówka finansowa, a tzw. ludzie WSI wyeliminowani z interesu, to wówczas okazało się, że LOT jest w rzeczywistości spółką niezwykle intratną, przynoszącą ogromne zyski, potrafiącą się doskonale rozwijać i konkurować z największymi konkurentami na świecie.

 

Drugi przykład to oczywiście afera Amber Gold. Taki przekręt nie byłby możliwy do przeprowadzenia bez parasola ochronnego, który Wojskowe Służby Informacyjne rozpięły nad panem Marcinem P., jego żoną, współpracownikami etc. Trudno wyobrazić sobie bowiem, żeby wszyscy sędziowie, prokuratorzy i przedstawiciele władz zginali się w pokłonach przed jakimś osiedlowym rzezimieszkiem z Gdańska. Tego typu tłumaczenia są przeznaczone dla naiwniaków.

 

Na czym z kolei polegało, wspomniane przez Pana, załatwianie przez WSI interesów politycznych?

Przede wszystkim na werbowaniu kolejnych agentów.

 

Dzięki zwerbowaniu agentów w sądach czy prokuraturze, dzięki obsadzeniu swoimi ludźmi kluczowych segmentów gospodarki, mediów, przemysłu rozrywkowego etc. włodarze WSI mieli niemal nieograniczone możliwości przez co Rzeczpospolita Polska stała się ich prywatnym folwarkiem. Teraz to wszystko wychodzi.

 

Skoro, jak Pan powiedział, wiele osób wiedziało, czym jest w rzeczywistości WSI i jakie interesy są tam załatwiane, to dlaczego od 10 lat trwa dyskusja na temat legendarnego już aneksu do raportu o likwidacji WSI? Skąd to przeświadczenie, że wraz z jego upublicznieniem będziemy, mówiąc kolokwialnie, wiedzieć już wszystko?

Absolutnie nie chodzi o to, żeby wszystko wiedzieć. Moim zdaniem „gra o aneks” polega na czymś zupełnie innym.

 

Należy pamiętać, że pierwotnie aneks miał zostać opublikowany, ale z inicjatywy śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego została znowelizowana ustawa „Przepisy wprowadzające ustawę o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służbie Wywiadu Wojskowego”. Nowelizacja ta została zmasakrowana przez Trybunał Konstytucyjny przez co odpadła podstawa prawna dotycząca publikacji aneksu. Jestem przekonany, że o to właśnie chodziło, ponieważ w rezultacie tej akcji w przeddzień wyborów prezydenckich aneks należał do wyłącznej dyspozycji prezydenta Kaczyńskiego.

 

Pan prezydent Kaczyński dał zresztą do zrozumienia, że doskonale zna zawarte w nim informacje, mianowicie zwrócił się do pani redaktor Moniki Olejnik jej pseudonimem operacyjnym „Stokrotka”. Ona się tego zupełnie nie spodziewała, więc podniosła wielki lament. Lech Kaczyński próbował załagodzić sprawę i następnego dnia posłał jej kwiaty. Mleko się jednak rozlało a zainteresowani, których nazwiska najprawdopodobniej pojawiają się w aneksie dostali sygnał, że nie jest tak dobrze, jak im się wydawało.

 

Nadszedł 10 kwietnia 2010 roku, a następnie w Pałacu Prezydenckim zagościł Bronisław Komorowski…

Pamiętajmy, że pan marszałek Komorowski przejął obowiązki prezydenta na podstawie komunikatu podanego w telewizji TVN przez panią redaktor Justynę Pochanke. Wysłana przez niego do Pałacu Prezydenckiego ekipa zrobiła bardzo wiele, aby odnaleźć właśnie aneks do raportu o WSI.

 

Z tego co słyszałem, dopiero o godzinie 23:00 tego tragicznego dnia okazało się, że poszukiwany dokument znajduje się w kasie pancernej szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego – pana Aleksandra Szczygły, który zginął w katastrofie smoleńskiej.

 

Pełniący obowiązki prezydenta Bronisław Komorowski trochę się jednak krępował wręczenia późno w nocy generałowi Koziejowi nominacji na stanowisko szefa BBN-u, więc wstrzymał się z tym do porannych godzin 11 kwietnia.

 

Po wręczeniu nominacji gen. Koziej przybył na miejsce, zażądał otwarcia sejfu, z którego zabrał aneks.

 

Teraz zaś aneks jest w rękach prezydenta Dudy.

Bardzo możliwe, że prezydent Duda po tym jak zerwał pępowinę łączącą go z Jarosławem Kaczyńskim potrzebuje jakichś sojuszników. Oczywiście „stare kiejkuty” mu się stręczą, ale on też musi mieć na nich jakieś haki i istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że w aneksie one się znajdują. W związku z tym, jeśli dzisiaj ktoś pyta: dlaczego aneks nie został jeszcze opublikowany, to odpowiadam: z agenta zdemaskowanego już nie ma żadnego pożytku. Natomiast agenta niezdemaskowanego można eksploatować aż do śmierci i prezydent Duda znakomicie o tym wie.

 

Z kolei minister Macierewicz chciałby, żeby aneks o likwidacji WSI został udostępniony Służbie Kontrwywiadu Wojskowego, ponieważ jest mu to potrzebne do przeprowadzenia kuracji przeczyszczającej w wojsku i tajnych służbach.

 

Pamiętajmy jednak, że pan minister Macierewicz sporządzał ten aneks, więc wie co się w nim znajduje, ale nie może się tą wiedzą podzielić, ponieważ zostałby oskarżony i skazany za zdradę tajemnicy państwowej.

 

Wielu komentatorów podkreśla, że Antoni Macierewicz byłby idiotą, gdyby nie miał kopii oraz kopii-kopii aneksu o likwidacji WSI.

Nawet jeśli tak jest to minister Macierewicz nigdy się do tego nie przyzna, ponieważ automatycznie przyznałby się do popełnienia przestępstwa. Jeśli jednak faktycznie Antoni Macierewicz posiada taką kopię i wie o wszystkich to co trzeba no to nie przejmuje się szczekaniem redaktora Tomasza Piątka i innych ludzi jego pokroju, a my widzimy tego efekty, chociażby w postaci dymisji generałów, których Macierewicz wywalił tylu, że spokojnie starczyło by ich na trzy Wojskowe Rady Ocalenia Narodowego, co zresztą nie jest wykluczone patrząc chociażby na to jak szefowi MON odgraża się generał Rózański.

 

Czy istnieje prawdopodobieństwo, że Bronisław Komorowski, który przez wiele osób jest przedstawiany jako polityk zapewniający przez wiele lat ludziom Wojskowych Służb Informacyjnych parasol ochronny mógł dokonać „wyczyszczenia” aneksu, żeby usunąć z niego wszystkie „niewygodne informacje”?

Wszystko jest możliwe, ale ze względu na to, o czym przed chwilą wspominałem na temat „cudownego rozmnożenia” aneksu, to wydzieranie kartek czy też usuwanie z niego jakichkolwiek informacji mogłoby okazać się bardzo niebezpieczne.

 

Jeżeli doszłoby do sytuacji, że prezydent Duda spełniłby prośbę ministra Macierewicza i udostępnił aneks, nawet ten ewentualnie wytrzebiony przez byłego prezydenta Komorowskiego, Służbie Kontrwywiadu Wojskowego to ta porównując egzemplarz aneksu dostarczony przez prezydenta z kopią, w której posiadaniu najprawdopodobniej jest Antoni Macierewicz mogłaby powiedzieć: zaraz, zaraz – tutaj brakuje połowy zawartości!

 

Wówczas nie pozostałoby nic innego jak wzięcie takiego delikwenta za łeb i wsadzenie go do lochu.

 

Jak oceniłby Pan ewolucję stanowiska na temat publikacji aneksu, jaka miała miejsce u Jarosława Kaczyńskiego, który przez ostatnie lata mówił, że trzeba go odtajnić, a teraz zaś, że byłby to wielki błąd i nie należy tego robić?

Jarosław Kaczyński również chce wykorzystać aneks do rozgrywki politycznej na zasadzie kija i marchewki. Jestem przekonany, że prezes Prawa i Sprawiedliwości również posiada wiedzę na temat tego, co znajduje się w aneksie, co mu daje możliwość manipulowania rozmaitymi dygnitarzami i „autorytetami moralnymi”. Na tym to właśnie polega w naszym nieszczęśliwym kraju.

 

Bardzo możliwe, że po wybuchu „wojny na górze” między Jarosławem Kaczyńskim a prezydentem Andrzejem Dudą tak diametralna zmiana stanowiska w sprawie publikacji aneksu do raportu o likwidacji WSI przez prezesa PiS może być swoistą ofertą dla starych kiejkutów: dochodzimy do jakiegoś kompromisu albo zaczynamy wojnę totalną. Jarosław Kaczyński zdaje sobie bowiem sprawę, że po wolcie prezydenta nie jest już wszechmocny. Kiedyś prezydent skrupulatnie wykonywał wszystkie dyrektywy, jakie szły z ul. Nowogrodzkiej. Teraz zaś Jarosław Kaczyński musi szukać jakichś kompromisów.

 

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Tomasz D. Kolanek

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie